Gorąco…
Słońce bombardowało promieniami
rozległą plażę, piasek odbijał jego promienie i z całych sił pragnął chyba
pozbawić wzroku wrażliwe wampirze oczy. Blada skóra zdawała się płonąć, głowa
bolała, ciało ledwie słuchało właścicielki. Człowiekowi lubiącemu typowo letnią
pogodę bardzo by się taki dzień spodobał, ale tym, którzy mają liczne geny
„krwiopijców”, marzyła się jedynie ochłoda.
Mariko westchnęła. Sama właściwie nie wiedziała, co robi na
plaży niedaleko domku letniskowego, w dodatku w tak upalny dzień. Miała
wrażenie, że zaraz zemdleje, ale z jakiegoś powodu wciąż utrzymywała
przytomność. Była jednakże zdecydowanie skołowana, wszystko wydawało się jakieś
dziwnie nierzeczywiste.
Nie mając siły na dłuższe utrzymywanie się na nogach, usiadła
na rozpalonym piasku, odpowiednio układając sukienkę. Rozejrzała się dookoła -
w zasięgu wzroku nie zauważyła żywej duszy, co wydawało jej się dziwne, jako iż
na wakacje zawsze przyjeżdżała tu z kimś z rodziny. Z rodzicami, kuzynostwem… Teraz
jednak wyglądało na to, że jest sama jak palec.
Może to i dobrze, przeszło
jej przez myśl. Mogła w spokoju pomyśleć, odpocząć. Gdyby tylko nie to prażące
słońce…
Ze zdumieniem zauważyła, iż ognista kula jak na zawołanie chyli
się ku zachodowi. Działo się to znacznie szybciej niż powinno, zdecydowanie.
Zdziwiona, ale zadowolona, przyglądała się z zainteresowaniem temu zjawisku.
Odczuwszy zaś przyjemny chłodek zmierzchu, położyła się na plecach,
nieświadomie przebierając palcami w piasku. Nie myślała o tym, że się pobrudzi
czy cokolwiek w tym rodzaju. Ogarnęła ją błoga pustka i obojętność, których tak
niezwykle mocno w ostatnich czasach potrzebowała…
Odpoczywała w ten sposób przez jakiś czas, leżąc na plaży z
zamkniętymi oczyma, wsłuchując się w uspokajający szum oceanu i odgłosy
wydawane przez morskie ptaki.
W pewnym jednak momencie wyczuła czyjąś obecność. Zaskoczona,
podniosła się do pozycji siedzącej, niejako wyrwana z transu.
Stał na wprost niej, tuż przed linią oceanu, jego sylwetka
odcinała się na tle księżyca i gwiazd, których w tym miejscu widać było wręcz
miliony.
Poderwała się na równe nogi. Skąd Kaname wiedział o tym
miejscu? Dlaczego tu przybył? Te i wiele innych pytań kłębiło się w umyśle
Mariko, jednakże na żadne z nich nie umiała w tej chwili odpowiedzieć.
Stwierdziła zresztą, że to ją nie interesuje. Chcąc nie chcąc, mając wyrzuty
sumienia, ucieszyła się na widok Kurana. Od pewnego czasu był stałą częścią jej
życia, czy tego chciała, czy nie. Zajmował w jej sercu ważne miejsce, choć nigdy
go do niego nie zapraszała.
W duchu jęknęła, mając świadomość, że w tej scenerii Kaname
prezentuje się wręcz bosko. Ta jego nieodłączna aura tajemniczości i
niedostępności zdawała się idealnie komponować z nocnym widokiem znad oceanu.
Delikatny wiatr unosił jego ciemnobrązowe włosy, a oczy wydawały się niemal
czarne, jednak nie wrogie, lecz tradycyjnie pełne melancholii i tego
niezrozumiałego smutku…
Na ułamek sekundy w jej głowie pojawiła się wyraźna myśl: ja go kocham.
Szybko się jej pozbyła, nie chcąc przyznać się przed samą sobą
do swych dziwnych emocji. Nie powinna odczuwać czegoś takiego do tej osoby,
która tak wiele namieszała w życiu jej rodziny…
Zauważyła, że od kilku sekund niczym w transie powoli idzie w
stronę mężczyzny. Gdy była już dość blisko, zdało jej się, iż widzi w jego
brązowych oczach jakiś błysk… Tak bardzo jej się podobał! Zapomniała już o
całym świecie, o wszelkich problemach, o każdej bliskiej jej osobie. Byli tylko
oni…
Nie wiedzieć czemu, nie stresowała się. Wydawało jej się to
niepojęte, ale tak właśnie było. Wiedziała doskonale, że jej matka w podobnych
chwilach ledwo stała na nogach z powodu niepewności, ona zaś czuła dziwną siłę
promieniującą jak gdyby z głębi serca i rozprzestrzeniającą się na całe
otoczenie.
- Mariko - szepnął, a jej serce wywinęło salto z radości, kiedy
to usłyszała. Po raz pierwszy nazwał ją imieniem, zawsze zwracał się do niej
per Rosie.
Uśmiechnęła się, a na jej twarzy malowało się bezgraniczne
oddanie. Miała wrażenie, że zrobi dla Kaname wszystko, jeśli tylko w podzięce z
jego strony mogłaby otrzymać uśmiech bądź usłyszeć pochwałę z jego ust.
Na jego wargach zatańczył ledwo widoczny uśmiech. Wyciągnął
prawą dłoń i delikatnie dotknął nią jej lewego policzka. Mając świadomość, że
przeżywa właśnie najpiękniejsze chwile w życiu, Mariko przysunęła się do niego.
Nie czuła skrępowania, musiała wykorzystać ten cudowny nastrój. Ujęła rękę
Kurana i mocniej przycisnęła ją do swego policzka. Wtedy on subtelnie złapał
jej dłoń, by po chwili złożyć na jej wierzchu pocałunek, patrząc jej przy tym
głęboko w oczy. Oddychała przyspieszonym rytmem, serce wariowało, myśli
wirowały w nieładzie. Nie wierzyła w swoje szczęście…
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, zarzuciła Kaname ręce
za szyję i wtuliła się w niego, pragnąc, by ten moment trwał przez całe wieki
albo jeszcze dłużej.
Objął ją w pasie. Czuła, jakby był nie do końca rzeczywisty,
ale może w istocie tak było, w końcu zazwyczaj widywali się w snach, więc może
stoi teraz w objęciach jego duchowej postaci?
Nieistotne.
Wciąż prawie nic o nim nie
wiedziała. W jej głowie kołatały się szaleńcze prośby, by to się zmieniło.
Najmocniej na świecie pragnęła mu pomóc. Dowiedzieć się, skąd się wziął ten
wieczny smutek wymalowany na jego dostojnej twarzy, jak przywrócić mu radość
życia. Czy sama jej miłość wystarczy?
Jakby w odpowiedzi na to pytanie, odsunął ją od siebie na tyle,
by mogła zobaczyć jego szczery, choć delikatny uśmiech. Rozpromieniła się w
odpowiedzi i już chciała przyrzec, że zrobi dla niego wszystko, gdy on schylił
głowę i musnął jej usta swoimi.
Rozpłynęła się w przyjemności.
Chciała więcej, więcej… Ale wówczas uniosła powieki i zdała
sobie sprawę, że leży w swoim łóżku w Księżycowym Dormitorium, na dworze świeci
wtorkowe słońce, a ona jest mokra od potu oblewającego całe jej ciało. Odkryła
się, nie mogąc wytrzymać tego gorąca, zupełnie innego od tego, do którego
przywykła. Zdawała się bowiem płonąć w środku. Któż ugasi ten pożar?
Wiedziała, że odpowiedź jest jedna. Mógł to uczynić jedynie
Kaname Kuran we własnej osobie, co jednak na jawie zapewne nigdy się nie
wydarzy. Zrezygnowana, poczuła, że po jej twarzy leniwie płyną łzy bezradności
i niespełnionej miłości. Doskonale rozumiała już uczucia Hanashi do Suzaku…
Nie była w stanie myśleć nawet o tym, czy poszukiwania Hanashi
i Keia cokolwiek wniosą do ich „śledztwa”.
***
Zmęczeni kolejną reprymendą, tym razem od
dziadków, postanowili wrócić do pracy. Udali się na patrol, idąc w istocie na
miejsce spotkania z kuzynką, której chcieli opowiedzieć o swoich
spostrzeżeniach.
- Hej, Mari-chan - sapnęła Hanashi, padając
się na trawę, nie mając nawet siły, żeby rzucić się na dziewczynę z uściskiem.
- Udało się? - spytała zainteresowana
wampirzyca, patrząc ze zmartwieniem na starszą kuzynkę.
- Spotkaliśmy po drodze Deia, który
postanowił nam pomóc. Na miejscu jednak całą trójkę przyłapali nasi rodzice. -
Tutaj chłopakowi wtrąciła się jeszcze siostra, ciesząc się, że nie natrafili na
ojca brunetki. - Kiedy myśleliśmy, że już gorzej nie będzie, przed wejściem na
teren Akademii znalazł nas Yagari-sensei i praktycznie zawlókł nas przed „sąd”
dziadka i babci. Czeka nas jutro jakaś kara w ramach zadośćuczynienia. Poza
tym, tak, udało się - odparł Kei, uśmiechając się delikatnie.
- Nie musieliście tego robić… - zaczęła
dziewczyna, żałując, że bliźniaki będą musiały teraz ponosić konsekwencje, bo
były na misji, podczas której ona spokojnie spała. Serce zabiło jej mocniej,
kiedy tylko przypomniała sobie dzisiejszy sen.
- Spokojna głowa, mój braciszek świetnie
odnalazł się w roli detektywa - zaśmiała się Hana, wytykając do brata język i
prosząc go, by zdał raport.
Kei usiadł prosto na trawie i zaczął
opowiadać. Wychodząc od biografii, z której dowiedzieli się o śmierci rodziców
Kaname podczas ataku Rido na ich posiadłość, przeszedł do zabójstwa
czystokrwistego Ouriego chwilę po tym, jak Kuran objął władzę nad wampirami.
Następnie rozwinął temat domniemanego samobójstwa Kaname, zeznań bliskich mu
osób i sprawdzaniem ich myśli przez Isayę. Napomknął też o tym, że jest
imiennikiem protoplasty rodu.
- Kiedyś krążyły ponoć plotki, że Kaname
jest wskrzeszonym przodkiem Kuranów - zauważyła Mariko, siląc się na naturalny
ton, który trudno było jej zachować, kiedy wspominała o NIM.
- To by się zgadzało! - krzyknęła nagle
ożywiona Hana, zrywając się na równe nogi, jakby znikąd nagle zyskała energię.
- Dlatego wujek Suzaku - to imię wyraźnie zaakcentowała - nie mógł nic wyczytać
z myśli tamtych wampirów! Bo wskrzeszony Kanamcio był po prostu silniejszy! -
stwierdziła, kiwając głową niczym naukowiec.
- To tylko nasze przypuszczenia - zauważył
Kei. - Chociaż jeśli są prawdą, to z tego całego Kurana musi być niezłe ziółko
- podsumował.
- Może i tak, ale trzeba przyznać, że jest
całkiem, całkiem - zachichotała bliźniaczka, przypominając sobie jego portret w
księdze. - Seksowny czarny charakter. Pewnie niejednej zawrócił w głowie -
zaśmiała się, nie zwracając uwagi na to, że kolor twarzy kuzynki przybrał
bordowy odcień.
- Czyżbyś… - zaczął drążyć bliźniak.
- Nie, mój książę nigdy mi nie przejdzie!
- oburzyła się dziewczyna. - Po prostu stwierdzam fakt - stwierdziła i
spojrzała na brunetkę, mając nadzieję, że ta ją wspomoże. - Wszystko w
porządku, Mari-chan? - przestraszyła się Hanashi, widząc zachowanie młodszej.
- Tak, tak. Powinniśmy już iść, zaraz
rozpocznie się wymiana klas, a chyba nie powinniście się spóźnić - zauważyła,
starając się zmienić temat.
Na jej szczęście, bliźniaki nie chciały
jeszcze większej ilości kłopotów w ciągu jednego dnia, także zerwali się na
równe nogi i pobiegli do bramy, by pilnować rozszalałych fanek.
Kiedy wrota otworzyły się, Hanashi
zlustrowała wzrokiem wychodzące wampiry. Nie dostrzegła jednak Suzaku, który
zapewne dochodził jeszcze do siebie w rodzinnej posiadłości rodu Shoutou.
Dziewczyna spojrzała w niebo, zastanawiając się, kiedy znowu zobaczy swojego
księcia.
***
- Hana-chan, mogłabyś przynieść mi więcej soku? - spytał
rozpromieniony Kaien, leżąc na leżaku w swoim ogródku za domem. W ręce trzymał
pusty kieliszek z parasolką i wymachiwał nim w stronę zmęczonej wnuczki. Kiedy
ta ze zbolałą miną go od niego odebrała, teatralnym gestem poprawił kapelusz na
swej głowie. - Ależ dziś mamy upalną środę! - rzucił wesoło, wracając do
błogiego opalania.
- Co ty nie powiesz, tato - burknął spocony Dei, przekopując
trawę.
- Co tam mamroczesz pod nosem? - Dyrektor spojrzał na syna spod
okularów przeciwsłonecznych.
- Nic, nic - stwierdził, siląc się na minimalny uśmiech.
Od kilku godzin razem z Keiem i Hanashi wykonywali prace porządkowe
w ogródku Kaiena. Pielili chwasty, przekopywali ziemię, rzucali nawóz, sadzili
coraz to nowsze kwiaty. I to w upalnym, czerwcowym słońcu, które tego dnia
naprawdę dawało popalić. Wszystko przez wczorajszy wybryk bliźniaków, na który
Dei w dodatku przystał.
- Jesteś okrutny, skarbie - wtrąciła Reiko, stojąc na werandzie
i patrząc, jak Hanashi wręcza dziadkowi nowy napój i wraca do okrutnie męczącej
pracy. - Przecież nic im się nie stało - powiedziała. Rozumiała obawy
wszystkich, ale uważała też, że zmuszanie dzieciaków do pracy w takich
warunkach było nieadekwatne do popełnionego błędu.
- Teraz też nic im się nie stanie, kochana! - odparł jej mąż,
wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu. Kobieta wzruszyła tylko ramionami i
uśmiechnęła się delikatnie.
- Mogłeś im kazać pozmywać naczynia po obiedzie, a nie kopać w
pełnym słońcu - zaśmiała się.
- Słyszycie, dzieciaki? Macie kolejną robotę, podziękujcie mej
małżonce! - krzyczał rozradowany nowym pomysłem Kaien, a Reiko, patrząc na
niedowierzająco-błagalne miny syna i wnuków, zawstydziła się.
- Idę, idę, już nic nie mówię! - Machnęła ręką na męża i
wróciła do swoich domowych obowiązków.
Hanashi wycieńczona padła na trawę. Nie wytrzymam ani minuty dłużej!, pomyślała. Kiedy jednak po
kilkunastu sekundach usłyszała groźbę większej ilości prac, wyciągnęła ręce
przez siebie i pozwoliła bratu się podnieść. Co prawda uwielbiała taką pogodę,
ale byłaby wniebowzięta, zamieniając się miejscem z dziadkiem. W takich
chwilach miała ochotę wskoczyć do oceanu i biegać po plaży. Chociaż było to
męczące, sprawiało dziką satysfakcję, a także dawało poczucie wolności.
Czynności, które teraz pod przymusem wykonywała, były zupełnym przeciwieństwem
letniej sielanki. Zmuszona do fizycznej pracy, czuła się tylko uwięziona i spocona.
Nienawidziła pielić chwastów. Po co to
robić, skoro zaraz i tak wyrosną kolejne? Wiele razy się nad tym
zastanawiała. Kiedy przyszedł czas na sadzenie kwiatków, poczuła w sercu
przyjemne ciepło. Od razu wracała myślami do chwil z dzieciństwa, kiedy to
Suzaku tworzył coraz to nowsze kwiaty, które wręczał oczarowanym dziewczynkom.
Uśmiechnęła się pod nosem, zastanawiając się, jaki ogród stworzyłby dla niej. Potem
poczęła zastanawiać się, ile przyjdzie jej jeszcze czekać, aby zobaczyć znów
swojego księcia.
Dziewczyna pochłonęła się w rozmyślaniach. Chłopcy tymczasem
skończyli przekopywanie i chwytając za węża, zaczęli lać się wodą. Hana
zauważyła to dopiero, kiedy Kei skierował strumień na jej twarz.
- Baka! - zaczęła krzyczeć, myśląc o swoich włosach. Po chwili
jednak stwierdziła, że to świetna, orzeźwiająca gra i razem z bratem i wujkiem
oddała się zabawie. Młodzi bawili się radośnie, ochlapując tym samym Kaiena,
który nieporadnie zszedł z leżaka i krzyczał coś o palących się na słońcu
nowych roślinkach.
***
Zasnęła podczas niekończących się myśli na temat tego, jakie
życie jest niesprawiedliwe. Momentami wręcz nienawidziła się za uczucia, które
zaczęła żywić do Kaname. Przecież są one niczym definicja pojęcia
nieszczęśliwej miłości. Po pierwsze, Kuran nigdy nie odwzajemni tego uczucia,
bo i czemu miałby to zrobić? Miał już tę swoją głupią Yuuki, więc po co mu ona?
Po drugie, choć na dziewięćdziesiąt dziewięć procent Kaname żyje, to gdzie się
właściwie podziewa? Pojawia się tylko w jej snach. Gdzie spoczywa jego ciało?
Co on robi, gdy się z nią nie kontaktuje? Jakie myśli kłębią się w jego głowie?
Po trzecie - ach, losie! - dlaczego akurat on?! Jedyna chyba osoba, której
nigdy w życiu pod żadnym pozorem nie zaakceptowaliby rodzice. Ojciec dostałby
szału, gdyby się dowiedział… Mariko nie chciała nawet o tym myśleć.
Ze smutkiem zauważyła, że nawet Hanashi ma większe szanse na
podbój serca Suzaku niż ona na rozkochanie w sobie Kaname. Litości, przecież
ona prawie nic o nim nie wie, nie wspominając już o tym, iż zupełnie go nie
rozumie!
Zdecydowanie musi powziąć kroki ku temu, by pozbyć się owego
nieszczęsnego zakochania, zauroczenia czy co to tak konkretnie jest…
- Nie zjawiłeś się wczoraj - mruknęła, zwracając się do Kaname
i próbując nie dać po sobie poznać, jak odbiera jego postać. Czemu on był taki
przystojny i owiany mgłą tajemnicy? To tylko utrudniało sprawę.
Znajdowała się już w tej komnacie co zwykle. Stała przy
drzwiach, ale bez skrępowania podeszła do fotela i na nim usiadła. Kaname zajął
miejsce na ulubionej arystokrackiej kanapie.
- Czyżbyś się stęskniła, Rosie? - zapytał niby to obojętnym
tonem. Mariko doszukała się w nim lekkiej drwiny, choć nie była pewna, czy
przypadkiem sama jej sobie nie wymyśliła. Ze smutkiem pomyślała też, że nie doczeka
się, by „na jawie” młodzieniec nazwał ją imieniem.
- Jak diabli - prychnęła, wyglądając jak urażona kotka.
Dziękowała niebiosom za to, że nie była tak okropnie nieśmiała jak matka. - Co
tak patrzysz? - bąknęła, gdy świdrujący wzrok Kurana zaczął ją mimo wszystko
peszyć, podobnie jak niegdyś, zanim zaczęli rozmawiać podczas sennych spotkań.
- Wydaje mi się po prostu, iż nie powinnaś być tak stęskniona,
skoro wczoraj podczas snu przeżywałaś takie… przygody - odparł.
Tego było za wiele, twarz Mari przybrała odcień purpury.
- Skąd… - zaczęła.
- Nie żartowałem, gdy mówiłem, że wiem o tobie wszystko -
oświadczył, przerywając jej. - Znam każdą twoją myśl.
O cholera, zdołała
tylko wyjąkać w duchu. Czuła, że robi jej się słabo i cieszyła się
niepomiernie, iż postanowiła dziś usiąść, a nie stać w miejscu bądź przechadzać
się po komnacie.
- Rosie, Rosie, twoi rodzice dostaliby zawału, gdyby mieli
wgląd do twego serca, a dziadkowie najpewniej przewracają się w grobie… -
zauważył spokojnie.
Zdecydowanie, zgodziła
się z nim w myślach. Wyrzuty sumienia zdawały się pożerać ją od środka.
- Dlaczego wciąż nazywasz mnie Rosie? To irytujące - mruknęła,
próbując zmienić temat.
- Odpowiedziałem ci już kiedyś na podobne pytanie i nie mam
zamiaru się powtarzać - odrzekł.
Co on tam mówił? Ach, tak, że to imię nie należy do niej. Cóż
za niemiły żart. Dlaczego wypowiedział takie słowa? Logiczne przecież, że na
przestrzeni tysiącleci wiele osób nosiło to imię. Chociażby ta, dzięki której
powstali Łowcy. Ona ponad wszelką wątpliwość była pierwszą Mariko… Czy Kaname
mógłby ją znać? Wampiry żyją przecież okropnie długo, a jeśli on jest
wskrzeszonym protoplastą Kuranów…
Nie, to byłby zbyt wielki zbieg okoliczności jak na jej gust.
Jakąś Mariko musiał chyba jednak Kaname znać, skoro tak bardzo nie chciał
nazywać jej imieniem i zamiast tego używał zdrobnienia nazwy broni jej ojca.
Cóż za wymysły… Mężczyźni to doprawdy wieczne dzieci.
- Czym właściwie się zajmujesz? - spytała zaciekawiona. - Co
robisz, gdy mnie nie nawiedzasz? Gdzie jesteś?
- Jak zwykle zbyt wiele chciałabyś wiedzieć - zauważył.
- Bo nic mi nie mówisz, a mam chyba prawo poznać prawdę, czyż
nie? W końcu od ładnych paru tygodni odwiedzasz mnie w snach, obecnie niemal
codziennie. Po co to robisz?
- Na pewno nie dla przyjemności - odparł, uśmiechając się
krzywo.
Wypełniła ją złość, ale zdusiła ją w zarodku.
- Masz w tym cel, to pewne. Ale jaki?
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Rosie, oto powód.
Jakby nie patrzeć, każdy
w jakiś sposób jest wyjątkowy. O co mu chodzi? O to, że moimi rodzicami są
dhampirka i Łowca-wampir?, zastanawiała się. Drugiej takiej osoby faktycznie chyba nie ma. Mama i Suzaku są tacy
sami… Ale tata? Też jest „jedyny w swoim rodzaju”. Równie dobrze mógłby
nawiedzać jego, choć byliby się w takich snach nawzajem pozabijali!
Chcąc nie chcąc zachichotała.
- Mimo wszystko masz chyba
większe poczucie humoru niż matka - orzekł Kaname.
- To chyba zależy od naszych nastrojów - odpowiedziała. Z
jakiegoś powodu była w tej chwili dość szczęśliwa, nie pamiętała już o
zawstydzeniu. Ale te wahania nastrojów nieco ją jednak przerażały. - Zresztą ja
nie mam bezpośrednich powodów do tego, by cię nienawidzić, a rodzice… Cóż, sam
wiesz.
Po jego twarzy przemknął cień uśmiechu.
- Więc? - podjęła przerwany wcześniej wątek. - Gdzie jesteś i
co robisz? Prawdziwy ty - dodała.
- Prawdziwy? Nie rozmawiasz przecież z wymysłem swej wyobraźni
tak jak chociażby wczoraj.
Zignorowała jego zaczepkę, nie chciała znów oblewać się
rumieńcem.
- Prawdziwy w znaczeniu… cielesny - uzupełniła niecierpliwie.
Wstał i podszedł do jej fotela, na którego podłokietniku
usiadł. Dotknął jej policzka.
- Czujesz? To chyba nie jest dotyk ducha?
On się mną najzupełniej w
świecie bawi, jęknęła w duchu, świadoma, iż Kaname specjalnie zachowuje się
po części jak we wczorajszym śnie.
- Ale to sen - szepnęła, drżąc na całym ciele i błagając w
duchu, by Kuran nie odrywał dłoni od jej twarzy. Naturalnie tak się nie stało,
odsunął się i wstał. Nie namyślając się, złapała go za rękaw ciemnografitowej
koszuli, by go zatrzymać, co zresztą zaraz w myślach przeklęła. - Wyjaśnij mi
wszystko! - zawołała, bagatelizując swój gest i puszczając odzienie młodzieńca.
- Niektórych spraw lepiej nie drążyć - oświadczył spokojnie tym
swoim melancholijnym tonem. Nie było w nim teraz ani cienia złości czy drwiny,
co odrobinę pokrzepiło Mariko. - Uwierz, czasem lepiej żyć w niewiedzy, jeśli
chodzi o pewne tematy…
- Ale ja mam dość tej niewiedzy! - rzekła wstając. Zrobiła ze
dwa kroki, by znaleźć się przed Kaname. - Zresztą mówiłeś, że mogę żałować
tego, iż na jawie pamiętam nasze sny, a tak nie jest, choć boli mnie, że nie
mogę podzielić się tym i owym z kuzynostwem. Mimo wszystko nie robię tego
jednak…
- Ależ się rozgadałaś - przerwał jej. - To do ciebie niepodobne
- zauważył. - Chyba pora na podreparowanie „naszych” zasobów energii.
Zignorowała jego sarkazm - wcześniej ona powiedziała o „ich”
snach, teraz on o „ich” energii, co wcześniej się nie zdarzało.
- Nie! - zdenerwowała się. - Znowu mnie uśpisz, a ja dalej prawie
niczego nie wiem…
Miała ochotę tupnąć ze złości nogą.
Uśmiechnął się lekko jakby z ledwie widocznym politowaniem,
przyłożył dłoń do jej czoła i szepnął „oyasumi”. Nim to uczynił, zdążył
usłyszeć, jak Mari nazywa go idiotą, na co wcześniej zdecydowanie by się nie
odważyła.
***
Suzaku i Aya teleportowali się wspólnie przed bramę Akademii
Kurosu. Westchnęli oboje, patrząc na mury.
- Wejdziesz zobaczyć się z rodziną? - zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Mariko pewnie jeszcze śpi, jest dopiero wczesny wieczór.
Zresztą stanowię potencjalną ofiarę, więc lepiej, żeby dwoje takich jak my nie
paradowało po tych ziemiach - mruknęła. - Ucałuj ode mnie wszystkich, dobrze?
- Uhm.
Zauważył, że Aya przygląda mu się badawczo. Uśmiechnął się
niepewnie.
- Jesteś przekonany, że chcesz już wrócić? - spytała z troską
Aya.
- Tak - odparł. - Może nie będę miał zbyt dużo czasu na smutne
rozmyślania, zresztą obowiązki mnie wzywają. Wuj mimo żałoby nie opuszczał
stanowiska przewodniczącego Nowej Rady, a ja wziąłem kilka dni wolnego…
Uśmiechnęła się smutno i przytuliła się do niego.
- Ból z czasem zelżeje, choć nie zniknie nigdy - szepnęła. -
Trzymaj się - dodała, wspinając się na palce i całując przyjaciela w policzek.
- Ty również. I pozdrów ode mnie Zero.
Ponownie lekko się uśmiechnęła, po czym zniknęła. Suzaku zaś
westchnął po raz wtóry i począł zastanawiać się, co uczynić najpierw.
Przez jakiś czas stał tak przed bramą, niezdecydowany, patrząc
na zachodzące słońce. Mimochodem przypomniał sobie, że mniej więcej w tym
miejscu pocałował kiedyś Ayę, strasznie ją tym przerażając i martwiąc. Bał się
wówczas, iż nigdy nie wybaczy mu takiego zachowania. Tymczasem zaś przyjaźnili
się od wielu, wielu lat…
W końcu wziął się w garść i wszedł na teren Akademii Kursou. Nie
miał ze sobą żadnych bagaży, więc po namyśle od razu udał się w stronę
żeńskiego dormitorium.
Z korytarza dobiegły zachwycone piski dziewcząt. Hanashi i
Iness spojrzały po sobie lekko skonsternowane. Zazwyczaj tego rodzaju odgłosy
słychać było tylko na wymianie klas, a ta odbędzie się przecież dopiero za
jakąś godzinę.
Drzwi do ich pokoju otworzyły się cicho. Gość najwidoczniej
zapomniał zapukać, ale obie natychmiast mu to wybaczyły.
- Suzaku… - szepnęła pani prefekt, a w jej oczach zalśniły łzy.
Zamrugała szybko powiekami, by się ich pozbyć.
Książę uśmiechnął się smutno.
- Możemy porozmawiać, Hana-chan? - zapytał.
Jakże ona tęskniła za jego głosem! Nie widzieli się ledwie
przez kilka dni, ale jej serce usychało w tym czasie z niewysłowionej tęsknoty.
Ponadto tak się bała o swego lubego… Tymczasem zaś nie dość, że się wreszcie
zjawił, to sam, z własnej, nieprzymuszonej woli przyszedł po nią do akademika! Zdarzyło
się to po raz pierwszy. Przeszło jej nawet przez myśl, iż śni, ale jakiś uparty
zadowolony głosik w jej głowie oświadczał pewnym tonem, że to, co się dzieje,
jest najzupełniej prawdziwe.
- Oczywiście - odparła wesoło, starając się zachowywać mniej
więcej tak jak zwykle. Trudno było jej to jednak robić, bowiem w myślach po raz
nie wiadomo który przeżywała tę noc, w której niechcący pocałowała Suzaku, a
niedługo potem umarła jego matka. Widziała też Shoutou w czułych objęciach Ayi…
Tak bardzo było mu tam dobrze! Pragnęła z całego serca, by książę przytulił się
wreszcie do jej piersi, nie do cioci, by to ona mogła otoczyć go ramionami
pełnymi troski i szeptać do jego ucha uspokajające słowa wypełnione miłością.
Wstała z łóżka, rzuciła naprędce jakieś pożegnanie skierowane
do współlokatorki, a następnie wyszła na korytarz. Kiedy tak szli we dwoje
przez dormitorium, raz po raz słyszeli zachwycone bądź zawistne głosy
dziewcząt. Normalnie Suzaku pomachałby do uczennic Dziennej Klasy lub nawet
zamieniłby z niektórymi z nich parę słów, ale teraz zdecydowanie nie miał na to
siły ani ochoty.
Skierowali się do lasu. Shoutou zaprowadził dziewczynę w to
samo miejsce, w które ona zaciągnęła go kilka dni temu, jak gdyby chciał
dokończyć to, co wówczas przerwał mu rozdzierający serce ból oznajmujący śmierć
matki. Jakby na potwierdzenie takiego stanu rzeczy, złapał Hanashi za rękę, by
zaprowadzić ją pod to samo drzewo, pod którym wówczas siedzieli i pod którym
przypadkiem się pocałowali. Uszczęśliwiona dotykiem jego dłoni, Hana posłusznie
usiadła tam, gdzie jakiś czas temu. Suzaku również zajął swoje miejsce i przez
kilka minut oboje milczeli, słuchając głównie szeptów lasu.
- Przepraszam, Hana-chan - rzekł wreszcie. - Choć tego nie
chcę, wciąż cię ranię…
- Nie wygaduj głupot! - wykrzyknęła przestraszona. Nie chciała,
by za cokolwiek się obwiniał, jeszcze nie teraz, gdy ból po stracie matki był
tak świeży. - Wiem doskonale, że tamten pocałunek wyszedł… przypadkowo.
Chciałam dać ci tylko całusa w policzek, ale… Sam wiesz. I ja… - plątała się. -
Mam świadomość, że dla ciebie to nic nie znaczyło, ale proszę, pozwól mi
wspominać miło to niespodziewane wydarzenie, bo dla mnie to była jedna z
najpiękniejszych chwil w życiu… - Przerwała, uświadamiając sobie, że jak zwykle
za dużo mówi.
- Hana-chan, urwisie jeden - mruknął z rozrzewnieniem,
czochrając ją po szarych włosach i uśmiechając się lekko. - To nie do końca
prawda, że owa noc nic dla mnie nie znaczyła. Mówię teraz o tym, co stało się
przed śmiercią mamy - dodał, by nie było wątpliwości, logicznym wszak było, że
ogólnie rzecz biorąc wspomniana noc była niesamowicie ważna i pełna smutku. - Widzisz,
ja… Zauważyłem wówczas, że uczucie, którym mnie darzysz, jest tak szczere i
wielkie, jakim ja dawno temu obdarzyłem Ayę. Nie, nie przerywaj mi, proszę -
rzucił unosząc rękę, gdy Hanashi chciała coś wtrącić. - Wiem, co czujesz i
wiem, jak trudno jest kochać kogoś, dla kogo jesteś „jedynie” przyjacielem. -
Uśmiechnął się kwaśno. - Człowiek czuje wtedy trudną do zniesienia tęsknotę,
palącą bezsilność, zazdrość… Co rusz ma wrażenie, że wszystko albo przynajmniej
duża część życia jest pozbawiona wszelkiego sensu. Takimi już jesteśmy
istotami, miłość jest stałym elementem naszej egzystencji. Sęk w tym, że nie
zawsze możemy mieć to, czego pragniemy. Wybacz, że mówię takie rzeczy. Nie chcę
cię do siebie zniechęcać, byłbym hipokrytą, gdybym to robił, w końcu zachowuję
się w pewnym sensie tak jak ty, a już na pewno robi to moje serce. Po prostu…
Chciałbym, byś nigdy nie pogrążała się w smutku. Jesteś dziewczyną pełną
energii, optymistką, zarażasz innych szczęściem. Nie zmieniaj się ze względu na
to, co do mnie czujesz. Zresztą jestem przekonany, że masz albo będziesz miała
ładne stadko wielbicieli i kto wie, może wśród nich będzie ten, który jest ci
przeznaczony…?
- Doskonale wiem, kto jest mi przeznaczony, Suzaku - odparła
pewnie, choć nieco smętnie.
- Z jakiegoś powodu… - zaczął, lecz natychmiast przerwał.
- Co chciałeś powiedzieć? - podchwyciła Hanashi, wlepiając w
niego błękitne ślepia.
Poczochrał się nerwowo po włosach. Kochała to, tak bardzo
kochała!
- Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że choć moja miłość nigdy się
nie spełni, z twoją może być inaczej - wypalił niepewnie. Zdawał się być
zaskoczony tym, co mu nagle przyszło do głowy.
Znieruchomiała, wpatrując się w niego w osłupieniu. Czyżby
podświadomie zaczął zdawać sobie sprawę z tego, o czym wspomniała jej ciocia
Aya? „Serce Suzaku zaczyna się wahać, choć on nie zdaje sobie jeszcze z tego
sprawy. Nie trać nadziei.” O nie, teraz na pewno jej nie straci!
Wypełniona ponownie znaną jej energią, spontanicznie objęła
swego księcia z bajki, wtulając głowę w jego ramię, jako iż siedzieli obok
siebie, a nie naprzeciwko. Miała wrażenie, że popłacze się ze szczęścia, ale
starała się, by tego nie zrobić. I tak za dużo się ostatnio mazała, to nie w
jej stylu.
- Ja mam na ten temat jeszcze inne zdanie, ale to już postęp -
szepnęła drżącym nieco tonem. Bo miłość
obojga się spełni, kiedy tylko ty zmienisz obiekt westchnień, dodała w
myślach, wciąż wtulona w Shoutou. Objął ją niepewnie, nie wiedząc, w jaki
sposób dziewczyna odczyta ten gest, lecz czując, iż to właśnie powinien
uczynić. Ja czekam i jestem gotowa. Będę
twoja, gdy tylko tego zapragniesz.
Siedzieli tak przez jakiś czas. Milczeli. Hana wchłaniała całą
sobą bliską obecność ukochanego, zaś Suzaku zmagał się z kłębowiskiem myśli, z
których z jakiegoś powodu mało co rozumiał.
Błogi dla dziewczyny czas nie trwał jednak
zbyt długo, ponieważ oboje musieli wrócić do rzeczywistości. Zaraz miała się
odbyć wymiana klas, tak więc każde z nich było potrzebne w innym miejscu.
Hanashi pospiesznie wróciła do akademika,
aby na powrót przebrać się w mundurek, który zdjęła przed ciężką i mozolną
pracą w ogródku dziadka. Spojrzała na zegarek, była spóźniona. Podczas
szalonego biegu poprawiła na ramieniu opaskę prefekta i dołączyła do brata. Nie
umiała się nie uśmiechać, mimo że spóźniła się na wartę.
- Przepraszam, Keiki - rzuciła, w
przelocie dając mu buziaka w policzek i w ostatnim momencie ogarnęła nieznośne
fanki, bowiem wrota zaczęły już się otwierać.
Podczas kiedy uczennice zaczęły piszczeć
ze zdwojoną siłą - dostrzegając w tłumie przewodniczącego - Kei spojrzał na
siostrę, udając obrażonego, jednak ta wysłała mu tylko rozbrajający uśmiech.
Miał nadzieję, że nikt nie dowie się, że sam był na patrolu, ponieważ niezbyt
chciał ponownie podejmować się opieką nad grządkami dyrektora.
Suzaku szedł blisko Mariko i choć nie
witał się z fankami tak radośnie jak zwykle, starał się utrzymywać przynajmniej
lekki uśmiech na twarzy, chociaż wiedział, że żadne z jego wampirzych przyjaciół
nie będzie mu miało za złe, jeśli miałby bardziej posępny nastrój.
Mijając Hanashi, chcąc nie chcąc
uśmiechnął się szerzej. Widząc ją tak rozpromienioną, sam przejął nieco
pozytywnej siły. Chociaż było mu niezmiernie żal dziewczyny, chyba naprawdę
wzięła sobie jego słowa do serca, bowiem stała tam pełna energii i nadziei.
Kiedy ta uchwyciła jego spojrzenie, uśmiechnęła się słodko i skinęła głową.
Postanowiła nie rzucać się na księcia. Trzeba było odczekać trochę czasu po tym
tragicznym wypadku, zanim znowu będzie jak wcześniej. Choć Hana czuła
podświadomie, że już nigdy nie będzie tak samo. Teraz nosiła w sobie nadzieję,
z której czerpała siłę. Nie mogła się już doczekać końca wymiany, kiedy porwie
swojego brata i opowie mu o tej rewelacji.
Stali przytuleni, oczekując, aż wszyscy z
dziennego wydziału wrócą do swoich akademików. Kiedy tak się stało, zaczęli iść
w tym samym kierunku. Dziewczyna przed odwiedzinami u brata chciała się jeszcze
przebrać w wygodny strój.
- Słyszałem, że Suzaku wyciągnął cię na
spacer? - spytał po drodze Kei. - Całe żeńskie dormitorium wrzało od spekulacji
- zaśmiał się, przypominając sobie wciąż jeszcze oszołomione dziewczyny, kiedy
poszedł szukać siostry przed patrolem. - Z tego co widzę, nie ostudził twojego
entuzjazmu - powiedział, naprawdę ciesząc się, że Shoutou nie zranił jego
siostry.
- Hai! - wykrzyknęła szczęśliwa i pokrótce
opowiedziała bratu o spotkaniu. Zaczęła oczywiście od miejsca, które kojarzyć
się jej będzie już tylko z nim. Podkreśliła również, że Suzaku nareszcie
zrozumiał powagę jej uczucia, dzięki czemu czuła, że są sobie jeszcze bliżsi i
nie jest już tylko „jedną z fanek”. Najlepsze zostawiła na koniec - czyli fakt,
iż jej książę ma wewnętrzną świadomość tego, że kiedyś uda jej się go zdobyć. Przez
całą drogę cieszyła się i głosiła różne teorie. - To kwestia przeznaczenia -
stwierdziła wreszcie filozoficznym tonem. - To było mi pisane tak, jak to, że
masz być moim bratem. Mam nadzieję, że ty również znajdziesz KIEDYŚ taką osobę
- rzuciła ironicznie, szybko odskakując w bok, bo brat chciał wymierzyć jej
pstryczka w nos.
Roześmiali się i mimo ogromnego zmęczenia,
znaleźli w sobie tyle siły, żeby do końca drogi się gonić. Następnie pożegnali
się mocnym uściskiem, chociaż mieli nie widzieć się zaledwie kilka minut.
Dziewczyna w podskokach ruszyła do swojego pokoju. Wbiegła po schodach i
wmaszerowała do pomieszczenia, chcąc się przebrać.
- Jesteście razem?! - krzyczała na wejściu
podniecona Iness. - Opowiedziałam Juri odwiedziny Suzaku-senpai!
- Serio, serio, serio, to takie fajne! - skakała
uradowana Juri, nie mogąc doczekać się opowieści.
W pokoju zgromadziło się kilka koleżanek i
tym samym fanek księcia. Wszystkie oczekiwały na zeznania, wlepiając swoje
ślepia w zdezorientowaną Hanashi.
- Eeto, nie jesteśmy razem - wyjaśniła,
nerwowo czochrając się po głowie. Niezupełnie wiedziała, co się dzieje,
zmęczenie dawało jej się we znaki. - Choć to pewnie kwestia czasu, także niech żadna
z was się nie napala! - dodała pewnie. - Po prostu mieliśmy pewną niedokończoną
sprawę… A tymczasem muszę was przeprosić, obiecałam mojemu ukochanemu bratu
chwilę uwagi. - Puściła oczko i zabrała rzeczy, które leżały na wierzchu i
pobiegła do akademika chłopców, kierując się od razu do swojego ulubionego
pokoju, nie mogąc się doczekać dalszych wyznań.
Weszła bez pukania, jak zwykła to robić.
Na wejściu jednak zauważyła swojego brata leżącego nieprzytomnie na łóżku w
samych bokserkach. Po całodziennym wysiłku zdawał się być zupełnie bez siły. Na
krześle leżała niedbale jego koszula, spodnie walały się po ziemi. Hana
uśmiechnęła się pod nosem i dołożyła wszelkich starań, by zamknąć drzwi bez
trzaskania. Następnie podeszła i podniosła rozrzucone po pokoju rzeczy i
zaczęła je porządkować. Chociaż to zwykle ona była tą, która robiła bałagan, w
niektórych przypadkach była w stanie poświęcić się dla brata. Kiedy skończyła
robić porządek, ukucnęła przy łóżku i zaczęła głaskać ukochanego bliźniaka po
włosach. Odsłoniła delikatnie jego twarz i zaczęła ją gładzić.
- Baka, miałam ci jeszcze tyle do
powiedzenia - stwierdziła cichutko, z radością patrząc na młodszego o
kilkanaście minut Keia.
Wstała, przebrała się w rzeczy zabrane ze
swojego pokoju, nie dbając już o mundurek, który standardowo wylądował na
podłodze i delikatnie wyciągnęła spod brata kołdrę. Nie wyobrażała sobie bez
niej nocy, nieważne jak ciepłej. Przesunęła brata, który zdawał się robić to
już sam przez sen, tak często zmuszany do tego w domu, kiedy ta miała koszmary
i przychodziła do niego, a następnie wtuliła się w jego nagi, ciepły tors,
uprzednio upewniając się czy przykryła go całego. Ten, czując najwyraźniej jej
dotyk, odruchowo ją przytulił.
- Wiesz co? Czasem wydaje mi się, jakbym
była młodsza od ciebie - szepnęła dziewczyna do śpiącego. - Zawsze się mną
opiekujesz, chociaż niczym ci się nie odwdzięczam. Jedyne, co robię, to drażnię
twoją nową dziewczynę. Fakt, nie nienawidzę jej aż tak bardzo jak o tym mówię -
przyznała, rumieniąc się lekko, nawet mając świadomość, iż mówi praktycznie do
ściany. - Cieszę się z twojego szczęścia, po prostu sama też chciałabym go
więcej mieć. Jesteś taki wspaniały, że nie dziwię się, że zawróciłeś jej w
głowie. Chociaż prawdę powiedziawszy, to ja na wieki będę twoją największą
fanką - powiedziała, wtulając się bardziej i otulając kołdrą. - Boję się oddać
cię komuś innemu. Chociaż sama egoistycznie chciałabym leżeć i chłonąć w taki
sposób obecność Suzaku, nie umiem sobie wyobrazić, że kiedykolwiek mogłabym nie
móc przyjść tak do ciebie. Od początku mieliśmy być razem na zawsze, więc jeśli
ktokolwiek cię zrani, to mnie popamięta. Jesteś moim największym skarbem,
braciszku - wyszeptała, podnosząc lekko głowę i dając mu całusa w policzek.
- Kocham cię, Shi - wymamrotał, po czym
przeciągnął się i dalej spał jak zabity.
- A ja ciebie, Keiki - wymruczała,
wiedząc, iż chłopak i tak nie zapamięta nic z tej rozmowy. Przywarła więc do
niego mocniej, całkowicie zapominając o rzeczywistości. Liczyli się już tylko
oni. Śpiący razem tak, jak pierwszej nocy, kiedy zjawili się na tym świecie. Bo
narodzili się, aby razem sprostać przeciwnościom, jakie zgotował dla nich los.
***
Hej, tu Aya. Gdyby nie Suzu, zapomniałabym dodać rozdział. ^^’
Nie ma to jak skleroza.
Ech, to przykre, ale stanęłyśmy w miejscu. Cóż jednak zrobić?
Może wyczerpałyśmy zapasy weny w ciągu kilku tamtych dni…
Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze! I zapraszam na „Wierność
ponad wszystko”, już 19.06.13. Baju!
No to kolejny rozdzialik za nami… Kurka nooo to wszystko jest takie dobijające że się w głowie nie mieście… No ale dobra mniejsza z tym wszystkim może wreszcie powiem co nieco o rozdziale…
OdpowiedzUsuńEeee no cóż sen Mari-chan był eee… cóż bardzo jakby to określić… no sama nie wiem… przypominają mi się moje sny które z jednej strony były dość dołujące ale z drugiej… żałowało się że się skończyły… W każdym bądź razie tak mi niesamowicie żal Mariko! Ech ale najbardziej dołujące jest to że ją rozumiem… Nie no naprawdę gdybym spotkała taką osobą jak Kuran... Tajemniczą, mającą swoje sekrety i tak smutne oczy też chciałabym jakoś jej pomóc… w jakikolwiek sposób… Nie no że też Kaname musiał się jej ukazać…
Ech i kolejna pogadanka kuzynostwa ! ^.^
Nie no Hana-chan jakimś cudem zawszę powie coś co jakimś cudem odzwierciedla przyszłość albo teraźniejszą sytuacja… Chociażby by te teksty o tym że w Kaname zapewne zakochało się wiele dziewczyn… Nie no nie wiem czy to co napisałam ma sens ale mam nadzieje że mniej więcej rozumiecie o co mi chodzi…
Ech no i proszę Kanamcio został poniekąd rozszyfrowany…
Yare yare ale Dei i dzieciaki dostali karę nie ma co ^ ^" Nie no przecież ja bym wykitowała na ich miejscu -.- Zajmowanie się ogrodem w upał toż to straszne D:
Ech nie ma co mieli pecha że spotkali Yogariego a co za tym idzie Kaien o wszystkim się dowiedział ^ ^" Ech no ale cóż bywa…
W każdym bądź razie tą końcową scenę miałam przed oczami xD Nieźle wyszło z tym chlapaniem się wodą xD Nie no oni to mają pomysły nie ma co xD
Matko jak ten Kuran mnie irytuję noooooo >.< Nie no masakra jakaś…
Ech jakby ja zakochała się w kimś takim jak on a on wiedziałaby o wszystkich moich myślach, że go kocham, no i co gorsza wiedziałby o takim śnie który miała Mariko chyba bym zapadła się pod ziemię ^ ^" Nie no i te jego durne i teksty to jego prowokacyjne zachowanie pajac noo >.< Jaaaaa co za cham, cymbał jeden z niego T.T Ech ale kurczę Mariko faktycznie jest eee mniej nieśmiała niż Aya ^ ^' Co prawda jakoś to wszystko mi do niej nie pasuję ale ok… Ach i zgodzę się z nią że poczucie humoru jej i Ayi zależy od nastroju matki i córki… W ogóle dziwnie mi jak czytam VK i ogólną sytuację z Kaname wiedząc co będzie później i że ten sam facet który tak zachowywał się w stosunku do Zero i Ayi będzie prześladować ich córkę… Nie no tak bardzo mi jej żal noo ;( Dobra wracając do temat… Mariko ma przerąbane i tyle...
Teraz pora na wątek Hanashi i Suzaku…
OdpowiedzUsuńPo pierwsze tak bardzo współczuję księciu… Ech jestem ciekawa co to będzie gdy pewne sprawy wyjdą na jaw… Nie no do ciasnej anielki czemu to wszystko jest takie niesprawiedliwe ;( No ale dobra wracając do aktualnego wątku … Zarówno on jak i Hana zasługują na szczęście… Kurczę po tym rozdziale coraz bardziej zaczynam ją lubić… Nie żebym jej wcześniej nie lubiła po prostu ona zaczyna zachowywać się coraz bardziej dojrzale…
Heh książę kurna jest takie kochany nooo Q.Q Ech naprawdę jest zacny… Ech i ta jego szczerość! Kurcze noo strasznie spodobał mi się ten jego tekst o tym że ma przeczucie że miłość Hany się spełni itd. Q.Q Nie no naprawdę jakoś mnie tym szczególnie urzekł… W ogóle oni naprawdę są w tak podobnej sytuacji… Oboje kochają bez kogoś kto już podarował swoje serce komuś innemu… Ech jakoś tak przypomniała mi się alternatywna histori w której to Aya jest ukochaną Suzaku… Ach jak ja bym przeczytała alternatywną historię Kaori (tak tak pamiętam o niej Kao ! ) i jak to wszystko wpłynęłoby na dalszą akcję czy alternatywę VN ! Masakra gdyby tak napisać coś w rodzaju alternatywy VN po akcji w alternatywach VK nieźle by się to wszystko pozmieniało O.O Nie no jakie to niesamowite jak może zmienić się cała przyszłość tylu osób gdyby zmienić drobne (i niekoniecznie drobne) szczegóły w życiu tak niewielu osób… Dobra dość tego mojego filozofowania bu kurczę jak się rozpiszę to was zanudzę… Wracając do Suzaku i Hanashi … Cieszę się że sobie wszystko wyjaśnili...
Końcowa scena była po porostu genialna! Kurczę noo Hana po prostu mnie rozbroiła w niej ! Ech tak bardzo mnie wzruszyła! Q.Q Kurczę noo sama nie wiem co mam jeszcze na ten temat powiedzieć… W każdym bądź razie uwielbiam tą scenę…
Dobra to by było na tyle… Sorki że tak krótka i w ogóle…. No i dzięki za rozdział i oby tak dalej ;p
Suzu
P.S
Hahaha skleroza nie boli nie ma co xD Ech liczę że niedługo wena do was wróci bo liczę no dalszą akcje Q.Q Co prawda zapewne będę miała doła ale dobra -.-
Pardon, ale plaża mnie dobiła :x Ja tu cały rok szkolny jeszcze mam... A tu takie coś?! No ludzie... Nie róbcie chrapki na plażę, bo ja jadę w góry ;(
OdpowiedzUsuńDzięki za info! ;)
OdpowiedzUsuńPadłam! Sen Mariko był... No, biedna dziewczyna. No i Kaname o nim wiedział Za to co powiedział, to trzasnęłabym go w twarz... Co za dupek.
Gdybym ja się tak zakochała i ten ktoś znałby moje myśli... Oj, byłoby ciężko. Jasne, na początku pewnie czułabym się mega zażenowana, ale... jak to mówią "od miłości do nienawiści tylko jeden krok".
No, Mariko ma temperament! Nie ma co! Choć nieco jej współczuję tej beznadziejnej miłości... Chyba ma bardziej przerąbane niż Hanashi...
Co do Hany... Wow! Może jednak wyjdzie jej z Suzaku... Ładna para by z nich była :D
Dyrcio to jest dopiero! Chyba bym umarła plewiąc chwasty w takim słońcu! ;/
Na kńcu rozbrajająca szczerość Hany... powaliła mnie na kolana... Eh... Cóż za wrażliwa dziewczyna... Aż się łezka w oku kręci...
Hahaha xD Skleroza? W tak młodym wieku? :D :D
Ave i weny! :*
K.L.