środa, 19 czerwca 2013

Vampire Night: rozdział XII - "Wierność ponad wszystko"

      Jako iż spotkanie z Haną trwało dłużej niż przypuszczał, przed wymianą klas Suzaku nie miał czasu na to, by cokolwiek wampirom wyjaśniać. Z leśnej polanki biegiem udał się do Księżycowego Dormitorium, a tam tylko przywitał się ze wszystkimi i, widząc, że wiele osób zechciałoby się na niego rzucić, by wyrazić swe ubolewanie nad jego stratą, podniósł dłoń, prosząc cicho, by przełożyli to na czas po zajęciach. Stwierdził, iż za długo już się lenił i nikt nie ma prawa opuszczać lekcji z jego powodu. Większość nocnych uczniów przyjęła jego słowa ze zrozumieniem, co było mu bardzo na rękę.
      Zamienił kilka słów z Shuuseiem, a potem pozwolił Mariko się objąć. Milczała, ale wiedział, że ma w niej pełne wsparcie. Kiedy tak na nią patrzył, zastanawiał się, jak to możliwe, iż będąc niemalże kalką zdjętą z matki, nie wyzwalała w nim uczuć innych niż przyjacielskie i opiekuńcze. Ludzie, wampiry i tak dalej to jednak naprawdę skomplikowane istoty. Czy widok kogoś tak szalenie podobnego do ukochanej osoby nie powinien wywoływać przyspieszonego bicia serca?
      Szybko przerwał rozmyślenia, bowiem nadszedł najwyższy czas na to, by wreszcie ruszyć w kierunku szkoły. Gdy przeszli przez wrota odgradzające ich teren od reszty Akademii, rozległy się szaleńcze piski fanek. Suzaku starał się jak mógł, by przybrać sympatyczny wyraz twarzy, od czasu do czasu odpowiadał coś na powitania dziewcząt, lecz umysł zaprzątnięty miał zdecydowanie innymi sprawami.
      Kiedy mijał Hanashi, chcąc nie chcąc uśmiechnął się szerzej. Promieniowała wręcz energią pełną optymizmu, przez co sam poczuł się nieco lepiej. Zauważywszy go, nie rzuciła się na niego jak zazwyczaj, lecz uroczo się uśmiechnęła i skinęła mu tylko głową. Docenił te gesty, wiedząc, że bądź co bądź wciąż ją rani, ale ona mimo tego potrafi wytworzyć wokół siebie pozytywną aurę, która każdemu mogła poprawić humor. To doprawdy niezwykłe dziecko, pomyślał i zaśmiał się w duchu, gdy zdał sobie sprawę z tego, że gdyby Hana usłyszała, jak nazywa ją dzieckiem, nieźle by się wściekła. Ale czyż to nie prawda? Miała ledwie szesnaście lat, a on zbliżał się do pięćdziesiątki, choć wyglądał na niewiele starszego od niej.
      Nie skupił się na lekcjach, choć próbował, by nie myśleć o sprawach, które wprowadzały ból do jego serca. Czy kiedykolwiek pogodzi się ze śmiercią matki? Czy wybaczy sobie fakt, iż jako dziecko często był dla niej nieznośny? Czy zaakceptuje to, że przed jej zgonem tak długo nie miał okazji, by zamienić z nią choć kilka słów? I przede wszystkim: czy dowie się, kto ją zabił? Czy los da mu szansę na zemstę?
      Miał dziwne wrażenie, że na większość albo nawet na wszystkie z tych pytań odpowiedź brzmi: nie.
      Po zajęciach Nocna Klasa w ciszy i spokoju udała się do Księżycowego Dormitorium. Tam zaś, przebrawszy się najpierw, wszyscy zgromadzili się we wspólnym salonie, by wysłuchać swego przewodniczącego.
      Nie bardzo wiedział, co im powiedzieć. Podziękował za to, iż wciąż stoją u jego boku, zapewnił, że wie, że może na nich liczyć, przeprosił za kilkudniową nieobecność… Po wszelkich tego typu konwenansach nadszedł czas na nieuchronną dysputę na temat ostatnich wydarzeń, które tak wstrząsnęły wampirzym społeczeństwem.
      - Nie możemy ignorować faktu, że jesteś jednym z zagrożonych, Suzaku-sama - oświadczyła Kiyo Sone, jego zagorzała wielbicielka, która jednak zdecydowanie nie czuła do niego czegoś choćby przypominającego emocje, które wyzwalał w Hanashi. Nie, Kiyo pożądała go jako silnego, przystojnego mężczyznę, który miał dobrą pozycję w świecie polityki i nie tylko.
      - Nie przejmujcie się tym, proszę - odparł zmęczony. Westchnął. - Nie możemy wpaść w panikę. Nie wiadomo, czy będą kolejne ofiary, a nawet gdyby, jestem w stanie się bronić.
      Bardziej martwiłbym się o Mariko, która przeraźliwie boi się używać swych mocy, dodał w myślach, ale nie powiedział tego na głos. Choć mam nadzieję, iż nikt nie będzie czyhał na jej życie, skoro nie jest czystokrwistą ani takowej nie udaje jak co poniektórzy.
      - Inni również to potrafili, a mimo tego stracili życie - szepnęła Yumi Tanaka.
      - Owszem, ale to co innego. Moja matka głęboko spała od ładnych paru lat, więc nie była w stanie wyczuć zagrożenia. Z kolei Etsuya-san został zamordowany niedługo po przebudzeniu się ze snu trwającego przeszło wiek, to oczywiste, iż nie zdążył porządnie się wzmocnić, nabrać sił - odparł. Yumi zarumieniła się i speszona chciała spuścić wzrok, lecz Suzaku spojrzał na nią ciepło, dając znać, że się nie wygłupiła i nie ma jej za złe niedawnego stwierdzenia.
      - Mimo wszystko nie możemy jednak zapomnieć o potencjalnym niebezpieczeństwie - zauważył trzeźwo Kenjiro Satake. Inni przyznali mu rację, pomrukując coś cicho bądź potakując głowami w zamyśleniu.
      Cóż za kłopotliwa sprawa, pomyślał.
      - Ech, po prostu starajmy się żyć jak wcześniej, zgoda? - zaproponował zrezygnowany. - Jeśli wydarzy się coś złego, zareagujemy jak trzeba. Nie dajmy się zastraszyć i pełnijmy dalej role, które zostały nam wyznaczone.
      Chcąc czy nie, powiedzieli, że tak zrobią. Jakby na to nie patrzeć, nie mieli wyboru. Cóż mogli poradzić na to, co się ostatnio działo? Byli bezsilni, szczególnie zważywszy na to, że nie mieli pojęcia, kto stał za atakami. Ba, nie wiedzieli nawet na pewno, czy wszystkie tragedie były sprawką tej samej osoby bądź grupy.

      - Słyszałem, że Suzaku wrócił? - rzucił Deichi podczas przechadzki z Suzue po terenach Akademii Kurosu. Noc była przyjemna i dzięki księżycowi oraz gwiazdom dość jasna. Dei nie miał dziś lekcji z wampirami, więc nie widział się jeszcze z Shoutou.
      - Tak - odparła. - Biedny, stara się zachowywać względnie normalnie, ale w środku wciąż jest załamany - dodała z ponurą miną.
      - To oczywiste, nie da się podnieść tak prędko po podobnej stracie - westchnął.
      - Uhm - potwierdziła, przypominając sobie śmierć obojga rodziców. Kaede zmarła na śmiertelną chorobę, co było tym gorsze, iż wampiry z reguły nie chorowały. Minato zaś zginął chwilę przed Kage Hiou, lecz do dziś nikt nie wiedział, kto go zabił. Akuji Touma raczej nie mógł tego zrobić, skoro zajęty był walką z Kage, Ayą i Kaori… Nie chcąc jednak myśleć o smutnych wspomnieniach, zmieniła temat na bardziej aktualny. - Wiesz, martwię się o Mariko. Ostatnio zachowuje się nieco dziwnie, ma wahania nastrojów, żyje we własnym świecie jakby bardziej niż normalnie…
      - Może się zakochała? - podsunął Dei. - Z takiego opisu wynika, że coś lub raczej ktoś zawrócił jej w głowie.
      - To prawdopodobne… - zamyśliła się. - Choć nie zauważyłam, by wydawała się interesować kimś z naszego wydziału.
      - A z Dziennej Klasy?
      - Tymi to tym bardziej się nie interesuje, z dziennych uczniów liczą się tylko Hana-chan i Kei - stwierdziła zgodnie z prawdą Suzu. - Hm, może z Minoru rozmawia zdecydowanie częściej niż wcześniej - zauważyła. - Ale bynajmniej nie wygląda w jego towarzystwie na zakochaną. Ach, sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć - pożaliła się.
      Stanął i objął ją serdecznie, szepcząc jej do ucha, że niebawem na pewno wszystko się wyjaśni i Mariko nieco się ożywi, choć po prawdzie nigdy do specjalnie aktywnych nie należała. Mimo wszystko należała jednak do osób mniej nieśmiałych niż Aya. Co innego ze skłonnością do depresji bądź stanów ją przypominających. Z tym mieli problem zarówno jej rodzice, jak i ona sama, co było jednym z głównych powodów zmartwień, jeśli chodzi o ich bliskich.
      - Czasami mam wyrzuty sumienia z powodu tego, że jestem teraz tak szczęśliwa - wyznała Suzue. Deichi spojrzał na nią z lekkim zdumieniem. - Mariko-sama przeżywa bliżej nieokreślone rozterki, Suzaku-sama dopiero co stracił matkę, wampirze społeczeństwo jest zdezorientowane tym, co się dzieje, Hana-chan dalej boryka się z niespełnioną miłością… A ja? Dzięki tobie mam wrażenie, jakbym śniła na jawie bądź przebywała w niebie.
      Dei zaśmiał się uroczo.
      - Ja tam się cieszę, że tak działa na ciebie moja obecność - rzekł, wyszczerzając zęby w swobodnym uśmiechu. - Żal mi naszych skrzywdzonych w jakiś sposób przyjaciół, ale mimo wszystko to ty jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i za nic nie chciałabym, byś znów cierpiała. To nasz czas, najdroższa. Radujmy się nim - poprosił, wciąż uśmiechnięty, choć teraz również nieco poważny.
      Czymże zasłużyła sobie na jego miłość, wierność i oddanie…? Już chciała o to spytać, lecz nie zdążyła, gdyż Deichi pochylił się i zaczął ją całować, przez co tradycyjnie straciła kontakt ze światem. Niech się dzieje co chce, byle tylko nikt im nie przerywał.

      Mariko spędziła jakiś czas z Suzaku, po czym wyszła na dwór, by w spokoju pomyśleć. Usiadła na trawie, stwierdzając, że jeśli się pobrudzi, nic takiego się nie stanie, i zapatrzyła się w księżyc. Dostojny, majestatyczny, tajemniczy… Jak Kaname.
      Muszę przestać tyle o nim myśleć, nakazała sobie, lecz wiedziała, że próby te spełzną na niczym. Wcześniej nie dopuszczała do siebie myśli, że zauroczyła się bądź zakochała w nawiedzającym ją Kuranie, ale po ostatnich dwóch snach, z czego jeden zdecydowanie był tylko i wyłącznie wytworem jej chorej wyobraźni, czego zresztą nie omieszkał przypomnieć jej Kaname, musiała stawić czoła rzeczywistości. Był dla niej kimś o wiele ważniejszym niż odwiedzającym ją we śnie duchem. Nie wiedziała, za jakie jej grzechy tak się stało. Może owa beznadziejna miłość była pokutą za krzywdy wyrządzone innym w dzieciństwie? Zraniła mamę, zabiła nieznaną dziewczynkę na Poziomie E… Nigdy sobie tego nie wybaczy, nieważne, jak bardzo by tego chciała. Rodzice wpajali w nią przekonanie, że to nie jej wina, ale jak nie jej, to niby czyja? Zgoda, nie potrafiła wówczas kontrolować swych nieprzeciętnych zdolności (nie była zresztą pewna, czy teraz jest inaczej, więc nigdy ich nie wykorzystywała), ale to jej nie usprawiedliwiało, przynajmniej w jej własnym mniemaniu.
      Wracając do Kaname… Gdyby chociaż nie wiedział o tym jej uczuciu! Tymczasem mógł się z niej naśmiewać do woli. Kiedy się widzieli, praktycznie bez przerwy był poważny lub obojętny, ale kto wie, co robił, gdy jej nie nawiedzał? Skoro wszyscy myślą, że nie żyje i w rezultacie zapewne z nikim oprócz niej się nie kontaktuje, musi sobie jakoś umilać długie godziny spędzane we własnym towarzystwie.
      Dobijająca perspektywa, stwierdziła z rozgoryczeniem. Jedyny plus całej tej zagmatwanej sytuacji to fakt, że rodzice nie wiedzą, kto mi się ni z tego, ni z owego spodobał.
      - Kim jest ten, o kim ostatnimi czasy bezustannie, zdaje się, rozmyślasz? - dobiegł ją czyjś głos. Mari odwróciła się i ze zdziwieniem zauważyła Minoru Oshimę. Młodzieniec miał na sobie ciemne spodnie i bluzę, co było miłym urozmaiceniem, jako iż wampiry z Nocnej Klasy prawie zawsze ubierały koszule.
      - Skąd pomysł, że myślę o jakimś chłopaku? - spytała z zaciekawieniem.
      - Och, to widać - rzekł tylko. Poczęła przelotnie zastanawiać się, czy inni też uznają to za oczywiste. A tak starała się kamuflować!
      Podszedł do niej spokojnym krokiem, po czym usiadł naprzeciwko niej.
      - Nie masz nic przeciwko temu, że się przyłączę?
      Odpowiedziała, że oczywiście nie ma zamiaru niczego mu zabraniać. Wspólnie więc tak siedząc, milczeli przez jakiś czas, zagłębiając się we własnych myślach.
      - Jest nieosiągalny? - zapytał nieco cicho. Miał dość niski, przyjemny dla ucha głos.
      - O tak - zgodziła się, dodając w myślach, iż „nieosiągalny” to tylko jedno z wielu określeń doskonale pasujących do Kaname.
      - Powiesz mi, kim on jest?
      - Nigdy w życiu! - zaśmiała się. Większość osób pomyślałaby, że żartuje, gdyby wyznała prawdę. Inni, jak na przykład Hanashi i Kei, byliby zdecydowanie zbyt zaciekawieni całą sprawą i pragnęliby dowiedzieć się więcej i więcej. - Skąd ta ciekawość? - zainteresowała się.
      - Po prostu… - zawahał się. - Mam wrażenie, że jesteś w podobnej sytuacji do mnie.
      Przez kilkadziesiąt sekund przyglądała mu się badawczo. Światło księżyca delikatnie odbijało się w jego stalowoszarych oczach. Był naprawdę przystojny, nie da się ukryć. Dlaczego, ach, dlaczego nie mogła zakochać się w nim?! Wszystko byłoby o wiele prostsze, nawet gdyby Minoru nie odwzajemnił jej uczucia. Mimo wszystko miałaby jednak świadomość, że jej emocje są jak najbardziej normalne, zrozumiałe i, przede wszystkim, niezakazane. Co innego z Kuranem…
      - Więc ty też oddałeś serce komuś, komu nie powinieneś? Wiesz, on wkradł się do mojego bez zaproszenia. Chciałabym go wyrzucić, ale nie potrafię - powiedziała szczerze.
      - Podobnie jest ze mną, choć użyłbym do określenia swojej sytuacji mniej przenośnych wyrażeń - rzucił, uśmiechając się przekornie. - Skoro nie możemy być razem, chcę o niej zapomnieć. A przynajmniej o uczuciu, jakim ją nieopatrznie obdarzyłem.
      - Och, pragnę tego samego. Nawet nie wiesz jak bardzo - westchnęła.
      Ostatnio spędziła z Oshimą chyba więcej czasu niż przez cały pierwszy rok razem wzięty. Dość dobrze się dogadywali, odnaleźli wspólny język, a teraz między nimi wytworzyła się kolejna więź: poczucie zrozumienia. Jak dobrze było mieć świadomość, że ktoś oprócz niej przeżywa podobne dylematy, choć wiedziała, że jego sytuacja zwyczajnie nie może być tak opłakana jak jej - jeśli już, to mogła przypominać pozycję Hanashi. Wątpiła bowiem, by zakochał się w dziewczynie, która od lat udaje martwą, a w istocie jest silną czystokrwistą, która nawiedza go w snach. Kiedy tak o tym myślała, zachciało jej się śmiać. To było wręcz śmieszne… Doprawdy mało kto by jej uwierzył, gdyby opowiedziała o tym, co jej się przytrafiło.
      - Wobec tego mam szalony pomysł - oświadczył. Wyrwana z zamyślenia, spojrzała na niego wyczekująco. - Zostańmy parą.
      Musiała wyglądać nieco niemądrze, gdy tak patrzyła na niego oniemiała z lekko rozchylonymi ustami.
      - Hę? - wydukała tylko.
      - To dziecinne, ale może w ten sposób uda nam się wzbudzić zazdrość w tych, których kochamy, a jeśli nie, to przynajmniej łatwiej będzie się oderwać od niekończących się smutnych rozmyślań, a nawet… Kto wie, może kiedyś wyniknie z tego coś konkretnego?
      - To… rzeczywiście szalony pomysł - mruknęła, wciąż zaskoczona. Uśmiechnął się ponuro i dał jej czas na przemyślenie owej rewelacji.
      Może to nie takie głupie? Co do zazdrości, Mariko nie miała złudzeń i wątpliwości, iż tej w Kaname nie wzbudzi, ale może łatwiej będzie jej o nim zapomnieć lub choćby mniej o nim myśleć, jeśli z kimś by się związała? Poza tym… Przeciwko Minoru nikt by raczej nic nie miał, rodzice nie dostaliby zawału, gdyby dowiedzieli się o jej chłopaku. No, ojciec może nie byłby zachwycony, momentami mawiał tak, jakby chciał, by Mari została starą panną - podobnie zresztą było z wujem Ichiru i Hanashi - ale z dwojga złego…
      Do jej umysłu zawitała nieśmiała myśl, iż ten niby-związek mógłby kiedyś przeistoczyć się w coś poważnego. Ileż było przecież przypadków, w których para zmuszona była do ślubu - na przykład przez wzgląd na pozycję czy pieniądze - i, choć początkowo sobie niechętna, zapałała później do siebie szczerą miłością? Gdyby tak było w tym przypadku, Mari byłaby wniebowzięta. Nie musiałaby mieć tych okropnych wyrzutów sumienia przez wzgląd na to, co poczuła do Kaname, nie musiałaby bać się opinii otoczenia...
      Ale z drugiej strony, przecież ona nie chciała się z nikim związywać! No, może dla Kurana zrobiłaby wyjątek, mimo wszelkich przeciwności… Nie, nie, nie uczyniłabym tego, strofowała siebie w myślach. W każdym bądź razie nie chciała mieć chłopaka, szczególnie wampira, bo gdyby jej moce wyrwałyby się spod kontroli…
      Nie mogła o tym myśleć.
      W jej oczach zebrały się łzy, lecz nie zdążyły wypłynąć, bo nieoczekiwanie Minoru przysunął się do niej i ją pocałował. Niepomiernie zdumiona, nie miała pojęcia, w jaki sposób powinna zareagować. Przecież jeszcze niczego nie ustalili… A poza tym naiwnie myślała, że chodzenie ze sobą na niby będzie raczej polegało na częstszych rozmowach i pokazywaniu się razem publicznie, a nie na jakichkolwiek pieszczotach. No, ale gwoli ścisłości trudno byłoby to nazwać chodzeniem, wyglądałoby to jedynie na przyjaźń czy bliskie koleżeństwo.
      - Zdecydowałaś się? - spytał z zawadiackim błyskiem w oku, choć poza nim na jego twarzy widać było raczej przygnębienie.
      - Uhm - mruknęła, zanim zdążyła przeanalizować konsekwencje. - Zgadzam się.
***
      - Jestem poważnie zaskoczony - oświadczył Kaname spokojnym tonem, stojąc przy oknie w swojej dawnej komnacie w Księżycowym Dormitorium. - Już mnie zdradzasz?
      - O ile mi wiadomo, nie chodzimy ze sobą, więc to nie jest zdrada - odparła brawurowo Mariko. Nie wiedziała, dlaczego ostatnio była taka odważna w jego towarzystwie. Przypuszczała, że to dlatego, iż przyzwyczaiła się do niego tak bardzo, że trudno byłoby jej się pogodzić, gdyby z jakiegoś powodu Kuran przestał ją odwiedzać. Mimo iż przez niego się nie wysypiała, chcąc nie chcąc musiała przyznać, że od jakiegoś czasu lubiła te wizyty. Jestem nienormalna, ale nic na to nie poradzę, westchnęła w duchu. - Chyba że o czymś nie wiem? - dodała buńczucznie.
      - W rzeczy samej - rzekł, ignorując jej ostatnie pytanie i uśmiechając się lekko pod nosem. - Zdradzasz za to własne serce, czyż nie? Cóż, nie będę cię za to potępiał, wiele osób musi się czasami z tym zmagać… - dorzucił tajemniczo.
      - Ty również? - podchwyciła wątek. Miała nadzieję, że dowie się wreszcie czegoś konkretnego. On jednak naturalnie nie odpowiedział, jednakże przez ułamek sekundy jego twarz zdawała się potwierdzać jej przypuszczenia.
      Czyżby to była prawda? Czy Kaname oszukiwał niegdyś własne serce? Kiedy to było? Czy miał kogoś poza swoją siostrą, Yuuki?
      Jej marzycielską naturę zalały setki wymysłów, ale racjonalnie mogła stwierdzić, iż niewiele z nich mogłoby choć trochę przystawać do rzeczywistości.
      - Swoją drogą, czy to nie jest nieroztropne z twojej strony, by się z kimś związywać? Dodajesz jedynie kolejną osobę do listy tych, których mogę skrzywdzić, gdybyś zechciała nie grać wedle moich zasad - rzekł poważnie.
      - Mało które zasady mi wyjaśniłeś - zauważyła. - A tych, o których raczyłeś mnie poinformować, przestrzegam i nie zamierzam tego zmieniać. Zresztą tak naprawdę nic nie czuję do Minoru - westchnęła, szczerze tego żałując.
      - Naprawdę się zmieniłaś w ciągu tych paru miesięcy - stwierdził. - Na początku nie odzywałaś się i wyglądałaś, jakbyś miała umrzeć ze strachu, teraz zaś momentami buzia ci się nie zamyka i nie okazujesz ani krzty bojaźni. Wyglądasz prawie tak jak matka, ale czasami zachowujesz się jak ojciec, gdy był w złym humorze.
      - Tata jest mniej wygadany - rzuciła z zadziornym uśmiechem. Doprawdy, nie poznawała siebie w zniewalającym towarzystwie Kaname.
      - Też racja - zgodził się z nią.
      Podeszła do niego - również stanęła przy oknie. Jak zwykle było ono zasłonięte ciężkimi kotarami, by nie przepuszczać rażącego wampirze oczy światła. Spojrzała na niego z jakąś naiwną wiernością malującą się w lawendowych oczach.
      - Opowiedz mi coś o sobie, proszę - szepnęła. - Pozwól mi siebie poznać…
      - Zdaje się, iż pragniesz zapomnieć, a w tym nie pomoże ci dowiadywanie się czegokolwiek - odparł wypranym z emocji tonem. Miał rację, ale ona tak bardzo pragnęła się do niego zbliżyć… Na jawie walczyła z uczuciem (a przynajmniej próbowała to robić), ale w snach była niczym zniewolona.
      Posmutniała, wiedząc doskonale, że Kaname tak czy owak nie spełni jej prośby. Miał ją za nic, ale dlaczego niby miałoby być inaczej? Próbując powstrzymać się od płaczu, odeszła od niego i usiadła na fotelu. Żadne z nich nie odezwało się już do końca „snu”.
***
      Krwista posoka spływała leniwie po szyi kobiety, brudząc tym samym jej uniform. Czuła na sobie silne ręce syna swego pracodawcy, który po wieloletnim śnie spijał z niej nektar życia. Kiedy wystarczająco się napoił, oderwał się od karku służącej, pozwalając jej opaść na stół, na którym wcześniej ją posadził. Jego krwistoczerwone oczy na powrót odzyskały swą jadeitową barwę. Wampir spojrzał leniwie na zegarek, z niemałym uśmieszkiem oblizując wargi po posiłku, obnażając tym samym skąpane w czerwieni kły. Wychodząc z pokoju, nakazał jeszcze innej wampirzycy przywrócić służkę do „stanu dawnej używalności”, a następnie udał się w kierunku pokoju zebrań.
      W przestronnym pomieszczeniu pozbawionym okien znajdował się długi, kamienny stół. Otoczenie rozjaśniały świeczki oraz małe lampy przymocowane do ścian pokrytych ciemnobrązową farbą. Służba starannie przygotowała trunek i zadbała o czystość pokoju. Obecnie znajdowały się w nim tylko cztery osoby będące ostatkiem rodu Hanadagi, a tym samym najliczniejszą spośród żyjących rodziną czystokrwistych wampirów. Na szczycie stołu siedział pan domu, który obecnie lustrował syna bacznym spojrzeniem.
      - Ile razy mamy prosić cię, żebyś się nie spóźniał, Shouta? - spytała bezsilnie Kimie siedząca po lewej stronie swego brata, Shigeru. Starannie poprawiła swe długie, blond włosy i z oczekiwaniem wlepiła w bratanka jasnozielone oczy.
      Chłopak jednak zignorował ją całkowicie i bez skrępowania zajął miejsce po prawej stronie ojca, które wcześniej należało do jego, martwego teraz, wuja. Spojrzawszy na Toshiko siedzącą obok matki, na jego twarzy pojawił się grymas.
      - Wyglądasz okropnie - stwierdził, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. - Wyglądają teraz jak wodorosty - skwitował, wlepiając zniesmaczone spojrzenie w świeżo przefarbowane włosy kuzynki.
      Najmłodsza spośród rodu Hanadagi zmierzwiła swoje dość krótkie kosmyki, po raz kolejny zachwycając się nad ich ciemnozielonym odcieniem. Uważała, że ten kolor bardziej do niej pasuje niż grzeczny, stonowany blond.
      - Nie chciałabym ci przypominać, ale nastała nowa era. Ja przynajmniej potrafię iść do przodu - rzuciła, wzruszając ramionami. Dawno już przestała przejmować się docinkami kuzyna.
      - Zamieniając się w roślinkę, raczej się cofasz, ale… - zaczął chłopak, któremu zdania nie dał dokończyć ojciec.
      - Starczy już tych dyskusji, zapominacie chyba, jaką ponieśliśmy stratę - powiedział gniewnie Shigeru, choć dało się odczuć w jego tonie nutkę smutku. Nie rozumiał, jak dzieci mogły nie przeżywać tej śmierci. Jego siostra po zabójstwie swego męża straciła jakikolwiek zapał i chęci na nowe życie.
      - Nie zapominajmy też, kto kazał mi udać się na stuletnią drzemkę - odparł Shouta, wykręcając oczami. - Gdybym był na miejscu, może bym was obronił - przyznał.
      - Gdyby to ode mnie zależało, jemu jedynemu pozwoliłabym spać dłużej - wtrąciła Toshiko, nie mogąc się powstrzymać. Puściła jeszcze w stronę kuzyna oczko.
      - Dobrze wiesz, że nie można zostawić cię samego - zauważyła Kimie, nie zwracając uwagi na słowa córki. - Etsuya został zamordowany pod naszym nosem i nic nie mogliśmy z tym zrobić - szepnęła, kryjąc swój smutek.
      - Przestańmy już rozpamiętywać dawne sprawy i zajmijmy się obecnymi - powiedział Shouta, zmieniając ton na bardziej poważny. - Uważam, że na chwilę obecną rodzinne spekulacje nie mają sensu. Chociaż każde z nas zgarnęło wspomnienia z czasu, kiedy spaliśmy, nie mamy tak naprawdę pojęcia o otaczającym nas świecie.
      - Masz rację, synu - przyznał Shigeru. - Niestety, okoliczności zmuszają nas do podjęcia jakichś kroków. Musimy zastanowić się, od czego zacząć…
      - Tyle się zmieniło… - szepnęła Kimie. - Pomyśleć, że Etsuya nie zdąży tego zobaczyć.
      Córka złapała ją za rękę, chcąc choć minimalnie dodać jej otuchy.
      - Powinniśmy zebrać siły i wtedy zacząć myśleć. Jeśli ta osoba była w stanie zabić dwóch czystokrwistych w tak krótkim czasie, potrzebna jest pełna moc, a ja wciąż czuję się osłabiona - przyznała Toshiko. - Poza nami wierzę tylko w siłę Shoutou i Shirabuki. Ta Hiou to jeszcze dziecko, a Gizen, no cóż, wiemy, że ona zawsze uciekała od problemów. Nie mogę uwierzyć, że zmieciono z powierzchni ziemi jej brata i cały ród Kuranów - dorzuciła, wciąż zdumiona tym, czego dowiedziała się po przebudzeniu.
      - Ciekawi mnie ten cały Kiryuu - przyznał z uśmieszkiem Shouta. - Za naszych czasów żaden „człowiek” nie mógł się równać z czystokrwistymi. A jeśli on zabił Rido Kurana… - Jego oczy zaiskrzyły się od podniecenia. - …to może być niezła zabawa.
      - Odbyło się już przesłuchanie wszystkich podejrzanych - zauważyła pogrążona w myślach Kimie. - Cóż więcej możemy na chwilę obecną zrobić?
      - Same przesłuchania nigdy nie przynosiły efektów - uśmiechnął się pod nosem Shouta, który właśnie wymyślił plan działania. Choć wciąż sprawiał wrażenie zbuntowanego nastolatka, w rzeczywistości był bardzo inteligentny i przebiegły, co dało się zauważyć jeszcze przed stuletnią drzemką.
      - Sprawdzanie myśli czystokrwistym przez czystokrwistych to inna sprawa - stwierdził Shigeru, od razu rozumiejąc sposób myślenia syna. - Mogłoby to wywołać sprzeciw Rady…
      - Yare, yare - westchnęła Toshiko, wykręcając oczyma. - Chcecie prowadzić tę sprawę dalej, a obawiacie się zrobić jakikolwiek krok. Jeśli nie będą mieli nic do ukrycia, zapewne od razu zgodzą się na takie rozwiązanie - podsumowała, wzruszając ramionami, jakby spotkanie to zaczęło ją nużyć.
      Reszta przyznała dziewczynie rację, więc wszyscy zajęli się sprawą związaną z rozesłaniem informacji o chęci prześwietlenia myśli Klasy A oraz każdej potężnej osoby podejrzanej. Następnie sala wypełniła się gwarem spekulacji. Każdy wypowiadał się na temat zmian, jakie zaszły w świecie na przełomie tak niewielu dla wampirów lat.
***
      Sara Shirabuki zachichotała cicho pod nosem.
      - Więc mój drogi Shigeru-san zdecydował się wreszcie powziąć jakieś kroki ku rozwiązaniu sprawy - rzuciła z uśmiechem. - Aż dziw, iż nikt nie poprosił o to wcześniej - stwierdziła, rzucając dopiero co otrzymany list na stolik do kawy. Odetchnęła z zadowoleniem, wygodniej układając się na eleganckiej kanapie.
      - Cóż za informacje wywołały taki uśmiech na twej twarzy, Saro-sama? - odważył się spytać Takuma Ichijou, kiedy wszedł do pomieszczenia. Wcześniej opuścił je na kilka minut, by jego pani w spokoju mogła przeczytać list.
      - W końcu ktoś zaczyna działać - oświadczyła. - Najpotężniejsze osoby naszego świata zgromadzą się niebawem, by przebadać nawzajem swoje myśli, co może pomóc nam w odnalezieniu mordercy.
      - Mogą więc dowiedzieć się o tym, co zaszło w dniu, w którym obudziłaś Shigeru-sama - szepnął. Choć wcześniej Sara pozmieniała mu wspomnienia, potem opowiedziała wiernemu słudze, co naprawdę się wydarzyło, by mieć z kim dzielić przemyślenia i plany kolejnych posunięć.
      - Zanadto się wszystkim przejmujesz - rzuciła, podnosząc ze stolika filiżankę z kawą. Upiła kilka łyków. - Wiesz doskonale, iż jestem mistrzynią, jeśli chodzi o mieszanie innym w głowach - dodała, uśmiechając się złośliwie. - Nawet inni czystokrwiści nie potrafią przejrzeć zmian, których dokonuję.
      Miała rację, jakby na to nie patrzeć, Takuma dobrze o tym wiedział, nieraz był już bowiem świadkiem pokazów zdolności Sary. Przypomniał sobie chociażby, jak lata temu bawiła się jego dawnym przyjacielem, Hanabusą Aidou, oraz Kaori Mitsui (obecnie Kiryuu) i Ichiru, jej mężem, podczas najazdu Akujiego Toumy na Akademię Kurosu, której sam był niegdyś uczniem. Od czasu do czasu wracał wspomnieniami do chwil spędzonych w Nocnej Klasie. Wówczas był stronnikiem Kaname Kurana, ale gdy niemal zginął, walcząc z dziadkiem, i od śmierci uratowała go Shirabuki, chcąc nie chcąc zaczął służyć właśnie jej. Często miewał mniejsze lub większe wyrzuty sumienia z powodu tego, co robił na jej rozkazy, ale cóż innego miał począć? Poza tym od tak dawna czuł do niej wielki pociąg… Nie wiedział, czy to miłość, zauroczenie, a może po prostu wpływ mocy Sary?
      - Naturalnie - odparł, uśmiechając się słabo.
      - Minęło jednak półtora tygodnia od śmierci Naoko-san - zauważyła czystokrwista, marszcząc czoło. - Coś długo jest spokojnie, nastroje co poniektórych zaczynają opadać, a tak nie powinno być…
      - To chyba dobrze, że ostatnio żaden z twych pobratymców nie zginął…
      - Lubię aurę napięcia promieniującą z Rady i nie tylko. Łatwiej wówczas sterować działaniami i emocjami innych. Myślę, że czas podkręcić nieco atmosferę…
      Ichijou przeszedł nagły dreszcz. Co tym razem wymyśliła Sara…?
      - Przygotuj samochód, wybieramy się w odwiedziny do mojej drogiej Omistu - rozkazała spokojnie.
      Pomyślał, że znów zamierza knuć coś wraz z lojalną przyjaciółką. Te dwie zdecydowanie do siebie pasowały. Sara miała w Hori najwierniejszą chyba służkę.
     
      - Saro-sama! Czymże zasłużyłam sobie na ten zaszczyt? - zdumiała się uszczęśliwiona Hori, witając Shirabuki w swej posiadłości. Czystokrwista z reguły wysyłała po nią jakąś służkę, gdy pragnęła się z nią rozmówić albo też spotykały się w jakimś zupełnie neutralnym miejscu.
      - Jaki tam zaszczyt, nie przesadzaj, najdroższa Omitsu! - odrzekła z pobłażliwym uśmiechem. - Powiedz, proszę, ile osób znajduje się obecnie w tym domu? - spytała, gdy przeszły do salonu. Kiedy ktoś przyszedł zapytać, czy życzą sobie coś do jedzenia lub do picia, nic nie mówiąc, natychmiast odesłała sługę, nie czekając nawet na zdanie przyjaciółki. Ta nie śmiała się sprzeciwić, zresztą słowa Sary stały ponad wszystkim innym.
      - Pomyślmy… - zastanowiła się. - Kamerdyner, kucharz, dziewczyna kuchenna i pokojówka. Kiedy pomieszkuję tu sama, nikt więcej nie jest mi potrzebny. Zatem cztery osoby oprócz nas - podsumowała.
      Nie kłamała, Shirabuki doskonale znała prawdę, ale lubiła w najróżniejszy sposób sprawdzać wierność sług. Skinęła głową, po czym przybrała smutny wyraz twarzy.
      - Niestety, obawiam się, iż wszyscy czworo będą musieli dzisiejszej nocy zginąć - westchnęła z udawanym przygnębieniem.
      - Dlaczego? - zapytała Hori zdziwiona. Oczywiście jeśli taka była wola jej pani, mogła bez przeszkód wyrzec się służących, ale…
      - Och, świadkowie są niewygodni. Naturalnie można im zmienić wspomnienia, lecz jest to bardziej czasochłonne, a nie mam obecnie ochoty na takie marnotrawienie czasu - odparła posępnie.
      - Nie rozumiem…
      Sara wstała z kanapy i dała znać, by jej popleczniczka zrobiła to samo. Stały naprzeciwko siebie - jedna niewzruszona, druga niepewna.
      - Powiedz, jesteśmy przyjaciółkami, prawda? - rzuciła Shirabuki.
      - Oczywiście! - zapewniła Omitsu. - Choć nie wiem, czym zasłużyłam sobie na ten zaszczyt…
      Sara uśmiechnęła się dobrodusznie.
      - Chciałabym wiedzieć…
      - Tak…?
      - Jak wielka jest twa wierność? Lojalność? Przyjaźń? Czy byłabyś w stanie uczynić dla mnie wszystko? - pytała, utrzymując spokojny i niby przyjacielski ton.
      - Naturalnie!
      Shirabuki zbliżyła się do Omitsu i pochyliła się nad jej uchem.
      - Nawet umrzeć? - szepnęła.
      Hori zbladła, patrząc ze zdumieniem na swą panią. Była przekonana, że ta żartuje, po prostu sprawdza ją, powoli skinęła więc głową.
      Ułamek sekundy później jęknęła głucho.
      - Byłaś wierną służącą, lecz twój czas dobiegł końca - oświadczyła Sara, wyrywając zaciśniętą na sercu Omitsu dłoń z jej klatki piersiowej. Posadzka zbroczona została krwią, zaś bezwładne ciało Hori osunęło się na ziemię. Jej martwe już oczy wciąż z niedowierzaniem wpatrywały się w czystokrwistą. Kilka sekund później po Omitsu Hori został już tylko pył.

      Takuma patrzył wstrząśnięty na Sarę.
      - Dlaczego…? - wyjąkał. - Dlaczego ją zabiłaś…?
      - Po pierwsze, aby podtrzymać atmosferę, jak zresztą wspominałam - zaczęła wyjaśniać, kończąc zlizywać z palców krew Omitsu i jej służących. Stała już na zewnątrz, gdzie Ichijou czekał przy samochodzie. - Po drugie, skoro straciłam „przyjaciółkę” podejrzenia nie będą się mnie imały jak co poniektórych.
      Wzięła głęboki wdech, napawając się przyjemną nocą ze środy na czwartek. Przez kilka minut milczała, badając, czy na ręce bądź ubraniu nie pozostał już żaden ślad szkarłatnej posoki.
      - Po trzecie, mój drogi, zwolniłam dla ciebie miejsce w Nowej Radzie - dorzuciła zadowolona i nie zwracając uwagi na osłupiałą minę Takumy, ruszyła do pojazdu.







***
      Hej, tu Aya. Rozdział został napisany głównie przeze mnie, bo bodajże w czasie jak go pisałam, Kao zajęta już była kolejnym.
      W zeszłym tygodniu od wtorku do czwartku przebywałyśmy na działce. Zmagałyśmy się z zanikiem weny, więc postanowiłyśmy pojechać w nasze prywatne „miejsce, w którym zatrzymał się czas”, gdzie jakimś cudem niemalże od razu wyszłyśmy z potrzasku i wyprodukowałyśmy niemal trzy rozdziały, które dokończyłyśmy już w domu. Koniec końców mamy co dodawać aż do połowy sierpnia. :) Niestety, trochę mozolnie idzie mi tworzenie XVII… Ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
      Pozdrawiam wszystkich czytelników, szczególnie tych, którzy zawsze znajdują chwilkę na skrobnięcie nam tu paru słów. Buziaki!


      Edit (jakieś 7h później): Rozdział XVII napisany Q.Q Kłopoty z pisaniem znikają tak niespodziewanie jak się pojawiają!


7 komentarzy:

  1. Tak jak powiedziałam skomentuję po sesji ^ ^" Jeszcze jedno sesja to zło !

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie lubię Sary ;) Na szczęście w moim opku (przynajmniej w I części!) sobie nie posiedzi :D Tylko taki dylemat które z nich gorsze: Sara czy Kaname? Kaname rozumiem, że niektórym może się podobać, no ale Sara? Chyba zaledwie poprzez krew -.-'

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu! Miała napisać parę zdań na temat Kaname, Mariko i jej chłopaka, ale Sara mnie rozwaliła... Cóż za bezduszna małpa! (chętnie posłużyłabym się innym określeniem) Ktoś powinien ją zabić... Nie ma co, akurat jej życzę śmierci ;/
    Hm... Poza tym ród Hanadagi... Ciekawy zlepek różnych osób...
    Okey, wracając do Kaname... Matko, ten to ma teksty! "Już mnie zdradza?" Cóż, mógłby dać se na wstrzymanie.
    Poza tym Mariko ma chłopaka! Wow! W sumie to się ucieszyłam. Kaname to zdecydowanie nieodpowiedni obiekt westchnień...
    Mam wrażenie, że Suzaku zaczyna coraz częściej myśleć o Hanashi...

    Dzięki za info! :D

    Ave i weny, dziewczyny :*

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo, bardzo dobrze ci idzie *_* Czekam na dalsze opowiadanie i postaram się nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaaa! Normalnie mam ochotę wskoczyć w ten rozdział i wyrwać komuś nieziemsko długie, blond kłaki... Ale od początku.

    Coś mi mówi, że Suzaku z Haną to się jeszcze zejdą... eh, nienawidzę miłości i szczęśliwych zakończeń.
    Oż w mordę! Mari ma chłopaka! Ale coś mi się tu nie podoba... Minoru... on się zakochał w Mari! Jak nic!
    A Kaname jest boski. "Już mnie zdradzasz?" xD Mówcie sobie co chcecie, a ja i tak go kocham <3
    A Sary nienawidzę. Zamordowałabym. Ze szczególnym okrucieństwem. A siekierą posługuję się niezwykle sprawnie (serio, jak jestem wściekła i mam pod ręką siekierę, to się boją podejść xD). No po prostu wyrwałabym jej te blond kudły co do jednego włoska! I jeszcze łajza zniewoliła Takumę (tak, on nie myśli samodzielnie, ja to wiem).

    Dzięki za rozdzialik, dziewczęta :*

    Pozdrawiam i weny życzę- Andzik

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach znalazlam was^^ Pamietam ze kiedys prowadzilyscie bloga tez z opowiadaniem z vampire knight;] to jest kontynuacja jakas? czy zaczelyscie od nowa? :D w tej chwili nie mam czasu zeby przeczytac pierwszy rozdzial niestety, ale z racji ze uwielbiam wasze opowiadania postaram sie przeczytac szybciutko^^
    Jezeli jestescie zainteresowane to zapraszam was do siebie www.nasz-azjatycki-swiat.blogspot.com ^^ ponownie zaczynam wtapiac sie w swiat blogowania ale juz tym razem za opowiadania sie nie biore (cieszmy sie wszyscy!):D
    Pozdrawiam Raimazuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że nas znalazłaś ;)
      Vampire Night to sequel naszej wersji Vampire Knight. Będzie nam bardzo miło, jeśli rzeczywiście wrócisz do czytania naszych bazgrołów ;)
      Dzięki za informacje i pozdrawiam!

      Usuń