Zawsze cieszyli się na myśl o wakacjach. Szczególnie
tych letnich, najdłuższych. Cieszyli się, że odpoczną od nauki, od ciągłego
wysłuchiwania niekończących się wywodów nauczycieli. Cieszyli się na wizję
pewnej nie do końca określonej wolności. Nie mogli doczekać się różnego rodzaju
zabaw, spotkań z bliskimi, spędzania czasu na tym, co lubią robić.
Z jakiegoś powodu teraz było inaczej.
Misaki nie potrafiła wykrzesać z siebie
zbyt wiele entuzjazmu. Najchętniej zostałaby przy Akim, ale musiała wreszcie
pobyć trochę z rodzicami. Na szczęście mieszkała względnie blisko, więc i tak
zamierzała widywać się z nim jak najczęściej. Mimo tego i tak odczuwała wyrzuty
sumienia. Miała nadzieję, iż wzmożone na czas wakacji trenowanie Kanaru choć
trochę odciągnie Akiego od myślenia o problemach związanych z Kyōjim. Sama nie
wiedziała, czym się zająć, by oderwać się od smutków. Może kilka razy spotka
się z Tamakim, ale poza tym? Aika mieszkała za daleko, więc będą mogły co
najwyżej do siebie dzwonić, zaś z innymi znajomymi jakoś nie miała ochoty się
kontaktować.
Tamaki z coraz większym trudem maskował
swoją żałość. Myśl, że przez tak długi czas nie będzie mógł nawet popatrzeć na
Aikę, niesamowicie go przygnębiała. Żywił się nadzieją, iż przez magiczny czas
wakacji coś w ich sytuacji się zmieni, ale… Czy to mądre z jego strony?
Podobnie rzecz się przedstawiała z samą
Akayamą. Momentami wręcz nienawidziła siebie za to, co robi… albo raczej czego
nie robi. Miała świadomość, że zdradziła własne serce i zraniła Tamakiego - bo
nie miała już wątpliwości co do szczerości jego uczuć, choć nie mogła być pewna,
jak długo będą się one jeszcze go trzymać - ale nie potrafiła zignorować
wszystkich „przeciw”, które póki co zdecydowanie przeważały nad „za”.
Pożegnali się niemrawo, życząc sobie
nawzajem miłych wakacji, a jednocześnie mając nadzieję, iż te miną jak
najszybciej.
***
W
momencie otwierania furtki wziął głębszy oddech. Podniósł wzrok na dom, którego
nie widział już od dłuższego czasu, przez co uśmiechnął się mimowolnie. To nie
tak, że nie chciał wrócić. Po prostu ciężko było mu pogodzić się z myślą o tak
długiej separacji z Aiką. Starał się jednak o tym nie myśleć, więc przeczesał
palcami złociste włosy i wbiegł do domu, jakby wyszedł tylko na chwilę.
- Wróciłem!
- krzyknął radosny, rzucając na bok sportową torbę, w której schował
najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkał na tyle blisko Akademii, że nie musiał
specjalnie przejmować się bagażem.
-
Tamaki! - usłyszał dziecinny głosik Miyako, która wybiegła z salonu jak
torpeda, by wskoczyć na wujka. Momentalnie zaczęła tarmosić jego włosy, które
przed chwilą tak starał się ułożyć. Zaśmiał się jednak serdecznie i odwdzięczył
się tym samym, przez co pięciolatka zaczęła chichotać i wyrywać się.
-
Dzieci drogie, spokojnie, macie dla siebie całe wakacje! - powiedziała ciepłym
tonem Reiko, stając w progu. - Tamaki, szybciutko do stołu, bo herbata już
zimna, miałeś być wcześniej! - zauważyła, kręcąc głową. Podeszła jednak do
wnuka i utuliła go mocno.
-
Zaspałem, babciu - rzucił i wyszczerzył zęby, chociaż właśnie skłamał. Wolał
jednak taką wersję niż tę smutną, przepełnioną niespełnioną, młodzieńczą
miłością.
Kobieta
z dezaprobatą pokręciła głową i zabrała wnuczka do salonu, gdzie przywitał się
z nim Kaien, radosny jak zwykle. Tamaki zawsze dobrze się z nim dogadywał.
Mieli bardzo podobne poczucie humoru i znajdywali dużo wspólnych tematów. Do
tego przez opowieści, jakie słyszał na jego temat, zawsze dążył do tego, żeby
być jak on, chociaż jego największym autorytetem zawsze pozostawała matka, z
którą był związany najmocniej.
- O
której wrócą rodzice? - spytał z buzią pełną ciasteczek. Miyako zaśmiała się,
słysząc go i sama również ochoczo sięgnęła po smakołyki.
- Po
południu, może Zero wcześniej ich dziś puści, w końcu to pierwszy dzień wakacji
- zauważył Kaien, upijając łyk kawy.
Rodzina
rozmawiała przez dłuższy czas, po czym dorośli puścili Tamakiego do jego
pokoju, aby mógł trochę odpocząć i się rozpakować. Nie udało mu się to zbytnio,
ponieważ gdzie się nie ruszył, jego mały cień chodził za nim. Miyako była tak
stęskniona kogoś w młodszym od dziadków wiekiem, że trzymała się tak blisko
Tamakiego, jakby miał jej zaraz uciec. Po chwili chłopak się zlitował i zaczął
się z nią bawić w berka. Tupali tak głośno, że opiekunom prawie sufit się
walił, ale postanowili nie zwracać im uwagi, nie chcąc burzyć tak sielankowego
nastroju, który w tych czasach potrafiły stworzyć tylko dzieci.
Późnym
popołudniem do domu wrócili Kao i Ichiru w towarzystwie Keia i Mayumi, którą
ten odebrał zaraz po misji. Miyako od razu pobiegła przywitać się z dziadkami i
tatą, każdego dnia robiąc to tak, jakby nie widziała go przynajmniej tydzień. Przy
Mayu zatrzymała się na dłużej, jako iż z nią widywała się rzadziej - tylko
wtedy, gdy mogła z tatą odwiedzić ją w Akademii. Tamaki z kolei wpadł w ramiona
rodziców.
-
Nareszcie w domu - szepnął nastolatek z szerokim uśmiechem. - Siadajcie, babcia
przygotowała kolację! - zapowiedział, pomagając mamie zdjąć płaszcz, żeby ich
ponaglić. - Hana-nēsan też powinna niedługo przyjść, miała się tylko zobaczyć po
południu z Katsumi-san i do nas dołączyć - poinformował wszystkich.
Godzinę
później cała rodzina siedziała przy stole, zajadając kolację. Cztery pokolenia
połączone więzami krwi. Cały salon wypełnił się radosnymi rozmowami.
Najbardziej z tłumu dało się usłyszeć oczywiście Kaori, Hanashi i Tamakiego,
którzy wesoło opowiadali przeróżne anegdotki. Na chwilę wszyscy zapomnieli o
szykującej się rewolucji, ciesząc się ze swojego towarzystwa.
Wykończone
całym dniem Miyako i Mayumi zasnęły na kanapie, przytulone, podczas gdy dorośli
dalej gawędzili. Tamaki jednak poczuł się znużony i również odszedł od stołu, życząc
domownikom miłych snów i żegnając się z rodzeństwem, które akurat rozmawiało na
osobności na schodach na piętro. Blondyn udał się do swego pokoju i rzucił się
na łóżko, patrząc w sufit. Uwielbiał swoją rodzinę i czuł, że chociaż przez
chwilę od dłuższego czasu był szczęśliwy, mogąc z nimi wszystkimi porozmawiać.
Uśmiechnął się pod nosem, czując, jak te
pozytywne uczucia powoli wygasają i znów zasypuje go fala złych myśli. Zasłonił
ręką oczy i wsłuchał się w rytm swojego serca. Zdawało mu się, że serce Aiki
biło w tym samym rytmie, gdy ją przytulał.
-
Przypilnowałbyś córkę, Kei - rzuciła Kaori, wyglądając na korytarz do
bliźniaków. - Miya prawie spadła z łóżka, tak się wierci - zaśmiała się. -
Chociaż z waszej dwójki to twoja siostrzyczka zawsze była bardziej roztrzepana
- stwierdziła, przypominając sobie dzieciństwo swoich pociech. - Mayu za to śpi
jak zabita, mimo że Miya przeturlała się po niej, nim prawie zleciała.
- Kiran
zawsze się wierciła - poinformował Kei z ciepłym uśmiechem, przypominając sobie
o żonie. - Zawsze była taka spokojna, a nigdy nie mogła ułożyć się do spania…
Chociaż nic nie przebije Hanashi. Pamiętasz, ile razy zrzuciłaś mnie z łóżka w
dzieciństwie? - przywołał radośniejsze wspomnienia, nie chcąc zostawiać rozmowy
w smutnej chwili. Wiadomo, że chciałby, żeby Kiran była tu razem z nimi,
aczkolwiek czuł, że jest gdzieś blisko i zawsze czuwa nad nim, Miyako i Mayumi.
- Bez
przesady, pewnie po prostu zajmowałeś moją stronę łóżka. - Wzruszyła
ramionami, ale na pełne politowania spojrzenie matki i brata zaśmiała się. - No
dobra, dobra, bywam czasem zaborcza! - Wytknęła język i w tym momencie usłyszeli
głuchy huk dochodzący z salonu. Kaori kazała Keiowi iść sprawdzić, co się stało, by
skorzystać z chwili osobności z córką.
- Wszystko
w porządku, skarbie? Wydajesz się być nieco mniej żywa niż zwykle - spytała z
troską, spoglądając na Hanę, która spojrzała w bok.
- Poza
rewolucją czyhającą za rogiem chyba nic takiego się nie dzieje. - Ponownie
wzruszyła ramionami, przyjmując na twarz wymuszony
uśmieszek. - Nie musisz się o nic martwić, mamuś -
zapewniła, chociaż obie czuły, że to kłamstwo. Co jednak miała powiedzieć?
Ostatnio problemy nachodziły ją z każdej strony. Suzaku, ten sam, którego
uwielbia cała jej rodzina i prawdopodobnie cały świat, ten idealny książę,
zniszczył jej życie, złamał jej serce w najbrutalniejszy ze sposobów, a ona
musiała udawać, że nic takiego się nie stało. Jak by tego było mało, wciąż
zastanawiała się nad wczorajszym pocałunkiem Shōty. Nie umiała go rozszyfrować.
Nie wierzyła, żeby z jego strony był to przejaw jakiegoś uczucia, zastanawiała
się więc, jaki rodzaj gry stosował. Tak czy inaczej
nie mogła wyrzucić z głowy tych wspomnień. Zaśmiała się nawet, gdy spostrzegła, że stara się o tym nie
myśleć. Przypomniało jej się wtedy, jak
Suzaku usunął jej wspomnienia i przestał jej przeszkadzać fakt, że wciąż o tym
rozmyśla. Może taki był tego cel? Sama nie wiedziała. - Przynajmniej jestem już
prawie sprawna. - Z uśmiechem pokazała matce rękę.
-
Pamiętaj, Hana, jeśli tylko będziesz chciała, zawsze tu będę - oznajmiła Kao, głaszcząc córkę po głowie, jak to zwykła jej robić od małego. - Nie zdarzały ci się więcej
te zawieszki? - spytała z troską.
- Nie,
myślę, że to był jednorazowy incydent z przemęczenia. Teraz wszystko już jest w
porządku - uspokoiła matkę, choć serce jej się krajało. Problem rozwiązany…
- Miya
spadła na podłogę, ale na szczęście babcia wyłożyła ją poduszkami, także nic
się nie stało. Żadna z dziewczynek nawet się nie obudziła - rzucił wyraźnie
rozbawiony Kei, wracając do kobiet.
- No to
ładne rzeczy się dzieją! - odparła Kao z uśmiechem. - Lecę jeszcze do mojego
drugiego synka, wy tu sobie pogadajcie, skarby moje - powiedziała i ucałowała
każde w policzek, po czym poszła na piętro, do pokoju Tamakiego.
-
Czasem naprawdę cieszę się, że nikt nie jest tu obdarzony wyostrzonym słuchem.
- Hana wytknęła język, kiedy tylko Kaori zniknęła na górze.
-
Matczyny radar się włączył? - spytał z ciepłym uśmiechem, zajmując na powrót
miejsce na schodach, obok swojej bliźniaczki. Ta oparła głowę na jego ramieniu
i zaczęła bawić się jego dłonią.
- Żebyś
wiedział… - szepnęła lekko zmartwiona. Po chwili brat ścisnął nieco jej dłoń.
Podniosła więc na niego wzrok, wiedząc, że chce jej coś powiedzieć.
- Wiesz...
Wczoraj na imprezie… - mieszał się trochę, nie
wiedząc, jak to ująć. Zmarszczył nieco brwi, jakby nie będąc pewnym tego, co
mówi. - Katsu powiedziała mi, że mnie kocha - szepnął tak cicho, by nikt poza
Haną nie usłyszał. Bliźniaczka momentalnie zasłoniła ręką usta. Jak jej
przyjaciółka mogła jej tego nie powiedzieć? - Znaczy myślę, że po prostu wypiła
za dużo…
- Jak by
nie patrzeć, zawsze była w ciebie zapatrzona, ale nie spodziewałam się, że to
zajdzie tak daleko - stwierdziła, starając się spojrzeć na sytuację z dystansu.
- Co zamierzasz z tym zrobić?
-
Wiesz, uwielbiam ją, genialnie dogaduje się z Miyą i naprawdę bardzo mi pomaga,
odkąd zabrakło Kiran… Ale póki co żyję tylko nią i dziewczynkami… Aczkolwiek
nie chcę stracić Katsumi, bo naprawdę traktuję ją jak przyjaciółkę… - zasmucił
się, widocznie bijąc się z myślami.
-
Wiesz, że jeśli kiedykolwiek będziesz chciał być z kimś innym, to nikt nie
będzie miał ci tego za złe. Oczywiście, kiedy ty będziesz na to gotowy -
powiedziała ciepło, chwytając ponownie dłoń brata i gładząc ją delikatnie. - Jesteś
młody i całe życie przed tobą, Kiran też nie chciałaby, żebyś z niego
rezygnował.
- Po
prostu ja nigdy o niej nie zapomnę, nie potrafiłbym… - szepnął przerażony.
- Nikt
ci nie każe zapominać. Musisz pamiętać. - Uśmiechnęła się smutno, jak za każdym razem, gdy jakikolwiek temat
schodził na pamięć i zapomnienie. - Daj sobie czas, a Katsumi się nie przejmuj.
Zapewne i tak nie pamięta tego, co mówiła. A jeśli pamięta, to będzie jej tak
głupio, że na pewno już o tym nie wspomni.
- Może
masz rację… - stwierdził Kei, przytulając bliźniaczkę. Jakoś podświadomie bał
się dopuścić do siebie kolejną osobę. Zbyt wiele bólu przyniosły mu śmierć
Mariko i Kiran. Nie chciał obdarowywać losu kolejną niewinną osobą, która
zostałaby postawiona w niebezpieczeństwie.
Zapukała
i gdy tylko otrzymała odpowiedź, weszła do środka. Twarz chłopca natychmiast
się rozpromieniła.
- Co
tam, Kiryū? Wreszcie wakacje, co? - zagadała, siadając na skraju łóżka. - Nie
wyglądasz, jakbyś skakał z radości.
-
Żartujesz, mamo? Dawno nie byłem tak szczęśliwy jak dziś. Tęskniłem strasznie -
przyznał zgodnie z prawdą. - Wreszcie oderwę się od szkoły…
-
Powiem ci, że moje dzieci odziedziczyły po mnie zbyt
wiele… Żadne nie chce się przyznać, że coś je boli. Znasz to skądś? Okropne
uczucie, które ściska cię gdzieś w środku, bo chcesz się wyżalić, ale boisz się
przyznać sam przed sobą, że w ogóle coś takiego czujesz…
-
Jesteś okropna! - Wyszczerzył zęby. - Zawsze musisz wszystko wiedzieć? -
zaśmiał się, po czym dostał
od Kaori poduszką w twarz.
- Jak
ty mówisz do matki, bezczelny? - zachichotała. Pośmiali się chwilę, po czym
blondynka postanowiła podejść do tematu poważniej. - Wygadaj się chociaż ty, chcę
się czuć potrzebna w tym domu. Ile można patrzeć na takie cierpienie?
- Skąd…
-
Jestem twoją matką, Tamaki. Od dzieciństwa kręciłeś brukselką po talerzu kilkanaście
razy, zanim ją zjadłeś, kiedy cię coś martwiło. Śmiech opóźniony o dwie
sekundy, nerwowe przeczesywanie włosów, obgryzanie…
-
Dobra, starczy, rozumiem. - Zarumienił się naburmuszony. Był pewien, że
świetnie mu idzie udawanie, ale najwyraźniej
niektóre czynności robił już machinalnie.
-
Chodzi o Kairena? - spytała, chociaż przecież słyszała, że ich relacje ostatnio
uległy ociepleniu.
- Niēe…
- motał się wyraźnie, przegryzając wargę. - To coś o wiele gorszego… -
stwierdził, zerkając w bok. Matka czekała spokojnie, nie chciała bowiem na
niego naciskać. - Widzisz, chodzi… o dziewczynę… - Twarz Kaori rozpromieniała.
Wreszcie jej synek się zakochał! Czyżby mowa była o tej biedaczce, którą tak
męczył przez całą pierwszą klasę? - Ale ona nie chce mieć ze mną nic wspólnego
- dopowiedział, kiedy zauważył reakcję blondynki. - Boi się.
- Jak
to? Czego tu się bać? - zdziwiła się wyraźnie.
- Że
się zestarzeje i nie będę jej chciał, kiedy będę wciąż wyglądał młodo, a ona
nie - powiedział przeraźliwie poważnym tonem. Naturalnie to nie był jedyny
argument, ale jakoś ten jako pierwszy przyszedł mu na myśl, gdy doszło do
zwierzania się mamie. - Nigdy nie zrozumiem dziewczyn i ich podejścia. Czy
miłość nie jest ważniejsza?
-
Skarbie, jesteście szesnastolatkami, nie musicie się zastanawiać nad tym, co
będzie za kilkadziesiąt lat. Zresztą skąd ona…
- Dałem
jej książki Mariko - wyjaśnił pokrótce, jakby zbywając ten temat. - Co ja mam
zrobić?
- Czy
to na pewno był dobry pomysł, jesteś pewien, że można jej ufać? - zaniepokoiła
się trochę. Nie można było przecież wtajemniczać każdego w prawdę o tym
świecie. Ale jeśli mowa o tej… Aice Akayamie bodajże, to Dei nie pozwoliłby jej
zachować pamięci, gdyby nie była godna zaufania. Poza tym oczywiście nie wątpiła
w radar miłosny syna, ale znała też przecież jego infantylność i roztrzepanie.
- Mamo…
- rzucił z pretensją. - Ona nie jest zwykła. Jest marzycielką i chociaż stara
się być chłodna z zewnątrz, to wnętrze… wnętrze ma najcieplejsze. Myślała, że
to ukryje, ale ja umiałem to odnaleźć, dlatego uważam, że to ona. - Jego oczy
radośnie rozbłysły. - Wiesz, zawsze mówiłaś o tym, że patrząc w oczy taty,
wiedziałaś, że to on. Chociaż dla mnie są praktycznie takie jak wujka… Oczy
Aiki też widzę inaczej niż inni. Widzę w nich wszystko, czego szukam…
-
Tamaki… - szepnęła Kaori, wzruszona słowami syna. Wciąż był dzieckiem, ale te
słowa były jak wypowiedziane przez dorosłego. Widziała w nim powagę i
determinację. Tym właśnie cechowała się ich rodzina, jeśli chodziło o uczucia.
- Może teraz daj jej trochę czasu na przemyślenia, przez wakacje powinna sama
zrozumieć, co jest najważniejsze, jeśli też coś do ciebie czuje.
- Ale
co pomoże jej rozwiać te wątpliwości…? - spytał, ponownie zdołowany. Matka
przytuliła go i ciepło się uśmiechnęła.
-
Czasem, gdy bardzo w coś wierzysz, zdarzają się cuda. Skoro uwierzyła w tak
nadnaturalne społeczeństwo, to może uwierzy i w magię miłości? - rzuciła
zadowolona. - Nasza rodzina się nie poddaje! - dopowiedziała, kiedy chłopak
nareszcie uśmiechnął się z przekonaniem, postanawiając, że da Aice trochę
czasu. Nawet jeśli czasem musimy sobie
pomóc, dopowiedziała Kaori w myślach, po czym subtelnie zaczęła wypytywać
syna o szczegóły.
***
- Tak cię wymęczyli
w tym semestrze, że zachowujesz się nieomal jak zombie, Ai-chan? - spytała z
pobłażliwym uśmiechem, ale i troską Hikari Akayama. Aika drgnęła na dźwięk
pieszczotliwej formy swojego imienia. Tamaki od początku tak ją nazywał. Od
pierwszego dnia zajęć w Akademii Kurosu. Nie chciała mu zdradzić, jak się
nazywa, ale Misaki zdążyła powiedzieć „Ai…”. Tamaki stwierdził wówczas, że do
czasu, aż nie pozna jej imienia, będzie ją nazywał „Ai-chan”, ale wyszło na to,
iż tak już pozostało. I o ile początkowo niesamowicie ją to irytowało - z
jakiej racji sobie na to pozwalał, skoro ledwie się znali, a do tego ona
praktycznie go nie tolerowała? - nie wiadomo kiedy stało się to czymś, co
niesamowicie polubiła. I jeszcze… „Bo wiesz, Ai-chan, okazało się, że cię
kocham!”… Najpiękniejsze zdanie, jakie ktokolwiek kiedykolwiek wypowiedział…
Serce zakłuło
boleśnie. Miała ochotę złapać się za nie, ale nie chciała zachowywać się
dziwnie przy matce. Raz, że nie zamierzała jej martwić, a dwa… nie umiałaby się
wygadać. To zbyt osobiste i bolesne… Może kiedyś, kiedy emocje opadną, kiedy
będzie się już tylko śmiała ze swej głupoty…
- Może trochę, mamo
- rzuciła, mając nadzieję, iż takie wytłumaczenie sprawi, że będzie miała
spokój z podobnymi pytaniami. Przynajmniej przez kilka pierwszych dni, bo
potem, kiedy „odpocznie”, będzie pewnie musiała wymyślić inną wymówkę. Ale
zaraz, dlaczego od razu zakładała, że to uczucie nie zniknie? Jejku, naprawdę
było z nią aż tak źle? Uch, no dobrze, było. Niestety…
- Niebawem na pewno
ci przejdzie - zapewniła Hikari z subtelnym uśmiechem. - Masz nieco czasu, by
naładować akumulatory i wrócić do szkoły z nowym zapasem energii, czyż nie?
- Uhm, pewnie -
odparła, wysyłając mamie niemrawy uśmiech. Czuła się nie w porządku, że ją okłamuje.
A przynajmniej mija się z prawdą, bo bądź co bądź nauką też była wymęczona.
Jednak liceum to zupełnie inna sprawa niż gimnazjum. Więcej zajęć, zadań
domowych, trudniejsze egzaminy… Ale cóż, każdy musi przez to przejść, ona też
da radę. - Pójdę się przejść, dobrze?
- Najadłaś się już?
- zdziwiła się Hikari, patrząc z powątpiewaniem na talerz córki. Ledwie
skubnęła śniadanie, a zazwyczaj miała przecież zdrowy apetyt.
- Później dokończę
- wymyśliła naprędce. - Stęskniłam się za wiejskimi widokami, a pogoda jest
świetna, więc ciągnie mnie na dwór - dodała, czując wyrzuty sumienia z powodu
kolejnego kłamstwa. Była okropna…
- Cóż, jak chcesz.
- Hikari westchnęła i wyglądała, jak gdyby miała ochotę wzruszyć ramionami, ale
w ostatniej chwili się powstrzymała. - Jak wrócisz, pewnie będę już w pracy,
więc nie zapomnij wziąć kluczy - przykazała, podczas gdy Aika wstawała z
krzesła przy kuchennym stole.
- Tak jest -
zasalutowała od niechcenia, posłała mamie wymuszony uśmiech, po czym poszła do
swojego pokoju, by przebrać się w jakieś względnie ludzkie ubrania. W domu
zależało jej tylko i wyłącznie na wygodzie, więc nie gardziła dresami czy
starymi T-shirtami, ale kiedy wychodziła dalej niż do ogrodu, zazwyczaj się
przebierała, choć tu, na wsi, i tak nikogo nie zdziwiłyby domowe łaszki. Wiele
osób nie przejmowało się tu wyglądem. Zupełnie inaczej niż w Akademii…
***
- Mamo.
Aya drgnęła lekko. Znów została
przyłapana… Miała nadzieję, że Kairen odeśpi trochę pierwszy semestr oraz te
dni, kiedy więcej rozmawiał z przodkami aniżeli spał. Dlatego też zaraz po
wyjściu Zero do pracy cichaczem udała się do pokoju Mariko. Nadal nie potrafiła
sobie tego odmówić. Z jakiegoś powodu czuła tam, że jest bliżej córki. Wiedziała,
że nie powinna tego robić. Wiedziała, że powinna pozwolić przeszłości odejść na
tyle, by móc z względną pewnością siebie kroczyć naprzód. Wiedziała, że aby tak
się stało, powinna uprzątnąć to pomieszczenie, coś z nim zrobić. Ubrania Mariko
oddać na przykład Mayumi, książki przenieść do domowej biblioteczki, różnego
rodzaju szpargały porozdawać innym, a niektóre nawet wyrzucić… Ale nie umiała.
Nie potrafiła się na to zdobyć ani dwadzieścia jeden lat temu, ani teraz. Była
na to za słaba. I Zero chyba również, bo nigdy nie zganił jej za to. Wręcz
przeciwnie, nakryła go kiedyś na siedzeniu w pokoju Mariko. Był tak zagłębiony
we własnych myślach, że nawet jej wówczas nie zauważył. Usunęła się więc wtedy
po cichutku, pozwalając mu na odrobinę samotności, którą mógł spędzić „z
córką”.
- Przepraszam. Wiem, że nie powinnam tego
robić - odezwała się po kilku sekundach, nawet się nie odwracając. Siedziała na
łóżku córki i bezmyślnie gładziła dłonią narzutę.
- To nie tak - zaoponował spokojnie,
wchodząc do pomieszczenia. Usiadł obok matki i objął ją. - Masz do tego prawo
jak nikt inny. Wcale ci się nie dziwię - zapewnił. - Ale teraz, w tak ciężkim
okresie… Czy to nie za wiele?
Ponownie na kilka sekund zaległa cisza.
Aya położyła głowę na ramieniu syna, chłonąc jego uspokajającą obecność.
- Powinna być tu z nami - szepnęła.
Samotna łza spłynęła powoli po jej policzku, kiedy wyprostowała się, aby
spojrzeć na Kairena. - Brakuje jej tutaj, prawda?
- Uhm - przyznał, wycierając z policzka
mamy mokry ślad. Uśmiechnął się smutno. - Ale nie da się cofnąć czasu. A
zresztą, nawet gdyby się dało… Nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie ją
uratować.
Aya wiedziała, że to prawda, ale mimo tego
nie potrafiła do końca pogodzić się z tragediami, jakie spadały na jej rodzinę.
O ile strata rodziców była straszna, ale mimo wszystko jeszcze znośna, o tyle
widok własnego dziecka wyrywającego sobie serce był czymś, czego nie potrafiła
zapomnieć i zaakceptować. To nie tak powinno być… Dzieci nie powinny umierać
przed rodzicami. Nastolatkowie nie powinni umierać przed dorosłymi. Wszystko
było nie tak…
- Mamo. - Kairen, domyślając się, co
dzieje się w głowie matki, położył dłonie na jej ramionach i spojrzał jej głęboko
w oczy. - Jej jest tam dobrze. Owszem, nie zdążyła przeżyć wielu miłych chwil,
ale również oszczędzono jej cierpień, które spadłyby na nią w dorosłym życiu. Wiem,
że tobie i tacie okropnie jej brakuje, wiem, że za nią tęsknicie. Ona za wami
również. Ale tak widocznie musiało być.
- Wiem, kotku - powiedziała, próbując się
uśmiechnąć. - Po prostu… Są chwile, kiedy wszystko mnie przerasta. Kiedy nie
wiem już, jak powinnam się zachować, co zrobić… Czuję się tak okropnie
bezsilna, a problemy, zamiast znikać, tylko się mnożą…
- Jakoś sobie z nimi poradzimy - odrzekł.
- Musimy, prawda? Zawsze dawaliśmy sobie radę, teraz też tak będzie - zapewnił
ciepłym tonem.
Aya uspokoiła się odrobinę i przyznała
synowi rację. Nie mogła się przecież załamać. Musiała być silna, choć trochę.
Zazdrościła Kaori jej hartu ducha. Nawet w kryzysowych sytuacjach potrafiła
wykrzesać z siebie siłę i choć cząstkę optymizmu, a ona? Beznadziejny
przypadek. Zresztą… Zawsze tak było.
Na chwilę odpłynęła w jeszcze dalsze
wspomnienia - te z dzieciństwa i okresu wczesnej młodości. Przypomniała sobie
niektóre wydarzenia, w których udział brała wraz z Kao czy Reiko. Potem w jej
życiu pojawił się Zero… Następnie Kage i Suzaku… Suzue, Shūsei i reszta
przyjaciół… Jak dobrze, że ich wszystkich miała! Bez nich już dawno by
zwariowała.
Przeszli do kuchni, gdzie Aya zaczęła
przyrządzać śniadanie. Kai chciał jej pomóc, ale ona stwierdziła, iż musi się
czymś zająć, czymkolwiek, by nie myśleć o przykrościach. Kairen skinął więc
głową i pozwolił mamie pokrzątać się po pomieszczeniu, gotując wodę na herbatę
oraz robiąc kanapki. W którymś jednak momencie Aya zastygła nagle w bezruchu,
wyglądając przy tym na bardzo zamyśloną. Opierała ręce na blacie i milczała, co
trwało przez jakieś dziesięć sekund. W końcu odwróciła się do siedzącego przy
stole syna.
- Czy Shōcie Hanadagi można ufać? -
zapytała. Spojrzenia ich identycznie szarych oczu zetknęły się.
- Nie jestem pewien - przyznał.
- A ty mu ufasz?
- Nie bardzo.
Zamilkli na moment. W ich rodzinie cisza
była czymś, do czego każdy jej członek doskonale przywykł. Aya i Zero nigdy nie
byli szczególnie rozmowni, uwielbiali ciszę i spokój, a ich dzieci to
odziedziczyły.
- Mamo, rozmawiałaś z Suzaku? - spytał po
jakimś czasie Kai. Skinęła głową z niemrawym uśmiechem.
- Wiesz, co wydarzyło się między nim a
Haną?
- Nie do końca. Oni… Pokłócili się w
Akademii, Shōta-san i ja musieliśmy interweniować. Ale, hm, domyślam się, co
mniej więcej się stało - powiedział. - Skrzywdził ją, prawda?
- Uhm. Nie chciał tego, ale to zrobił,
czego bardzo teraz żałuje - szepnęła, spuszczając wzrok.
- Nie wątpię - westchnął.
- W każdym razie… Shōta Hanadagi
dowiedział się, że Suzaku i ja jesteśmy dhampirami - wyznała Aya, opierając się
o blat. - Boję się, że zrobi z tą wiedzą coś złego. Suzaku twierdzi, że nie
powie reszcie rodziny, bo nie ma z nią specjalnie dobrych stosunków, a ponadto
niezłe z niego ziółko, ale chciałam wiedzieć, co ty sądzisz na ten temat. Jakie
masz odczucia co do Shōty? - zapytała.
Zastanawiał się przez chwilę, patrząc na
swoje dłonie złożone na kuchennym stole. Ciszę przerywały tylko szmer ich
oddechów, odgłosy lasu zza okna i tykanie zegara wiszącego na jednej ze ścian.
- Trochę ciężko go rozgryźć - rzekł
wreszcie, znów przenosząc wzrok na matkę. - Jest dość specyficzny, ale
teoretycznie nie ma mu co zarzucić. Dobrze wypełnia swe obowiązki, choć nie
wygląda na zadowolonego z pomagania innym. Coś go ciągnie do Hany, tak sądzę.
Coś między nimi jest, ale nie wiem, jak to nazwać. Ogółem nie wydaje mi się, by
był złą osobą, ale… To chyba typ „po trupach do celu”. Takie mam wrażenie.
- Rozumiem. - Wypuściła z ust powietrze,
zastanawiając się jednocześnie nad słowami syna. Z powodu tego, co powiedział
jej Suzaku, Shōta Hanadagi nie dawał jej spokoju. Bała się, że zrobi coś
Hanashi, zupełnie jak gdyby strach Suzaku przeniósł się też na nią. Może były
to bezpodstawne obawy, ale jeśli nie… Czy powinna ostrzec Hanę albo na przykład
Kao? Ale jeśli to zrobi, wyjdzie na to, że wtrąca się w nieswoje sprawy, a
ponadto popiera Suzaku, który tak bardzo skrzywdził Hanashi, czego z kolei
Kaori chyba nawet nie wie. - Uch, za dużo komplikacji, za dużo… - mruknęła pod
nosem, pocierając palcami skroń.
- Trzeba na niego po prostu uważać -
stwierdził Kai, trochę bagatelizując sprawę w nadziei, iż to odejmie mamie
nieco zmartwień. - Hana nie jest bezmyślna, nie powinna robić większych
głupstw…
- Niekoniecznie - przerwała mu Aya.
Popatrzyła na niego ze zmarszczonymi ze smutku brwiami. - Jest w rozsypce. Znaczy…
Nie widziałam się z nią, ale nie sądzę, by negatywne emocje już opadły. Wierzę,
że ona i Suzaku dojdą kiedyś do porozumienia, ale póki co obawiam się, że jedno
i drugie może być nie do końca rozsądne - wyznała.
- Niedobrze - przyznał Kairen, odchylając
się na krześle i patrząc w sufit. Westchnął ciężko. Czy życie musiało być takie
skomplikowane? - A co ze ślubem Hori i Ichijō? Suzaku przyjdzie?
- Nie sądzę - odpowiedziała wymijająco.
Kai pokiwał głowa, domyślając się, że matka go nie uleczyła, więc z powodu ran
młody Shōtō nie pojawi się na bankiecie weselnym. - Za to Hana i Shōta zapewne
będą. Mam nadzieję, że on nie zrobi czegoś niestosownego. Może to głupie, ale
naprawdę zaczęłam się martwić.
- A ty zamierzasz pójść? - zapytał.
- Sama nie wiem. Nie mam na to ochoty, a w
obecnej sytuacji wszyscy to zrozumieją, więc chyba się wymigam…
Nie
mam siły na tę grę, dopowiedziała w myślach. Uśmiechnęła się lekko do
Kairena, po czym wróciła do przyrządzania śniadania.
***
Długa, niezwykle
lekka, jak gdyby utkana z puchu bądź pajęczej sieci suknia spływała z ramion
Megumi Hori aż ku marmurowej posadzce. Póki nie podniesie rąbka spódnicy, nikt
nie będzie w stanie dostrzec delikatnych, przypominających dwa kryształy
pantofelków. Śnieżnobiały materiał kreacji gdzieniegdzie przesłaniany był
subtelną, jasnofiołkową koronką pasującą dziewczynie do oczu. Smukłą szyję
zdobił srebrny łańcuszek, uszy - kolczyki do kompletu. W rozpuszczone, lecz
podkręcone lekko białe włosy wpięto jej tu i ówdzie kwiatuszki podobne do
fiołków, które jednak nimi nie były. Megumi nie znała ich nazwy, ale, szczerze
mówiąc, nie bardzo ją to interesowało. Podniosła obleczone w cieniutkie
rękawiczki ręce ku skroniom, by je pomasować.
Co ona tu właściwie
robiła? Jak do tego doszło?
Od kilku już dni
przebywała w posiadłości Sary Shirabuki, przygotowując się do ślubu. Oczywiście
od zawsze wiedziała, że raczej nie ma szans na wyjście za mąż z miłości,
niemniej nie sądziła, iż zostanie zmuszona do zamążpójścia przez Sarę i to w
stosunkowo młodym jak na wampira wieku. Gdyby matka żyła, byłaby pewnie
zachwycona… Ślepo podążała za Shirabuki i byłaby dumna, mogąc oddać córkę w jej
ręce. Na pewno nie miałaby też nic przeciwko Ichijō. Co prawda jego ród nie był
już tak poważany jak niegdyś, kiedy to dziadek Takumy, Ichiō, przewodniczył
Radzie Starszych, niemniej do teraz nikt nie przechodził obok dziedzica Ichijō
obojętnie.
Westchnęła
cichutko, zastanawiając się, jak teraz będzie wyglądało jej życie. Właściwie
wątpiła, by wiele miało się zmienić. Poza zamieszkaniem z Takumą prawdopodobnie
oboje będą robić to co dotychczas, czyli chcąc nie chcąc służyć Sarze.
- Ach, Megumi-chan,
wyglądasz doprawdy prześlicznie! - zawołała Shirabuki, która nagle znalazła się
w pomieszczeniu. Hori odwróciła się szybko i pokłoniła nisko, po czym
podziękowała za komplement. Sara podeszła do niej, by chwilę później podnieść
dłoń i pogładzić nią jej policzek. - Jakże ci zazdroszczę… - szepnęła niby to
zbolałym tonem. Megumi od dawna wiedziała już jednak, że to nic więcej jak
czcze gierki. - Masujiro-san umarł, nim zdążyłam stać się panną młodą…
Skinęła głową i
powiedziała, że bardzo jej przykro. Naprawdę nie miała teraz siły na cokolwiek
innego…
- Denerwujesz się?
- zapytała Sara.
- Odrobinę -
przyznała. W istocie czuła się raczej, jakby to wszystko jej nie dotyczyło,
jakby śniła albo wyobrażała sobie jedynie to, co czyta w jednej z książek.
Shirabuki
uśmiechnęła się przyjaźnie. Zamieniły kilka słów, co było dla Megumi okropnie
męczące - szczególnie na kilkadziesiąt minut przed ceremonią ślubną - a także
pochwaliły znów nawzajem swoje kreacje. Sara miała na sobie karmazynową suknię,
którą uzupełniła szczerozłotą biżuterią.
- Cóż, życzę ci
wszystkiego, co najlepsze - rzekła uroczyście, ściskając dłonie dziewczyny. -
Przede wszystkim gromadki uroczych brzdąców - uzupełniła. Hori zadrżała lekko.
Wiedziała, że to głównie tego wymaga od niej i Takumy czystokrwista. Dzieci,
które od samego początku będą szkolone na jej najwierniejsze sługi…
Spuściła wzrok, ale
zaraz opamiętała się i podziękowała z wymuszonym uśmiechem.
- Oho, chyba masz
gości. Zostawię was - oznajmiła Sara, po czym wyszła z komnaty. Kilka sekund
później do pokoju weszły Kanade Tachibana i Eva Shiro, jej koleżanki z Nocnej
Klasy. Kanade również służyła Shirabuki, Evie z kolei się poszczęściło i nie
musiała przejąć „dziedzictwa” ojca. Niewykluczone, że Sara stwierdziła, iż
miałaby z nią więcej problemów aniżeli pożytku.
- Szczęściara -
mruknęła na powitanie Tachibana. - Dostać taką partię jak Ichijō! Za dobrze ci.
- Taa, faktycznie
wygląda na przeszczęśliwą - rzuciła Shiro, wykręcając przy tym oczyma. - Jak
się trzymasz? - spytała.
- Jest dobrze -
skłamała Megumi. - Dzięki Sarze-sama otwierają się przede mną nowe możliwości.
Jestem pewna, że wszystko będzie w porządku - wyrecytowała. Eva westchnęła
tylko, bezbłędnie wyczuwając fałsz w tej wypowiedzi, Kanade z kolei marudziła
pod nosem, że jest zazdrosna.
- A ty nie
zamierzasz wyjść za mąż? - zapytała Evę. - Jesteś z Minoru już od lat!
- Co ma być, to
będzie - stwierdziła tylko Shiro, wzruszając ramionami. Gdyby poprosił ją o
rękę, pewnie zgodziłaby się dla świętego spokoju, ale naprawdę nie widziała
konieczności czynienia związku aż tak oficjalnym. W ich życiu codziennym nic by
się przecież nie zmieniło. Od lat mieszkali razem, więc wyszłoby na to samo.
- Jak zawsze
obojętna - westchnęła Kanade. Sama nie miała oficjalnego partnera, po prostu od
czasu do czasu zabawiała się z tym czy innym arystokratą i choć na co dzień jej
to nie przeszkadzało, w chwilach takich jak ta miała ochotę zmienić coś w swoim
życiu.
Megumi zerknęła na
zegar wiszący na ścianie. Przełknęła ślinę.
Będzie panną
jeszcze przez pół godziny.
***
Razem z Katsumi stanęły w jednym z kątów
wielkiej sali, której udekorowanie musiało zająć naprawdę dużo czasu. Zewsząd
rzucały się w oczy białe i czerwone róże. Stoły na sali bankietowej były
elegancko przystrojone i obficie nakryte. Nie brakowało ponczu, szczególnie w
wampirzej wersji, mieszanej z krwią. Większość gości nieustannie trzymało
kieliszki napełnione tymże napojem. Odkładano je jednak, by przejść do drugiego
pomieszczenia, gdzie orkiestra grała klasyczne utwory do tańca. Stamtąd można
było wyjść na obszerny taras rozświetlony świecami, które prowadziły od niego
do wielkiego ogrodu.
Hanashi spojrzała na przyjaciółkę. Katsumi
ubrana była w szarą sukienkę o prostym kroju, która podkreślała jej smukłe nogi
i nie odbierała uwagi ognistorudym włosom, które były jej głównym atutem.
Oczywiście obie Łowczynie nie mogły sobie pozwolić na długie suknie, co
wampirzyce uważały za wręcz obrazę dla uroczystości, na której w dodatku
uczestniczą niektórzy czystokrwiści. Niestety, niezależnie od osobistych
upodobań i aktualnego braku konfliktów na linii Łowcy-wampiry, Łowcy wciąż byli
w pracy i musieli być gotowi na wszelkie ewentualności, więc także do walki.
Hana postanowiła ubrać sukienkę koktajlową koloru brzoskwiniowego, przewiązaną
w talii szarą kokardą. Obie nie potrafiły odmówić sobie obcasów, ale wybrały
koturny, by w razie czego czuć się bardziej stabilnie.
- To musi być okropne uczucie, kiedy ma
się świadomość, że każdy może cię teraz słyszeć. Mi ciężko wytrzymać przez
kilka godzin - uśmiechnęła się Katsumi, mówiąc szeptem do przyjaciółki, która
wzruszyła lekko ramionami.
- Od zawsze tak mają, więc na pewno
zdążyli się już przyzwyczaić. Może my także powinnyśmy - rzuciła i uśmiechnęła
się sztucznie, widząc, że jeden arystokrata przygląda się im z niezadowoloną
miną. Katsumi również to spostrzegła i wykręciła oczyma w geście bezradności.
Przestały więc rozmawiać i skupiły się na
obserwacji sali, chociaż Hanashi niezbyt to pasowało. Chciała dopytać się nieco
o wyznanie, jakie Katsu zaserwowała ostatnio Keiowi, ale przy takim gronie
ciekawskich uszu to nie był chyba dobry temat do rozmów. Postanowiła więc
zostawić na chwilę przyjaciółkę i przejść się po sali. Spojrzała na parę młodą,
która tańczyła właśnie w pomieszczeniu obok. Nie widziała w nich miłości, ale
pewien rodzaj smutku. Byli niczym porcelanowe laleczki tańczące w środku pozytywki,
tak jak im zagra muzyka. Chociaż musiała przyznać, że Megumi wyglądała
prześlicznie. Tak delikatne i zwiewne kreacje idealnie pasowały do jej
subtelnej urody. Nawet pan młody musiał przyznać, że tego dnia olśniewała.
Przechadzając się, Hana spotkała wiele
znajomych twarzy z Nocnej Klasy, która obowiązywała podczas gdy ona była
uczennicą Akademii, na której czele stali Suzaku wraz z jej ukochaną Mariko.
Niektórzy, jak Kanade Tachibana czy Eva Shiro, w ogóle nie zwrócili na nią
uwagi. Minoru, który najwyraźniej przyszedł tu z tą drugą, skinął jej jedynie
na powitanie, chociaż Hanie zdawało się, iż zrobił to jedynie ze względu na to,
że była kuzynką Mari. Kiyo Sone, która szczerze nienawidziła Hany z czasów
szkoły, ze wzajemnością zresztą, chyba wciąż nie zmieniła swych uczuć do niej,
ponieważ jedynie zmierzyła ją złowrogim wzrokiem i wróciła do kokietowania
jakiegoś arystokraty, zapewne używając przy tym swoich mocy, które pozwalały
jej sterować męskimi uczuciami. Pozytywnie zaś zaskoczyli ją Naomi i Noburo
Ikeda, którzy pojawili się razem i z radością zamienili z Łowczynią kilka słów,
jak zawsze uroczo się przy tym przedrzeźniając. Uśmiech sam cisnął się na
twarz, gdy patrzyło się na tę dwójkę razem, tak idealnie do siebie pasowali. Po
chwili oboje udali się jednak do swoich rodzin, żegnając się serdecznie z
dziewczyną, którą po chwili zaczepił Hanabusa, by przekazać pozdrowienia dla
Kaori, jak zawsze zresztą. O dziwo, nie było zbyt wiele osób z Nocnej Klasy
pana młodego. Zapewne dlatego, że przez konflikt z Kaname wszyscy rozeszli się.
Poznała jedynie Rimę Tōyę i Sernriego Shiki. Sam Aidō był tu zapewne tylko
przez wzgląd na przymus rodziny, ponieważ z tego, co słyszała Hana, stracił
szacunek do Takumy już dawno. Ale czymże były uroczystości wampirów? Tylko i
wyłącznie grą. Westchnęła, obawiając się, że sama poniekąd zaczęła toczyć
swoistą rozgrywkę.
Wróciła do przyjaciółki, przy której stał
przełożony. Miała nadzieję, że każe udać się im do ogrodu, gdzie mogłyby mieć
możliwość rozmowy dzięki zdecydowanie mniejszej liczbie osób tam
przebywających.
- Kiryū, przenieś się na balową, Irie
zostań, póki cię ktoś nie zmieni - zdecydował Łowca, na co dziewczyny
niechętnie musiały przystać. Hana uśmiechnęła się smętnie do przyjaciółki i
przepychając się między ludźmi, zmierzała w kierunku sali balowej.
Niestety, na chwilę przed zmianą
pomieszczenia wpadła na Sarę Shirabuki, która gawędziła w towarzystwie Shōty.
Serce Hanashi od razu zabiło kilkakrotnie szybciej. Chciała przejść obok nich
niezauważona, ale wiedziała, że ten plan spali na panewce.
- A oto moja nauczycielka z Akademii
Kurosu - rzucił nagle czystokrwisty, przechwytując wzrok dziewczyny, odrobinę
oblanej rumieńcem. Schyliła się lekko na powitanie.
- Shirabuki-san, Hanadagi-san - przywitała
się.
- Kiryū-chan, uroczo dziś wyglądasz -
przyznała Sara ze swoim aktorskim uśmiechem, który Hanashi nieraz już widziała.
Nigdy jednak nie miała okazji z nią porozmawiać. Różnice poziomów robiły swoje.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się lekko, nie
siląc się na jakiekolwiek „wzajemnie”. Nie chciała do końca dać się wciągnąć do
tej gry, która była już wystarczająco intrygująca. Aż ciężko było jej się
przyznać przed sobą, że klimaty kłamstw, obłudy i tajemnic zaczynały jej się
podobać.
- Dobrze, że jednak znalazłaś czas, żeby
wpaść - stwierdził blondyn z lekkim uśmieszkiem, który zapewne byłby o wiele
bardziej wyraźny, gdyby dookoła nie było tylu wampirów.
- Cóż, taka praca. Jestem tam, gdzie mnie
potrzebują - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, nie spuszczając wzroku z rozmówcy.
Czego on od niej właściwie chciał?
Dlaczego ją pocałował i dlaczego wciąż o tym myślała? Nie miała pojęcia,
dlaczego i po co wciągnął ją w tę grę. Miała już wystarczająco dużo problemów i
za mało sił, by wciąż udawać, że wszystko jest w porządku. A teraz jeszcze on
zaczął siedzieć w jej głowie.
- Właściwie dlaczego Aya-san i Suzaku-san
dziś nie przybyli? Myślałam, że będę miała okazję ich zobaczyć - powiedziała
Sara ze smutkiem, a Hanashi zacisnęła zęby na dźwięk jego imienia. Musiała
jednak trzymać się roli.
- Nie wiem, co zatrzymało Shōtō-san, może
rozsądniej byłoby spytać jego wuja - odparła ze słodkim uśmieszkiem. - A jeśli
chodzi o moją ciocię, to zapewne ma ważniejsze rzeczy do zrobienia, nie ujmując
temu wspaniałemu przyjęciu - dodała, widząc, jak kąciki ust Shōty się podnoszą.
- Ach, w takim razie mój błąd, myślałam,
że jesteście ze sobą blisko - rzekła niby przejęta, wbijając szpilki w serce
Łowczyni, której oczy momentalnie się zaszkliły. - Biedna Aya-san. To dla nas
wszystkich ciężki czas, nikt nie może czuć się bezpieczny przez tę waszą
rebelię…
- Nikt nie powinien się czuć bezpieczny -
dodała z lekką iskierką w oku. Miała ochotę strzelić czystokrwistej za te
teksty. Jeśli jakimś cudem plan Kyōjiego by wypalił, chciałaby, żeby Sara była pierwszą
ofiarą czystej krwi. - Jeśli pozwolicie, opuszczę was, muszę zmienić wartę. -
Skinęła lekko głową, musząc jak najszybciej zmienić otoczenie.
- Chwila, chwila. Chciałbym jeszcze prosić
panią do tańca, jeśli oczywiście, Saro-san, poradzisz sobie beze mnie - odparł
Shōta, wyciągając rękę w stronę Hanashi, która nie ukrywała uśmiechu.
- Niestety, jestem w pracy. Nie przyszłam się
tu bawić - rzuciła, starając się spoważnieć.
- Na pewno nikt nie będzie miał ci tego za
złe, Kiryū-chan. Taniec z czystokrwistym dla kogoś z twojej klasy to rzadkość -
rzekła Shirabuki z sympatycznym uśmiechem, jakby mówiła o pięknej pogodzie.
- Postaram się nie wzruszyć z radości -
odpowiedziała z uroczym uśmiechem i w momencie gdy podała Shōcie swoją dłoń,
dodała jeszcze: - Nie martw się, Shirabuki-san. Ciebie zapewne też ktoś poprosi
do tańca. Tymczasem wybacz nam - powiedziała, siląc się na współczujący ton.
Posłała jej jeszcze jedno spojrzenie, po czym skupiła się na swoim partnerze. -
Jeden taniec - szepnęła, by ją usłyszał, starając się nie patrzeć na resztę
gości, bowiem czuła na sobie spojrzenie niejednej pary oczu. Trochę dziwnie się
czuła, będąc w centrum zainteresowania. Zapewne tak czuli się zazwyczaj
czystokrwiści, wiecznie oblegani przecież z każdej strony. Swego czasu pragnęła
bywać tak na salonach, bądąc w centrum wydarzeń, ale myślała, że nastąpi to z
Suzaku, gdy będą szczęśliwie zakochani. Świat jednak zdeptał jej marzenia i oto
rozpoczynała taniec z dziedzicem rodu Hanadagi.
Przeszli na środek
parkietu w momencie, w którym orkiestra zaczęła wygrywać spokojne
melodie walca. Wampir chwycił dziewczynę w talii, drugą ręką łapiąc jej dłoń.
Dało się odczuć, jak pewny jest w tym, co robi. Trzymał ją zdecydowanie, ale jednocześnie
delikatnie. Nie tak ciepło jak Suzaku tańczył z nią na zaręczynach u Hanadagi,
on był bardziej stanowczy w swoich ruchach. Narzucał Hanie kroki, które jej
ciało automatycznie wykonywało, nie było więc podejrzeń, kto prowadzi. Łowczyni
odgarnęła szybkim ruchem głowy wszystkie włosy na plecy i wczuła się w taniec,
starając się przejąć władzę. Płynnie tańcząc, wewnętrznie walczyli o dominację.
Hanashi nie miała większych trudności w tańcu, odziedziczyła bowiem wiele genów
matki, w tym poczucie rytmu i zamiłowanie do ruchu. Musiała jednak przyznać, że
podobał jej się fakt, że Shōta tak dobrze tańczy. Jednak wampiry od dzieciństwa
były uczone manier i wręcz dworskich zachowań, czego zwykli ludzie nie mieli
okazji doświadczyć. Z tej strony bardzo podobał jej się ten świat. Pełen
gracji, kulturalnych spędów i klasycznej muzyki. Gdyby tylko to wszystko nie
miało drugiego dna, które było do reszty wyżarte przez obłudę…
Potok jej myśli przerwał wampir, który
obkręcił ją, by na chwilę do siebie przygarnąć.
- Nie wygrasz - szepnął jej do ucha, gdy
się do siebie zbliżyli. Zdążyła wysłać mu zawadiacki uśmieszek, po czym znów
obróciła głowę w drugą stronę.
Nie zamierzała wygrywać. Chciała tylko
pokazać pijawkom, że nawet czystokrwisty nie przyćmi niektórych Łowców. Nie
byli oni najważniejsi na świecie. Wiedziała, że niesamowicie przy nim wygląda i
tak się też czuła. Dziwiła się na samą myśl, jak bardzo swobodnie się przy nim
czuje. Nie przejmowała się jakimikolwiek konsekwencjami, tylko robiła, co jej
się żywnie podoba. I świetnie się z tym czuła.
Gdy utwór się skończył, odsunęła się
delikatnie i skłoniła z wdziękiem, opuszczając wzrok ku parkietowi. Patrząc na
jego smukły garnitur, nieśmiało zwróciła oczy ku jego twarzy, spod rzęs na
niego spoglądając. Kiedy zauważyła jego spojrzenie, wiedziała, że jest
usatyfakcjonowany. Odruchowo uniosła kącik ust, a następnie wyprostowała się.
- Dziękuję za taniec. Kto by pomyślał, że
możesz być taką dobrą partnerką? - spytał lekko rozbawiony, chyląc głowę, by
spełnić formalności.
-
Nikt? - rzuciła, cytując jego słowa z poprzedniego spotkania. Spoglądając
jeszcze chwilę w jego jadeitowe oczy, zamyśliła się. Intrygował ją. Był inni
niż wszyscy, których do tej pory poznała. Zupełnie różny od Łowców, ale także
od znanych jej wampirów. Niby był nazbyt pewny siebie, arogancki, ale w tym
wszystkim zawsze zdawał się być... szczery? Mówił prosto z mostu, nawet jeśli
coś mogło zaboleć. Dzięki temu czuła jednak, że jest bardziej wiarygodny. I
chociaż gdzieś wewnątrz czuła, że to nie jest jeden z tych dobrych chłopców, chciała
go poznać. Nikt przecież nie urodził się zły. - Wybacz, wrócę już do pracy - oznajmiła,
kiedy zorientowała się, że odrobinę za długo stali tak w milczeniu. Skinęła
lekko głową i wymijając wampira, zwróciła się ku drzwiom na ogród, gdzie
przystanęła, aby objąć wartę.
Dopiero
teraz zauważyła, jak wiele wampirów się na nią patrzy. Wzruszyła jednak
ramionami i oparła się o ścianę. Zapewne większość młodego pokolenia
arystokratek gotowało się ze złości na myśl, że ktoś tak ważny zechciał z nią
zatańczyć. Nie przejęła się tym jednak i wróciła do pracy. Przy przejściu na
salę bankietową zauważyła zielonowłosą dziewczynę. Ubrana była w hebanową
suknię, wyróżniającą się na tle innych ekscentrycznym krojem. Była
asymetryczna, odsłaniała jej jedną nogę. O dziwo, nie miała na sobie obcasów,
tylko proste rzymianki, które jednak nie przyćmiły jej kreacji. Utkwiła w
Hanashi swoje dość mocno zarysowane czarną kredką oczy, wpatrując się w nią z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Łowczyni wiedziała, że to nie kto inny jak
Toshiko Hanadagi, widziała ją już wcześniej. Poczuła pewien dyskomfort, ale nie
spuściła pierwsza wzroku. Dopiero gdy ktoś zasłonił wampirzycę, Hana mrugnęła
kilkakrotnie, jakby otumaniona tą grą. Spojrzała na osobę, która przysłoniła
jej Toshiko. Był to Shōta, który podszedł do swej kuzynki. Dziewczyna
momentalnie przeniosła na niego swój bystry wzrok, sprawiając wrażenie
zirytowanej. Po chwili położyła dłoń na klatce kuzyna, najwidoczniej
poprawiając mu krawat i uśmiechając się lekko pod nosem. Chwilę później
tańczyli już wśród kilkunastu innych par, wyróżniając się na pewno kolorytem
włosów dziewczyny. Hanashi przyglądała im się przez chwilę. Na pierwszy rzut
oka pasowali do siebie, idealnie zgrani w tańcu, jakby robili to od zawsze. Czy
naprawdę ich ślub będzie dla nich taką tragedią? Ich tańczące ciała zdawały się
rozumieć siebie nawzajem.
Łowczyni
uśmiechnęła się pod nosem i wyszła do ogrodu. Spojrzała na księżyc, który
tamtej nocy był akurat w pełni, oświetlając otoczenie swym srebrzystym
światłem. Był tak pełen zagadek, zupełnie jak świat, w którym przyszło jej żyć.
Zamknęła oczy i wsłuchała się w rytm muzyki dobiegającej zza ściany, oddając się
na dobre swoim przemyśleniom.
***
Hej… Gdybym wróciła do domu na weekend, pewnie dodałybyśmy
rozdział razem, ale tak… Życie jest bez sensu, tyle Wam powiem.
Dziękujemy Shōri, Chloe, Kiran, Karo, Suzu i Andzikowi za
komentarze. Jesteście kochane! :* Dedykacja wędruje do Was.
Rozdział dodany z tygodniowym opóźnieniem, ale co zrobić, takie
życie. Nie byłyśmy w stanie się wyrobić, bo i jak? Za dużo na głowie, za mało
czasu. Ot co. Tymczasem roboty coraz więcej, sesja się zbliża i w ogóle, więc
na Waszym miejscu nie liczyłabym na kolejny rozdział (który za to ma już tytuł,
wow!) w najbliższym czasie, aczkolwiek cuda się zdarzają i w sumie każdy [student]
wie, że najwięcej pisze się, ogląda i gra podczas sesji, więc… xD
Pozdrawiam w imieniu swoim i Kao-chan. Do następnego!
OdpowiedzUsuńHej! :D Dziękuje za życzenia i dedykację!
Powiem tak, wczoraj w komentowaniu przeszkodził mi filmik z kotem goniacy człowieka, a teraz... właśnie straciłam komentarz przez głupie odświeżenie. >.< A już miałam go kończyć.
No dobrze, to zacznę od nowa.... xD
Najpierw Aika. Tak, wolę mieć ją z głowy. Mam nadzieję, że podczas wakacji się ogarnie i jak wróci do szkoły to w końcu zaakceptuje swoje uczucia i pozwoli sobie i Tamakiemu być szczęśliwym. Bo teraz nie rani tylko siebie, ale też i tego cudownego i uroczego blondynka. Nawiasem mówiąc rozwalił mnie gdy powiedział do Kao " zawsze mówiłaś, że jak spojrzałaś w oczy taty to wiedziałaś, że to ten, ale dla mnie to one są takie same jak wujka" XDDDDDDDD to mój mistrz normalnie. Powinien napisac książke o romantyźmie. XD Ale ogólnie jego rozmowa z mamą była bardzo przyjemna. Zastanawiam się czy na prawdę faceci potrafią być aż tak uczuciowi, ale to może jeszcze zależy od charakteru :) (muszę powiedzieć, że stracenie komentarza było dla was korzystne, bo się więcej rozpisałam na ich temat XD)
Teraz przejdę do rozmowy Keia i Hany. Oboje mają beznadziejną sytuację. Szczerze nie wiem kto ma gorszą. Mu umarła żona, a ją zdeptał ten, któremu oddała serce dawno temu. Kurczę, naprawdę im współczuję. Można ich nazwać pechowym rodzeństwem :c U Keia dałyście mi iskierkę nadzieji na jego szczęśliwe zakończenie. Wielka i wspaniała Katsumi, na którą wcześniej nie zwracałam uwagi może dać nowy start kiedyś tam. C: Chyba, że ją zabijecie... ale to byłby cios poniżej pasa! ale w sumie jak sobie o niej mysle jako o przyszłej partnerce Keia to mogłoby wyjść zwłaszcza, że jego córka bardzo ją lubi. Wiadomo, nie zastąpi Kiran, ale byłaby dobrą mamą. Tak myślę. ;3 z resztą podobało mi się to co powiedziała Hana "nie wolno ci o niej zapomnieć, masz pamiętać" - czy coś takiego. xD Czytałam wczoraj, a przez mojego lenia nie chce mi sie dokładnie sprawdzać, ale i tak wiecie o co chodzi : D Za to Hana ma takie szczęście że Suzaku żyje. W ogóle sobie nie wyobrażam tego jak mogliby się pogodzić. Ona jest tak zła i chwilami myślę, że już go nie kocha ;-; a sytuacji gdzie się spotykają nawet nie potrafię jakoś sobie wyobrazić. Musze przyznać, że do ostatniej linijki w rozdziale miałam nadzieje, że on sie pojawi, ale no cóż... niemożliwe było aby rana mu się zagoiła i wielka szkoda. Cierpię na niedosyt Suzaku~ xDD Ale dam radę do następnego rozdziału. W ogóle już podoba mi sie tytuł. Nie wiem czemu, ale od razu kojarzy mi się z Kao. xDDDD Może w końcu sie dowie co ten Król Mroku wyczynia :D W sumie już sobie wyobrażam jak rozwścieczona Kao wbija do jego rezydencji... Teraz sobie myślę, że Hana była dla Suzaku bardzo dobra, gdyż uchowała to w tajemnicy przed Kao. xD A z Kao od razu jakoś kojarzy mi się Aya. :D To przez to, że chwilami wracam we wspomnieniach w ich lata licealne. xD W przypadku Ayi i Zero mam teraz takie wrażenie, że nieśmiertelność to jedna wielka klątwa. Żyj przez całe życie w nieskończoność z bólem utraty pierworodnej córki. Współczuje im. :c Mam nadzieję, że w końcu jakoś w miarę sie z tym pogodzą. Może za jakieś 200 czy 300 lat. Jestem dobrej myśli. Z drugiej strony w tym czasie umrze Kao, Ichiro i ich dzieci... Jeju! jakie pesymistyczne mysli! Asio! XD a mialam tylko skomentować ich rozmowę o Shoucie. Ostatnio Shouta jest na językach wszystkich. :D Ja myślę że ten cwany lis wykorzysta wiedzę o tym, że Aya i Suzaku są dhampirami dla swoich własnych celów. :D Tylko ciągle męczy mnie to, co chce od Hany. >.< Kiedy w końcu się dowiem? T.T Nie lubię zyć w niewiedzy, choć czasami to jest fajne, a później takie "łaaaaał, tego się nie spodziewałam. :D" Gdybym znała kogoś takiego jak Kai, który umie sie porozumiewać z kimś kto niedawno umarł i tu w przypadku Ayi z Mariko, to by było mi o wiele lżej wiedzieć, że ma się dobrze i w ogóle. Na pewno łatwiej byłoby mi się z tym pogodzić. :D I bardzo lubie Kaia. Jest taki przyjemny xD
UsuńDobra, lecimy dalej! No to krótki fragment o pannie młodej. W sumie nie mam pojęcia czy te wampiry odegrają jeszcze dużą rolę, ale muszę się przyznac do tego, że średnio je kojarze. Najbardziej to Eve. Teraz tak sobie myśle, że pewnie będą walczyc podczas tej rewolucji. No, zobaczymy! :3
I teraz najlepsze... BAL! Zanim przejde do wielkich pochwał napiszę jeszcze inną pochwałę (o której wcześniej bym nie napisała, bo zapomniałam... komentarz ten wydaje się o wiele dłuższy niż poprzedni! No nieźle! :D). Chodzi mi teraz o rozmowę z Sarą. Rozbawiła mnie i uwielbiam charakter Hany. Jest taka, ze się odgryzie i będzie walczyć o swoje. Bardzo mi sie to w niej podoba. W ogole uważam ją za fenomen tego opowiadania. XD Jesli chodzi o wykreowanie postaci i w ogóle. :D Przy niej ja mam takie wrażenie że np moi bohaterowie są po prostu tacy sami bez żadnego charakteru xD A to co wcześniej wychwalałam to opis tańca Shouty i Hany. Naprawdę mi się tak podobał. Po prostu miałam ten parkiet i tą dwójkę przed sobą... : D Ona jest po prostu cudowna. W momencie kiedy porównany został Suzaku i Shouta to uważam, że to wcale nie był komplement skierowany do mojego ukochanego księcia. :c Eh, szkoda mi go strasznie. Miałam wtedy takie wrażenie, że on pojawi się na chwilę, popatrzy jak Hana się świetnie bawi... i zniknie :c Potem spodobała się scena rozmowy Shouty z jego narzeczoną i te spostrzeżenia na ich temat Hany. Kurczę, lubię Shoutę, jednak ten rozdział zdecydowanie przekonał mnie, że wolę ją z Suzaku i martwię się, że ona może go serio polubić, nawet jeśli na razie nie jest do tego przekonana. Kiedy w końcu wyjawią się Shouty plany co do Hany? :D
Pozdrawiam! :3
U, u~! miałam jeszcze dopisać, że podczas czytania rozdziału było mi bardzo smutno. Sama czułam się jakbym miała złamane serce (bo jakby nie patrzeć każda postać w jakiś sposób cierpi) i miałam coś tak dziwnego, że prawe oko miało się dobrze, a lewe cały czas szkliste było i prawie popłynęła mi łza XD i właśnie ten stan rozbił mi filmik z kotem. XD
UsuńStawiam się i dokładnie o godzinie 15:56 zaczynam pisać komcia ^^
OdpowiedzUsuńOł... ten Tamaki razem z Aiką powinni się ogarnąć. Niech ktoś przetrzepie im mózgi, żeby funkcjonowały (nie)poprawniej! >.<
Ugh! Sara -,-" Nienawidzę tej czystokrwistej ścierki do podłogi! Trzeba ją zasztyletować, a jej zwłoki spalić! Tak, to najlepsze wyjście... sama z chęcią bym ją zadźgała *__*
Taniec Shouty i Hany mogę określić słowem - ostroooo O,o. Ale jak czytałam te wszystkie opisy, to chichrałam się tak bardzo, że prawie spadłam z łóżka xD (a mam piętrowe, więc gleba mogłaby trochę zaboleć xDD)
Hm... wiem, że nie powinnam, ale w głębi duszy modlę się o to, by Shouta okazywał większe zainteresowanie Hanashi, niż Toshiko. To by dopełniało idealnego obrazka w mojej głowie, który sobie wymarzyłam ^////^
No nic, życzę weny i powodzenia na sesji ;*. A! I dzięki za dedyk ^^
Pozdrowionka!
Dzięki za info i dedyk :*
OdpowiedzUsuńAh, oczywiście sprawa trójkąta Shouta&Hana&Suzaku dalej spędza mi sen z powiek! Ale powinnam lecieć po kolei, prawda?
Zacznijmy od... Tamakiego. I Aiki. Oni MUSZĄ być razem! Bo jak to tak? Pasują do siebie idealnie! Bardzo mi się podobało to co powiedział Tamaki Kaori... Cóż, nawet on potrafi być poważny i dorosły.
Co do Aiki. Rozumiem ją. Kurcze, to nie takie proste wywrócić swoje życie do góry nogami i związać się z łowcą wampirów! Eh... Za dużo tych złamanych serc, oj za dużo...
Kei! Cóż, jako jego żona, chciałabym by znalazł sobie dziewczynę... Choć moje egoistyczne jestestwo byłoby bardzo zazdrosne, to chciałabym by był szczęśliwy... Oczywiście, kimkolwiek ta dziewczyna nie będzie, znienawidzę ją tak czy siak... Sorry, moi mili, taki mamy klimat!
Oczywiście, dalej jestem zła na Suzaku, ale mój gniew nieco ustąpił. W końcu się chłopaczyna zadręcza tym strasznie... Tak myślę. Cóż, jeśli idzie o Hanę, moim zdaniem nie wybaczy mu. W każdym bądź razie, nie za szybko. No i mamy tę skomplikowaną relację z Shoutą... Niby to narcystyczny dupek, ale! Musi być to chol**** "ale"! I właśnie przez to "ale" nie można go nienawidzić... Eh...
Oczywiście, szczerze współczuję Takumie i Megumi niechcianego małżeństwa...Może i wesele było piękne i wszyscy im zazdrościli... Ale nie. Zdecydowanie nie mogłabym się na coś takiego zgodzić. Po prostu nie. Nawet gdyby żądała tego ode mnie czysto krwista małpa taka jak Sara Shirabuki (niech spłonie w siódmym kręgu piekielnym).
Oczywiście, szczerze współczuję Ayi. 21 lat żałoby to naprawdę dużo... I to, że dzieci nie powinny umierać przed rodzicami... Eh... TO tak smutne, że mam ochotę płakać... :(
I na koniec osóbka, która pojawiła się tylko na chwilę-Toshiko. W sumie to... chciałabym o niej wiedzieć więcej. Planujecie zrobić o niej jakiś dodatek??? Ciekawi mnie jej małżeństwo z Shoutą. Jak to się odbędzie. Jak będzie wyglądało... No, nic na to nie poradzę ^^"
Pozdro i weny!
K.L.
Istniej szansa, że skończę ten komentarz zanim Wy skończycie i dodacie rozdział, więc bez zbędnych wstępów biorę się do roboty! :D
OdpowiedzUsuńAch, wakacje… kiedy to będzie? ;_; Już nie mogę się doczekać tej błogiej ciszy i spokoju towarzyszących magicznym dwóm miesiącom wytchnienia… Ale po co to komu?! Lepiej jeszcze pół roku do szkoły chodzić! T.T Dobra, jeszcze nawet nie zaczęłam, a już schodzę z tematu! :/ Ech, nie ciężko mi zrozumieć, że chcą, by ten w normalnych okolicznościach cudowny czas minął jak najszybciej. W końcu w trakcie roku szkolnego nie ma czasu na myślenie (ja wiem jak to brzmi… no, ale chyba wszyscy wiedzą o co chodzi. ^^”) . Nie oszukujmy się, taka prawda. Wszystko robi się machinalnie, jest zbyt wiele zajęć na głowie, by usiąść w ciszy i zastanowić się nad czymś. A w wakacje wiadomo jak jest. Misaki będzie się zamartwiać Akim, rewolucją, a na dokładkę jeszcze Aiką i Tamakim. Mój Skarb najdroższy będzie przeżywał rozłąkę z Aiką (tyle dobrego, że ma jeszcze nadzieję… i super-świetną mamę! ;)). A powód jego cierpienia? A niech ją wyrzuty sumienia pożrą w całości! Niech ogień czyśćca wypali w jej duszy znamię, które dostarczy jej niewyobrażalnej męki, niech pokutuje przez wieki za swą głupotę! Dobra, już ogarniam… Nie, jednak nie. No jak tak można?! Ja rozumiem, że tych „przeciw” jest od groma, że się boi i w ogóle, ja to wszystko rozumiem… Ale cholera jasna! To Tamaki! TA-MA-KI!!! Dla niego warto ryzykować… O wszechpotężne wakacje! Miejcie zbawienny wpływ na tę bezmózgą istotę! Dobra, teraz już koniec.
Ojojki! <3 Moje Słońce wraca do domu… Kurczę, fajnie tak wrócić do domu, w którym wszyscy na ciebie czekają i witają cię tak ciepło… Przynajmniej tyle dobrego, że ma kochającą rodzinę! Ech, moje biedne kochanie… po tak sielankowym początku wakacji znowu załamka… ;_; Trzymaj się Tamaki!!!
Pora na bliźniaki… Ech, biedna Hana. Nie wyobrażam sobie tego jak ona cierpi. Mało tego, z dobrą miną do złej gry zapewnia wszystkich, że jest ok. A wcale nie jest. No wypisz wymaluj Kaori… Chociaż nie wiem, czy w tym wypadku to dobrze… Mam tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego i w końcu się z tym wszystkim pogodzi… Ale książę idiotów nie zasługuje na wybaczenie! NIECH PŁONIE!!!
Powiem Wam, że chwila, w której Kei mówi, że Katsu wyznała mu miłość mnie zabiła… Zupełnie się tego nie spodziewałam! A mówiłam: w towarzystwie się tyle nie pije, bo skutki tego są różne! Ech, ciężkie życie, co tu dużo mówić… Ciekawa jestem, co Kei zrobi z tym wyznaniem. To wszystko jest jeszcze za świeże, w końcu nie minęło wiele czasu od śmierci Kiran, to normalne, że wiąż przeżywa jej stratę… ale co zrobi kiedy już się z tym pogodzi? Oczywiście, co do tego, że Katsumi w tej chwili będzie w stanie go zrozumieć, to nie mam wątpliwości, ale co potem? Nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku!
Ach i Kao w akcji! :D Jest najlepszą matką ŚWIATA! Ta więź między Tamakim a nią… no po prostu majstersztyk! <3 Rozbroił mnie tekst o kręceniu brukselką po talerzu xD To takie urocze, jak ona go doskonale zna… Ach, uwielbiam ją! :*
Tamaki Kiryuu!!! Zabiję!!! Jak on mógł wybrać najmniej istotne „przeciw” z miliona argumentów? Zrobił ze „mnie” pustą idiotkę w oczach przyszłej teściowej (xD)… ;_;
Noo… ale po tym co powiedział potem mogę mu wybaczyć… <3 Kurczę, to było takie piękne i dojrzałe… Ach, Tamaki… DLACZEGO NIE ISTNIEJESZ?! T.T
No, kto jak kto, ale Kao to potrafi dziecko z depresji wyciągnąć! I tak, również mam nadzieję, że Aika przez wakacje się ogarnie! Chociaż… kto ją tam wie?
Jest i mamusia! :D Od razu powiem, że ma prześliczne imię! :3 Ach i te wspomnienia… Jak sobie przypomnę jak to było na początku, to aż mi się cieplej na serduszku robi… A teraz? Ech, życie „letkie” nie jest. ;_; „Serce zakuło boleśnie.” – I dobrze! Jednak jest jakaś sprawiedliwość na świecie! Niech cierpi!!! Może w końcu pójdzie po rozum… Ech, szkoda gadać. Ale z drugiej strony, nie ma się co dziwić, że postępuje tak, a nie inaczej. W końcu związek z Łowcą to nic pewnego. W każdej chwili może nie wrócić… Chociaż w sumie tak jest z każdym. Wychodząc z domu nie można mieć pewności, że się do niego wróci. Zawsze może się zdarzyć jakiś wypadek albo coś innego. Życie jest kruche, przerwanie go to kwestia sekund. *typowe gadanie człowieka mieszkającego obok cmentarza* Jednak, tak jak się przyznała sama przed sobą, to uczucie nie zniknie i będzie musiała coś z tym zrobić, bo jak nie, to fanki Tamakiego nie zostawią na niej suchej nitki. ^^
UsuńA jak przeczytałam, że „stęskniła się za wiejskimi widokami”, to padłam. Dosłownie. :o
Ojojki… Biedna Aya. Nie ma się co łudzić, że kiedyś przestanie opłakiwać Mariko. Ba, nie ma się co łudzić, że którykolwiek rodzic kiedyś przestanie opłakiwać swoje zmarłe dziecko. Już kiedyś rozpisywałam się na ten temat, więc nie będę się aż tak rozwodzić, bo nie skończę tego komentarza nigdy… Ale kurczę, no. Jak to jest, że tyle nieszczęść spada na jedną osobę? Najpierw rodzice, przyjaciółka… a potem jeszcze córka. Naprawdę podziwiam Ayę, jest niesamowicie silną kobietą, choć pewnie nawet nigdy nie przeszło je to przez myśl… Chociaż, nie tylko ona tak strasznie cierpi. Zero wcale nie ma lżej. Kao nie daje po sobie nic poznać, tak samo jej dzieci… Krótko mówiąc, nieszczęście nieszczęściem nieszczęście goni… A wracając do Ayi, dobrze, że jest jeszcze Kai. Gdyby nie jego zrozumienie, wsparcie i, co tu dużo mówić, sam fakt, że jest, nie wiem, czy byłaby w stanie jeszcze jakoś się trzymać…
Och, jest i panna młoda. Cholera, nie zazdroszczę! Co ona miała z tego życia? Najpierw matka na nic jej nie pozwalała, zrobiła z niej niewolnicę, a kiedy już myślała, że jest wolna, przychodzi sobie taka Sara (<3) i rujnuje jej nadzieję na wolność. A teraz jeszcze ma wyjść za Takumę. Znaczy, Takuma jest w porządku, zawsze wzbudzał we mnie sympatię… Ale oni nie biorą ślubu, bo chcą. Biorą go dlatego że Sara tego chce. W końcu im szybciej Megumi urodzi małe wampirzątka, tym szybciej wyrosną na wiernych poddanych Sary, prawda? Przegięcie i tyle.
A Kanade to ja bym w ten durny łeb z chęcią trzasnęła! Ciekawe czego tu zazdrościć?! Głupia jest i tyle. Przynajmniej Eva potrafi zrozumieć sytuację… dobrze, że nie poszła w ślady ojca!
Sara, Hana i Shouta… TO SPOTKANIE ZABIJA!!! Po prostu padłam! Wiedziałam, że się będzie działo, po prostu czułam to w kościach! Sara, mistrzu mój! Adoptuj mnie!!! Ta jej perfekcyjna gra, uśmiech, grzeczne formułki i „nikt nie może czuć się bezpieczny przez tę waszą rebelię..”… No po prostu cudeńko! <3 Ale! Hana nie pozostaje dłużna! „Nikt nie powinien się czuć bezpieczny”. Powiem tylko jedno: Who’s the bitch now??? xD (Wybaczcie, musiałam!) O taaak! Hana wygrała, od dziś zyskuje zaszczytne miano Mistrza Riposty! xD „Postaram się nie wzruszyć z radości.” i „Nie martw się, Shirabuki-san. Ciebie zapewne też ktoś poprosi do tańca.” PŁACZĘ!!! xD Współczuję tylko Shoucie, bo na jego miejscu, to już bym tam padła! xD
Usuń„Chciała tylko pokazać pijawkom, że nawet czystokrwisty nie przyćmi niektórych Łowców.” No… Kogo jak kogo, ale Hanashi bardzo ciężko byłoby przyćmić. Ona powinna być wampirem. Bez dwóch zdań. Sara miałaby konkurencję i to nie byle jaką! :D
Hm… Jeśli chodzi o Toshiko, to chciałabym poznać ją lepiej. Niby dodatek Shouty wiele wyjaśniał, ale mimo wszystko… chciałabym poznać jej sposób myślenia, wczuć się w jej postać, by spojrzeć na wszystko (a zwłaszcza na ten ślub, choć ogólnie wiadomo jaki ma do niego stosunek) z jej perspektywy. Kto wie, może kiedyś będzie mi to dane?
Ogólnie scenka nieziemska! Po prostu dobra robota, Dziewczyny, co tu dużo mówić!
No… chyba pora kończyć ten komentarz. Przepraszam, nie mam siły tego sprawdzać, więc wybaczcie mi wszelkie błędy. Oczywiście uważam rozdział za cudo, niewiele rzeczy umila mi życie tak jak Wasze opowiadanie. Mam nadzieję, że na kontynuację nie będziemy długo czekać! ;)
Pozdrawiam - Andzik
P.s. Dziękuję bardzo za dedykację, kochane jesteście! :*
Ojojki... Z tego co widzę i słyszę, to taka sytuacja wynikła, że rozdziału ani widu, ani słychu. I zapewne nie tylko mi z tego powodu przykro. I tu się takie pytanie pojawia: czy naprawdę nie da się zrobić nic a nic, żeby troszkę przyśpieszyć publikację? Bardzo ładnie proszę! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Głos Czytelników (Andzik)
Ps. TAMAAAAAAAAKIIIIIIIIIIII!!!!!!! *dźwięk pękającego serduszka*
Dołączam się!!!!!!! Dziewczyny, ulitujcie się nad wiernymi czytelniczkami! Pięknie proszę! T.T <3
UsuńChloe
Dobra, jak wrócę do domu to dokończę rozdział :P
UsuńNiech Wam będzie, ludu złoty! :D :*
Kao-chan
No nie wierzę! Andzik, Chloe, czyżbyście wywołały cud?! :D
UsuńSwoją drogą, wzruszyłyście mnie, arigatou! :* Jak dostanę dziś zwolnienie lekarskie, to może też uda mi się popisać, mimo iż mam tyle nauki. -.-
Bóg zapłać! :*
UsuńKocham Was, Dziewczęta!!! <3