sobota, 12 lipca 2014

Vampire Night: rozdział XXXIV - „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”

      Kap, kap, kap.
      - Nie…
      Kap, kap, kap.
      - Nie… - powtórzył jak w transie Tamaki, bezwiednie przykładając sobie dłonie do uszu w desperackiej próbie zagłuszenia kapania, które zwiastowało rychły koniec jego wymarzonego, epickiego romansu. Choć nie był wampirem i nie miał tak wyczulonych zmysłów jak ludzie nocy, zdawało mu się, że słyszy dźwięk kropli uderzających o posadzkę tysiąc razy głośniej niż powinien. Dźwięk kropli krwi jego ukochanej… - Ai-chan, błagam - wyszeptał, opuszczając ręce i wolno podchodząc do szatynki, która, gdyby miała na to siły, mogłaby stać, ale w obecnym stanie wisiała na sznurze przyczepionym do żelaznego uchwytu przytwierdzonego do ściany niemalże tuż pod sufitem. - Ai-chan, powiedz coś - poprosił, dochodząc już do niej. Wyciągnął drżącą, nieco spoconą dłoń, by przyłożyć ją do jej trupiobladego policzka. Był niemal lodowaty.
      Drugą ręką chwycił się automatycznie za własną koszulę w tym miejscu, w którym znajdowało się serce. „Znajdowało”… Tak, to dobre słowo. Teraz, w tej chwili, już nie istniało. Umarło razem z Aiką.
      Dlaczego tu stał? Dlaczego nie posłano go na tamten świat wraz z nią? Dlaczego, do cholery, tak długo zajęło mu dojście do celu?! Dlaczego nie zdążył jej uratować?! Dlaczego pozwolił jej zginąć?! Dlaczego w ogóle WTEDY pozwolił jej samej wracać do akademika?! Gdyby nie to, gdyby nie był takim głupim, niczego nieprzewidującym bachorem… ona nadal by żyła. Gdyby nie porwanie, pewnie później zorientowałby się, co do niej czuje, niemniej koniec końców na pewno by to zauważył - przecież byli sobie przeznaczeni - i wyznałby jej miłość. Bez dwóch zdań ostatecznie odwzajemniłaby jego uczucia - któż byłby zdolny się oprzeć? - i żyliby długo i szczęśliwie, jak w bajce. Razem.
      - Ai-chan, nie zostawiaj mnie - błagał raz po raz, głaszcząc jej zimny policzek. Dopiero po paru minutach, ciągnących się w bolesną nieskończoność, zreflektował się nieco i postanowił uwolnić jej martwe ciało z oków. Wyjął nożyk, który wziął ze sobą na wszelki wypadek, przeczuwając, że sama Antoinette mu nie wystarczy, skoro prawdopodobnie ma walczyć z Łowcami, a nie wampirami, na które ów pistolet by podziałał. Przeciął sznury, po czym delikatnie objął dziewczynę i, klękając, ułożył ją na ziemi, głowę jednak przyciskając do piersi i czując, że świat stracił całe piękno, a życie sens. Kołysał się jak w marazmie, roniąc jedną łzę za drugą. Chłopaki nie płaczą? Dobre sobie. Kiedy czyjaś egzystencja się kończy, nie ma żadnych zakazów. Wszelkie bariery znikają…
      Właśnie. Znikają.
      W jednej chwili w miejscu, w którym jeszcze kilkanaście minut temu przeraźliwie waliło jego serce, zapłonął ogień nienawiści. Gdyby ktoś spojrzał mu wówczas w oczy, zauważyłby coś, czego nie widział u nikogo innego.
      - Zemszczę się za to, Ai-chan - obiecał, odsuwając lekko jej twarz, by móc na nią spojrzeć. - Przyrzekam ci to. - Przez moment milczał, delektując się siłą, którą poczuł i nie mogąc doczekać się chwili, w której wbije nóż w serce tego, kto zniszczył mu życie. Miał to tuż przed oczyma: sprawca wijący się z bólu i kajający, błagający o litość… I on. Nieczuły, pusty, lodowaty. Nachyli się nad nim, nie zwracając najmniejszej uwagi na prośby mordercy… I wbije ostrze w jego ciało, tylko po to, by po sekundzie je wyjąć i zrobić to ponownie. I ponownie. I ponownie. Będzie to robił dopóty, dopóki nie odzyska tego, co utracił. A że tego nie da się już odzyskać…
      Jego lawendowe oczy ponownie wypełniły się łzami. Jedna z nich skapnęła na twarz Aiki. Patrzył na to jak zaklęty, po czym rozszlochał się jak małe dziecko. Czy zemsta w czymś mu pomoże? Litości, przecież to nie wróci Aice życia! Ani jej, ani jemu… Już nigdy…
      - To koniec - szepnął, dławiąc się łzami. - Nie zdążyłem powiedzieć ci tylu rzeczy. Nie zdążyliśmy praktycznie nic zrobić… Nie powiedziałem ci, że cię kocham. Nie przedstawiłem ci całej mojej rodziny. Nie doczekaliśmy się ślubu ani domku na wsi, ani gromadki dzieci… Nie byliśmy nawet na randce… Nawet cię nie pocałowałem - łkał, nie mogąc uwierzyć, że wszystko jest już stracone. Miał tyle planów w związku z ich przyszłością! Tyle postanowień, tyle marzeń! Dopiero teraz zauważył, iż myślał o tym wszystkim jeszcze na długo przed tym, jak zorientował się, co czuje do Aiki. To musiało być przeznaczenie, cóż innego? W jego rodzinie w każdym pokoleniu aż kłębiło się od uczuć. Tyle romantycznych chwil przeżyli jego bliscy! I… I tyle tragedii… Tylko dlaczego jemu w udziale przypadło akurat to drugie? Na dodatek nawet nie zdążył należycie nacieszyć się swoim zakochaniem i swoją lubą. Kei chociażby, jego starszy brat, przeżył stratę ukochanej żony, ale przedtem oboje spędzili wiele radosnych, szczęśliwych lat, doczekali się też cudownej córeczki. A on i Aika? Nie doszli do niczego poza tym, że ostatnio względnie normalnie ze sobą rozmawiali…
      - Kocham cię - wyszeptał, schylając głowę i opierając swoje czoło o czoło Aiki. - Tak bardzo cię kocham… - Przez chwilę próbował uspokoić oddech, więc milczał. Kiedy wreszcie mu się to udało, przeszło mu przez myśl, że przecież jest sposób, by podążyć za ukochaną. Miał nawet ze sobą nóż… Co w tym trudnego? Wystarczy wbić go w siebie i utonąć w morzu krwi razem z Aiką. Skoro nie mogą być ze sobą tutaj, na ziemskim padole, zwiążą się „tam”, gdziekolwiek by to nie było. Ale „tam” istniało, wiedział to doskonale, bo czyż Kairen nie odwiedza tego świata, kiedy mu się podoba? Poprzez niego będzie mógł nawet przesłać przeprosiny skierowane do rodziców, rodzeństwa, dziadków… Czy oni to zrozumieją? Czy mu wybaczą?
      - Tamaki - usłyszał głos kuzyna. No tak, przecież przyszedł tu razem z nim, choć tak jak i on nie mógł już nic zrobić…
      Zostaw mnie, miał ochotę powiedzieć, ale nie miał siły na to, by odezwać się do kogoś poza Aiką. Daj mi umrzeć wraz z nią, poprosił w duchu. Pomyślał ponuro, że Kai pewnie powstrzyma go przed samobójstwem. Chociaż może nie zdąży, jeśli Tamaki sprytnie to rozegra… Może jest jakaś szansa…
      - Tamaki! - rzucił już głośniej Kairen, klepiąc blondyna w ramię. - Wybacz, Miyamoto-san, on się tak czasem zawiesza - rzucił przepraszającym tonem w stronę Akio. Ten skinął tylko głową z pobłażającym uśmiechem, który nieumiejętnie próbował ukryć. - Tamaki, to nadal nie tutaj. Musimy iść dalej, może wreszcie wpadniemy na jakiś trop.
      Tamaki ocknął się, przerażony. Ze zdziwieniem zauważył, że stoi na jednej z bocznych uliczek miasteczka. Bogu dzięki. Skąd się biorą te makabryczne obrazy? Ai-chan na pewno żyje, pomyślał, w duchu odczuwając tak wielką ulgę, że nie byłby zdolny jej opisać.
      - Przypomnij mi, że mam kategoryczny zakaz czytania mang - powiedział poważnie do Kairena, który tylko uniósł brew. O nic jednak nie pytając, ponownie pogonił Tamakiego, który teraz, przepełniony nadzieją, znalazł w sobie nieco sił, by kontynuować beznadziejną, zdaje się, wyprawę poszukiwawczą jego porwanej księżniczki.
***
      Nie miała pojęcia, gdzie jest ani jak się tu znalazła. Ostatnie, co pamiętała, zanim ocknęła się w tym obskurnym miejscu, to rozmowa z Tamakim. Kiedy bowiem wreszcie go odprawiła i udała się w stronę akademika, ktoś nagle ją złapał. Nie zdążyła nawet krzyknąć, jako iż natychmiast ją uśpiono.
      Uśmiechnęła się krzywo na myśl o własnej głupocie. Choć w życiu by się do tego nie przyznała, jak niemal każda nastolatka marzyła o przygodzie rodem z książek. Ileż to już naczytała się historii niewinnych dziewcząt porywanych przez zbirów, które potem ratowane były przez swoich przyszłych albo obecnych lubych niczym księżniczki wybawiane przez rycerzy na białych rumakach! Czasem podziwiała takie bohaterki, uznając ich odwagę, czasami z politowaniem czytała o ich idiotycznych myślach, pomysłach czy przeżyciach, ale nigdy dotąd przez myśl jej nie przeszło, że sama znajdzie się w podobnej sytuacji. A jeśli nawet, nie sądziła, że będzie bała się tak bardzo.
      Zawsze miała siebie za raczej odważną dziewczynę. Twardo stąpała po ziemi - może z wyjątkiem tych chwil, w których odpływała do świata książek; była rozsądna i inteligentna. Niełatwo było wyprowadzić ją z równowagi, choć musiała przyznać, że mistrzostwo w tym fachu osiągnął Tamaki. Nie tworzyła niepotrzebnych więzi z innymi, dopuszczając do siebie tylko wybrane osoby… Choć i w tym przypadku wyjątkiem był prefekt. Choć niesamowicie ją irytował, gnębił przez kilkanaście miesięcy i niemal nieustannie się z czegoś cieszył, z jakiegoś powodu ostatnio coraz bardziej go szanowała i, no cóż, nawet lubiła.
      Poczuła w oczach łzy, już nie pierwszy raz, odkąd się tu znalazła. Dlaczego do głowy przychodziły jej takie idiotyczne myśli? Dlaczego pragnęła, by nie kto inny jak właśnie Tamaki wpadł tu nagle i ją uratował? Przecież to śmieszne i żałosne… Nie była dla niego na tyle ważna, a poza tym jak niby miał ją znaleźć? To zwykły chłopak, ledwie siedemnastoletni. Zresztą, doprawdy, to było życie, a nie powieść. Nikt nie przyjdzie jej uwolnić. Jeśli ktoś przypadkiem jej nie znajdzie, może tu nawet zgnić.
      Próbowała powstrzymać płacz, ale nie do końca jej się to udawało. Nie poznawała siebie. Straciła względny spokój, bała się i czuła żałośnie. Ponadto nadgarstki i kostki bolały ją od sznurów, którymi była związana, w brzuchu burczało, gardło wysychało. Mimo tego nie odezwała się słowem do swych oprawców. Nawet gdy pytali ją o coś, nie odpowiadała. Wiedziała, że tylko dodatkowo ich tym złości, ale nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie wydobyć z siebie głosu. Momentami zastanawiała się, czy z powodu szoku nie straciła zdolności mówienia, słyszała bowiem, że czasami tak się zdarza. Uznała jednak - czy raczej chciała w to wierzyć - że to tylko przejściowe.
      Nie była w stanie określić, ile czasu już ją tu przetrzymywano. Miała wrażenie, że całe wieki, ale wiedziała, że to musi być tylko jej odczucie. Jednakże nie wiedziała nawet, czy jest dzień, czy też noc, bo w pokoiku, w którym ją trzymano, nie było okna. Siedziała więc w ciemności, gdy akurat przebywała sama, bądź przy świeczce, gdy wchodzili do niej porywacze. Widok świecy zdziwił ją na początku - kto ich używał w obecnych czasach? Domyśliła się więc, że znajduje się w jakiś opuszczonym miejscu bez dostępu do elektryczności, co dodatkowo ją przygnębiało, jako iż to zmniejszało jej szanse na bycie odnalezioną.
      Zadrżała, gdy przypomniała sobie wizytę trzeciego mężczyzny. Ledwo wtedy kontaktowała, otumaniona jakimś narkotykiem czy czymś w tym rodzaju, dobiegły ją więc jedynie strzępki rozmów. To, co zdołała wywnioskować, to fakt, że ów trzeci mężczyzna był szefem tych, którzy ją porwali. I był na nich wściekły, bo porwali ją zamiast kogoś innego. Wydawało jej się, że mówili coś wówczas o prefektach, przez co z jednej strony zaczęła obawiać się o bezpieczeństwo Misaki i Tamakiego, zaś z drugiej - choć to okropne - była zła, że wciągnięto ją w coś takiego bez powodu. Ludzie zazwyczaj porywali kogoś dla okupu, a jej nikt nie mógł pomóc, bo nawet porywacze nie znali jej tożsamości. Ten ich szef najwyraźniej również. Był przerażający, szczególnie gdy zbliżył się do niej i ujął jej podbródek, by jej się przyjrzeć. Nie była w stanie określić cech jego wyglądu, bo wzrok miała zamroczony, ale poczuła wtedy obezwładniający strach.
      Skuliła się na tyle, na ile mogła będąc związaną i zamknęła oczy.
***
      Nadszedł zmrok, byli już za miastem. Przejście takiego kawałka drogi zajęło im tyle czasu, bo o ile Kairen i Akio mogliby biec dłużej, o tyle Tamakiego na nogach trzymały już tylko determinacja i adrenalina. Nie dość, że był zmęczony wysiłkiem fizycznym, to na dodatek, jak zauważył dopiero co, ostatnim posiłkiem, jaki jadł, był obiad poprzedniego dnia. Wróciwszy koło północy do akademika, nic już nie zjadł, a rano nie zdążył pójść na śniadanie, bo przybiegła do niego Misaki. Nie zamierzał się jednak poddać, po jego trupie! Jedyne, o czym na poważnie myślał, to odnalezienie Aiki. Jego biednej, na pewno przerażonej Ai-chan. Za jakie grzechy to musiało się stać?! Była niewinna, zupełnie niezamieszana w sprawy Łowców czy wampirów. Wielkie nieba, przecież nawet nie wiedziała o ich istnieniu! W nim i w Misaki widziała zwykłych ludzi, nastolatków wyróżniających się co najwyżej pewnymi cechami osobowości czy wyglądu, niczym więcej. Tymczasem stało się coś takiego… Nie mógł sobie tego wybaczyć. Już nigdy, przenigdy nie pozwoli jej samej wrócić do akademika. Choćby miała się na niego denerwować i krzyczeć w nieskończoność, już nie spuści jej z oka na dłużej niż to konieczne…
      - Kairen-sama - odezwał się nagle Akio, wyrywając Tamakiego z zamyślenia. Spojrzał szybko na wampira wciąż trzymającego w dłoniach książkę Aiki przyniesioną im przez Misaki. - Jakieś osiemset metrów prosto, potem koło stu pięćdziesięciu na skos ku prawej stronie. Nie przemieszcza się.
     - Dziękuję, Miyamoto-san. - Kai uśmiechnął się. Tamaki również skinął mu głową. - Poradzimy już sobie, więc wróć, proszę, do Akademii i przekaż innym informacje. Do rana powinniśmy wrócić. Uspokój wszystkich, dobrze?
      - Na pewno? - zapytał.
      - Umaba-san zapewne również się niepokoi - zauważył Kairen, wspominając o dziewczynie towarzysza. - Poza tym dyrektor i inni pewnie szaleją ze zmartwienia. Przeprosimy ich, gdy wrócimy, a póki co przekaż im, że jesteśmy bezpieczni i wszystko będzie dobrze.
      Mówił z takim spokojem i pewnością, że Miyamoto mu uwierzył. Pokłonił się lekko, po czym odwrócił się i począł biec w stronę miasteczka, by następnie skierować się na akademickie wzgórze.
      - W porządku? - zwrócił się Kai do Tamakiego. Ten skinął głową w milczeniu. Ruszyli przed siebie.
      Szybciej, nakazywał sobie w duchu blondyn. Do cholery, ruszajcie się!, zwrócił się do własnych nóg, zdenerwowany, że tak go zawodzą. Czyżby dorośli mieli rację? Naprawdę jest tylko dzieciakiem niezdolnym do uratowania osoby, którą kocha? Nie. Jeszcze im pokażę, zdecydował.
***
      Hanashi wraz ze swym bratem bliźniakiem, który przyszedł w odwiedziny do Mayumi, kierowała się w stronę gmachu szkoły. Nocna Klasa niedawno zaczęła zajęcia, więc rodzeństwo, czekając na ich zakończenie, wesoło rozmawiało, ciesząc się ze spotkania i na chwilę odkładając niepokojący temat, jakim była zbliżająca się rebelia. Kei wraz z rodzicami i Matsu dowiedział się o wszystkim od Zero podczas dzisiejszego pobytu w Związku, a zobaczywszy się z Haną, opowiedział jej o Kyoujim i reszcie. Potem jednak postanowili się nieco odstresować: w końcu nic okropnego się jeszcze nie stało, a skoro przed nimi była perspektywa spotkania z Mayu, chcieli wpaść w radosny nastrój, by jej niczym nie zaniepokoić.
      W którymś momencie dziewczyna nagle zauważyła nieopodal Daikiego Muramatsu siedzącego pod jednym z drzew.
      - Powinieneś być na lekcjach - pouczyła go, widząc, że niespecjalnie przejął się jej pojawieniem. - Rana już się zagoiła? - spytała, puszczając bratu oczko na znak, że to właśnie ten typ, któremu spuściła łomot.
      - Zostałem w tyle przez fanki - poinformował oschle. - Dzisiejszy wieczór to jedna wielka pomyłka. Samotny prefekt na straży dużo nie zdziałał. W dodatku przewodniczący i wice olali zajęcia, więc dlaczego niby ja mam się na nie pchać? - rzucił, wzruszając ramionami.
      Bliźniaki spojrzały się po sobie z niepokojem.
      - Którego prefekta nie było? - zapytał Kei.
      - Waszego małego braciszka - odpowiedział z uśmieszkiem Daiki, jakby ciesząc się, że tych dwoje zaczęło się martwić.
      - Wracaj na lekcje, Muramatsu - zarządziła Hana, a wampir wykręcił oczyma, po czym zniknął im z pola widzenia. - Leć do Mayu-chan, ja zawitam do Księżycowego Dormitorium. Mam nadzieję, że nic się nie stało, Kairen nie zwykł przecież zaniedbywać obowiązków… - rzekła do brata.
      - Informuj mnie w razie potrzeby, dobrze, Shi? - poprosił, przytulając bliźniaczkę.
      - Hai, hai - zapewniła, całując go w policzek. - Spotkamy się w Księżycowym Dormitorium! - krzyknęła jeszcze do niego, biegnąc już w stronę akademika, by sprawdzić, czy Tamaki i Kairen czegoś nie przeskrobali. Szczególnie ten pierwszy.
      Gdy weszła do budynku i zamknęła za sobą drzwi, nastała głucha cisza. Była do niej jednak przyzwyczajona, bowiem podczas niemal każdych jej odwiedzin tutaj było podobnie. Wampiry nigdy nie hałasowały tak bardzo jak ludzcy uczniowie.
      Skierowała się na piętro, w stronę pokoju kuzyna. Uśmiechnęła się smutno pod nosem na myśl o tym, że niegdyś odwiedzała tak Mariko. Szybko jednak wróciła do rzeczywistości, bo doszła już do celu. Zapukała do drzwi, a głuchy odgłos rozniósł się po całym budynku, przez co wzdrygnęła się nieco. Nikt nie odpowiedział, więc odrobinę zdesperowana chwyciła za klamkę. Gdzie mógł się podziać Kairen? To było do niego niepodobne, by tak po prostu znikać, ignorując przy tym swe obowiązki.
      - Nikogo tam nie ma - usłyszała za sobą głos przewodniczącego. Odwróciła się, chcąc natychmiast zażądać wyjaśnień. Zdziwiła się, widząc wampira nie w mundurku, jak zwykle, ale w ciemnych dresowych spodniach i białej, pogniecionej koszulce. Do tego miał roztrzepane włosy i jeszcze nie do końca obecny wzrok.
      - Co się tutaj wyrabia? - spytała zaskoczona. - Wszystko w porządku? To chyba nie jest twoja normalna pora na sen?
      - Nieszczególnie się wyspałem za dnia - przyznał, ziewając przeciągle, po czym udał się do swojej komnaty. Hanashi bez krępacji pobiegła za nim.
      - Gdzie jest Kairen? - zapytała, odrobinę nachalnie wchodząc do pokoju Shouty. Wampir usiadł na łóżku i spojrzał na Łowczynię. Gdyby nie był czystokrwistym, pomyślałaby, że albo jest chory, albo ma kaca. Tak jednak nie było, więc musiało go coś dręczyć. W dodatku po całym jego pokoju walały się książki, więc pewnie ostatnio nad czymś niezmordowanie pracował.
      - Poszedł z twoim bratem ratować jakąś dziewczynę. Myślałem, że jesteś z nimi - rzucił szczerze.
      - Że co, proszę? - zdziwiła się. - Pierwsze słyszę!
      - Byli tu wszyscy rano. Prefekci przyszli do Kurosu, potem wyszli razem z Kiryuu i Miyamoto. Ich przyjaciółka zniknęła czy coś w tym stylu - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Zniknęli dobrych kilka godzin temu.
      - Kuso… - zaklęła pod nosem, zamartwiając się o bliskich. Chciała już wybiec, ale powstrzymała się. - Co się stało? - zapytała dość łagodnie, lekko niepokojąc się o przewodniczącego Nocnej Klasy, który zdecydowanie nie zachowywał się normalnie.
      - Leć ratować przyjaciół, ze mną wszystko w jak najlepszym porządku - rzucił z nikłym uśmieszkiem. - W takich chwilach masz czas martwić się jeszcze o innych? O obcych? - dodał.
      - Nie jesteś już obcy, Shouta - powiedziała, dziwnie się czując, po raz pierwszy mówiąc do niego po imieniu. - Pamiętasz? - spytała z cwanym uśmieszkiem, pokazując ślad po ranie zadanej przez Daikiego. Wampir uśmiechnął się pod nosem, jakby przyznając dziewczynie rację. Hanashi podeszła do łóżka i usiadła obok przewodniczącego. - I tak nie wiem, dokąd poszły dzieciaki, więc poczekam na Keia i razem coś wymyślimy… - szepnęła, zmartwiona losami brata i kuzyna. - No, ale mów, co się dzieje - poprosiła, wlepiając w niego wzrok.
      - Powiedzmy, że miałem niezbyt udany wypad do domu - westchnął, co wcześniej nie zdarzało mu się zbyt często.
      - Znów problemy ze ślubem? - spytała, wiedząc, że wampir niespecjalnie chce żenić się ze swoją kuzynką. - Nie rozumiem, jak można zmuszać ludzi, tudzież wampiry - dodała z uśmiechem - do ślubu.
      - U nas to normalne, ale wiesz… Razem z Toshiko mieliśmy dość… burzliwą przeszłość - zaśmiał się lekko, a dziewczyna postanowiła nie zagłębiać się w szczegóły.
      - Tak czy inaczej, powinno się brać ślub… - zaczęła.
      - Z miłości? - dokończył za nią, doskonale wiedząc, co chciałaby powiedzieć. Była tak bardzo naiwna, jeśli chodziło o uczucia! - A ty? Znalazłaś już sobie kogoś, komu oddasz serce? - spytał, zbliżając się do niej i przeszywając ją wzrokiem. Hanashi wyraźnie się speszyła, czując, jak czerwienią się jej policzki. Nie mogła też znieść tego spojrzenia.
      - Iie… - skłamała po chwili, spoglądając gdzieś w bok. Wampir delikatnie przejechał palcami po jej ramieniu, a następnie chwycił ją za podbródek i zacmokał z dezaprobatą.
      - Shoutou nie byłby usatysfakcjonowany z tej odpowiedzi - szepnął, a dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
      - O czym ty mówisz? - rzuciła zaskoczona.
      - Zdradzę ci mały sekret, Hanashi - powiedział z uśmiechem, nachylając się nad nią i szepcząc jej do ucha. - Zdeterminowane kobiety umieją przekonać do swoich racji każdego. A każdy facet, gdy poczuje się zagrożony, staje się łatwą zdobyczą - dodał. Łowczyni czuła jego oddech na swej szyi, przez co poczuła dziwne, dość przyjemne dreszcze na całym ciele. - Masz potencjał, więc nie bój się go wykorzystać - dodał.
      - Co ty… - zaczęła, ale wampir jej przerwał.
      - Przemyśl to. Tymczasem ferajna wróciła, więc idź do brata, a ja udam, że śpię. - Puścił jej oczko i wyrzucił z pokoju bez słowa wyjaśnienia.
      Hanashi szybko zbiegła na dół, gdzie zaczęli się gromadzić uczniowie Nocnej Klasy. Wszedł też Kei wraz z Mayumi, Kanaru i Mamoru, którzy wytłumaczyli dziewczynie, jak wygląda sprawa. Łowczyni zdenerwowała się na myśl, że dzieciaki olały jej pomoc i same ruszyły na wyprawę Bóg wie dokąd. Nie wiedzieli jednak, gdzie ich szukać, więc postanowili udać się do Deia, mając nadzieję, że może on ma jakiś pomysł. Kanaru wyraźnie zamartwiała się o chłopców i od razu chciała iść razem z nimi, jednak dorośli poprosili ją, by w czasie ich nieobecności zajęła się Mayumi. Musiała się zgodzić, więc chwilę później bliźniaki udały się do gabinetu dyrektora.
      Deichi prawie dostał zawału, dowiedziawszy się, że chłopcy zignorowali jego prośbę i nie poszli po Hanashi. Był przekonany, że nie wrócili dlatego, iż zmusili Hanę do pójścia na misję razem z nią, a ją podejrzewał o pozwolenie im na to. Szczególnie zdziwiła go postawa Kairena, który przecież zapewnił go, że dopilnuje kuzyna. Niepodobnym do niego było niedotrzymywanie słowa, szczególnie w tak niebezpiecznej sytuacji. Fakt, Tamaki był dobrze zapowiadającym się Łowcą, a Kairen bez problemu byłby w stanie zabić bądź unieszkodliwić wielu wrogów, to jednak nie zmieniało faktu, iż nadal byli dziećmi i ich opiekunowie nie mogli na to pozwolić.
      - Idźcie do Suzu, poczekamy jeszcze trochę. Jeśli do rana nie wrócą, pójdziemy ich szukać - zarządził, na co Hanashi wybuchła zdenerwowana.
      - Nie wiemy, gdzie mogą być i co się z nimi dzieje! W takiej sytuacji wysyłasz nas na herbatkę do Suzu?! - krzyknęła poirytowana, a brat położył jej dłoń na ramieniu, chcąc ją trochę uspokoić, choć sam bardzo się martwił.
      Dyrektor jednak poprosił ich, aby w środku nocy nigdzie nie wychodzili i zaufali trochę bratu oraz kuzynowi. Gdyby coś im się stało, ktoś by to wyczuł, a jak dotąd nikt nie miał żadnych złych przeczuć. Rodzeństwo wyszło więc z pomieszczenia i udało się do domu Deia. Po drodze minęli już schludnie ubranego Shoutę, który został wysłany przez zmartwioną Nocną Klasę do dyrektora. Nie był specjalnie zadowolony z faktu, iż wciąż ktoś mu przeszkadzał w myśleniu i spaniu. Od Deia nie dowiedział się niczego konkretnego, poza tym, że naiwny wysłał łowieckie rodzeństwo do swojej żony, mając nadzieję, że grzecznie będą tam siedzieć.
      Już chciał wychodzić, gdy poczuł, że noc będzie jeszcze bardziej pokręcona niż wcześniej myślał. Wyczuł bowiem czystokrwistego, którym był nikt inny jak Shoutou. Wiedział, że kieruje się właśnie tutaj, więc postanowił wyjść mu naprzeciw. Pożegnał więc dyrektora i udał się w kierunku wampira. Śmiać mu się chciało, gdy pomyślał, iż kiedyś przeszło mu przez myśl, że Suzaku mógłby być jego przyrodnim bratem. Podczas przesłuchań widział w nim kilka wspólnych cech. Ten fakt mógłby nawet odrobinę urozmaicić czas spędzony w Akademii, jednak prawda okazała się inna, więc Shouta musiał na nowo zastanowić się, co w związku z tym począć.
      - Co cię tu sprowadza? Czyżby wieści tak szybko się rozchodziły? - spytał przewodniczący pozornie smutnym głosem, gdy stanęli twarzą w twarz. Suzaku uniósł lekko brew.
      - Nie rozumiem, coś się stało? - spytał, bo najwyraźniej zmartwił się nieco. Hanadagi zaśmiał się nagle.
      - Ty chyba niespecjalnie dużo rozumiesz, Shoutou - odparł, pozwalając sobie na zwrot bez należytego szacunku. W końcu byli sami, bez żadnego wampira dookoła, który mógłby ich podsłuchać.
      - Nie powinieneś przypadkiem planować swojego ślubu, z dala od Akademii? - spytał Suzaku, przeszywając go wzrokiem. Denerwował go fakt, iż blondyn pozwala sobie na tak wiele.
      - Tyle się tu dzieje, że postanowiłem wrócić. Zresztą moja młoda przyjaciółka mogłaby potrzebować pomocy, tak jak ostatnio… - rzucił z uśmieszkiem.
      - Coś ty jej zrobił…? - zaczął, czując, jak narasta w nim złość. Miał nadzieję, że Hanashi się go słuchała i nie pakowała się w tarapaty, szczególnie te mające związek z Hanadagi.
      - Uratowałem ją, oczywiście - zaśmiał się. - A propos… Nie uważasz, że jej krew pachnie kusząco? - spytał, podchodząc bliżej i wzrokiem wywiercając w chłopaku dziurę. Czuł, jak przyspiesza mu oddech. - Tak bardzo, że chciałbyś zatopić w niej swoje kły i spić ją co do kropelki… - powiedział, po czym Suzaku złapał go za kołnierz i przycisnął do ściany, podduszając wampira, który wciąż na twarzy miał przyklejony cwany uśmieszek. Oczy obu zaskrzyły się czerwienią. Shoutou odsłonił kły, wrogo patrząc na wampira.
      - Nie waż się jej tknąć - rzucił przez zaciśnięte zęby, ledwo nad sobą panując.
      Shouta złapał jego rękę, którą go trzymał i wyrwał ją, wyswobadzając się z uścisku. Poprawił kołnierz jak gdyby nigdy nic i uśmiechnął się.
      - Więc jednak zostało w tobie trochę tej lepszej strony - szepnął bardziej do siebie, po czym spojrzał na dziedzica Shoutou. - Nie zrobię nic, czego by nie chciała - oznajmił dziwnie tajemniczym tonem. - Nie będzie czekać w nieskończoność - mruknął, po czym wyminął chłopaka i wyszedł z budynku.
***
      - Jest - wysapał jak w obłędzie Tamaki, dojrzawszy w oddali jakąś ruderę. - To tam, prawda?
      - Tak. Jesteśmy już blisko - potwierdził Kai. - Wydaje mi się, że nic poważnego się jej nie stało.
      Kamień spadł mu z serca, bo chcąc nie chcąc jak każdy wierzył szóstemu zmysłowi kuzyna. Chciał biec, ale gdy tylko to robił, zaczął się potykać, więc musiał rezygnować. Zacisnął zęby, wzburzony na myśl o własnych słabościach. Czy w takich chwilach bohater nie powinien doznać nagłego przypływu energii?
      - Kuso… - zaklął pod nosem. - Powinieneś tam pobiec, ja nie jestem w stanie dotrzeć tam tak prędko - powiedział ze złością. Był wściekły na myśl, że Kairen szybciej uratowałby Aikę. Dla jej dobra, mając na względzie między innymi makabryczne wizje, jakie go nachodziły, postanowił przełknąć dumę i kazać mu to zrobić, byle tylko dziewczyna była bezpieczna. Jak nisko on się jeszcze stoczy? Dlaczego był tak słaby?
      - Nie, to ty jesteś tym, który ją uratuje - odparł ze spokojem kuzyn. Tamaki spojrzał na niego ze zdumieniem. Chciał już na niego nawrzeszczeć, że przekłada takie coś nad dobro Aiki, ale zrezygnował, widząc łagodny uśmiech Kaia. - Ona w tym momencie śpi i nic jej nie jest. Przebywa tam dwóch mężczyzn.
      - Facetów?! Boże, czy oni…
      - Przecież mówię, że nic jej nie jest, spokojnie - zapewnił. - Zresztą już niedaleko, zaraz dojdziemy na miejsce. Chociaż… - Zamyślił się na moment, a może znów wytężył słuch. - I ona, i ty zaraz padniecie z głodu. Poradzisz sobie z nimi, prawda? Ja mógłbym w tym czasie pobiec do miasteczka po coś do jedzenia i picia dla nas.
      Tamaki wyglądał dość śmiesznie, z otwartą buzią patrząc z niedowierzaniem na Kairena.
      - I co, że niby zdążysz wrócić, zanim uwolnię Aikę?
      - Wampiry szybko biegają - rzucił z uśmiechem Kai.
      - Aż tak? Zresztą nieważne - zreflektował się. - Dlaczego właściwie to robisz? - zapytał podejrzliwie. - Od lat jestem dla ciebie wredny, a ty mi teraz tak pomagasz i jeszcze chcesz, by to na mnie spadła gloria po uratowaniu księżniczki z sideł złego smoka. Co, czyżby kolejny dowód twojego idealnego charakteru anioła?
      - Anioł nie zostawiłby ci siniaka pod okiem - rzucił. - Tamaki, przejrzyj na oczy. Jesteśmy kuzynami, a rodzina musi się wspierać. A glorię uznaj za odwdzięczenie się za zorganizowanie najgłupszej w historii akcji pchnięcia ku sobie pary zakochanych - dodał po chwili, nawiązując do wydarzeń sprzed paru dni. - W akcie łaski i po znajomości nie zamierzam odpłacić ci się tym samym i całować Akayamy-san - dopowiedział z uśmieszkiem. - Ale jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego Kanie-chan, to nie skończy się na pojedynczym siniaku.
      Tamaki nie wytrzymał już i roześmiał się. Wielkie nieba, on kiedyś zwariuje! Ostatnio kuzyn naprawdę go zadziwiał, ale on głęboko w sercu miał świadomość, że po prostu nie chciał dostrzegać w Kairenie niczego dobrego. Albo może złego, bo akurat tej dobroci miał wręcz zbyt wiele i to właśnie zazwyczaj stanowiło problem.
      - Wiesz, może jednak cię polubię - oświadczył z zawadiackim uśmiechem, czując wreszcie upragniony przypływ energii. - Biegnij po żarcie! Nie będę czekał! - wykrzyczał, biegnąc w stronę opuszczonego domku wśród pól, otoczonego jedynie kilkoma pojedynczymi drzewami i krzewami.
      Kai zasalutował od niechcenia, uśmiechając się pod nosem. Chyba jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
***
      - Jeśli pójdzie z nami jakiś wampir, nie będzie problemu. Widzi w ciemności i być może wyczuje aurę Kairena! - zauważyła Hanashi, nerwowo chodząc po salonie. Kei siedział na sofie i popijał ziołową herbatę, którą właśnie przyniosła mu Suzu.
      - Hanashi, spokojnie, nic im nie będzie… - uspokajała dziewczynę, próbując wcisnąć jej kubek naparu.
      - Dobrze już, dobrze - odparła, rzucając się na kanapę, nieomal nie wylewając na brata zawartości jego filiżanki. Wierciła się strasznie, nie mogąc zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. Suzue usiadła na fotelu, ze zmartwieniem wpatrując się w dość nieobecne bliźnięta. Jakże urocza była ich troska o młodszego brata! Wampirzyca też stresowała się o dzieci, ale wierzyła, że razem z Kairenem wyjdą z tego cało. Zdawała sobie jednak sprawę, że gdyby chodziło o jej brata, też chciałaby pobiec Shuuseiowi na ratunek.
     Cała trójka siedziała tak w spokoju przez kilkanaście minut, każde zatopione we własnych myślach. Temat niezbyt się kleił, nikt jednak nie starał się specjalnie go utrzymywać.
      - Pójdę do Deia, wybadam, czy coś się zmieniło - poinformowała Hanashi, nie chcąc już dłużej nic nie robić. Poczuła na sobie wzrok brata, ale nie spojrzała na niego. Widziała jedynie niepewną Suzue. - Spokojnie, po prostu nie lubię siedzieć w miejscu, gdy się stresuję. Świeże powietrze dobrze mi zrobi - zapewniła, po czym wyszła z domku.
      Szybko rozejrzała się dookoła, po czym zaczęła biec w stronę bramy wyjściowej z Akademii. Nie mogła zgodzić się na bezczynne czekanie, gdy jej rodzina była w niebezpieczeństwie. Musiała coś z tym zrobić, choć nie wiedziała, dokąd się udać. Biegła ile sił w nogach, by choć opuścić teren szkoły. Nienawidziła, jak ktoś dyktował jej, co ma robić. To, że jest nauczycielem, nie znaczy, że nie jest Łowcą, który zawsze gotowy jest do walki. Właśnie taka była jej natura i stateczna posada belfra nie była w stanie zmienić jej ognistego temperamentu.
      Niewiele widziała w ciemności, ponieważ po światłach w domu jej wzrok nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić. Znała jednak te drogi na pamięć i wiedziała, że byłaby w stanie przejść je nawet z zamkniętymi oczami. Nagle zdziwiła się, czując zderzenie. Była pewna, że nic w tym miejscu przed chwilą nie stało. Potrzebowała kilku sekund, żeby doszło do niej, że jest przez kogoś najzwyczajniej w świecie złapana.
      - Mam cię - oświadczył Shouta, zadowolony, jakby wygrał zabawę w berka. - Jesteś do przesady przewidywalna - oznajmił z niekrytym śmiechem.
      - Puść mnie… - poprosiła, zdziwiona i skrępowana zarazem bliskością wampira. Ten jednak nie zwalniał uścisku.
      - Powinienem odstawić cię do domu i zgrywać bohatera - zauważył. - Zaraz pojawi się tu cała grupa poszukiwawcza, ale czego ty się spodziewałaś? Nie dokładaj reszcie zmartwień i wracaj do nich - pouczył ją. Zaśmiał się w myślach, czując, że nieopodal znajduje się Suzaku, który, choć się nie ujawnił, zapewne słyszy całą tę rozmowę.
      - Nie rozumiesz, tu chodzi o mojego brata. Martwię się o niego… Puść mnie natychmiast! - krzyknęła ze łzami w oczach, odpychając się, ale wampir zdążył złapać jej nadgarstki.
     - Nie widzisz, głupia, że ktoś może się martwić także o ciebie? - spytał, widząc, że dziewczyna odrobinę przestała się rzucać. - Zachowujesz się jak dziecko - skwitował, patrząc na rozbitą Łowczynię. Wiedziała doskonale, że wampir ma rację, ale tak strasznie bała się o Tamakiego… Po ostatnich wydarzeniach, śmierci Kiran… Gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłaby sobie.
     - Przepraszam… - szepnęła i roniąc łzy, odruchowo się do niego przytuliła. Nie myślała teraz o tym, czy tak wypada, czy nie. Potrzebowała koniecznie ciepła drugiej osoby, żeby dojść do siebie. Shouta stał trochę drętwo, jakby nieprzyzwyczajony do takich czułych gestów. Poklepał ją po ramieniu i po chwili delikatnie odsunął od siebie.
      - Jeszcze kilka takich akcji i zostaniemy przyjaciółmi. Uważaj, co robisz - ostrzegł z uśmieszkiem na twarzy. Dziewczyna otarła twarz i również się uśmiechnęła.
      - Nie tak prędko - rzuciła z przekąsem.
      - Zobaczymy - mruknął, pewny siebie. - Brat na ciebie czeka, wracaj już - zauważył, widząc kawałek dalej Keia. Hanashi od razu ruszyła w stronę chłopaka.
      - Bo po co miałabyś kiedykolwiek zachować się odpowiedzialnie… - powiedział na powitanie Kei, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jego siostra uśmiechnęła się i podbiegła do brata, wtulając się w niego.
      - Gomen, gomen, Keiki - odparła słodko, wciąż w niego wczepiona. Chłopak skinął głową w stronę Shouty, dziękując mu za interwencję. Nie chciał niepokoić Suzu, więc odczekał chwilę, zanim ruszył w pogoń za siostrą, która jak zawsze musiała postawić na swoim. Martwił się o brata, szczególnie mając na uwadze ostatnie wydarzenia. Nie mógł pozwolić sobie na stratę kolejnej bliskiej osoby. Jednak nie zamierzał dać dziewczynie iść samej, więc postanowił ją zatrzymać albo iść wraz z nią.
***
      Obszedł ruderę, wiedząc, że porywacze znajdują się tuż za drzwiami. Usłyszał, że faktycznie jest ich dwóch i próbują wymyślić, co począć z zakładniczką. Obgadywali trochę swojego szefa, Kyoujiego Katsurę, denerwując się, iż po tym, jak zobaczył, że porwali nie tę dziewczynę co trzeba, zniknął i umywał ręce, zamiast powiedzieć im, co mają z nią zrobić.
      Tamaki znalazł z tyłu budyneczku dziurę po oknie, przez którą po cichu wszedł do środka. Właściwie nie miał żadnego konkretnego planu, jedynym jego celem było uratowanie Aiki. Zdrajcy nawet gdyby chcieli, nie mieliby dokąd uciec, więc w razie czego, jeśli nie uda mu się ich unieszkodliwić, złapie ich Kairen. W którym momencie tak naprawdę zaczął polegać na kuzynie? Nie był pewien, wiedział za to, że matka miała rację, kiedy powiedziała mu z pełnym przekonaniem, że wreszcie się do niego przekona. Cóż, był głupi, dopiero zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko, co zarzucał Kaiowi, w istocie sam sobie wmawiał. To on był bardziej popularny i lubiany, to on miał więcej znajomych, to jego wolała Aika. Przecież sama powiedziała, że irytują ją ci zbyt idealni, prawda? Cóż, co zaś się tyczy Kanaru… Jakby nie patrzeć, zawsze wiedział, iż nigdy nie będzie dla niej ważniejszy niż Kairen. Ale chyba mógł już się z tym pogodzić, jak zresztą z całym mnóstwem innych rzeczy. Ależ dojrzał! Rodzina i Misaki będą zachwyceni! Nie mógł się doczekać, by im się pochwalić.
      Teraz jednak miał ważniejszą sprawę do załatwienia. Musiał uwolnić Aikę.
      W pokoiku, w którym się znalazł, było dwoje drzwi. Podszedł do jednych, nasłuchując. To były te prowadzące do pomieszczenia, w którym przebywali porywacze. Bez namysłu wybrał więc drugie.
      Ta izdebka była równie mała co poprzednia, na dodatek było w niej ciemno, gdyż tu nie było żadnego „okna”, które przepuszczałoby światło księżyca i gwiazd. Zamknął drzwi na wszelki wypadek, by w razie czego nie od razu rzucić się w oczy zdrajcom, więc potrzebował kilku sekund, by przyzwyczaić się do mroku. Usłyszał cichutkie jęknięcie. Serce zwariowało, waląc tak, jakby chciało wyfrunąć z jego klatki piersiowej raz na zawsze. Miał wrażenie, że bije tak głośno, że obudzi Aikę oraz przywiedzie do niego rzezimieszków, ale na szczęście tak nie mogło się stać.
      Podszedł do skulonej dziewczyny, wyjął niewielki nożyk, który oprócz Antoinette na szczęście miał przy sobie - tak jak w swoich krwawych wizjach, i przeciął więzy krępujące nadgarstki i kostki Aiki. Uchyliła powieki i w pewnej chwili przestraszyła się, najwyraźniej bojąc się, że wrócili do niej porywacze. Błyskawicznie zasłonił ręką jej usta, dzięki czemu nie zdążyła wydać z siebie nawet pisku.
      - Cześć, Ai-chan, to tylko ja - szepnął kojącym tonem. - Jesteś już bezpieczna - zapewnił z uspokajającym uśmiechem. Ujrzał łzy w jej oliwkowych oczach. Choć była brudna i potargana, wydawała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie. Odsłonił jej buzię i objął ją, z ulgą zdając sobie sprawę z tego, że oto wreszcie ona jest już z nim, a on nie zamierza już nigdy dopuścić do podobnej sytuacji. Choćby się waliło i paliło, nie pozwoli jej więcej skrzywdzić.
      - Tamaki… - wyszeptała z trudem, zaciskając palce na jego koszuli. Poczuł na niej również jej łzy.
      - W porządku, Ai-chan, już w porządku - mówił cichutko, kołysząc ją jak dziecko.
      Nagle jednak dziewczyna oderwała się od niego jak oparzona. Już myślał, że wróciła do siebie i chce go zwymyślać, ale ona z przerażeniem zaczęła coś szeptać. Dopiero po chwili rozróżnił wyrzucane z niej z szybkością karabinu słowa.
      - Oni mają broń, widziałam! Idioto, jesteś w niebezpieczeństwie, dlaczego tu przylazłeś?! Zresztą oni chcieli ciebie albo Misaki, wpakowałeś się w jaskinię lwa!
      - Cii, już, już - uspokoił ją. - Co z tego, że mają broń? Ja też mam - oświadczył, wyjmując swój pistolet. - Poznaj Antoinette. - Pokazał jej z dumą swą łowiecką partnerkę. Aika patrzyła na niego oniemiała. Czy on właśnie… przedstawił jej pistolet? - Dasz radę wstać? - zapytał z troską.
      Niepewnie skinęła głową. Nie była przekonana, czy uda jej się cokolwiek zrobić, choćby postawić krok, ale stwierdziła, że pokona własne słabości. Bo czyż właśnie nie spełniło się jej marzenie? Choć w to nie wierzyła, nie śmiała w to wierzyć, została uratowana przez Tamakiego - tak jak pragnęła. No, może jeszcze nie do końca, bo nie pokonał przecież porywaczy, ale i tak zaczynała już czuć się bezpiecznie w towarzystwie kolegi z klasy. Tego irytującego, wiecznie zadowolonego i dziecinnego blondyna.
      No i stało się, jak chyba każda wpadłam w jego sidła, pomyślała z rezygnacją, ale i pewną wesołością. Z drugiej strony, poczuła jakąś śmieszną wręcz dumę, bo to ona została zaszczycona największą uwagą sławnego Tamakiego Kiryuu. Zwariowałam do reszty!
      Pomógł jej wstać i wręczył jej mały nożyk.
      - Tak na wszelki wypadek - powiedział. - Gdyby coś poszło nie tak, nie wahaj się go użyć, dobrze?
      Popatrzyła na narzędzie tkwiące w jej drżącej dłoni, a następnie na Tamakiego. Skinęła głową, choć nie była pewna, czy umiałaby w kogokolwiek wbić to ostrze.
      Chłopak uśmiechnął się pocieszająco, złapał ją za lewą rękę, w której nie trzymała broni i poprowadził ją ku drzwiom. Przeszli do pokoiku, w którym Tamaki wlazł przez „okno”.
      - Wyjdź na zewnątrz i poczekaj tam na mnie, zgoda? - poprosił, uprzednio nasłuchując, czy dwaj porywacze wciąż siedzą tam, gdzie wcześniej.
      Znów skinęła tylko głową. Zauważyła, że Tamaki z miną zawodowego policjanta czy kogoś w tym rodzaju zbliża się do drugich drzwi. Patrzyła na niego jak zaczarowana, nie mogąc zmusić się do tego, by przestać i spełnić jego prośbę. Czuła się jak zahipnotyzowana, gdy chłopak otwierał drzwi, a następnie rzucił się na mężczyznę stojącego bliżej. Nie miała pojęcia, jak to zrobił, ale nim ona albo któryś z bandytów się obejrzeli, pierwszy porywacz wił się już na podłodze, ściskając złamaną rękę. Drugi zdenerwowany próbował złapać Tamakiego, ale ten, młodszy, zwinniejszy, szczuplejszy i nieco niższy, zrobił płynny unik i za pomocą kilku ciosów karate bądź czegoś podobnego przycisnął go do ziemi.
      Oniemiała, wyzbyła się resztek strachu. Pobiegła po linę, którą wcześniej była związana, by podać ją Tamakiemu, który zacisnął na pokonanych opryszkach więzy z taką wprawą, jak gdyby nigdy nie robił nic innego.
      Jeden facet jęczał z bólu, drugi chyba zemdlał od uderzenia w głowę. Aika podeszła do Tamakiego.
      - Dziękuję - rzekła szczerze. - Ale powiedz, skąd się tu wziąłeś? Jak się tu znalazłeś?
      - Ach, przybyłem na skrzydłach miłości - odparł z promiennym uśmiechem. Uniosła brew, czekając na poważniejsze wyjaśnienia, ale zamiast nich usłyszała coś zupełnie innego. - Bo wiesz, Ai-chan, okazało się, że cię kocham!
      Wybuchła śmiechem, jednocześnie znów płacząc przez wzgląd na kłębiące się w niej emocje. Nie wiedziała, co ze sobą począć, dlatego stała po prostu, w prawej dłoni nadal trzymając nożyk. Tamaki patrzył na nią z rozrzewnieniem, coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że chce z tą dziewczyną spędzić resztę życia.





***
      Rozdział dedykujemy Andzikowi. Z okazji urodzin życzymy Ci, kochana, wszystkiego najlepszego! Zdrówka, przyjemnych wakacji, powodzenia w nowej szkole, duuużo weny, szczęścia w życiu, spełnienia choćby niektórych marzeń. ;)
      Dziękujemy serdecznie za wszelkie komentarze, które jak zawsze przyniosły nam wiele radości. :)
      Pobyt na działce zaowocował powstaniem kolejnego rozdziału, a jeszcze następny jest już w fazie końcowej tworzenia. Mamy nadzieję, że u co poniektórych z Was również niebawem ukażą się nowości! :D Bai bai!

9 komentarzy:

  1. Tak, przede wszystkim dziękuję za dedykację i życzenia! :* Lepszego prezentu nie mogłam sobie wymarzyć <3

    Zacznę od tego, że... co to ma znaczyć?! Czy Wy chcecie, żeby biedna Andzik na zawał padła (taaaak, wiem co myślicie: „takiej cholery, to nic nie położy”)?! Czytam i myślę sobie:”No, to mogiła. Nie żyję. Trzeba będzie Hiroshiego wołać, pogrzeb zamawiać, płaczki wynająć, dół wykopać...”, a tu się okazuje, że to te jego przerażające wizje! Z jednej strony kamień spadł mi z serca, a z drugiej... ja tu prawie z żalu zeszłam! Tak mi się go szkoda zrobiło! Romans się skończył zanim się zaczął... a miał takie cudowne plany! Ślub, domek na wsi, gromadka dzieci... no marzenie! I jak sobie pomyślałam o tym, że on miałby się tak zmienić... że miałby stracić serce, miałby stać się zimny, nieczuły.... no matko, ja się popłakałam! A jak wymyślił to samobójstwo... myślałam, ze serce mi z żalu pęknie! To ja już bym wolała, żeby on żył i sobie życie na nowo ułożył! Żal mi go było bardziej niż siebie! Ale, jak się okazało, mój najdroższy ma zbyt wybujałą wyobraźnie! I jeśli Kai nie przypomni mu o zakazie czytania mang, to ja to zrobię! xD

    Ach! Jakież to upokarzające i do mnie niepodobne! Porwało mnie dwóch kretynów i zamiast im nagadać, siedziałam cicho jak mysz pod miotłą! I jeszcze jakie mi myśli po głowie chodzą! Czekam na księcia z bajki i pochlipuję pod nosem, zamiast się wziąć w garść i, jak przystało na niezależną księżniczkę, samej coś wykombinować! Ok, rozumiem, tak gadać, to mi łatwo, bo nie jestem w tej sytuacji, ale...mimo wszystko, charakter nie pozwoliłby mi na bezczynne siedzenie. Ale to mi, a nie Aice. Odkładając na bok zranioną dumę (ja bym im jednak nagadała!), opisy były mega! Tak szczegółowe i ani trochę nie fałszywe, że to wszystko się czuło! A żeby napisać dobry opis przeżyć, to trzeba mieć po pierwsze, ogromną wyobraźnię, po drugie, niesamowity talent. Także naprawdę, chylę czoła!

    Mój biedny Tamaki! Jak on się strasznie musi z tym czuć? Chciałby pobiec na ratunek ukochanej tak szybko, jak tylko się da, a słabe, ludzkie ciało zawodzi go w najbardziej nieodpowiednim momencie. Pewnie jeszcze obwinia się za to, co się stało... no ale to nie jego wina! „Już nigdy, przenigdy nie pozwoli jej samej wrócić do akademika.” no ja mam taką nadzieję <3
    A tak swoją drogą... Kai jest naprawdę w porządku (i tak mu nie wybaczę tej śliwki pod okiem Tamakiego!)! <3

    Taak, to by nie była Hana, gdyby spokojnie przyjęła do wiadomości, że Kai z Tamakim gdzieś zniknęli.
    Jestem okropna. Nawet biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich Hana spotyka Shoutę, potrafię myśleć o tym, że musiał wyglądać przeuroczo taki zaspany i roztrzepany ^^” A jak tak przeczytałam o tych walających się książkach, to od razu pomyślałam, że pewnie szuka czegoś na Sarę... No, ale nie ważne! :) Kurczę, ten chłopak mnie rozbraja! Ja nie wiem, na miejscu Hanashi chyba bym tam zemdlała... ludzie, przecież on jest taki... ach (ale Tamaki jest lepszy <3)! I ten jego tekst, że Suzaku nie byłby zachwycony odpowiedzią... no po prostu majstersztyk! <3
    No i jakby jeszcze tego było mało to jest ten jego... „mały sekret”. Kurczę, jak on to powiedział... tak mi się z Sarą skojarzyło, że poezja!
    No, to ładnie, Kai ostatnimi czasy zadziwia! Najpierw tłucze mojego ukochanego, a potem jeszcze tak perfidnie oszukuje Deia... tego się nikt nie spodziewał! Ciekawe, co też on jeszcze „nieanielskiego” zrobi! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się Hanie, że się zezłościła. Też bym się wściekła. Zaginęła uczennica, szykuje się powstanie, a jej brat i kuzyn poszli szukać tej dziewczyny. A ona ma siedzieć z Suzu i popijać herbatkę! No Dei chyba sobie żartuje! Chociaż... ma nieco racji, bo niby gdzie mieliby ich szukać? Ale nie wierzyłam, że Hana spokojnie usiedzi.
      Suzaku i Shouta... nie no, ja ich uwielbiam! Nawet w trakcie takich krótkich rozmów nie mogą się powstrzymać od złośliwości. A w dodatku Suzaku traci panowanie nad sobą... i zobaczyłam tytuł następnego rozdziału, no i muszę przyzna, że mam wielkie nadzieje na jakąś akcję! No i nie zdziwiłabym się, gdyby przez Shoutę Hana w końcu zeszła się z Suzaku! :D

      Ej, coś jest ze mną chyba nie tak. Czy to jest normalne, że tak zachwycam się wszystkim, co zrobi/powie/pomyśli Tamaki?! Nie no, to powoli przeradza się w obsesję! On jest cudowny! <3
      A Kai naprawdę jest ok. :) Lubię go. „W akcie łaski i po znajomości nie zamierzam odpłacać ci się tym samym i całować Akayamy-san”. Aha, bo Akayama-san dałaby mu się całować! Szybciej skończyłby ze śliwką pod okiem niż Tamaki i to wcale nie musiałby czekać na jej obrońcę! XD

      Cóż, spodziewałam się, że Hana nie posiedzi bezczynnie. Nawet najnudniejsza praca nie byłaby w stanie jej zmienić.
      Oj, no nie wiem, nie wiem, Shouta zaczyna sobie chyba na zbyt wiele pozwalać. Ja na jego miejscu nie prowokowałabym Suzaku, bo to się może skończyć bardzo, bardzo źle. A poza tym, nie wiem, czy on traktuje Hanę poważnie, czy tu chodzi tylko o dokuczenie Suzaku. Niby zachowuje się jak jej przyjaciel i w ogóle... ale wiadomo, że jest zdolny do poświęcenia niewinnych, by osiągnąć swój cel.

      Mój bohater! :* Słońce moje kochane... ależ on się zrobił dojrzały! Coraz bardziej mi się podoba!!!
      Z zapartym tchem czytałam tę scenę... Chwila, w której on ją uwalniał... efektu nawet nie zepsuła „brudna i potargana”! Nie no, ja naprawdę zwariowałam! Każdy jego gest, każde jego słowo po prostu widzę i słyszę! Świetnie... przez Was ludzie mają mnie za obłąkaną. Bo kto to widział, żeby się tak cieszyć bez powodu?! Ale powód jest. I to najwspanialszy na świecie! <3
      „Ach, przybyłem na skrzydłach miłości” i koniec! Wszyscy w promieniu dwudziestu kilometrów ogłuchli od mojego pisku xD Kurczę, on to wie jak wyznać dziewczynie miłość!
      Jestem ciekawa jak teraz będzie wyglądało ich życie, jak zachowa się teraz Aika. Bo ja na jej miejscu chyba bym zakończyła naukę w Akademii w trybie natychmiastowym i uciekła jak najdalej od niego...nie pokazałabym mu się więcej na oczy i modliła, żeby przypadkiem nie wpaść na niego na ulicy. Ale ja jestem głupia, także taki scenariusz chyba jest niemożliwy xD
      Przykro mi, w moim sercu nie ma miejsca dla nikogo poza Tamakim! *podnosi się z fotela, zbiera wszystkie pamiątki po Kaname i ciska je w ogień*

      Dobra, to by było na tyle! Jeszcze raz bardzo dziękuję za dedykację (i za Tamakiego <3) :* Cóż... miałam nadzieję skończyć komentarz około drugiej, ale zasnęłam z laptopem na kolanach i nie wyszło, a potem przyjechali rodzice i też nie bardzo miałam jak skończyć... dlatego komentuję tak późno. Przykro mi, że tak krótko, ale i tak pisałabym takie głupoty (taaa... mówię tak,jakbym ich już wcześniej nie napisała xD), że ciężko byłoby to zrozumieć, także ograniczyłam się do tego skromnego komentarza, który, mam nadzieję, w przeciwieństwie do mnie zrozumiecie. ^^

      Pozdrawiam- Andzik

      Usuń
  2. Boże, nie wiem od czego zacząć! śmiałam się i płakałam na przemian! A tu dostałam mini palpitacji serca, a tu nagle serce mi stanęło! Od dawna nie czułam tylu emocji ;) Dziewczyny, kawał dobrej roboty! Kłaniam się w pas!

    No ale po kolei! Na początku NAPRAWDĘ myślałam, że uśmierciłyście Ai! o.O Jezu, łzy roniłam jedna za drugą ;/ A potem: bum! jednak to tylko wyobraźnia Tamakiego!...Uff...
    Potem w ogóle rozmowa Tamakiego z Kairenem! Jezu, zaczynam kochać ich obu! Serio! No i na dokładkę Tamaki i Aika! I ta końcówka! No Boże! "Bo wiesz, Ai-chan, okazało się, że cię kocham" W życiu nie słyszałam zabawniejszego wyznania miłosnego! Po prostu płakałam ze śmiechu!
    I w ogóle- kto przedstawia broń??? Zaliczyłam glebę. Serio!
    Eh... No, a na deser zostawiłam sobie Hanashi i Shoutę. Ten wampir zaczyna się robić słodki... Niedobrze, oj, niedobrze... Zaczynam gościa lubić, choć na początku mogłabym mu oczy wydrapać... Ale jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy trójkąta Suzaku-Hanashi-Shouta. Liczę na więcej, rzecz jasna :D
    A tak się zastanawiam... Aika dowie się o Łowcach i wampirach? Chyba by wypadało...
    A! I tak myślę, myślę... Czy możliwe jest, by Hana zmieniła obiekt westchnień?? Hm... pewnie nie. Więc mamy bohatera romantycznego (myślę o Shoucie), co to cierpi z miłości... I strzela sobie w łeb. Albo jakoś inaczej próbuje się zabić... Choć nie spodziewam się, by Shouta miał samobójcze skłonności...

    Ah! Późno już! A ja skończyłam pisać rozdział na Czarownicę i zapraszam do przeczytania :D Tak więc- cud! Mamy cud xD

    Pozdro i weny!

    K.L.

    PS. ja naprawdę kocham to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzicie? Widzicie? Piszę! Nie musicie czytać dalej, bo sam fakt, iż postanowiłam coś naskrobać, powinien być przez was docenione. <3 No ale jak już musicie czytać dalej...
    Miałam nadzieję, że naprawdę będzie trup w tym rozdziale. I nie, nie chodziło mi o porywaczy, a o Andzi- ykhym, znaczy Aikę. xD Byłoby fajniej. Co prawda nie pochwalam tego typu użalania się, ale można to wybaczyć Tamakiemu. Młody jest. ;D Niby przeczuwałam, że akurat Aikę (przynajmniej na razie) ocalicie, no ale wiecie...xD Nadzieja umiera ostatnia. Pozostaje mi czekać na jakąś nową porcję przykrych dla bohaterów zdarzeń. <3 Znając was, długo nie będę musiała czekać. xD
    Nie dziwi mnie, że Tamaki i Kairen W KOŃCU zaczynają się dogadywać. Nie pozwoliłybyście waszym potomkom na długotrwałe kłótnie. ;D Muszę przyznać, że nie oczekiwałam akurat takiego obrotu spraw (niech się biją, polecę po żarełko. ;D To bardziej pasuje do Kao. xD), więc brawa dla was. Nie wiem co będzie w następnym rozdziale, ale mam nadzieję, że nie pójdzie im tak łatwo.
    Myślę, że moją ulubioną postacią z tej serii jest Shouta. Cii, wiem, iż pewnie was nie zdziwiłam tym wyznaniem. Trudno. :D Być może to tylko moje wrażenie, ale wydaje się, że tak naprawdę są rzeczy, którymi się przejmuje, a które nie dotyczą tylko jego samego.
    Jestem ciekawa co dla mnie przygotujecie na urodziny. Może Aya będzie miała to trzecie dziecko, hm? <3
    W ogóle podczas czytania zaczęłam się zastanawiać ile pokoleń opiszecie. Może w wieku sześćdziesięciu lat będziemy jeszcze przeżywać przygody potomków Ayi i Kao. xD Planujecie Vampire Day? 8D Tak poza tym - jeśli nasze rodziny będą nas chciały kiedykolwiek wysłać do domu starców, musimy się wszystkie umówić na jeden konkretny. xD Chociaż nie wiem czy pracownicy będą w stanie nas znieść!
    Wspominałam, że nie mogę się doczekać aż dostanę szansę wytulenia was? <3
    Pozdrawiam i życzę weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde, jestem tag bardzo spóźniona ;_; Żeby nie było: rozdział przeczytałam już dawno, ale nie mam siły i czasu go skomentować (siedzę aktualnie na fonie, wiszę na hotelowym wifi i cały czas moi rodzice ciągają mnie po tej durnej plaży T^T) x.x Przy tym boję się, że mi się skasuje :/ Jeśli chcę napisać dłuższy komentarz, muszę poczekać, aż wrócę do domu, mam nadzieję, że mi tą nielojalność wybaczycie ;_;

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział!
    Jestem leciutko spóźniona z komentarzem, ale najważniejsze, że komentuję teraz.

    Wiedziałam, że nie uśmiercicie Aiki. To byłoby nie fair, bo związek jej i Tamakiego skończyłby się przed rozpoczęciem. Poza tym czułam, że to sen, albo jakaś chora wizja! Wiki nie da się oszukać B|

    Hanashi i Shouta ♥ Ta parka jest taka słodka ≧﹏≦(chrzanić Suzaku, ja wolę Shoute!) Założę się, że Shouta szukał jakichś informacji o Sarze, żeby potwierdzić fakt o jej ciąży. Tez moment, kiedy siedzieli oboje na łóżku... super!!
    A potem ją złapał i ona się rozpłakała i w niego wtuliła. No myślałam, że padnę (*¯︶¯*)

    Nie ma to jak przedstawiać dziewczynie pistolet. Ta akcja ratunkowa mnie dobiła. Tamaki taki super hero. Jego wyznanie miłosne, było chyba najzabawniejszym wyznaniem na świecie xD Chciałabym, żeby powiedzieli wszystko Aice - o wampirach, o łowcach, o wszystkim.

    Cóż, to tyle ode mnie. Czekam na następny rozdział!

    Weny!

    ShoriChan

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaa! Skasowało komentarz, nad którym tak się napracowałam ;<
    Jeszcze raz, tyle że nie tak dużo, bo muszę za chwilę schodzić z lapa ;______________;

    Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale na telefonie bardzo trudno się pisze >_<” No, ale ci, co czekają, zostaną „hojnie” wynagrodzeni ^.~ Tak jak według tytułu rozdziału: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.” :P Lepszy długi, rozbudowany komentarz niż szybki i niestaranny ;{B

    Tak więc, przechodząc do części właściwej…

    Największą falę współczucia wywołał u mnie Tamaki. Kawai-sou ;( Musiał strasznie żałować, że nie zdążył wyznać Aice swojego uczucia, nim ją stracił (tymczasowo, ale jednak)… No i przecież też czuł się winny! Poczuwał się do odpowiedzialności za nią i obwiniał o swoje słabe starania jej ochrony ;C Ech, „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko umierają” normalnie ;_; Jejku, tak bardzo jest mi go żaaaaaal! *ryczy*
    Jakby mu umarła, to bym go przytuliła na pocieszenie ;< Chociaż wątpię, czy cokolwiek by mu pomogło ._.’’ Chyba że kolejna miłość, ale to jednak na nią się dość długo czeka .-.’
    Haha, i ten tekst: „Przypomnij mi, że mam kategoryczny zakaz czytania mang.” XDD Nie no, wystarczy, że ograniczy Anothera, Mirai Nikki i inne „zue” serie :’)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wreszcie Aika okazała więcej uczucia! Nie no, sama też bym się bała, gdyby mnie do jakiejś rudery siłą zawlekli, ale próbowałabym ich sprytnie nakłonić, żeby mnie wypuścili, bo przecież wszystko się da, jak się chce i posiada „trochę” umiejętności perswazji :P
      Czy Aika jest bohaterką dynamiczną? Zdaje mi się, że początkowa Aika i Aika z tego rozdziału się „nieco” różnią. Jeżeli nie jest to chwilowa zmiana charakteru, to się cieszę, a jeśli jest… Pozostaje mi mieć nadzieję, że taka się w końcu stanie ;)

      Ach, i ten Daiki „Wagarowicz” Muramatsu ;P Buntujemy se, ne? xD

      Swoją drogą nie wiem, co Hanka widzi w Suzaku .-.’’ W sumie to miałam niezłe „wtf?” wymalowane na twarzy, jak zobaczyłam, że temat się wokół niego nie kręci, bo z niego taki fejm jest xD Hanadagi lepszy, gdyż jednocześnie gorszy! XD *czy tylko ja tu zauważam ironię?* No, ale miłość nie wybiera, świat Kupidyna rządzi się swoimi prawami, a mnie nic do tego >.>’
      Ale mogłybyście z kimś zeswatać Shoutę ~.~ Byle nie z Sarą (wiem, że kazirodztwo w tym opo jest możliwe, i obiecuję, że nie wytrzymam, jak taki związek zrobicie!) x’D Niech ma coś ten wamp z życia =,=

      A! I… Właściwie to się nie dziwię, czemu dałyście jej takie imię xD Na początku myślałam, iż to zasługa tłumaczeniowa („Hanashi” to po japońsku „Rozmowa”, a „Hana” to „Kwiat”, prawda?), ale jak tak kiedyś przeleciałam całe Wasze opo, to się niepomiernie zdziwiłam, ponieważ okazało się, że to pierwsze sylaby imion pierwszych miłości jej rodziców O.o’ Ale pod względem kwestii tłumaczeniowej też by pasowało x3

      Hahahhahaha… Tama-chan rusza na ratunek dziewicy (chyba?) w opałach, a Kairen idzie sobie na zakupy, nie wyrabiam XDDD Tamakiemu przysługuje darmowy dietetyk ;> Ciekawe, czy on w ogóle zna ulubione potrawy swojego kuzyna xD

      I Tamaki w akcji! Najbardziej mi się podobał ♥ „Olać to, że zaraz zdechnę z głodu, tam czeka na mnie moja przyszła żona” – pewnie musiał myśleć ;DDD
      Ach, te emocje <333 Aż nabrałam ochoty, żeby dokonać rozboju w biały (właściwie to szary…) dzień xD

      Usuń
    2. Ogółem to nie lubię szczęśliwych zakończeń .-.’ Preferuję te, które dają więcej do myślenia, ale rozumiem również zasadę umiaru :) Dlatego też czekam z niecierpliwością na dalsze losy WSZYSTKICH (ale Sara ma spłonąć, jasne?!) bohaterów ^^ Także ten xD

      Wybaczcie… Powinnam napisać więcej i co ważniejsze – o wiele składniej, zasługujecie na to. Ech, co ze mnie za czytelniczka, skoro nie umiem w dobry sposób wyrazić swojej opinii?! T.T
      No, ale co jakiś czas coś naskrobię, jak tak bardzo chcecie (de)motywacji z mojej strony >.<’’

      Usuń