-
Mayu-chan, co się stało? - spytała szczerze zaniepokojona Yumeki. Obudziła się,
słysząc cichy szloch swej małej współlokatorki, wstała więc natychmiast i
usiadłszy na jej łóżku, serdecznie ją objęła.
-
Nic - wyjąkała z lekkim trudem Mayumi, próbując się uspokoić. - Przepraszam, że
cię obudziłam.
-
Nie szkodzi, to naprawdę nic takiego - zapewniła Akarashi. - Na pewno wszystko
w porządku?
-
Uhm, po prostu… Śniła mi się mama - skłamała. Nie chciała tego robić, ale po
pierwsze, obiecała Kairenowi, że nikomu spoza najbliższej rodziny nie będzie
mówiła o swoich wizjach, a po drugie, wolała nie przysparzać Yumeki kolejnych
zmartwień. Wiedziała ona, że Mayu cierpiała z powodu straty matki i to
wystarczyło. Nie musiała przecież dowiadywać się jeszcze, iż gdzieś, nie
wiadomo gdzie, jakaś biedna dziewczyna cierpi męki, zamknięta w lochu niczym
więzień. Właściwie Mayumi nie miała pewności, że tak właśnie było, do takiego
wniosku jednak doszła, po części stawiając na analizę tego, co widziała, a po
części na własną intuicję.
Wieczorem,
gdy wszyscy już wstali, Mayu postarała się o to, by móc chwilę porozmawiać z
Kairenem sam na sam. Nie miała mu do powiedzenia nic konkretnego, wolała jednak
niczego przed nim nie ukrywać. Był przecież osobą, której ufała najbardziej,
poza tym był jej najlepszym przyjacielem.
-
Cóż, na razie nic z tym nie zrobimy, ale gdyby wizja się powtórzyła i była
wyraźniejsza, koniecznie mi o niej opowiedz - rzekł spokojnie, ale z powagą. Na
jego czole pojawiła się zmarszczka zmartwienia. Wyraźnie zaniepokoiła go
wiadomość Mayumi. Z jednej strony bał się o nią samą - bardzo przeżywała
podobne widzenia, a poza tym teraz wizje dodatkowo przypominały jej o śmierci
Kiran. Z drugiej z kolei… Kim była kobieta, którą ujrzała Mayu? Co przeżyła?
Skąd się wziął jej obraz? Mając tak mało informacji, nie był w stanie powziąć
żadnych kroków, niemniej jednak miał nadzieję, że w przyszłości to się zmieni,
bowiem tak jak i Mayumi zapragnął jej pomóc. Oboje byli wrażliwi i pełni
empatii, bolało ich cudze cierpienie, szczególnie niezawinione. A Mayu twierdziła,
że jej zdaniem tamta kobieta zwyczajnie nie mogła być zła. Po prostu to czuła,
a Kairen całkowicie jej wierzył.
-
No proszę, co za odmiana! - zaśmiała się Kanaru, zagadując Tamakiego podczas
wymiany. - Wczoraj wyglądałeś, jakbyś miał serdecznie dość całego świata, a
dziś promieniejesz prawdziwie szczerym blaskiem radości - zauważyła. -
Wydarzyło się coś dobrego?
Odpowiedział
uśmiechem od ucha do ucha. Nie zdążyli na poważnie porozmawiać, bowiem Kana
musiała już dogonić resztę. Cieszyła się, widząc kuzyna tak szczęśliwego, ale
też, chcąc nie chcąc, poczuła się zazdrosna. Nie wiedziała, co się z nią
działo. Skąd ostatnio brało się u niej tyle negatywnych emocji? Dawniej
przecież taka nie była… A teraz? Ciągle zazdrosna, raczej nietowarzyska,
małomówna i denerwująca. Nie znosiła takiej siebie i nie rozumiała, skąd
dokładnie się to wzięło. Dobrze chociaż, że część frustracji mogła wyładować na
treningach. Akihira był świetnym mistrzem i naprawdę dobrze się z nim
dogadywała, lecz to nie przeszkadzało jej w staraniach, by go pokonać, gdy
miała nie najlepszy nastrój. Ale może to i dobrze? Bądź co bądź w ćwiczeniach o
to właśnie chodziło. Z drugiej strony, momentami, gdy Katsurze zdarzało się
mówić o Misaki jak o ósmym cudzie świata, miała ochotę wszystko rzucić, usiąść
gdzieś w kącie i po prostu się rozpłakać.
Zatopiona
w ponurych myślach, mało co wyniosła z lekcji czy zanotowała. Na zagadywanie
Mamoru odpowiadała pomrukami bądź półsłówkami, a kiedy Kairen spytał, czy coś
się stało, zmroziła go tylko spojrzeniem. Odwróciwszy wtedy wzrok, poczuła w
oczach łzy, których jednak szybko się pozbyła. Jestem nienormalna, zdenerwowała się w duchu. Miała ochotę tupnąć
nogą ze złości albo zapaść się pod ziemię z powodu zażenowania. Jak nie zwraca na mnie uwagi, chce mi się
płakać lub na czymś wyżyć, zaś gdy mnie już łaskawie zauważy, tylko go
odpycham. Gratulacje, Kanaru, złościła się w myślach, drżąc lekko.
Po
zajęciach poszła prosto do swojego pokoju, z nikim się nawet nie żegnając.
Padła na łóżko i zamarła w bezruchu, nie wiedząc, co ze sobą począć. Nie miała
na nic ochoty i zmagała się z całym mnóstwem niechcianych emocji, jednocześnie
robiąc sobie wyrzuty, że takowe w ogóle odczuwa. Pewnie leżałaby w takim amoku,
gdyby nie przerwało jej ciche pukanie do drzwi.
-
Proszę - niemalże warknęła. Z korytarza wyłoniła się onieśmielona nieco twarz
Mayumi. Zdumiona tymi odwiedzinami, Kanaru zaprosiła ją do
środka.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam -
powiedziała, miętoląc w dłoniach bluzkę w najprzyjemniejszym dla oka odcieniu
zieleni.
- Nie szkodzi, właściwie nic pożytecznego
nie robiłam - odmruknęła Kana. Zapadła chwila niezręcznej dla obu dziewcząt
ciszy. Stały naprzeciwko siebie, ale tylko Mayu patrzyła na Kurosu, wzrok tej
drugiej zaś utkwiony był w bliżej nieokreślonym miejscu.
- Nie przepadasz za mną, prawda? -
westchnęła wreszcie rudowłosa, przerywając oplatające je mocno milczenie.
Kanaru natychmiast spojrzała na dwunastolatkę, zdziwiona jej słowami. Chciała
zaprzeczyć, ale Mayumi jej na to nie pozwoliła, unosząc rękę. - Wiem, że tak
jest i że nie robisz tego ze złej woli - rzekła po prostu.
- Ja… Przepraszam - szepnęła Kana,
spuszczając głowę. Nie miała pojęcia, jak się zachować, czuła się okropnie.
- Nie musisz tego robić - zaprzeczyła
Mayu. - Wiesz, przyszłam, bo chciałam wyjaśnić z tobą kilka spraw. Możemy
porozmawiać szczerze, tak naprawdę? - Po kilkunastu sekundach wahania otrzymała
zgodę, więc uśmiechnęła się lekko. - Chodzi głównie o Kai-chana, prawda? Widzę,
jak na niego patrzysz. I na praktycznie każdego, kto przebywa w jego
towarzystwie, szczególnie jeśli chodzi o dziewczyny… Ale uwierz, naprawdę nie
musisz czuć się zagrożona. On w wiadomy sposób kocha tylko ciebie. Jeśli
myślisz, że mogłabym zająć twoje miejsce, jesteś w błędzie. Kai-chan jest dla
mnie najwspanialszym pod słońcem przyjacielem, cudownym opiekunem i kimś w
rodzaju ukochanego starszego brata, którego nigdy nie miałam i mieć nie będę. I
to się nie zmieni, ani z mojej, ani z jego strony. - Uśmiechnęła się ciepło,
choć z pewnym smutkiem. - Wydaje ci się pewnie, że jesteś największą
zazdrośnicą w okolicy, ale to nieprawda, myślę, że ja nią jestem. I we mnie też
kłębi się wiele negatywnych emocji. Właściwie zawsze tak było… Czasami mam
wrażenie, że rozerwą mnie od środka. W sierocińcu nikt oprócz pani Mizuki mnie
nie lubił, zawsze byłam sama. Kiedy uciekałam do świata książek czy wyobraźni,
dało się żyć, ale powrót do rzeczywistości był zawsze gorszy niż kubeł zimnej
wody wylany prosto na głowę. Inne dzieci, a nawet opiekunowie bali się mnie,
mieli za dziwaczkę, czarownicę i nie wiadomo kogo jeszcze. Często sama myślałam
o sobie w ten sposób. - Mówiła praktycznie bez namysłu, nie patrząc na Kanaru,
która z kolei ledwo powstrzymywała się od płaczu, patrząc na tę biedną istotkę.
- Dlatego też odczuwałam nienawiść do samej siebie i wszystkich wokół, strach
przed mocą, którą mam, od kiedy pamiętam, zazdrość, gdy patrzyłam na ludzi
szczęśliwych… Umyślnie naprowadzałam czasem niektóre osoby na podjęcie złych
decyzji… Bywałam okropna. Nadzieja nie zgasła tylko dlatego, iż wiedziałam, że
spotkam Kai-chana. I faktycznie, gdy go poznałam, wszystko się zmieniło,
zupełnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jak w bajkach. Ani się obejrzałam,
a zyskałam przyjaciela, powiernika wszelakich sekretów, a także rodzinę, o
której zawsze tak marzyłam. Te dni, które spędziłam u rodziców i Miyi-chan,
były najpiękniejszymi w moim życiu, ale i to mi odebrano. To przeze mnie mama
zginęła. - Jak zwykle, gdy o tym mówiła, głos jej się załamał.
- Proszę, nie mów tak, Mayu-chan -
szepnęła ze łzami w oczach Kanaru. Nie powstrzymała się już i podeszła do
dziewczynki, by niemalże w matczyny sposób ją objąć.
- Chciałabym mieć takie życie jak ty -
wychlipała Mayumi. - Od początku być częścią tak szczęśliwej, kochającej się
rodziny, otoczona miłością i wsparciem. Nie mieć mocy. Nie być przyczyną
nieszczęść. W przyszłości wziąć ślub i urodzić dzieci…
Odkładając na bok wniosek płynący z
ostatniego zdania, jakby nie patrzeć, wieszczki, Kana przykucnęła, by móc
spojrzeć Mayumi prosto w złocistozielone oczy.
- Wiem, jestem okropna, nie do końca
doceniając to, co mam. Ale pamiętaj, że już od pewnego czasu należysz do naszej
rodziny i obdarzana jesteś wielką miłością. A co do męża i dzieci, jestem
pewna, że znajdziesz sobie jakiegoś przemiłego chłopca i razem stworzycie pełen
miłości dom - mówiła, siląc się na spokój, by dodatkowo nie dobijać Mayu. Tak
bardzo było jej żal tego dziecka! Jak mogła być o nią zazdrosna? Miała
świadomość, że powinna być przeszczęśliwa, mając to, co ma, z kolei Mayumi
wiele już zdążyła wycierpieć podczas tak krótkiego życia, ale mimo tego nie
potrafiła myśleć o tym wszystkim obiektywnie. Zamykała się w świecie własnych
problemów, podczas gdy inni mieli ich o wiele, wiele więcej.
Mayu uśmiechnęła się ponuro i powoli
pokręciła przecząco głową.
- Nie będę miała męża - wyznała po kilku
sekundach. - Ani dzieci. To już dawno zostało przesądzone. Tak… - szepnęła
jakby do siebie. - Już dawno temu podjęłam decyzję…
- Co masz na myśli…? - zmartwiła się
Kanaru.
Mayumi spojrzała na nią, wciąż z tym
przygnębiającym uśmiechem na ustach i łzami w oczach, tak ślicznych,
niezwykłych i pełnych szczerości.
- W życiu każdego człowieka zdarzają się
chwile, w których musi podjąć decyzje, które zaważą na jego dalszych losach. Miałam
kiedyś możliwość wyboru drogi, na której spotkałabym „tego jedynego”, ale to
zaowocowałoby cierpieniem wielu niewinnych ludzi, w tym jego. To chyba
oczywiste, że mając tego świadomość, wybrałam samotność, prawda?
Miała wrażenie, że zaraz padnie z żalu.
Patrząc na Mayu i słuchając jej wyznań, Kanaru z jednej strony miała ochotę
umrzeć ze wstydu, a z drugiej zrobić wszystko, co w jej mocy, by w możliwie
największy sposób pomóc dziewczynce.
- Jesteś niesamowita, Mayu-chan - szepnęła
Kana, przytulając ją do piersi i głaszcząc troskliwie po burzy rudych loków. -
Powinnam brać z ciebie przykład, wiesz? Wszyscy powinni. Nie mów, że jesteś czy
byłaś okropna. Na twoim miejscu wiele osób, w tym z pewnością ja, zachowałoby
się gorzej. Przepraszam za wszystko. Za to, że cię unikałam, za to, że ci
zazdrościłam, za to, że nie próbowałam cię do końca zrozumieć. Chcę się
zmienić. Nie wiem, czy mi się uda, ale naprawdę chcę, bo nienawidzę takiej
siebie. Jeśli będziesz widziała, że robię głupoty, nawrzeszcz na mnie czy coś,
dobrze? Z mojej zaś strony możesz liczyć na pełne wsparcie. Czy to w porządku?
Czy mam prawo prosić cię, byśmy zostały przyjaciółkami?
Nie zastanawiała się nad tym, co
powiedziała ani nad tym, czy mówiła z sensem bądź czy nie przesadziła. Wszystko
to podyktowało jej serce, nagle w cudowny sposób zaczynające topnieć, pozbywać
się lodu, który je ostatnio zmroził. Nieważne, czy sprawy biegły teoretycznie
zbyt szybko - bo czy można zmienić do kogoś nastawienie ot tak i od razu się z
nim zaprzyjaźnić? W tej chwili nie miało to znaczenia.
- Dzięki tobie mam nadzieję, że coś się wreszcie
odmieni - dodała tak cicho, że Mayu ledwie to dosłyszała.
- Naprawdę chcesz się ze mną przyjaźnić? -
spytała z nadzieją wymalowaną na twarzy, wlepiając w Kanaru wzrok przywodzący
na myśl spojrzenie szczeniaka bądź kociaka. Kana uśmiechnęła się i potaknęła,
dzięki czemu Mayu również nieco się rozpromieniła. Objęła dziewczynę, mówiąc,
jak bardzo się cieszy.
Kana wygrzebała z szuflady cukierki,
twierdząc, że nową przyjaźń koniecznie trzeba uczcić słodyczami. Usiadły na
łóżku i zaczęły delektować się łakociami. Jednej i drugiej humor zdecydowanie
się poprawił.
- Co do Kai-chana - zagaiła w pewnym
momencie Mayumi - to nie musisz się spieszyć, ale dobrze byłoby nieco poprawić
wasze relacje. Jest spokojny i w ogóle, ale boli go to, że zachowujesz się,
jakbyś go nie lubiła.
- Naprawdę? - mruknęła. - Czasem mam
wrażenie, jakby go to nie obchodziło.
- To taki typ. Wiesz co? Wydaje mi się, że
chłopcy ogólnie są strasznie kłopotliwi. Nawet tacy cudowni jak Kai-chan. Każdemu,
nawet jemu, trzeba czasem wlać trochę oleju do głowy - rzekła, puszczając
oczko. - A kto miałby sprowadzić faceta na ziemię jak nie dziewczyna?
Kanaru uśmiechnęła się lekko pod nosem. Coś
w tym chyba było.
- Powinnam się już zbierać, robi się
późno, a właściwie wcześnie - rzuciła Mayumi, biorąc do buzi ostatniego
cukierka, a następnie schodząc z łóżka. - Nie jesteś śpiąca?
- Szczerze mówiąc, wcale - przyznała. Z
powodu rozmowy z Mayu stała się nagle bardzo pobudzona i pełna nadziei na nowe,
lepsze jutro, jak to mawiają. Nie była pewna, czy w najbliższej przyszłości
zdobędzie się na odwagę, by szczerze rozmówić się z Kairenem i zmienić do niego
nastawienie, niemniej jednak miała nadzieję, że mimo wszystko tak właśnie się
stanie.
- Mam pomysł. Poczekaj chwilkę - poprosiła
Mayu, po czym wybiegła z pomieszczenia. Zdziwiona nieco Kana wzruszyła
ramionami i również wygramoliła się z łóżka, by wyrzucić papierki po
cukierkach, a następnie podejść do okna. Rozchyliła zasłony i spojrzała na
blednące powoli niebo.
Gdyby ktoś jeszcze kilka godzin temu ktoś
jej powiedział, że tak bardzo zżyje się z Mayumi w ciągu tak krótkiego czasu,
wyśmiałaby go. Tymczasem zaś nie sądziła nawet, że to naiwne, iż taka pogawędka
zaowocuje szczerą przyjaźnią na całe życie. Chciała wierzyć, że tak będzie i
tyle.
Parę minut później Mayu wróciła, trzymając
w dłoniach niegrubą książkę.
- Proszę, poczytaj sobie, powinna dać ci
trochę do myślenia - rzekła, wręczając ją Kanaru. Powieść tę kupiła podczas
małych zakupów w księgarni razem z Kiran i Miyako. Mama wybrała dla siebie coś
nieco poważniejszego, dość opasły tom będący książką w dużej mierze
historyczną, Miya otrzymała kolorową książeczkę pełną uroczych obrazków, ona
zaś zdecydowała się na jedną z tańszych i mało znanych opowieści, czego jednak
nie żałowała, bo bardzo jej się spodobała. Kiran też chciała ją przeczytać,
lecz już nie zdążyła…
Głęboko nabrała powietrza, by się
uspokoić, po czym uśmiechnęła się lekko, by następnie pożegnać się z Kaną i
znów powędrować do swego pokoju.
Tego dnia nie ujrzała wizji kobiety w
lochu.
***
W
sobotni poranek Tamaki wstał w niesamowicie dobrym nastroju. Poprzedniego dnia
po zajęciach udało mu się porozmawiać z Aiką, nie wszczynając kłótni, więc czuł
się wyjątkowo zwycięsko. Na dzisiaj zaś umówił
się z Kanaru, że razem przejdą się do jej rodziców w odwiedziny, więc po
południu poszedł do Księżycowego Dormitorium, żeby odebrać kuzynkę. Przyszedł
trochę wcześniej, przez co musiał czekać, bo dziewczyna, jak każda, musiała się
wyszykować. Blondyn nie mógł zrozumieć fenomenu
tej strony kobiet. Nawet jeśli Kanaru się nie malowała, zawsze musiał
chwilę na nią czekać. Najwidoczniej taka była już przypadłość płci pięknej,
niezależnie od rasy.
Miał
tyle energii, że siedzenie w miejscu znudziło go już po kilku minutach.
Postanowił więc udać się w odwiedziny do pewnej znienawidzonej osoby. Zapukał
dość głośno, nie przejmując się, że mógł spać. Jak się domyślił, kuzyn był na nogach i po chwili otworzył drzwi.
Tamaki musiał przyznać, że choć Kairen nie przeżył szoku na jego widok, jego
twarz zdradzała małe oznaki zdziwienia.
-
Wejdziesz? - spytał spokojnym tonem, od którego Tamakiemu zrobiło
się niedobrze. Jego serce przyspieszyło na myśl, że ma się celowo do niego
odezwać. Uspokoił się jednak, mając nadzieję, że nie będzie żałował tej
decyzji.
-
Jutro, punkt czwarta po południu, na tej najbliższej
stąd leśnej
polance. Mamy do pogadania - powiedział szybko, żeby po drodze się nie
rozmyślić. Wampir chciał coś odpowiedzieć, ale blondyn podniósł tylko dłoń. -
Żadnych pytań, cześć - rzucił i odszedł pospiesznie, wychodząc od razu przed
akademik, by być jak najdalej od kuzyna. Pierwszy raz od dawna zwrócił się
bezpośrednio do niego. Czuł się z tym dziwnie, ale wiedział, że jeśli nie
teraz, to nigdy.
-
Tamaki! - krzyknęła Kanaru, wyrywając blondyna z zamyślenia, w którym trwał
przez kilka ostatnich minut. - Przepraszam za spóźnienie - dodała z lekkim
uśmiechem, dzięki któremu od razu
jej wybaczył.
Ruszyli
w drogę do domku dyrektora, rozmawiając o bzdurach. O
dziwo oboje byli w bardzo dobrym nastroju, co dodatkowo umilało im czas.
-
Kana-chan, może jutro trochę razem poćwiczymy? - spytał chwilę przed wejściem.
- Dawno nie machałem kataną, a słyszałem, że i tobie się spodobało!
-
Czemu nie, fajnie będzie powalczyć też z kimś innym niż mój mistrz czy tata! - ucieszyła się na samą myśl. Z
każdym dniem bycie Łowcą wydawało jej się ciekawsze. Bardzo lubiła treningi z Akihirą oraz sporadyczne
ćwiczenia z ojcem, ale bardzo się ucieszyła na taką odmianę, mając nadzieję, że
dzięki niej zyska nieco doświadczenia. W końcu w przyszłości zapewne stawi
czoła niejednemu wrogowi, a każdy z nich będzie miał pewnie inny styl walki.
-
W takim razie jutro o trzeciej na tej najbliższej
twojemu akademikowi polance w lesie? - zaproponował, a dziewczyna
przytaknęła. Tamaki uśmiechnął się smutno pod nosem i lekko objął kuzynkę. -
Zobaczymy, co potrafi moja mała Kana-chan! - powiedział ojcowskim tonem, przez
co oboje wybuchli śmiechem.
- I jak, udało ci się porozmawiać z
Kyoujim? - spytała Misaki Akihirę. Postanowili skorzystać z weekendu i ładnej
pogody, by pospacerować po lesie i w spokoju porozmawiać. Mimo iż przebywali
teraz tak blisko siebie, nie mieli zbyt dużo czasu na wspólne wypady
dokądkolwiek.
- Taa, trochę - mruknął. - Wypytał mnie
trochę na temat tego, jak mi się wiedzie, jak mi idą treningi z Kanaru, zainteresował
się nawet tym, co słychać u ciebie, ale o sobie mało co powiedział - wyznał. -
Prosił, by cię pozdrowić - przypomniał sobie. Misaki uniosła jedną brew, zdziwiona
tym, że Kyouji w ogóle przypomniał sobie o jej istnieniu.
- Hm, miło z jego strony - odparła, nawet
nie siląc się, by zabrzmiało to szczerze. Aki westchnął, więc zmartwiła się, że
źle zrobiła. Już chciała przeprosić, gdy chłopak się odezwał.
- Naprawdę się o niego martwię, nie wiem
już zupełnie, co mu siedzi w głowie - poskarżył się ze smutkiem. - Tęsknię za
tym dawnym Kyoujim, z którym wesoło bawiłem się w dzieciństwie i do którego
latałem po porady podczas szkolenia na Łowcę. Teraz tylko pozornie jest między
nami w porządku, a tak naprawdę nie mam pojęcia, co się dzieje w jego życiu, z
kolei on chyba jedynie udaje, że w jakikolwiek sposób interesuje się moim. Nie
wiem, może to głupie, ale zazdroszczę chociażby takiemu Shunichiemu Aiharze, bo
spędza z Kyoujim więcej czasu niż ja i, mam wrażenie, jest dla niego w pewien
sposób ważniejszy. Jasne, wiem, że kolegują się od lat i mają podobne poglądy,
ale to ja jestem jego bratem, jego jedyną rodziną i mam chyba prawo wiedzieć,
co u niego słychać… Tymczasem nie dość, że Kyouji praktycznie się ze mną nie
spotyka, to jak już do takowego spotkania dojdzie, i tak nie jestem w stanie
dowiedzieć się o nim niczego konkretnego. Zbywa mnie półsłówkami albo zmienia
temat i zachowuje się, jak gdyby nic się nie działo.
Misaki posmutniała, słuchając monologu
Akihiry. W końcu nie wytrzymał i powiedział, co naprawdę myśli o bracie i
stosunkach między nimi. Do niedawna zdawał się mieć klapki na oczach, jeśli o
niego chodzi, ostatnio zaś to się zmieniało i naprawdę przeszkadzało mu to, jak
wyglądają obecnie kontakty między nim a Kyoujim.
- Przykro mi - powiedziała szczerze,
przytulając się do Akiego. - Chciałabym pomóc, ale nie mam pojęcia, jak
mogłabym to zrobić. Kyouji za mną nie przepada, zresztą pewnie ma mnie za
gówniarę, więc rozmowa z nim raczej nie przyniosłaby najmniejszych efektów…
- Niestety - przyznał prosto z mostu. -
Poza tym nie sądzę, że w ogóle zgodziłby się na spotkanie, gdybyś mu takowe
zaproponowała. Nawet na mnie nie ma przecież czasu. Wciąż tylko siedzi w Kemuri
albo dokądś wyjeżdża. W sumie czasami się zastanawiam, czy przypadkiem nie
znalazł sobie jakiejś dziewczyny.
- Ach tak? - zdziwiła się. Trudno było jej
wyobrazić sobie Kyoujiego w roli zakochanego. Chociaż w sumie niektóre związki
nie opierają się na miłości. To już bardziej pasowało do, jak to niektórzy
mawiali, tego bardziej mrocznego z braci Katsura.
- Uhm. Nie potrafię tego wyjaśnić, po
prostu tak mi przeszło w którymś momencie przez myśl i wciąż zaprząta mi to
głowę. Pomyślałem sobie ostatnio, że gdyby znalazł sobie spokojną, miłą i
uczciwą dziewczynę, mogłaby ona przywrócić go do porządku. Przydałby mu się
ktoś taki jak ty, potrafiący postawić człowieka do pionu. Ale obawiam się, że
to nie jego typ i jeśli już by z kimś był, to z jakąś kobiecą wersją siebie -
rzekł, krzywiąc się nieświadomie.
- No tak, to bardziej prawdopodobne -
przyznała wzdychając. Żałowała, że nie potrafi pomóc Akiemu. Co niby mogła
zrobić? Jedynie wspierać go i modlić się, by Kyouji nie wpakował się w żadne
tarapaty. - Ale wiesz co? Może nie myślmy już o tym, tylko nacieszmy się
spacerem, hm? - zaproponowała, mając nadzieję, że zmiana atmosfery i
przyjemniejsza pogawędka poprawią Akihirze humor.
Pokiwał głową, wciąż jakby w zamyśleniu.
Po chwili jednak zreflektował się i reszta soboty minęła im w miłym nastroju,
tym bardziej, że Aki przyniósł ze sobą sporych rozmiarów tabliczkę czekolady,
która osłodziła im spacer.
***
-
Witamy w domu, Shouta-sama - powiedziała służka, która otworzyła mu drzwi do
rodzinnej posiadłości, kłaniając się przy tym nisko. Szybko zamknęła wrota, jako iż ta sobotnia noc nie była zbyt
ciepła. Wampir minął kobietę, niezainteresowany powitaniami i udał się w
kierunku wielkich, kamiennych schodów. W połowie drogi zatrzymał się jednak i
odwrócił do kobiety.
-
Czy zatrudniono jakieś nowe służki? - spytał z lekkim uśmieszkiem, zauważając,
że wreszcie przez chwilę nie obejmują go żadne zasady.
-
Dwie pokojówki, mój panie - rzekła cicho, wyraźnie zmartwiona.
-
Idealnie. Zatem każ im przyjść do mojej komnaty, za pięć minut - rozkazał. -
Trzeba powitać je należycie! - poinformował radośnie.
Kobieta
skinęła głową i szybko wyszła z holu, udając się przekazać informację nowym
pracownicom. Shouta w nieco lepszym nastroju poszedł do swojego pokoju. Od razu
rzucił się na łóżko, dopiero teraz spostrzegając, iż materac jest bardziej
miękki niż ten w Księżycowym Dormitorium. Nie przeszkadzało mu to jednak, nie
miał szczególnych problemów z zaśnięciem w Akademii, ponieważ gdy tylko widział
słońce próbujące przedrzeć się przez kotary, natychmiast robił się senny. Co
innego w posiadłości pozbawionej okien, gdzie ciężej było ustalić porę. I choć
wampiry odruchowo ją wyczuwały,
okno, za którym świeciło słońce, momentalnie go usypiało.
Spojrzał
leniwie na zegarek na nadgarstku. Nie przeszkadzało mu, że w pokoju panuje
całkowita ciemność. Czuł już narastający głód, przyjemne pieczenie w gardle,
które zaraz zostanie zaspokojone. Odpiął kilka pierwszych guzików koszuli i
poprawił mankiety, jakby szykując się na posiłek. Pukanie do drzwi rozległo się
pół minuty po wyznaczonym czasie. Po usłyszeniu pozwolenia próg przekroczyły
dwie służące. Obie były dość młode i nieśmiałe. Skłoniły się lekko, nie wiedząc
do końca, jak się zachować, ponieważ słyszały już dużo
różnych opowieści o dziedzicu rodu.
-
Spóźniłyście się - zacmokał niezadowolony. - A już miało być miło - rzucił,
patrząc skrzącymi się czerwienią oczyma na służące, wyszczerzając zęby w uśmiechu i ukazując w ten sposób kły. W ułamku sekundy znalazł
się przy pierwszej i wbił je w
delikatną skórę, nie siląc się na subtelność.
Wampirzyca pisnęła lekko, starając się zachować spokój. Czuła, jak powoli opada z sił, aż w końcu pojawiły
się jej mroczki przed oczami i straciła przytomność.
Po
kilkunastu minutach rozległo się ciche pukanie do drzwi. Do komnaty weszła
powoli wampirzyca, która służyła tu już od dłuższego czasu. Nie zdziwiła się
zbytnio, widząc dwie nieprzytomne pokojówki leżące na
podłodze i rozłożonego na sofie mężczyznę poprawiającego koszulę. Spojrzał się
na nią pytająco.
-
Rodzinny posiłek rozpocznie się za dziesięć minut. Shigeru-sama prosił
przekazać - poinformowała, kłaniając się nisko. Wiedziała, że syn jej
pracodawcy za każdym razem „witał” tak nowe pracownice. Sama również nieraz
stawała się posiłkiem dla niego.
-
Dziękuję, Izumi - rzucił, wstając
niespiesznie. Sięgnął po chustę, którą wytarł sobie kąciki ust, bowiem
koszuli udało mu się nie pobrudzić. Przeszedł przez komnatę, mijając
nieprzytomne dziewczyny. Stanął przy służącej i podał jej chustę. - Uprzątnij
ten bałagan, nim wrócę, dobrze? - powiedział
rozkazującym tonem, jednocześnie zastanawiając się, jak bardzo ułatwił sprawę sprzątającym
dzięki temu, że w pokoju nie miał dywanu. Gdyby tak było, zapewne w większości
pokryty byłby czerwonymi plamami.
-
Hai - odparła tylko bezuczuciowo i skłoniła się, nie prostując sylwetki, póki
jej pan nie opuścił pomieszczenia.
Posiłek jak zawsze okazał się dobrą okazją do
porozmawiania na tematy polityczne. Ku zdziwieniu młodych, Shigeru ani razu nie
wspomniał o uroczystości ślubnej. Nie wywiązały się więc żadne większe kłótnie.
-
Gdyby ktoś powiedział mi, że to spotkanie będzie tak bezproblemowe, to
zastanowiłbym się raz jeszcze nad przyjazdem - westchnął znudzony Shouta,
siadając na sofie w pokoju Toshiko, która chciała porozmawiać z nim po posiłku.
- Aczkolwiek chyba coś jednak jest na rzeczy, skoro zechciałaś pomówić ze mną
na osobności - zauważył, przenosząc wzrok na siedzącą na ogromnym łożu kuzynkę.
Rzuciła się plecami na posłanie,
rozkładając ręce i wpatrując się w sufit swoimi zielonymi oczyma.
-
To tylko pozory, wuj pewnie nie chciał wprowadzać nerwowej atmosfery -
powiedziała spokojnie. - Chce zorganizować ślub zaraz po twoim powrocie - poinformowała, kiedy wampir
przeniósł się na łóżko obok niej i położył się na boku, śledząc ją wzrokiem. -
Powiedział także, że muszę przefarbować włosy, rozumiesz to? - spytała
zdenerwowana, przekręcając głowę na bok.
-
Traktują nas jak dzieci, planując wszystko bez naszej wiedzy. Aczkolwiek nie
powiem, że nie jestem za końcem twojej kariery rodzinnego wodorostu - zauważył z przekornym uśmiechem, a
dziewczyna go szturchnęła. - Chciałaś się po prostu wyżalić, prawda? - spytał niespecjalnie zdziwionym tonem,
opierając podbródek na dłoni.
-
Mam tego dość - szepnęła. Odkąd Shouta wyprowadził się do Akademii, została
sama z wujem i matką, którzy przestali być jej sojusznikami. Nawet Kimie, która
miała tak ciepłe serce, uległa politycznym zagrywkom tego świata i zmuszona
była do akceptacji ślubnego pomysłu w celu
przedłużenia rodu. Toshiko, choć nie była fanką swojego przyszłego męża,
musiała przyznać, że odkąd zniknął, nie miała z kim dzielić swoich trosk.
Przestała ufać dorosłym, martwiąc się, aby nie wykorzystali jej słabości
przeciw niej. Jej kuzyn, choć nie był wzorem do naśladowania, przynajmniej był
po jej stronie w tej jednej, jedynej sprawie. Czuła
się źle ze sobą na myśl, że poniekąd jej go brakuje. Wiedziała, że nigdy nie
będzie w stanie pokochać go tak, jak Kimie kochała Etsuyę, ponieważ poza więzią rodzinną czuć mogła do
niego odrazę, złość, ale również
niekryty szacunek i strach wobec jego inteligencji i przebiegłości. Fakt
pozostawał faktem, że obecność jedynej osoby, która się z nią zgadzała, była z
pewnością pocieszająca. - Jeśli nie chcesz tu siedzieć, nie trzymam cię -
rzuciła, żeby wszystko było jasne. Nie chciała pokazywać słabości, żeby
przypadkiem chłopak nie poczuł, że w jakiś sposób jest jej potrzebny
emocjonalnie.
-
Nie mam póki co lepszych propozycji towarzyskich, więc mogę tu jeszcze posiedzieć
- rzekł z lekkim uśmieszkiem.
-
Skończyły ci się służki? - spytała zadziornie.
-
Zaczynają mi się nudzić, zbyt szybko tracą przytomność, a ich krew nie jest
taka dobra, jak bym chciał - wyznał i wzruszył
ramionami. - Więc możesz mi się zaoferować jako lepszy posiłek - dodał,
przybliżając się do kuzynki, która od razu go odepchnęła.
-
Chyba śnisz - rzuciła, wykręcając oczyma. Wiedziała, że Shouta nigdy się nie
zmieni.
-
Jako małżeństwo będziemy musieli się wspierać - odparł,
świdrując ją wzrokiem.
-
Wiesz, co mnie gnębi? - zaczęła, zupełnie zmieniając ton głosu na dość smutny.
- Gdyby mój ojciec żył, nie doszłoby do tego… - zauważyła zgodnie z prawdą. Nie
mogła pogodzić się z tym, że
zamordowano go dosłownie chwilę po przebudzeniu i nikt nie mógł nic na to
poradzić.
-
Fakt, nienawidził mnie - wyszczerzył zęby. - Zapewne chciałby cię wydać za
Shoutou - zaśmiał się, a dziewczyna spojrzała na niego z ukosa.
-
Kto wie… - szepnęła, pogrążając się w myślach. Z pewnością nie byłby to ślub
jej marzeń, bo w końcu nie kochała Suzaku, ale musiała przyznać, że życie z
kimś takim nie mogłoby być
męką. Wyglądał perfekcyjnie, zachowywał się z klasą i biło od niego swego
rodzaju ciepło, które za życia wyróżniało także jego matkę. Dziewczyna
przekręciła głowę w drugą stronę i jej wzrok napotkał kartkę na stoliku nocnym. Usiadła na łóżku i
sięgnęła po papier. - To wstępna lista gości
na ślub. Dostałam ją wczoraj - powiedziała, pokazując ją kuzynowi. - Kto by
planował takie rzeczy kilka lat przez ślubem?
-
Mój ojciec? Błagam, przecież papier wiele między nami nie zmieni, jedynie
pokazywanie się na salonach i granie szczęśliwej rodziny. To nic, czego wcześniej
byśmy nie robili -
zauważył.
-
Może i prawda, ale jakby nie patrzeć, dla każdego to chyba byłby dość ważny
dzień, nieważne, czy
silnie pozytywny, czy negatywny. Żałuję, że mojego taty nie będzie tego dnia ze
mną… - szepnęła zasmucona. Kiedyś, dawno temu, byli
całkiem zgraną rodziną. Shouta nigdy nie był bezproblemowym dzieckiem, ale
większość rodziny uważała, że to brak matki i nacisk społeczeństwa tak na niego
wpłynęły. Nikt do końca nie wiedział, skąd się
wziął, plotki o niejakim
synu z nieprawego łoża Shigeru bardzo wpłynęły na jego rozwój. Jednak fakt, iż
chłopak był w pełni czystokrwisty, powodował, iż wszyscy musieli go
zaakceptować i po czasie sprawa ucichła. Shouta po kilkudziesięciu latach dał
ojcu spokój z pytaniami, widząc, że nie przynoszą oczekiwanych skutków. Co
prawda miał swoje podejrzenia, jednak na zawsze zachował je dla siebie. Wiele
lat nie wspominał już tego tematu - do czasu, aż Hanashi mu o nim przypomniała.
-
Spokojnie, mojej matki też nie będzie, więc będzie po równo… - rzucił od
niechcenia. Chciał
już
kontynuować wywód, gdy zauważył zmianę na twarzy dziewczyny. Usłyszał też
przyspieszenie bicia jej serca. Pierwszy raz od dawna coś tak bardzo go
zdziwiło. - Toshiko - powiedział poważnym tonem, wpatrując się w kuzynkę, która
uciekała przed jego wzrokiem.
-
Ja… nie… - motała się, nie do końca wiedząc, jak się
zachować. Wampir wpadł w chwilowy trans,
analizując sytuację. Zawsze miał nadzieję, że jego matka nie żyje, nie mogąc
wybaczyć tego, że go zostawiła. Jednak kiedy za młodu dużo o tym myślał,
doszedł do wniosku, iż jego matką mogła być Naoko. Swego czasu była zaręczona z
Shigeru, ale nikt nie wiedział, dlaczego nigdy nie wzięli ślubu. Choć nie było
to zbytnio logiczne, bo wspólne dziecko powinno raczej zespolić parę, Naoko
była jedną z niewielu osób, które zawsze były dla niego miłe. Podczas gdy był
małym dzieckiem i społeczeństwo wampirów nie do
końca
chciało go zaakceptować, ona nigdy nie powiedziała na niego złego słowa. Jako
przyjaciółka Shigeru często wpadała do nich i zawsze
była z
chłopcem w dobrych kontaktach. Wewnątrz wiedział, że tak ciepła osoba nie
porzuciłaby swojego dziecka, ale chciał wierzyć, że mógłby być potomkiem kogoś
dobrego. Niestety, wyraz twarzy Toshiko świadczył, że kobieta, która go
urodziła, żyje, a skoro jest czystokrwistą, możliwość
była tylko jedna. Nie pasowała mu jednak na matkę dla żadnej osoby, ponieważ
jej charakter i sposób bycia zdecydowanie wykluczały ją z tej roli. W dodatku
miała narzeczonego i odkąd pamiętał, nie miała bliskich kontaktów z jego ojcem.
Dopiero po przebudzeniu zdawało mu się, iż mają zbyt dobre stosunki. Shouta pamiętał ją jako
wyrachowaną pannicę, o wiele młodszą od jego ojca,
która jednak mimo wszystko zawsze patrzyła na
niego z góry.
-
Żartujesz… - szepnął, jak gdyby kuzynka już wyjawiła mu sekret. Toshiko
pierwszy raz widziała go w takim szoku. - Od kiedy to wiesz?! - zdenerwował
się, energicznie potrząsając
dziewczyną i wbijając jej przy tym palce w
ramiona. Nie był już zdziwiony, ale zdawało się, jakby zaraz miał wybuchnąć ze
złości.
-
Od przesłuchań po śmierci czystokrwistych... Wuj najwidoczniej nie pomyślał, że
mogę się tak zagłębić, zrobiłam to przez przypadek… - Zwiesiła głowę od razu, gdy kuzyn ją puścił. - Powinnam była
powiedzieć ci już dawno, ale twój ojciec mi zabronił, chciał sam to zrobić, ale
chyba nie umiał. Przepraszam…
-
Ale żeby… Sara? - powiedział jakby sam do siebie. Wstał z łóżka i poszedł w
stronę drzwi. Nie wytrzymał i uderzył pięścią w ścianę, tworząc w niej dziurę
na wylot. Toshiko przestraszyła się, zwijając się w kłębek i smucąc takim
widokiem. Nie chciała, żeby wydało się to w taki sposób.
Z
pięści wampira popłynęła strużka krwi, którą najwidoczniej się nie przejął. Z powodu wielkiego hałasu, który
rozniósł się po całej posiadłości, po chwili w pomieszczeniu pojawili się Kimie i Shigeru.
-
Co tu się stało? - spytali przestraszeni widokiem zburzonej ściany,
wyprowadzonego z równowagi Shouty i wyraźnie przejętej Toshiko.
-
Sprzeczka kochanków - rzucił Shouta, zanim jego kuzynka zdołała coś powiedzieć.
Chciał jak najszybciej udać się do swojego pokoju, jednak stanął, gdy spojrzał
na ojca. Miał ochotę wygarnąć mu wszystko i najchętniej nieźle mu przywalić.
Powstrzymał się jednak i ograniczył do posłania mu groźnego spojrzenia, którego
źródła Shigeru nie mógł
odkryć. Następnie zostawił rodzinę w tyle, wcześniej oznajmiając, że natychmiast
opuszcza posiadłość.
***
-
Nie bój się atakować, umiem się obronić - zawołał radośnie Tamaki, wymachując
kataną. Dziewczyna odrobinę obawiała się
przejąć inicjatywę w walce, ale po kilkunastu minutach walczyli już dość
pewnie. Wampirzyca oczywiście spóźniła się kilkanaście minut, więc zaczęli
później. Czas mijał im jednak beztrosko, póki blondyn nie zaczął drażliwego
tematu. - Jak idzie ci misja unikania pana idealnego? - spytał, gdy zrobili
sobie małą przerwę, zmęczeni po wysiłku.
-
Nieźle - szepnęła, patrząc gdzieś w bok i przypominając sobie własne, pogubione
myśli. Nawet gdyby chciała udzielić odpowiedzi na to pytanie, nie potrafiłaby,
ponieważ jej życie było ostatnimi czasy samymi sprzecznościami między uczuciami
a zachowaniem. Również teraz, trzy dni po poważnej
rozmowie z Mayumi.
-
Może czas już pomyśleć o jakimś innym chłopaku? Masz ich tam trochę w Nocnej
Klasie, może któryś zwrócił twoją uwagę? - dopytywał z uśmieszkiem.
-
Niespecjalnie… - mruknęła, odruchowo myśląc o Kairenie, co jeszcze bardziej ją
zirytowało.
-
Coś mi się wydaje, że niespecjalnie się starasz - zacmokał z dezaprobatą. -
Jesteś pewna, że chcesz wyrzucić go na stałe ze swojego serca?
-
Oczywiście, że tak, rozmawialiśmy już o tym, Tamaki - odparła, oburzona
powątpiewaniem kuzyna, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę, że znów
kłamie i dodatkowo denerwując się w duchu, że nie spełnia postanowień, które powzięła
po rozmowie z Mayu, lecz robi coś wręcz przeciwnego. Nie wiedziała, jak Tamaki to robił, ale zawsze
sprawiał, że jakimś cudem jej myśli i uczucia stawały się nagle niemalże
zupełnie przeciwne Kairenowi. W jakiś sposób przelewał chyba na nią własną niechęć
i uprzedzenia.
-
I jeśli by się z kimś związał, nie przeszkadzałoby ci to? - dopytywał nachalnie.
- Ta cała Akarashi wydaje się być w niego zapatrzona - zauważył, a zarumieniona
dziewczyna przekrzywiła głowę.
-
Nie obchodzi mnie to! - warknęła, dziękując, że chłopak nie jest w stanie
usłyszeć jej szaleńczo bijącego serca ani zobaczyć łez, które napłynęły jej do
oczu. Czy faktycznie Yumeki czuje coś do Kairena? Przecież powiedział, że
zawsze będzie tylko jej, Mayu również tak twierdziła…
-
Udowodnij to - zaproponował Tamaki, podając jej katanę, którą wcześniej
odstawili na bok - że będziesz w stanie się przed nim obronić. - Uśmiechnął się
półgębkiem i po chwili zobaczył w błękitnych
oczach
dziewczyny determinację.
Stanęli
do walki, od razu przechodząc do rzeczy. Tamaki napierał, Kanaru dzielnie się
broniła. Chcąc nie chcąc, zastanawiała się nad słowami kuzyna sprzed chwili.
Czy gdyby był to Kairen i wykonywałby ku niej jakieś kroki, oparłaby się? Póki
co wampir nie zabiegał o jej względy, zapewne przekonany, iż i tak prędzej czy
później się zejdą. Ale jeśli zawalczyłby o nią… odrzuciłaby go?
Szatynka
obroniła kolejne uderzenie, niestety niestarannie, ponieważ myślami była gdzie
indziej. Tamaki wykorzystał tę chwilę i swoją kataną wytrącił jej miecz z ręki.
Nim dziewczyna zdążyła rozeznać się w sytuacji, blondyn złapał ją w talii i
drugą ręką chwycił jej twarz, wpijając się w jej usta. Kanaru znieruchomiała,
całkowicie powracając na ziemię. Czuła tylko miękkie, lekko zwilżone usta na
swoich wargach. W ciągu sekundy odepchnęła kuzyna, zakrywając odruchowo twarz
ręką, która niemiłosiernie jej drżała. W ciszy patrzyła na Tamakiego, wyraźnie
przerażona sytuacją. Jej głowę nawiedziła pustka.
-
Nie obroniłaś się - rzucił kpiąco,
kąśliwie się uśmiechając. Już miał coś dodać, gdy wyraz jego twarzy zmienił się
na jakby nieco zdziwiony. W tej samej
chwili Kana poczuła, że ktoś odsuwa ją lekko na bok. - Cze… - zaczął Tamaki, ale nie udało mu się
dokończyć, gdyż w tym momencie oberwał pięścią w twarz. Dzielnie się trzymał,
lecz i tak odrzuciło go na kilka kroków. Kairen pokonał tę odległość, by stanąć
z kuzynem twarzą w twarz.
-
Nigdy więcej tego nie rób - wycedził tak zimnym tonem, jakiego nikt nigdy z
jego ust nie słyszał. Zmroził Tamakiego spojrzeniem szarych oczu, lodowatych jak nigdy dotąd, po czym
odwrócił się i nie patrząc na Kanaru, po prostu złapał ją za przegub dłoni, by
następnie szybkim tempem wyprowadzić ją z polanki.
-
Nie ma za co - szepnął Tamaki, spoglądając na oddalającą się parę i automatycznie
pocierając piekący nieznośnie policzek. Uśmiechnął się, zadowolony z siebie, po
czym podniósł z ziemi broń, aby następnie żwawo pomaszerować w stronę przeciwną
do tej, w jaką udali się Kanaru i Kairen.
***
Na wstępie z całego serca dziękujemy za wszelkie opinie!
Szczególnie za referaty co poniektórych z Was - doceniamy czas, jaki na nie
poświęcacie! Kari, cieszymy się, że dotarłaś do nas na ostatni moment. xD
(Wykreślamy plany zabicia Misaki… przynajmniej w najbliższym czasie ]:-) ->
oczywiście to żart, ale nie mogłyśmy się powstrzymać xD Co nie zmienia faktu,
iż i tak nie jesteśmy pewne, kto przeżyje nasze przygody, a kto nie ^^’)
Kolejny rozdział to dodatek, jak być może niektórzy zauważyli
(tak, wiemy, że Suzu zauważyła xD). Przepraszamy, że w takim momencie, ale
wiecie, iż czasem musimy z czymś takim wyskoczyć, w przeciwnym razie nie
byłybyśmy sobą. xD Tak więc wybaczcie, ale kontynuacja dzisiejszego rozdziału,
a co za tym idzie, romansowe wstawki, na które tak czeka Kiran, dopiero za
miesiąc. Gorzej, że poza owymi przyszłymi dwoma rozdziałami mamy napisane
jedynie mniej lub bardziej luźne fragmenty, a że sesja is coming… No właśnie.
Będzie ciężko.
Niemniej jednak po raz enty dziękujemy Wam za wszelkie
wsparcie. Mata ne!
Ach dziewczęta jak ja was kocham! Jejku noo Q.Q Dobra wiem że macie mnie za nienormalną ale dobra ^ ^” W każdym bądź razie uwielbiam rozdział „Pan idealny”! <3 No ale dobra dość tych zachwytów po pomyślicie że nic tylko mnie moje wątki interesują w waszym opo ^ ^”
OdpowiedzUsuńNo więc tak… Kurka noo naprawdę żal mi Mayumi noo T^T Ech taka biedna jest noo… Naprawdę nie wyobrażam sobie przejść przez coś takiego jak ona a teraz jeszcze ta wizja… Nie no naprawdę ciekawość mnie zżera kim jest ta kobieta z wizji Mayu! D: No nic muszę czekać :p
Ach a teraz coś czego się nie spodziewałam! No ale od początku
Hehehehe Tamakiemu wystarczyła chwila i cały w skowronkach! xD Nie no naprawdę okropnie polubiłam Tamakiego… Ach i po prostu uwielbiam wątek psycho-emocjonalno-nie-wiadomo-jaki w kwestii jego, Kairena, Aiki i Kanaru <3
Wiecie co… Kanaru chyba bardziej przypomina mnie niż opowiadaniowa Suzu… Znaczy Suzu też mnie przypomina ale jest zbyt kochana, zbyt idealna jak na mnie z reala za to Kana… Kurczę jak czytałam te jej rozkminki to tak jakbym czytała jeden ze swoich wewnętrznych monologów gdy wpadam w zły nastrój… Ta zazdrość, ta wredność, to że tak naprawdę dziewczyna nie wie czego tak naprawdę chce! Jak przeczytałam tekst „Jak nie zwraca na mnie uwagi, chce mi się płakać lub na czymś wyżyć, zaś gdy mnie już łaskawie zauważy, tylko go odpycham. Gratulacje, Kanaru,” to po prostu nie mogłam. Ile razy ja mam podobne myśli! Nie no usposobienie, charakter i generalnie całość Kanaru to wykapana ja tylko w bardziej słodkiej i uroczej wersji przez co nie da się jej nie lubić xD W ogóle też to że dziewczyna po prostu leżała i gapia się w przestrzeń zmagając się z wyrzutami sumienia i negatywnymi uczuciami to też takie w moim stylu! Matko ale ja jestem wredna -.-‘ No ale dobra wracając do opowiadania…
Matko rozmowa Mayumi i Kanaru po prostu doprowadziła mnie do łez! Q.Q Matko kochana noo ;( Nie no nie wiem jak ja mam opisać to co czułam gdy to czytałam Q.Q Matko noooo *zalewa się łzami nie wiedząc co ze sobą zrobić* Dobra może po kolei *próbuję się uspokoić biorąc dwa głębokie wdechy* Po pierwsze to naprawdę kochane ze strony Mayumi że zdecydowała się pogadać z taką wredotom jakom jest Kanaru… Ech noo T^T W ogóle żebyście wiedziały jak mi było żal Mayumi gdy czytałam o tym jak mówi Kanie o swojej przeszłości ;( Ech noo… W ogóle fajnie że Mayumi mimo wszystko wykazała jakieś negatywne cechy… W sensie że czasami naprowadzała kogoś na złą drogę. To dodaje tej postaci nieco negatywnych cech przez co jest bardziej ludzka. W ogóle spodobało mi się zdanie że powrót do rzeczywistości z krainy wyobraźni był gorszy niż zimny kubeł na głowę. Czasami ja też się tak czuję… Ech… No dobra nie będę się rozczulać bo to nie ma sensu. Ach to było takie piękne gdy Kanaru przytuliła Mayumi! Q.Q Jaj no ja tą scenę mam przed oczami! ;( Matko a później te słowa Mayu o tym że chciałaby by mieć takie życie jak Kana! ;( Rany noo po prostu nie mogłam Q.Q Kurna noo ryczeć mi się chce ;( Jak przeczytałam o tym wyborze Mayumi by być samotną po prostu nie mogłam już i poryczałam się jak nienormalna ;( Ja się po prostu nie zgadzam na to i tyle! Nie zgadzam się i koniec kropka! Mayu ma mieć rodzinę, dzieciaki i ma być szczęśliwa jak nie wiem co! *mówi kiwając się w tył i przód jak by miała chorobę sierocą* Dobra wiem że to nie telenowela i że nie zawszę się jest szczęśliwym ale noo… Kurna noo błagam jak tak można ja się pytam?! ;( Chociaż tyle że ta moja niemądra córunia nieco się ogarnęła -.-‘ Nie no po raz n-ty dziwie się jak Kana jest do mnie podoba… Początkowo radosne, szczęśliwe, otwarte na wszystkich dziecko a teraz… Marudna, wredna zamknięta na innych dziewoja ale mimo wszystko po prostu każdemu współczuję i najchętniej każdemu by ulżyła… zupełnie jak ja…
Niech żyją cukierki na uczczenie nowej przyjaźni! xD Hahaha strasznie spodobał mi się tekst Mayu że każdemu facetowi należy od czasu do czasu wlać oleju do ich makówek xD Cała prawda o facetach! xD
W ogóle Kana mnie rozbroiła. Na początku taki dół, deprecha, dno i wodorosty a kurna wystarczyła szczera rozmowa z Mayumi i już w świetnym nastroju xD Nie no to dziecko jest naprawdę niezrównoważone psychicznie xD Eeee zupełnie jak ja ^ ^” Nie no w tym Kanaru też mnie przypomina… Nie raz tak mam że kurna bym ryczała, wszystko widzę w czarnych barwach a wystarczy mała rzecz a od razu zmiana o 1800 ^ ^” No ale naprawdę się cieszę że mimo wszystko Kana z Mayu się dogadały <3 Zwłaszcza że z tego co mówiłaś znów nieco polubiłaś Kanę Q.Q Ach książki zawszę pomogą ogarnąć niektóre sytuację! Święta racja! :P
UsuńA teraz pora na chytry plan Tamakiego! xD
Hahaha nie no pozytywność energii jaką w tej scenie i w ogóle rozdziale emanuję Tama-chan mnie po prostu przytłacza xD Nie no gołym okiem widać że Tamaki to syn takiej wariatki jak Kaori i brat tak wybuchowej i nieogarniętej Łowczyni jak Hanashi xD Matko noo on swym blaskiem po prostu oślepia każdego xD Hahahaha padłam na tym że mimo wszystko trzeba czekać na Kane i podsumowaniem Tamakiego że coś takiego jest chyba po prostu przypadłością dziewczyn xD Nie no ale nas skwitował nie ma co xD Kurna jak Tamaki poszedł do Kairena było czuć że coś kombinuję… W ogóle nie mogłam jak przeczytałam te jego blokady, rozkminki itp gdy przyszedł do kuzyna… Nie no on naprawdę pokazuję tu jak bardzo jest dziecinny ^ ^” Matko noo dziecko z niego ^ ^” W ogóle dziwie się Kairenowi że szczenna mu nie opadła gdy zobaczył kuzyna xD W ogóle naprawdę śmiesznie to wyglądała xD Syn Kao mówi kilka zdań nie pozwalając dojść do słowa synowi Ayi po czym wychodzi. Noż normalnie mistrzostwo świata xD Kurka nie umiem określić uczuć które miałam jak to czytałam… Z jednej strony słodko z drugiej sama nie wiem nieco smutno… Dobra nie ważne bo już całkiem za nienormalną mnie uznacie ^ ^” W ogóle Tamaki jest skurczybyk nieźle przebiegły trza mu to przyznać :p
A teraz pora na słodziutką parę Akihira&Misaki
Nie no naprawdę żal mi Akihiry… Kurna noo biedak T^T Ech no mam nadzieje że nie szykujecie mu stosu pogrzebowego czy czegoś w tym stylu ^ ^” Kurna noo on musi jakoś się wykaraskać z sideł swgo brata od co! Ech a tak wracając do wątku z tego rozdziału… Ech ja nie dziwie się że Akihira cierpi przez postępowanie i oziębłość swojego brata… Pamiętam jak to było między mną a moim bratem… Ech to jest dla niego jeszcze bardziej bolesne ponieważ nie ma nikogo z rodziny poza nim… Buuu T^T Taaa Kyouji ma dziewczynę i to jaką wymarzona bratowa dla Akihiry ;] Chociaż tyle że facet ma Misaki Q.Q Ech noo niech dziewczyna go wspiera, pomaga i niech później będzie jego oparciem bo będzie mu to potrzebne! ;( Dobra trzymam za tą kochaną parę kciuki i niech im się poszczęści Q.Q
No to teraz pora na Sho…
Nie no Kao nie wiem co mam o nim myśleć… Jak on mnie zirytował tym jak traktuję nowe służące >.< Dobra wiem że w sumie u nich to naturalne itd ale mnie po prostu to złości i tyle! Dobra może dość tego użalanie się i pora na rodzinny obiadek i rozmowę jak że zakochanych narzeczonych! :] Ach aż dziw że w czacie obiadu nikt nikogo nie pobił… Tak w ogóle Sho mnie zszokowała… Nie no jakiż on miły dla Toshiko… Nie no naprawdę nie wiem co mam myśleć o tym facecie -.- Ech ale żal mi Tosh… Kurna mam ochotę udusić ojca Sho i jej matkę >.< Matko jak oni mogą być tacy okropni! >.< Zwłaszcza ojciec Sho… Pamiętam że gdy pojawił się w VN jakoś tak go polubiłam ale im dalej tym bardziej facet mnie wkurza… Matko noo czemu wy robicie takie sprzeczne postacie… T^T Ech tak mi smutno było gdy przeczytałam o uczuciach Tosh… W sensie że jest samotna, nie ma wsparcie w matce o jej tęsknocie za ojcem… Ech noo biedna T.T No i proszę wyszło szydło z worka: Shouta synem Sary ;] No to teraz nie dziwota że facet ma taki charakter… Mając taką matkę nie można być normalnym… Ech teraz znów zrobiło mi się żal Sho… Matko przez te wasze dwuznaczne postacie ja zwariuje! -.-
Dobra teraz pora na akcję Tamaki&Kanaru&Kairen xD
UsuńNie no ja tą scenę miałam przed oczkami xD Od samego początku czuć było że coś się kroi… Te podchodzi Tamiekiego… W ogóle Kana w tej scence również zachowała się tak jak ja bym pewnie postąpiła… Niby obiecała sobie poprawę ale i tak średnio jej to wyszło… W ogóle naprawdę strasznie fajnie wyszła ta scena z pocałunkiem… Tak naturalnie, spontanicznie. Nic nie było wymuszone, naciągane po prostu brawa dziewczęta <3 No i wkracza Kairen! O zgrozo Kairnen nieźle wkurzony! O.O xD Nie no ja już widzę ten cios wymierzony Tamakiemu, to lodowe spojrzenie Kairena, ten ton jego głosu! Matko szczenna opada i trzaska o ziemie *-* Matko jako Kai jest hot gdy jest wściekły <3 No dobra dość tego dobrego… Powiem wam że tak zastanawiałam jakie pobudki tak naprawdę kierowały Tamakim gdy aranżował całą tą sytuację… Bo miałam dwie koncepcję… No ale już wiem Xd
Dobra kobity koniec komentarza mam nadzieje że was zainspiruję do pisania Q.Q Aya wiesz że czekamy na ciebie ^ ^” Jejku noo powiem w skrócie akcja coraz bardziej się rozkręca! <3 Nie no ja już chce więcej noo Q.Q
Dobra dość tego dobrego buziaki i do następnego
Suzu-chan
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNadal nie mam pojęcia, co to była za kobieta w wizji Mayu. To na prawdę niepokojące. Yumeki taka miła :3. Podoba mi się, jak kreujecie jej postać - z niektórymi moimi cechami, ale także takimi, które czynią ją osobą, jaką zawsze chciałam być. Tak, wiem; trochę filozofuję, ale takie stwierdzenie mi się nasunęło ^^'.
Rozmowa z Mayumi dała pewnie Kanaru wiele do myślenia. Sama także nianawidziłabym siebie samej za takie nastawienie wobec wszystkich. Mam nadzieję, że Kana rozwieje swoje wszystkie wątpliwości. To z pewnością będzie przełom.
S-sara? Sara Shirabuki? Ona jest matką Shouty?! Ta wredna blondi, panosząca się jak królowa świata i sadystycznie nastawiona do wszystkich swoich ofiar?! Nie wierzę... Nie dziwię się, że Shouta się wściekł. Taką mamusią szczycić się jest wręcz śmieszne. Ona w życiu nie nadawałaby się na opiekunkę czegokolwiek. Nawet kaktus przez kilka dni spędzonych w towarzystwie tej jędzy uschłby na proch.
Zdaję sobie sprawę, że Tamaki był takim prowokantem dla dobra ich oboje - Kanaru i Kairena. Jakby na to nie patrzeć, poświęcił się, by tamta dwójka mogła w końcu porozmawiać ze sobą szczerze. I mam nadzieję, że podczas tej rozmowy Kanie rozwiąże się język i wyjawi mu całą prawdę o swoich uczuciach.
Ode mnie to tyle ^^. Czekam na następny rozdział!
Wikuś Chan
PS.: Nie przeczytałam wcześniej końcówki, bo mi się spieszyło, ale już to zrobiłam. Po pierwsze i najważniejsze: JAK, PRZEPRASZAM BARDZO, TAMAKI MÓGŁ ZROBIĆ TAKIE ŚWIŃSTWO?! Ugh! Ale mi ciśnienie podskoczyło! Normalnie rozerwę >.< Po drugie: Ten sierpowy ze strony Kaia mu się należał i wcale nie jest mi go żal -3-' Po trzecie: Nadal mam nadzieję, że Kanaru powie o wszystkim Kairenowi, bo milczenie z jej strony zaczyna być lekko irytujące =.=
UsuńPozdrawiam!
Dobrze, w takim razie zabieramy się za naskrobanie kilku (w miarę) sensownych słów!
OdpowiedzUsuńKurczę, dlaczego Mayu nie może przez chwilę odpocząć od tego wszystkiego? T.T Przecież ona i bez tych wizji jest niesamowicie biedna… A jeszcze nie może o tym nikomu powiedzieć, przez co musi kłamać, a na pewno źle się z tym czuje… Kurczę, nic, tylko współczuć…
A Yumeki… jest taka troskliwa, wyrozumiała i opiekuńcza… zupełnie nie przypomina naszego tria z piekła rodem! I jak to jest? W końcu też jest arystokratką, w jej żyłach płynie identyczna krew, a mimo to, nie ma w niej tego jadu i poczucia wyższości… i chyba za to ją lubię.
I dalej nie wiadomo kim jest ta kobieta… Kurczę! Zadręczy mnie to na śmierć! Jeśli umrę, możecie liczyć na odwiedziny mojej potępionej duszy!
Jej, Kana naprawdę jest okropna! Kurczę, ona powinna na jakąś terapię chodzić, czy coś, bo sobie dziewczyna z emocjami nie radzi! Świat nie kręci się wokół niej, nie może być zazdrosna o wszystkich innych! Ech, a kiedyś była taaaaka urocza… </3
Ale jeszcze nie wszystko stracone, bo oto Mayu postanowiła przemówić jej do rozumu! Po prostu ją uwielbiam. Przeszła tak wiele… a mimo tego jest cudowna. Nie no… czapki z głów, naprawdę stworzyłyście świetną postać.
Płakać mi się chciało jak to czytałam! Jak bardzo byłam zła, to sobie tego nawet nie wyobrażacie! DLACZEGO DO CHOLERY TO WSZYSTKO JEST TAKIE NIESPRAWIEDLIWE?! Uch, gdybym tylko mogła, dorwałabym to cholerne przeznaczenie w swoje rączki i zatłukła na miejscu! Jak to jest możliwe, że jedni mają wszystko i nie potrafią tego docenić, a drugim życie co chwila rzuca kłody pod nogi i mało tego, że nie mają nikomu za złe tych wszystkich nieszczęść, to jeszcze potrafią być tak cudownymi osobami jak Mayumi? Ja chyba nigdy tego nie ogarnę… Dobra, starczy, bo o niesprawiedliwości losu, który tak skrzywdził Mayu i o jej cudowności mogłabym napisać oddzielny komentarz ^^’
Cieszę się, że Kana zaprzyjaźniła się z Mayumi. Sądzę, że dzięki niej wreszcie uświadomi sobie, czego tak naprawdę chce i zamiast tonąć w problemach, postara się je rozwiązać. ;)
I jest mój skarb najdroższy! ;*
Cóż, nie tylko Tamaki nie potrafi ogarnąć jak można się tyle czasu szykować, bo ja tego też nigdy nie rozumiałam. W końcu doprowadzenie się do porządku zajmuje jakieś… piętnaście minut? No nieważne.
„Postanowił więc udać się w odwiedziny do pewnej znienawidzonej osoby.” Za pierwszym razem myślałam, że mi się przywidziało, więc wróciłam i przeczytałam to zdanie jeszcze raz. I co? Nie przywidziało mi się! Tamaki z własnej, nieprzymuszonej woli idzie do Kairena… Co?! Jak?! Dlaczego?! Nie no… ja wiedziałam, że coś się za tym kryje (bo inaczej byłoby to zbyt nienaturalne xD)! Tak w ogóle, to na miejscu Kaia chybaby tam padła i nie wstała (ale to jest Kai… on jest zbyt idealny, żeby postępować jak zwykły człowiek)!
Akihira… kurczę, żal mi go! Musi się czuć strasznie z tym, że jego brat tak go odtrąca… w sumie, to tak, jakby został sam jedne na świecie. Ale na szczęście ma cudowną dziewczynę. :)
A co do zachowania Kyoujiego… to brak mi słów. Nie znoszę dziada (niech ginie!)! Jest straszny i koniec! Jakiejś dziewczyny? Oj… wydaje mi się, że wiem o kogo chodzi. I nie jestem zachwycona.
Tia… nie ma to jak witanie się ze służbą. xD Hm… jakby się tak zastanowić, to pewnie nie on jeden urządza taki „chrzest” pokojówkom…
A się rozczarowałam… ja tu się szykowałam na latające talerze, a tymczasem zjedli obiadek, poplotkowali i koniec…
Szkoda mi tylko Toshi. Dziewczyna nie zasłużyła na taki los. Najbardziej denerwujące jest chyba to, że wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby jej ojciec żył (a zabiła go Sara, ja to w kościach nieomylnych czuję!)…
Ale wyjechałyście z tą matką Shouty… O w mordę, współczuję chłopakowi. Gdyby dowiedziała się, że ta lafirynda jest moją matką… chyba bym wszystkich rozniosła. Chociaż… jakby się tak zastanowić, to ma z nią sporo wspólnego…
AAAAAAAAAA! ZABIJĘ! Jak on mógł?! Mnie to nie interesuje, że cel uświęca środki! CAŁOWAŁ JĄ! O nieee… ja mu tego nie daruję! A poza tym… to jego kuzynka, prawie jak siostra! CAŁOWAŁ SIOSTRĘ! Dewiant jeden, jeszcze tego pożałuje!
UsuńKairen się wściekł. Świat się kończy… A tak w ogóle, to jak on śmiał uderzyć moje kochanie (dalej jestem wściekła, ale… nikt nie będzie bił po twarzy mojego Tamakiego!)?! *bierze głęboki oddech, po czym uśmiecha się słodko* No, ale jeszcze zobaczymy w jakim celu on to zrobił, bo coś nie chce mi się wierzyć, że z dobrego serca…
Tak… i to tyle. Może nie za dużo, ale powiedziałam wszystko, co chciałam powiedzieć.
Pozdrawiam i weny życzę- Andzik
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńRozdział super! :D Powalający był Tamaki ;)
Ale po kolei... Poza tym, że wizje Mayu mnie dobijają (czy ona nie może śnić na przykład o wróżkach i jednorożcach???), to powiem szczerze, że jej rozmowa z Kanaru była... tak dorosła i tak wzruszająca, że o mało sie nie poryczałam!
Poza tym dwa słowa do Kanaru: "Dziewczyno, to taki wiek! Nastolatkowie ZAWSZE czują się pępkiem świata i myślą tylko o sobie, by po chwili pluć za ten egoizm sobie w brodę"... A przynajmniej ja tak miałam, więc doskonale rozumiem uczucia Kany ;)
Cóż, historia Mayu i jej wyznanie... dobiły mnie szczerze mówiąc. ;( Jakby nie było-to moja córka i chciałabym by była szczęśliwa :(
Shouta... I tajemnica jego narodzin. Ja mu szczerze współczuje takiej matki ;/ Sara to najwredniejsza piiiii*cenzura* na tym świecie! Ale zastanawia mnie też w jakich okolicznościach Shigeru miał romans z Sarą (szczerze? liczę na jakiś dodatek! ^^)
Toshiko to ma w życiu przesrane... Wyjść za mąż za własnego kuzyna, którego w dodatku nie za bardzo lubi... Ja to nie mogę się nadziwić, że oni (Toshiko i Shouta) nie sprzeciwili się rodzinie. Przecież nikt do małżeństwa by nie mógł ich zmusić....
Jezu! Plan Tamakiego odnośnie Kanaru i Kairena był tak przebiegły, że w życiu bym się nie spodziewała, że wpadnie na coś takiego! o.O Nie żebym mu odmawiała inteligencji! Prędzej bym się spodziewała, że wygarnie Kairenowi prosto w twarz... Albo Kanie. Cóż, ale powiem szczerze, że pocałunek był o niebo bardziej skuteczny... no i dochodzimy do sedna sprawy- czyli wyczekiwanego romansu między Kanaru a Kairenem! Już widzę pierwsze jego zalążki i ręce zacieram z uciechy :D
Cóż, nie będę miała do Was pretensji,dziewczyny. Umiem, być cierpliwa ;)
O sobie nawet nie wspominam i o moich nieudolnych próbach napisania jakiegoś sensownego zdania :(
Pozdro i weny!
K.L.
PS. o tak! Sesja się zbliża! Za szybko moim zdaniem!
PPS. Jak tam Juwenalia?? :D
Próbowałam napisać recenzję, ale praktyki się zbliżają i mam malowanie w domu. -.- No po prostu, kurcze, znakomicie! Ugh, mam ochotę teraz kogoś zabić. -.-
OdpowiedzUsuńNo dobra, dziewczyny, powiem Wam, że rozdział wyszedł Wam genialny i... No, kurczę brak mi słów. :') Tylko nie ogarniam teraz Tamakiego. :/ Ech... Trudno. :)
Weny, dziewczyny! A ja tymczasem idę na miasto w poszukiwaniu kilku ostatnich rzeczy, które będą mi potrzebne na praktykę. A trzeba było wybrać liceum! :D
> Kari.