sobota, 20 stycznia 2018

Dodatek specjalny! Vampire Knight v. 2.0: rozdział XXI - „To nie sen”

      - Yūki, wszystko gra?
      Zero przyspieszył i dopadł do przyjaciółki, która z jakiegoś powodu siedziała na jednym ze szkolnych korytarzy. Oczywiście pamiętał, że miała się tam spotkać z Kaname, dlatego krążył w pobliżu, by w razie czego przybyć z pomocą. Obecnie dziewczyna wyglądała zdecydowanie nie najlepiej. Przygaszone oczy, zwieszona głowa…
      - Udało ci się go spytać? - odezwał się znowu, klękając przy Kurosu.
      Doskonale wiedział, o co miała zamiar zapytać Kurana. Już od jakiegoś czasu zastanawiała się, czy Kaname miał coś wspólnego z jej straconymi wspomnieniami z pierwszych pięciu lat życia. Podejrzenia były jak najbardziej uzasadnione - w końcu pierwszym, co pamiętała, było samotne przemierzanie zaśnieżonych gór, atakujący ją wampir Poziomu E i przybywający z odsieczą Kaname Kuran. Dziwny zbieg okoliczności… i ogółem pokręcona sytuacja. Kto normalny zostawia dziecko w takiej śnieżycy samo? I z jakiej racji Yūki nie pamiętała, co działo się wcześniej? To bez sensu. Wiadomo, miała jakąś tam traumę, ale ani ona, ani Zero nie sądzili, że to z tego powodu straciła wspomnienia. Nasuwał się więc wniosek, że ktoś pierwsze lata jej życia wymazał celowo… A mógł to uczynić jedynie czystokrwisty lub arystokrata.
      Przez chwilę nie odpowiadała. W końcu potrząsnęła przecząco głową.
      - Po prostu… nie mogłam wykrztusić z siebie słowa - wyznała.
      Szczerze mówiąc, nie dziwiło go to. Yūki często zapominała języka w gębie, gdy przebywała w pobliżu Kurana. Do tego miała spytać o coś takiego… Wątpiła w niego i chyba było jej z tego powodu wstyd. O smutku i wyrzutach sumienia nie wspominając.
      - Wiesz - podjęła Yūki - uchwyciłam się myśli, by w niego wierzyć, tak jak to zawsze robiłam.
      Głupota, ale co mu do tego. Nie miał prawa decydować za nią, ale gdyby to jego dotyczyło, chciałby poznać prawdę.
      Nagle poczuł coś na kształt gniewu. Czy ten durny Kuran nie mógł zwyczajnie powiedzieć Yūki, co i jak? Musiał przecież wiedzieć, że ona coraz bardziej wariuje. Te jej krwawe wizje, nocne koszmary i nie wiadomo co jeszcze…
      - Zero? Co się stało? Twoje oczy… mają kolor krwi - szepnęła Yūki.
      Cholera, pomyślał. Znowu?
      - Zero?
      - To nic… W porządku - mruknął. Nie chciał jej dodatkowo dobijać. Przyłożył dłoń do twarzy i głębiej odetchnął. Na szczęście nie chwycił go jeszcze standardowy atak, taki, kiedy nie może się powstrzymać. - Słuchaj - rzekł, odzyskując panowanie nad sobą i jednocześnie mając nadzieję, że oczy przybrały na powrót swą lawendową barwę. - Do niczego się nie zmuszaj. Jestem pewien, że prędzej czy później uda ci się go zapytać. - Uśmiechnął się do niej lekko. - Dobra?
      Wyglądała na trochę podniesioną na duchu. Odprowadził ją więc do dormitorium, ale sam nie wrócił potem do swojego. Zamiast tego z powrotem skierował się do budynku szkolnego, gdzie nadal urzędowała część wampirów z Nocnej Klasy.
      - Tak mi się wydawało, że wyczułem coś nieprzyjemnego - rzekł Kaname, stojąc u szczytu schodów i patrząc z góry na Zero. - Więc to ty.
      Kiryū zachował zimną krew. Trzymając ręce w kieszeniach spodni od mundurka, ze spokojem wpatrywał się w czystokrwistego.
      - Doskonale wiesz, o co Yūki chciała zapytać - stwierdził. - Dlaczego jej nie odpowiedziałeś?
      - Kain, Seiren, możecie wracać do akademika - rzekł Kaname, zwracając się do dwojga sługusów, których Zero wciąż wyczuwał gdzieś w pobliżu. Ci pokłonili się i grzecznie udali się w stronę wyjścia ze szkoły. - Zastanawiam się, co cię skłoniło do tego, żeby przychodzić tu teraz z wyczuwalnym zamiarem robienia sobie wrogów - powiedział już do Łowcy, schodząc ku niemu po schodach. - To nie miejsce na rozmowy. Chodź do mojego gabinetu - rozkazał wręcz. - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko wchodzeniu do pokoju najbardziej znienawidzonego przez siebie przywódcy wampirów - dodał.
      Zero bez słowa ruszył za nim. Wiedział, że Kaname ma w szkole własny gabinet (choć nie bardzo rozumiał, w jakim celu otrzymał go od dyrektora), ale nigdy wcześniej nie przekroczył jego progu.
      - Chodź, nie wahaj się - rzucił Kuran, otwierając kluczem drzwi. - Siadaj, gdzie chcesz.
      Kiryū bynajmniej nie zamierzał siadać.
      - Czy to ty wymazałeś Yūki wspomnienia? - zapytał prosto z mostu. - Masz jakiś związek z jej przeszłością czy nie? A jeśli nie możesz odpowiedzieć na te pytania, to z jakiego powodu? Masz jakieś zamiary względem usuwania wszystkich niedogodności Yūki?
      Och, nieraz przecież się już zdarzało, że Kaname wymazywał jej wspomnienia. Chociażby wtedy, gdy wraz z Ayą była świadkiem potyczki Zero z Shizuką w ciele Marii.
      - W takim razie - powiedział Kuran - czy nie powinienem zmiażdżyć jednej z tych niedogodności właśnie w tej chwili?
      Cholera, zdążył pomyśleć Zero, nim Kaname za pomocą jednej ze swych czystokrwistych mocy pchnął go na ścianę. Uderzył plecami o mur tak mocno, że na chwilę stracił dech. Instynkt Łowcy był jednak w nim na tyle silny, że to nie przeszkodziło mu w jednoczesnym wyciągnięciu Krwawej Róży i wymierzeniu jej w Kurana, który już sekundę później stał przed nim, chwytając go za gardło.
      - Zabij mnie - powiedział bez cienia strachu. Czasami sam się sobie dziwił, że potrafi być spokojny w takich sytuacjach. - Jeśli miałbym okazję, to pewnie bym cię zastrzelił.
      O tak, zrobiłby to z przyjemnością. Ale nie mógł. Nie obchodziło go oburzenie wampirzego społeczeństwa. Yūki nigdy by mu nie wybaczyła.
      Kaname wzmocnił uścisk i jeszcze mocniej wepchnął Zero w ścianę. Dyrektor nie będzie zadowolony z demolowania jego ukochanej szkoły. Czystokrwistego najwyraźniej to nie obchodziło. Cóż, z pewnością miał aż nadto funduszy, które mógł potem wyłożyć na naprawienie szkód.
      - Ty… - wycedził Kuran. Zero nie wiedział, jak ten gość to robił, ale nawet taki ton podszyty był u Kurana jakimś dziwnym spokojem i dostojeństwem. - Wampirze instynkty powinny ci mówić, żebyś lękał się czystej krwi i ją czcił. - Tak było chyba z każdym innym krwiopijcą. - Ale ty ośmielasz się obnażać przede mną swoje kły.
      - Gardzę tobą - odparł po prostu Zero, nadal opanowany. Musiał zdenerwować Kaname, bo ten brutalnie rzucił nim o ziemię. I znowu na chwilę pozbawił go tchu, co jednak nie sprawiło, żeby Zero nie był w stanie wystrzelić. Ponieważ, ledwo świadom, co się dzieje, nie mógł jakkolwiek wycelować, przeciął mu tylko skroń.
      - Ile razy myślałeś o tym, by mnie po prostu zabić? - spytał Kaname, pochylając się nad Zero. - Ale, ale… gdyby wszystko poszło zbyt łatwo, nie czułbyś satysfakcji, co?
      - Czy wszystkie wampiry czystej krwi takie są? Nie wiedzą, kiedy skończyć?
      - Nie chcę słyszeć takich rzeczy od kogoś, kto nie jest poważny. - Kuran zrobił sekundową pauzę. - Yūki byłaby smutna, gdybym cię „przez przypadek” zabił - dodał, jakby chciał nastraszyć Zero, że faktycznie to uczyni. Ale on wiedział, że tak się nie stanie. Kaname sam przecież pragnął, by był „tarczą” Yūki. Gdyby było inaczej, obaj już dawno by się pozabijali. Poza tym powstrzymywało go jeszcze jedno - to samo, co Zero przed zabiciem jego. Gniew i żal Yūki.
      W tym momencie kilka kropli krwi Kurana spadło na policzek Zero. Ten zaklął w duchu. Nie teraz… Zacisnął zęby.
      - Twoje ciało jest takie szczere. - Kaname uśmiechnął się kpiąco (i, jak zwykle, dostojnie - jak on to robił?). - Widzisz krew i twoje oczy od razu mówią mi, jak bardzo jej pragniesz. - Znów zrobił pauzę. Zero skojarzył się on z aktorem grającym na scenie główną rolę. Takim, który próbuje podnieść napięcie widowni. - Zauważyłem, że Yūki nadal ma na szyi niezagolojone rany. Twoje przerwy między napadami głodu są coraz krótsze. - Wypowiedziawszy to zdanie, gwałtownie przejechał pazurami po szyi Zero, rozdzierając mu skórę. Przytknąwszy zakrwawione palce do ust, kontynuował: - Zastanawiam się, czy w obecnej sytuacji nadal jesteś zdolny do ochrony Yūki…
      Kaname podniósł się. Zero, osłabiony zapachem oraz utratą krwi, z sekundy na sekundę coraz bardziej zniewolony głodem, jedynie uklęknął. Nie opuścił jednak dłoni utrzymującej pistolet ani na moment.
      - Mogłeś mnie tym załatwić - wydusił, mając na myśli wcześniejszy atak. Gdyby rana była głębsza… Z powodu trawiącego go głodu nie regenerowała się tak szybko, jak powinna.
      - Jeśli bym chciał, to bym to zrobił - odparł Kuran. - I to zanim ty nie będziesz w stanie kontrolować tego dojmującego pragnienia, które tak bardzo cię nęka. - Ponownie nieco się schylił, po czym złapał prawą rękę Zero, tę, w której trzymał broń. - Słuchaj, Zero - wyszeptał mu do ucha. - Powinieneś teraz napić się mojej krwi.
      Zdumiony, chłopak szeroko otworzył oczy. Co on wygadywał, do cholery? Zupełnie go pogięło? I to teraz, gdy on bynajmniej nie miał ochoty na żadne głupie dowcipy…
      - Nie żartuj - powiedział cicho. Wypowiadanie słów przychodziło mu ze sporym trudem.
      - Dlaczego miałbym żartować? - zapytał Kaname. - W moim ciele krąży czysta krew Kuranów, która z pewnością przedłuży trochę twoje życie. Cień szaleństwa oddali się - kusił go. - To byłby problem, gdybyś teraz umarł. Pozwalam ci żyć tak długo, bo nadal jesteś użyteczny dla Yūki. Wiem, że zrobisz dla niej wszystko i nigdy jej nie zdradzisz.
      - Cały ty - wycharczał Zero. - Decydować za mnie…
      - Wiem to - przerwał mu Kaname. - Jak mniemam, moje uczucia do Yūki są takie same bądź choć w pewnym stopniu podobne do tych, którymi ty ją darzysz.
      - Ja tylko chcę, by była w stanie śmiać się szczerze, prosto z serca - powiedział. I naprawdę tego właśnie chciał. Pragnął, by ta, która wielokrotnie mu pomagała i dobrze mu życzyła, zwyczajnie była szczęśliwa i radosna. Zawsze.
      - Ja tak samo - oznajmił Kuran.
      - Ona nie musi niczego poświęcać…
      - Właśnie.
      Wtedy podjął decyzję. Wciąż przykładając lufę Krwawej Róży do Kaname, wbił kły w jego szyję. Nie chodziło o to, że tak bardzo chciał żyć. Nie. Pragnął tylko chronić drogie mu osoby dłużej. No i jeszcze… „W dniu, w którym twoi rodzice otrzymali rozkaz zabicia tamtego człowieka, rozkazywał im ktoś inny. Tyle że oni o tym nie wiedzieli. Ten ktoś... To była osoba, której nie podobało się, że Shizuka-sama pokochała wampira, który kiedyś był człowiekiem. Kiedy Shizuka-sama dowiedziała się, że to ta osoba pociągała za sznurki, starała się jak mogła, by ją znaleźć i zabić. Choć nie znam szczegółów, wiem, że ta osoba to wampir czystej krwi. I twój prawdziwy wróg, jak sądzę”, powiedziała mu Maria Kurenai.
      Tak. Póki nie dokona zemsty, musi żyć.
      - Nie zapominaj, kto ci dał tę krew, Zero - rzekł z wyższością Kaname. - Masz powód, by nienawidzić wampirów jak nikt inny, ale też potrzebujesz krwi jak nikt inny. Myślę, że przypominasz wampira bardziej niż jakikolwiek inny wampir.
      Niech sobie myśli, co chce. To nieważne. Póki nie osiągnie celu, postara się uczepić życia. A teraz… niech on się po prostu zamknie.
      - Miejsce, w którym drasnęła mnie kula, wciąż boli - mruknął kilka minut później Kaname, dotykając krwawiącej nadal skroni. Zostawiwszy wcześniej Zero na podłodze, sam usiadł na zdobionym krześle, chyba jedynym ocalałym. Pokój był w rozsypce. - Dlatego właśnie nie lubię broni Łowców. Z jej powodu rany po ugryzieniu nieprędko się zagoją. Poza tym trochę irytuje mnie fakt, że ugryzłeś mnie bez żadnych zahamowań.
      Zero zazgrzytał zębami. Miał już serdecznie dość tych pogaduszek. Nie czuł się dobrze z tym, że zrobił to, co zrobił. Miał w tym cel - o tak, dlatego ostatecznie to uczynił - ale jednocześnie… cóż, przegrał w jakiś sposób. Zdał sobie sprawę z tego, że to nie była do końca jego decyzja. Zaślepiony obezwładniającym głodem i bólem, uchwycił się wymówki, jaką był czas potrzebny na dokonanie zemsty, ale… Teraz, kiedy nie czuł już pragnienia w równym stopniu, poczuł się okropnie. Chyba jednak nie powinien był tego robić…
      Jęknął cicho. Nadal będąc w średnim stanie, nie zapanował dostatecznie nad własną wampirzą siłą i podnosząc się trochę, zafundował ścianie kolejne nieestetyczne wgłębienie. O rety, dyrektor naprawdę się na nich wkurzy.
      - Wreszcie odzyskałeś świadomość - rzekł obojętnym tonem Kaname, przyglądając się Zero jak ciekawemu, acz zaszczutemu okazowi zwierzęcia w klatce. - Czy uczucie przenikania mej krwi do twojego ciała było aż tak nieprzyjemne?
      O tak, było.
      - To musiało być ciężkie…
      Żebyś wiedział, pomyślał. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Jak dotąd pił tylko krew Yūki, swej przyjaciółki. Teraz skosztował krwi jednego z największych wrogów, na dodatek czystokrwistego. To doprawdy równało się czemuś, czego nie chciałby powtarzać.
      - To ja powinienem się wkurzać - wysapał wreszcie Zero. Oddychał głęboko, próbując dojść do siebie.
      - Bądź cierpliwy. To nic takiego - rzucił beznamiętnie Kuran.
      - Gadanie. Sam powinieneś kiedyś zobaczyć, jak bardzo twoja krew jest trująca. - Ocierając krew z buzi, Zero wreszcie udało się stanąć na nogach. Mimo wszystko oparł się jednak o ścianę, nie ufając jeszcze swym siłom.
      - Potomkowie Kuranów mają w sobie wiele krwi pierwszych wampirów - wyjaśnił Kaname. - Dlatego ich krew może nieco opóźnić upadek do Poziomu E. Naturalnie krew innych czystokrwistych ma podobne właściwości, jednakże…
      Zero wiedział, co Kaname chciał powiedzieć. „Jednakże to Kuranowie i Hiō są NAJCZYSTSI”. Taak. Uczył się tego podczas szkolenia na Łowcę Wampirów. To właśnie dlatego członków tych rodów nazywano czasami królami, królowymi, księżniczkami i książętami.
      - Całe to zamieszanie i zapach mojej krwi wywołały pewnie niemałe poruszenie wśród Nocnej Klasy. Część już tu zmierza. Radziłbym ci wyjść przez okno, może to trochę opóźni odnalezienie cię. Niemniej to i tak tylko kwestia czasu. Jesteś na to gotowy?
      Zero nie odpowiedział. Uznał jednak, że faktycznie wyskoczy przez okno. Nie miał ochoty konfrontować się od razu z którymkolwiek z krwiopijców. Szkoda tylko, że najprawdopodobniej wszyscy poznają teraz prawdę o nim. Póki co tylko Aidō skapnął się, jak wygląda sytuacja.
      - Ach, i jeszcze… Powodem, dla którego nie mogę odpowiedzieć na pytania Yūki, jest jej własne dobro - dodał spokojnym tonem Kaname, nawet nie zaszczycając już Zero spojrzeniem.
      Nadal milcząc, chłopak wyskoczył w ciemność nocy.
***
      Kao obudziła się wcześnie. Niewiele tej nocy spała. Wszystko przez wieczorną rozmowę z Ichiru.
      Dlaczego tak mnie poruszyły jego słowa? To przecież oczywiste, że kłamał… Wampiry nie istnieją, powtarzała sobie z uporem. Dlaczego jednak czuła, że coś w tym jest? Och, nie było dobrze. Umysł podsuwał jej jakieś nieprawdopodobne obrazy rodem z horrorów. To przecież nie mogło tak wyglądać… Ichiru na pewno zabawił się jej kosztem, ot co. Może był taki jak brat. Wredny.
      - Cześć… - mruknęła Aya. Ona też nie najlepiej spała, nie mogąc zapomnieć zapachu krwi Kurana. Bała się o Zero. Tak strasznie się bała… Czy to aby na pewno normalne? Jak można aż tak zamartwiać się o człowieka, którego zna się od trzech i pół miesiąca? Idiotyzm.
      - Hej - odparła Kaori. Spojrzała z uwagą na siostrę, ale ta, właśnie wstając i ścieląc łóżko, tego nie zauważyła.
      Ty wiesz, co się tu naprawdę dzieje, pomyślała Kao, nadal przypatrując się Ayi. Zaraz… właściwie… gdyby wampiry rzeczywiście istniały, ten cały jej nadzór nade mną byłby wyjaśniony, zauważyła. I nienawiść do Nocnej Klasy także. Ale co z Zero? Czy gdyby ta bajeczka była prawdziwa, to nie powinna przypadkiem nie lubić i jego? A jest przecież wręcz przeciwnie.
      Westchnęła.
      Nieważne, jaka jest prawda. Od teraz będę bardziej uważała na Ayę. Może jeśli ją troszkę „poszpieguję”, to znajdę jakąś odpowiedź…

      Jak postanowiła, tak zrobiła. Kaori nie odstępowała siostry na krok, co nieco irytowało Ayę w tych chwilach, w których zdawała sobie z tego sprawę. W pozostałych nadal bezsensownie zamartwiała się o przyjaciela.
      Lekcje szybko minęły. Na jednej z nich grupy przedstawiały efekty swojej pracy. Kaori czujnie przyglądała się Zero, próbując zauważyć coś, co mogło jej wcześniej umknąć. Ten jednak zachowywał się jak zawsze (przynajmniej według niej - Aya zauważyła, że chłopak jest przygaszony, ale póki co nie miała okazji porozmawiać z nim na osobności). Ichiru z kolei całkowicie ją ignorował.

      - Właściwie dlaczego chcesz iść na wymianę grup, co? - spytała z podejrzeniem Aya. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a ona nadal nie odbyła poważnej rozmowy z Zero. Może i udałoby jej się to zrobić po zajęciach, gdyby nie fakt, że Kaori wciąż za nią łaziła, wynajdując po temu najróżniejsze wymówki. - Podobno Nocna Klasa ci przeszła, czyż nie?
      - Ehm… Owszem. Ale chodzi o to, że… No wiesz, nudzi mi się trochę, więc w sumie czemu by tam nie pójść, co? - Zaśmiała się nieco nerwowo. Obawiała się, że to nie przejdzie.
      - Ech, no dobra. Chodź. - Pomyślawszy, że może po wymianie uda jej się zagadać do przyjaciela, Aya się zgodziła. Kaori uniosła brwi ze zdziwienia, ale nic nie powiedziała w obawie, że siostra zmieni zdanie.
      Udały się wraz z tłumem fanek przed bramę Księżycowego Akademika. Obie stanęły sobie z boku, przyglądając się tylko całemu zamieszaniu. Nie zamierzały brać w nim udziału.
      Jakiś czas mnie tu nie było, pomyślała Kaori. Trochę dziwnie się z tym poczuła. Niegdyś, nie tak dawno temu przecież, wizyty na wymianach były codziennością. Czymś, na co czekało się cały dzień. A teraz? Wciąż nie rozumiała, jak to możliwe, że zauroczenie Hanabusą Aidō nagle odeszło w niebyt.
      Rozejrzała się dookoła. Nieco dalej, oparty o jedno z drzew z drugiej strony drogi, stał Ichiru.
      Wrota wreszcie się rozwarły i uczniowie Nocnego Wydziału zaczęli przez nie przechodzić. Kao przyglądała się im wszystkim z uwagą. Byli inni, to pewne. Ale, przypomniała sobie natychmiast, Zero również. I Aya. Ale to nie pasowało, prawda? Co do tego miała jej siostra? No dobrze, a pomijając ją… I Nocna Klasa, i Zero mieli taką niesamowitą, tajemniczą aurę. Byli piękni, bladzi, skryci…
      O kurczę, to tak jak Aya, przyznała znowu sama przed sobą. Ech, chyba zaczynam wariować. Przerzuciła wzrok z Nocnej Klasy na Ichiru. Okłamałeś mnie, prawda? To był jakiś głupi żart, tak?
      Chłopak napotkał jej wzrok. Patrzył na nią w skupieniu.
      Cholercia, pomyślała, nie mogąc wytrzymać tego hipnotyzującego spojrzenia.
      Po chwili serce przestało jej walić. Uspokoiła się i znów zwróciła całą swoją uwagę na uczniów Nocnej Klasy. Pośród nich dostrzegła wreszcie Hanabusę.
      Aidō-senpai, ty też masz z tym wszystkim coś wspólnego, prawda? Tylko co? Znów przypomniała sobie karteczkę ze słowem „przepraszam” i to jego „głodny jestem” poruszające w niej jakąś dziwną strunę.
      Do Yūki podszedł właśnie Kaname. Podziękował jej jak zwykle za „ciężką pracę”.
      Hm, właściwie czemu wciąż dziękuje tylko jej? Bądź co bądź, Zero - jeśli już się pojawi - radzi sobie z tą oszalałą rzeszą fanek o wiele lepiej niż ona…
      Poszukała wzrokiem prefekta. Zauważyła go wreszcie i zobaczyła jego smutny wyraz twarzy. Po chwili rzuciła okiem na Ayę i zorientowała się, że ona też na niego patrzyła, a na jej obliczu malowało się… współczucie?
      Co to za dziwna więź między nimi?
      Kuran w tym czasie pochylił się nad Yūki i zaczął szeptać jej coś do ucha. Pani prefekt zarumieniła się, a tłum fanek spojrzał na nią wilkiem.
      Ech, to mi nic nie da, stwierdziła Kao. W ten sposób niczego się nie dowie. Nocna Klasa mogła być po prostu elitą, zbiorem bogatych ludzi, których stać na zadbanie o siebie tak, by wyglądać niczym gwiazdy filmowe. A to, że Zero i Aya również należeli do osób o takiej aparycji, to zwykły przypadek.
      - Wracamy już? To może jeszcze chwilę potrwać - rzuciła w końcu Kaori do siostry.
      - Uhm.
      Okazało się jednak, że całość poszła dużo sprawniej niż im się wydawało. Przeszły spacerkiem mniej więcej połowę dystansu, gdy co szybsi z pozostałych zaczęli je doganiać. Na przód przedarły się Mio i Nio, które prędko doskoczyły do Kaori, paplając coś o tym, jak to dobrze, że wreszcie zdecydowała się przyjść na wymianę, tak jak za „starych, dobrych czasów”.
      Aya upatrzyła w ich rozmowie szansę na wyrwanie się spod opiekuńczych skrzydeł młodszej siostry. Powiedziała Kao, by wróciła z koleżankami, a ona jeszcze chwilę pocieszy się świeżym powietrzem. Kaori bynajmniej nie zamiarzała się zgadzać, ale zrobiły to za nią Mio i Nio. Ze śmiechem pociągnęły ją ku akademikowi. Aya machnęła Kao na pożegnanie, po czym zawróciła, mając nadzieję, że gdzieś w pobliżu natknie się na przyjaciela.
      Spotkali się ledwie dwie minuty później. Kiedy ich spojrzenia się zetknęły, Zero już wiedział, o co chodzi. Skinął głową i zaproponował przechadzkę po lesie, z dala od ciekawskich uszu i oczu.
      Aya zastanawiała się, którą sprawę poruszyć najpierw. Zapewne żadna nie będzie przyjemna. Miała z tego powodu pewne wyrzuty sumienia.
      - Wiedziałeś, że twój brat się tu zjawi? - przerwała w końcu ciszę. Nie zatrzymali się, nadal szli powoli przed siebie, klucząc między drzewami.
      - Tak - przyznał. - Dyrektor uraczył mnie tą wspaniałą wieścią noc wcześniej. Przepraszam, że cię nie uprzedziłem. Nie zdążyłem, a pewnie trochę się denerwowałaś, co?
      - Trochę? - Uśmiechnęła się ponuro. Zamartwiała się zdecydowanie zbyt mocno, to było pewne. - No nic, nieważne… A po co tu przybył? Chce się zemścić, tak?
      - Owszem - potwierdził. Szedł chwilowo przodem. - A ponadto pracuje teraz dla Rady.
      - Co?! - zdumiała się, automatycznie się zatrzymując.
      - No tak - mruknął. Odwrócił się do niej i spojrzał jej głęboko w oczy. - Problem w tym, że skoro tak wygląda sytuacja, to prawdopodobnie Rada już o tobie wie - powiedział cicho. Źle się czuł z tą świadomością. Aya może mieć kłopoty przez jego własnego brata…
      - Kurczę…
      - Może się zrobić niebezpiecznie - przyznał - ale póki co… Trzeba po prostu uważać.
      - Uhm. - Skinęła głową. Nabrała powietrza, po czym wypaliła: - A możesz mi powiedzieć, o co chodzi z Kuranem?
      - Heh, przed tobą nic się nie ukryje, co? - Zero półgębkiem uśmiechnął się ponuro.
      - Wybacz.
      - To nie twoja wina. Zresztą i tak bym ci powiedział - stwierdził, wzruszając ramionami.
      - Serio? O czymś takim? - zdziwiła się. Owszem, mieli sobie mówić o takich sprawach, ale przecież domyślała się, jak trudno musi mu być. Było jej go naprawdę żal.
      - Tak. Ufam ci.
      Uśmiechnęła się lekko, jej serce zalało dziwne ciepło. Z jakiegoś powodu bardzo ucieszyło ją to stwierdzenie.
      - Wyszło na to, że chyba specjalnie to wszystko zaaranżował - kontynuował Zero, wspominając po raz enty przebieg całego spotkania z Kuranem. - A pozwolił mi na wypicie swojej krwi, bym mógł lepiej chronić Yūki i takie tam. Zgodziłem się, bo… jego czysta krew może opóźnić mój upadek do Poziomu E.
      - Naprawdę?
      - Podobno. A ponieważ mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia na tym parszywym świecie, to właściwie nie miałem wyboru. - Zamilknął na moment. - Ale to nie tylko to - wyznał. - Kiedy na głodzie decydowałem się na wypicie jego krwi, sądziłem, że to mój wybór. Jednak potem… i teraz… To chyba jednak nie do końca to. Mój osąd był zaburzony. Nie myślałem… trzeźwo.
      Przełknęła ślinę. Skoro nie myślał trzeźwo, to coraz bardziej zbliżał się do Poziomu E.
      - Ale teraz jest w porządku? - zapytała cichutko.
      - Uhm, teraz tak. Chwilowo przynajmniej. I ta determinacja, by pożyć na tyle długo, by zemścić się na tym kimś, kto wpisał kochanka Shizuki na listę, jest aktualna. A krew Kurana jest silna. Mam wrażenie, że przez jakiś czas zupełny upadek mi nie grozi.
      Dlaczego te słowa przyniosły mi ulgę? Czy naprawdę aż tak bardzo chcę oddalić moment jego stoczenia się do Poziomu E? Dlaczego aż tak bardzo mi na tym zależy?
      - I jest… jeszcze coś - wyznał znowu Zero, wyrywając Ayę z zamyślenia.
      - Co takiego? - spytała. Czuła niebywałą wdzięczność za to, że chłopak tak jej się zwierza. O wiele lepiej było mieć świadomość tego, co się dzieje dookoła, kiedy wiedziało się, ile wampirów krąży po szkole.
      - Krew Yūki już mi nie wystarcza. Mam pod tym względem coraz większe potrzeby, a tabletki wciąż odrzucam. A przerwy pomiędzy napadami głodu są coraz krótsze. Nie wiem, czy krew Kurana coś w tej kwestii zdziała. Możliwe, że jedynie opóźni pogrążenie się w szaleństwie. Raczej nie zaspokoi na długo pragnienia.
      Aya spojrzała na niego ze smutkiem. Biedny chłopak…
      - W takim razie… co zamierzasz zrobić?
      - Nie wiem - przyznał. - Nie wiem…
      Yūki zapewne nadal będzie go karmić, ale skoro to mu nie wystarcza, to co z nim będzie? Jeśli rzuci się na jakąś niewinną, nieświadomą osobę, wyniknie okropne zamieszanie. Aya nie chciała być zmuszona go zabić. Tym bardziej, jeśli widmo ostatecznego, nieodwracalnego upadku nieco się oddaliło. Chwilowa niepoczytalność to nie to samo co zupełne szaleństwo.
      Przygnębieni, postanowili wrócić. A dokładniej: Zero odprowadził przyjaciółkę pod akademik, a sam wyruszył na patrol.
***
      Nadszedł kolejny poniedziałek. Przez ostatnich kilka dni Kaori nie zamieniła z Ichiru ani słowa. Nie chciała się w żaden sposób wygłupić. Nadal nie wiedziała, czy on sobie z niej tylko żartował, czy może jednak, jakimś cudem, naprawdę starał się ją ostrzec i w jego słowach było choć ziarno prawdy.
      Chłopak z kolei głównie ją ignorował, a jeśli już się do niej zwracał, zachowywał się wobec niej dokładnie tak, jak wobec każdej innej koleżanki z klasy.
     Aya nadal musiała znosić dziwną nadopiekuńczość siostry. Nie wiedziała, z jakiego powodu Kaori tak się zachowywała. Nie rozumiała też, dlaczego ta dalej chce chodzić na wymiany. Zawsze trzymała się jednak z boku. Po prostu obserwowała Nocną Klasę. Całą. Nie tylko Aidō.
      Zero jakoś się trzymał. O dziwo, Nocna Klasa go nie dopadła. Zapewne Kuran zdecydował się załatwić wszystko polubownie.
      W dopiero co miniony weekend Aya wreszcie odpoczęła trochę od widoku wampirów. Wymiany odbywały się tylko w dni powszednie. Teraz jednak, w poniedziałek, Kaori znów ją na nią wyciągnęła. Jak zwykle stanęły pod linią drzew i w milczeniu obserwowały zamieszanie.
      Gdy tylko wróciły, Kaori szybko przebrała się w coś wygodnego. Aya natomiast zaczęła wypakowywać swoją torbę, czego wcześniej nie zrobiła, jako że po lekcjach (a przed wymianą) oddała się rysowaniu.
      Z torby wypadła jakaś karteczka, ale Aya nie od razu zwróciła na nią uwagę. Zauważyła świstek papieru dopiero wtedy, gdy odłożyła książki i zeszyty na biurko i odwróciła się z powrotem w stronę reszty rzeczy. Podniosła kartkę.
      - To twoje? - spytała.
      - Nie, musiało wypaść z twojej torby - odparła Kaori.
      Aya ze znudzeniem przyjrzała się karteczce. Zwykła, biała, niezdobiona. Rozwinęła ją i spojrzała na starannie zapisane na niej znaki.
      - Hej, coś ty taka czerwona? - zawołała wesoło Kao, zauważywszy, że Aya się rumieni. Wyrwała siostrze kartkę i szybko ją przeczytała. - No nie mogę! List miłosny! Ale to romantyczne! - zaśmiała się.
      - Daj spokój - mruknęła. - Wyrzuć to.
      - Co? To przecież twój pierwszy adorator, który odważył się na taki krok. Poza tym jest tu napisane: „Proszę, spotkaj się ze mną dziś wieczorem po wymianie grup przy stajni”  - zacytowała.
      - Mam to gdzieś.
      - Hej, zranisz jego uczucia, jeśli się nie pojawisz! A może jeszcze zdążysz. - Kaori wyszczerzyła zęby. W końcu wróciły z wymiany szybciej niż reszta.
      - Nie ma mowy. - Aya nie wyobrażała sobie, jak niby miałoby wyglądać takie spotkanie. Bez sensu! Nigdy nie bawiła się przecież w takie rzeczy. Nie była też w nikim zakochana, nikt nie przyciągał specjalnie jej uwagi, więc po co jej to wszystko? Uch, bezsensowne zamieszanie i dodatkowy stres.
      - Może to jakiś przystojny senpai - rozmarzyła się Kaori, choć sama nieraz powtarzała siostrze, że poza Nocną Klasą i bliźniakami żaden ze szkolnych kolegów nie grzeszy pięknością.
      - Nie obchodzi mnie to.
      - Oj, przestań być taka, no!
      - Nawet gdyby… Nie powinnam już wychodzić z akademika. - Po wypuszczeniu wampirów na ludzki teren potencjalne ofiary nie były na zewnątrz szczególnie bezpieczne, dlatego po wymianach prefekci pilnowali zawsze, by dzienni uczniowie szybko wrócili do Słonecznych Dormitoriów.
      - Zasady są po to, by je łamać, nieprawdaż? No już, idź.
      Ostatecznie Kao siłą wypchnęła zdumioną Ayę za drzwi.

      Czemu to robię? To kompletne szaleństwo, zezłościła się Aya. Odbiło mi. Ta szkoła źle na mnie działa…
      Doszła wreszcie na miejsce i rozejrzała się dookoła. Pusto. Jedynie kilka ptaków rozprawiało między sobą na sąsiednich drzewach, wesoło machając skrzydłami. Aya czasami żałowała, że zupełnie nie zna się na ornitologii. Przechodziło jej czasem przez myśl, że miło byłoby wiedzieć coś na temat napotykanych okazów.
      No pewnie, nie ma gościa. Spadam stąd.
      Odwróciła się, ale nie ruszyła, bo zauważyła, że kończący się już zachód słońca przepięknie pomalował niebo na tysiąc barw. Zapatrzyła się na ten cud przyrody. Uwielbiała tego typu widoki. Uspokajały ją. Miały w sobie coś niesamowitego, coś, co ją przyciągało.
      - Mitsui-san! - zawołał nieśmiało ktoś z tyłu.
      Drgnęła, zaskoczona. Dopiero po sekundzie obróciła się i spojrzała na jakiegoś chłopaka, którego nawet nie kojarzyła.
      - To ty… - zaczęła.
      - Tak, to ja napisałem ten list. Jestem Konosuke Fuchida z równoległej klasy - przedstawił się.
      - Eee… Fajnie. - Aya nie bardzo wiedziała, jak się zachować. Zupełnie nie kojarzyła tego chłopca. Cóż, nie bardzo zwracała uwagę na innych. Ludzi ze swojej klasy w miarę znała, ale z innych, nawet równoległych? A gdzie tam!
      - Przepraszam, że podrzuciłem ci ten list, ale jakoś nie miałem odwagi, by tak po prostu podejść i zagadać - przyznał.
      A teraz to nagle miał odwagę?
      - Ehm…
      - Czy zechciałabyś umówić się ze mną? - wypalił szybko na jednym wdechu.
      - Co?! - Aya niemal zachłysnęła się powietrzem. O losie, nie spodziewała się tu czegoś takiego! Pierwszy raz ktoś zapraszał ją na randkę, ale, w przeciwieństwie do większości dziewczyn, raczej ją to przeraziło i zdenerwowało niż ucieszyło. Do licha, nie miała czasu ani ochoty na takie głupstwa.
      - Czy…
      - Nie musisz się powtarzać…
      Kurczę, jak mam mu powiedzieć, że ma spadać?
      - Nie powinniście być przypadkiem w dormitoriach? - rozległ się głos Zero.
      - Prefekcie… - Konosuke zbladł. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powinien już grzecznie siedzieć w akademiku. Nigdy wcześniej nie podpadł prefektom i praktycznie ich nie znał, ale o tym chłopaku krążyły po szkole niemal legendy. Jakoś nie w smak mu było ryzykować.
      - Fuchida-kun, czy jak ci tam… W tej chwili do akademika! - rzekł Kiryū, dbając o to, by brzmieć groźnie. Doskonale wiedział, jak ten ton działa na większość uczniaków.
      - Tak jest! To znaczy… Przepraszam za kłopot! - zwrócił się do Ayi. Ukłonił się szybko i pędem pobiegł w stronę akademika chłopców.
      Dziewczyna odwróciła się do kolegi.
      - Dzięki za ratunek! - zaśmiała się z ulgą.
      - Nie ma za co - odparł chłopak. - Hm, ostatnio jakoś nie gadaliśmy, prawda?
      Przyznała mu rację. Od zeszłego wtorku praktycznie nie zamienili ze sobą słowa. Jakoś tak się złożyło, że poza lekcjami rzadko na siebie wpadali, a że nie mieli sobie niczego szczególnego do zakomunikowania, nie starali się o kontakt poza zajęciami.
      - Chodź - rzucił zachęcająco, ruszając ku stajni.
      Aya przypomniała sobie ich poprzednią wycieczkę w te strony. Serce jej zabiło. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że Zero jest „tym dobrym”. Zastanawiała się, czym jest. Bała się go. A on posunął się wręcz do groźby (której oczywiście nie zamierzał spełnić), by zmusić ją do rozmowy. Z drugiej strony, dzięki temu tak naprawdę się poznali. Wyznali sobie nawzajem prawdę o sobie i odnaleźli w sobie drogocennych sojuszników.
      - Muszę dać jej jeść - wyjaśnił Zero, podchodząc do Białej Lilii, klaczy o wyjątkowo wrogim do wszystkich nastawieniu. O jej wyczynach krążyły po szkole niemal legendy.  - Od nikogo innego nic nie chce - wyjaśnił.
      - Przychodzisz tu codziennie? - spytała. Skoro nie tolerowała nikogo poza nim…
      - Prawie.
      - Jak to jest, że Biała Lilia tak cię lubi? - zapytała. Na kilku lekcjach jazdy konnej, które organizowano czasem w Akademii, jak wszyscy zauważyła, że Biała Lilia najchętniej stratowałaby wszystkich poza Zero.
      - Może to przez to, czym jestem - stwierdził. - Nie wiem, czy to ją uspokaja, czy po prostu się boi… Poza tym, jest młoda, a ja byłem z nią już od początku.
      Przypomniał sobie chwilę, gdy ją poznał jako malutkiego źrebaka. Od razu zapałali do siebie sympatią. Jakoś… czuł się dobrze w jej towarzystwie. Ogółem lubił zwierzęta. Nie zadawały pytań i nie obchodziło ich, czy pije krew, czy nie. Chciały tylko trochę uwagi i czułości.
      - Rozumiem.
      - Nie podejdziesz? - zapytał po chwili chłopak, zauważywszy, że Aya nie ruszyła się od drzwi stajni.
      - Trochę się jej boję - przyznała Aya, wspominając lekcje jazdy konnej i wybryki Lilii. Jakiś czas temu niemal zabiła Yūki. Gdyby nie Zero, mogłoby być kiepsko.
      - Nic ci nie zrobi - zapewnił Kiryū. Łagodnie głaskał klacz, a ta wyglądała na w pełni zrelaksowaną.
      Aya westchnęła i powoli zaczęła zbliżać się do konia. Biała Lilia z początku wydawała się „zdenerwowana”, prychnęła kilka razy, ale potem dało się po niej poznać zdziwienie.
      - Nigdy nie myślałam, że koń mógłby wyrażać tyle emocji! - zaśmiała się Aya. Wyciągnęła przed siebie dłoń i lekko pogłaskała klacz. Ta nie protestowała.
      - Widzisz?
      - Ech, nie wiem, czy się cieszyć, czy raczej płakać… - powiedziała cicho. Może faktycznie ta wampirza część, która w nich siedziała, uspokajała konika?
      - Taa…
      Przez jakiś czas milczeli. Zero zajął się Białą Lilią, a Aya mu w tym pomagała, bo podczas specjalnych lekcji dowiedziała się, jak to się robi. Kiedy zrobili, co trzeba, pożegnali się z Białą Lilią i wyszli. Słońce zupełnie zniknęło już za horyzontem, ale świata nie zalał jeszcze całkowity mrok.
      - Musisz już wracać? - zapytał znienacka Zero.
      - Pewnie powinnam. Ale jakoś nie mam ochoty - przyznała. Wiedziała, że gdy tylko wejdzie do pokoju, Kaori zasypie ją lawiną pytań odnośnie tajemniczego wielbiciela. Kiedy zaś powie jej, że go spławiła (no, gwoli ścisłości uczynił to Zero, a nie ona), nasłucha się, jaka to jest niemądra. Być może odmówiła przyszłemu mężowi! Być może zaprzepaściła szanse na wielką miłość! Albo przynajmniej odwlekła piękne, romantyczne chwile.
      - Więc chodźmy się przejść, co? - zaproponował. On i tak nie mógł wrócić do akademika, bo musiał patrolować teren szkoły. Nic (poza zasadami, które na ogół ignorował) nie stało na przeszkodzie, by Aya trochę mu potowarzyszyła. Nieszczególnie pisał się teraz na rozmowę z Yūki. Była stale przygaszona z powodu tego, że nie potrafiła wyciągnąć z Kaname prawdy na temat swoich wspomnień. Zresztą od czasu do czasu nadal napadały ją straszne wizje. Poprosił, by wróciła do dormitorium, zamiast patrolować szkołę, ale ona odrzekła tylko, że woli pokręcić się po dworze, miast męczyć się w łóżku z kolejnymi koszmarami.
      - Dobrze.
      Tradycyjnie skierowali się do lasu.

      Kao skradała się za nimi. Uważała, by robić jak najmniej hałasu. Siostra i prefekt wciąż jednak byli zajęci rozmową, więc póki co miała nadzieję, że nie zostanie złapana na gorącym uczynku.
      Gdy Aya wyszła na spotkanie, Kaori odczekała chwilę, po czym pognała za nią, cały czas trzymając się jednak w bezpiecznej odległości. Wiedziała, że zachowuje się durnowato, ale, do licha, co mogła poradzić na to, że się o nią martwiła? Nie mogła pozbyć się z pamięci ostrzeżenia Ichiru. Po prostu nie mogła.
      Szkoda, że nie słyszałam, o czym gadali w stajni… Hm, może dowiedziałabym się czegoś ciekawego? Cóż, nie ma co narzekać.

      Aya zatrzymała się nagle po jakimś czasie leśnej wędrówki. Dotarli na niewielką polankę, która wydawała jej się dziwnie znajoma.
      - Czy to nie tu wtedy rozmawialiśmy? - spytała, mając na myśli ich pierwszą szczerą rozmowę. „Prawda za prawdę”, wspominała.
      - Uhm. Chyba tak - potwierdził chłopak. Wierzyć mu się nie chciało, że od tamtej pory minęły tylko trzy miesiące. Przypomniał sobie, że tę rozmowę odbyli dzień po walentynkach.
      Aya rozejrzała się z ciekawością. Kiedy ostatnio przebywała tu z Zero, jakoś nie zwracała szczególnej uwagi na otoczenie. A miejsce okazało się całkiem przyjemne.
      Nie minęła minuta, gdy zauważyła jakąś zaschniętą różę leżącą na ziemi kilka metrów dalej.
      - Co tu robi róża? - zdziwiła się w pierwszym momencie.
      - Twoja siostra spotkała się niedaleko z Aidō, pamiętasz?
      - Ach. No tak. - Aya naburmuszyła się trochę. Z niechęcią wspominała sekretne randki Kao. Po pierwszym razie Kaori nieźle się pochorowała, a podczas drugiego…

      Spotkanie z Aidō-senpai… TAMTO spotkanie? To, podczas któregoś COŚ się stało? To, po którym straciłam pamięć?, zastanawiała się Kaori, kryjąc się za jednym z drzew oraz przyglądając się siostrze i Zero. Nie miała pojęcia, jak wielkie ma szczęście, że dwoje wampirów jej nie wyczuło. Zajęci czym innym, nie zwracali akurat uwagi na potencjalnych nieproszonych gości. Zazwyczaj nikt poza nimi nie latał przecież po lasach. Szczególnie wtedy, gdy robiło się ciemno.

      Aya podeszła powoli do róży i sięgnęła po nią. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. To było odruchowe. Jej umysł zalewały nieprzyjemne wspomnienia.
      - Uważaj na… - zaczął Zero.
      Wtedy jednak dziewczyna poczuła słodki zapach własnej krwi.
      - Auć… - szepnęła. Nigdy wcześniej jej się to nie przytrafiło, a teraz? Niezdara…
      No tak, nie ma róży bez kolców.

      W głowie Kaori zaczęły pojawiać się obrazy.
      Była noc. Ona i Aidō siedzieli na kocu na jakiejś polance. „Czy czasem nie chciałaś się odwdzięczyć?”, spytał w pewnej chwili Hanabusa. Zaraz potem się pocałowali. Dziewczyna przesunęła wtedy rękę w tył, ta zaś natrafiła na kolec róży.
      Róża…

      Dopiero po chwili do Ayi dotarło to, co się stało.
      Idiotka! Jak mogła do tego dopuścić?! Co się z nią stało, że zrobiła się taka nieostrożna? I po co w ogóle sięgała po tę różę? Nie była jej przecież do niczego potrzebna. Dała się ponieść jakiemuś dziwnemu impulsowi. Idiotka, idiotka, idiotka!
      - Cholera… Przepraszam, Zero, już to… - Odruchowo wsadziła zraniony palec do ust. Kiedy jednak poczuła smak krwi, szybko go wyjęła.
      Co ja robię, do jasnej ciasnej?! Gdyby była zwykłym człowiekiem, taki gest byłby zwyczajny, zrozumiały. Ale jej natychmiast skojarzył się z wampiryzmem. Z tym, co czekało ją zapewne już niebawem: z piciem krwi. Póki co nadal czuła tylko jej metaliczny posmak, nic szczególnego, nic smacznego. Jedynie ten zapach… Afrodyzjak.
      Nie minęła chyba nawet sekunda, gdy spostrzegła, że Kiryū jest tuż za nią. Znieruchomiała, zdjęta przerażeniem nie do opisania. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie zareagowała, kiedy mocno złapał ją za nadgarstki, by mu się nie wyrwała.
      Drgnęła, gdy poczuła na szyi jego język.
      - Ze… Zero? - szepnęła, czując, że umiera ze strachu.

      Kaori patrzyła jak zaczarowana na to, co się dzieje. Poczucie rzeczywistości znów zostało jednak przerwane przez nawrót wspomnień.
      Aidō-senpai dziwnie się zachowywał. Wciąż był tak blisko niej… „Głodny jestem”, stwierdził. Potem powiedział, że Kao ładnie pachnie… Myślała, że chodzi o perfumy, ale nie. Jego oczy zmieniły barwę na krwistoczerwoną - czyli taką samą, jaką w tej chwili miał prefekt. Kaori została wtedy „przymrożona” do ziemi, nie miała szans na ucieczkę. Teraz z kolei Zero trzymał mocno Ayę…

      Poczuła tępy ból, gdy kły wbiły się w jej szyję. Przez jakiś czas wydawało jej się, że ponownie znalazła się w swoim sennym koszmarze, tym, w którym Zero ugryzł ją, a ona Kaori. Trzymał ją tak samo mocno. I ten okropny ból…
      Zapach jej własnej krwi nasilił się. Usłyszała dźwięk wysysanej krwi. Zamknęła oczy.
      To się nie dzieje naprawdę, pomyślała. Jedna z jej najgorszych obaw nie mogła się przecież ziścić. To tylko kolejny koszmar senny, prawda? Tak, na pewno…
      Serce waliło jej jak młotem. Dziwiła się, że jeszcze nie wyskoczyło jej z piersi, bo najwyraźniej próbowało. Chciało chyba rozerwać ją od środka.
      Niech to się już skończy, poprosiła w duchu. Chcę się już obudzić… Proszę, chcę się obudzić!
      Otworzyła szeroko oczy, ale nic się nie zmieniło. Krew ściekała strużkami po jej szyi, czuła ją. I ten ból. Nadal.
      To nie sen!

      Aidō-senpai wbił wtedy swe wampirze kły w jej szyję. Poczuła ból, słyszała dźwięk wysysanej krwi…

      Aya kompletnie spanikowała. Zrozumiawszy wreszcie, co się stało, poczęła próbować uciec. Zero na moment włożył więcej siły w utrzymanie jej, ale kiedy najwyraźniej skupił się mocniej na wysuszaniu jej z krwi, wyszarpnęła się z trudem. Dysząc ciężko, odwróciła się, by ujrzeć zakrwawioną twarz przyjaciela. Twarz potwora i jego krwistoczerwone oczy. Odruchowo cofnęła się kilka kroków.
      Nie panowała nad sobą, zawładnęły nią przerażenie, obrzydzenie i histeria. Automatycznie wytworzyła wodną kulkę, zamachnęła się i przycisnęła ją do twarzy chłopaka w ten sposób, że zasłaniała nos i usta.

      Zanim Kao wtedy zemdlała, zdążyła jeszcze zobaczyć Ayę, która roztopiła wiążący ją lód i zaatakowała Aidō. Manipulowała wodą niczym czarodziejka…

      Kiedy Zero upadł na ziemię, jego oczy przybrały zwykłą barwę. Leżał nieruchomo, spokojnie czekając na śmierć. Od dłuższego czasu nie mógł już nabrać powietrza. Świat pogrążył się w ciszy, potem w ciemności. Ale to dobrze… To dobrze. Widocznie tak powinno być. Tak musiało być. Zasłużył. Przegrał, zgrzeszył, więc czekała go kara.
      Aya stała z wyciągniętą ręką. Cała się trzęsła, a łzy leciały po jej policzkach jak oszalałe. Niektóre z nich, te, które docierały do szyi, mieszały się z jej krwią.
      Wiedziała, że jeszcze chwila, a Zero umrze.

      Zaraz go zabije, pomyślała Kaori. Nie była jednak w stanie się poruszyć. Nie mogła nawet w pełni sprawnie myśleć. Oto przecież słowa Ichiru okazały się prawdą. To niepojęte. Wampiry naprawdę istniały. Widziała to na własne oczy. Ba, nawet sama stała się jakiś czas temu ofiarą jednego z nich! Do jasnej cholery, co tu się działo?!

      Woda spłynęła po twarzy chłopaka, który odruchowo zaczął łapać powietrze.
      Płacząc, Aya upadła na kolana. Nie miała siły stać. Bezwiednie przycisnęła prawą dłoń - tę, którą jeszcze chwilę temu manipulowała wodą - do szyi. Poczuła lepką krew.
      - Dobij… mnie - wyszeptał z trudem Zero.
      - Nie mogę… - powiedziała równie cicho, krztusząc się łzami. - Nie potrafię…
      Siedziała więc, wciąż dygocząc i płacząc. Dlaczego to musiało się wydarzyć? Dlaczego on jej to zrobił? Mieli umowę. Do licha, wcześniej tak dobrze się trzymał, gdy napadał go głód w jej obecności. Nawet wtedy, u Shizuki… A teraz? Głupia róża i już… Cholera! To niemożliwe, niemożliwe…
      Zero tymczasem powoli dochodził do siebie. Płuca swobodnie napełniały się teraz życiodajnym tlenem. W końcu podniósł się powoli do pozycji siedzącej i utkwił wzrok w tej, która jeszcze kilka minut temu była jego przyjaciółką, ale której teraz nie miał już prawa tak nazywać. Popełnił nieodwracalny błąd. To koniec.
      - Skończ, co zaczęłaś - poprosił ze zbolałą miną. - Taka była umowa, prawda? To zaszło za daleko…
      - Ale teraz myślisz jasno… - zaprotestowała. Dlaczego to robiła? Dlaczego tak wzbraniała się przed zabiciem go? Na dodatek mimo tego, co przed chwilą uczynił…
      - A co było przed paroma minutami? Aya, musisz to zrobić.
      - Nie mogę. Może ty nie miałbyś trudności z załatwieniem mnie, ale ja nie potrafię zabić kogoś, na kim mi w jakiś sposób zależy… - powiedziała, patrząc w lawendowe oczy kolegi. Potem jednak szybko spuściła wzrok. Kolejna porcja łez przesłoniła jej widok.
      Zero podczołgał się do niej. Zdecydowanie nie czuł się na siłach, by wstać.
      - Aya… przepraszam cię. Tak bardzo… mi przykro - wyszeptał zrozpaczony.

      W tym momencie Kaori odzyskała wreszcie władzę nad swoim nieposłusznym ciałem. Jej umysł zalały gniew i nienawiść tak silne, że wcześniej nie sądziła, iż byłaby w stanie takie poczuć.
      Że też śmie się jeszcze po tym wszystkim do niej zbliżać!
      Wyskoczyła zza drzew i pognała ku siostrze.
      - ZOSTAW JĄ, WAMPIRZE! - wrzasnęła.
      Oboje odwrócili się ze zdziwieniem.
      Kaori szybko dopadła do Ayi, złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą. Aya nie była zdolna protestować. Patrzyła to na siostrę, to na Zero, który siedział nieruchomo na ziemi w tym miejscu, w którym jeszcze przed chwilą ona sama siedziała wraz z nim. Wyglądał okropnie. Zaraz jednak straciła go z oczu, zniknął za zasłoną drzew.
      Kaori szła niesamowicie szybko, wciąż ciągnąc za sobą siostrę, która co rusz się o coś potykała. Normalnie miała dobry refleks, ale teraz, tak bardzo osłabiona i oszołomiona…
      - Kao-chan, zwolnij… - poprosiła cicho.
      Kaori zatrzymała się i spojrzała na szyję Ayi. Pyszniły się na niej dwie ranki, a całość znaczyła wciąż jeszcze względnie świeża krew.
      - Nie wybaczę mu tego - wycedziła, po czym znów złapała starszą siostrę i pociągnęła ją do akademika.
      Trochę im zajęło dojście tam, bo Ayi było okropnie słabo. Kaori była jednak nieugięta i nie zatrzymała się już ani razu. Chciała znaleźć się u siebie jak najszybciej, dlatego podtrzymując Ayę, niemal gnała ku dormitorium.
      Jakoś wreszcie dotarły do pokoju. Aya pamiętała tę drogę jak przez mgłę. Kao odprowadziła ją do łóżka i pomogła jej się położyć. Aya skuliła się niczym dziecko, przyciskając dłoń do zranionego miejsca. Drżała i płakała, nadal nie mogąc pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Do tego jeszcze Kaori…
      - Kao… ja… - zaczęła z trudem.
      - Nic nie mów - nakazała blondynka. - Śpij.
      Niełatwo było jednak to zrobić. W głowie Ayi kłębiły się setki myśli. Zero zrobił to, czego miał nigdy nie uczynić. Ale to po części jej wina. Ostrzegał ją niejednokrotnie, ale ona opuściła gardę. Co więcej, Kao w tak brutalny sposób dowiedziała się prawdy. I jeszcze… Pomyślała o mamie, która również padła ofiarą wampira. Czyżby historia lubiła się powtarzać? Ale nawet jeśli, ona nie powinna była do tego dopuścić. Potrafiła przecież się bronić. Wiedziała też przecież, że z Zero było coraz gorzej. Powinna mieć się na baczności, a nie urządzać z nim sobie spacerki i pogawędki. Naiwna idiotka…
      W końcu jednak, zmęczona strasznymi myślami, a także osłabiona na skutek utraty krwi, zasnęła.
      Kaori co chwila upewniała się, czy siostra naprawdę śpi. Chwilami lękała się, czy Aya nie przypłaci tego wszystkiego życiem. Siedziała więc na jej łóżku i wpatrywała się w tę ukochaną, bladą twarz.
      Ichiru mnie nie okłamał. A ty, nēsan… O wszystkim wiedziałaś. I… prawie zabiłaś tego kretyna… Kim jesteś? Kim wy wszyscy jesteście?!
      Do pokoju wpadł nagle Kaien Kurosu. Kao usłyszała z korytarza pewne poruszenie. Widocznie niektóre z dziewcząt zauważyły dyrektora.
      - Wszystko z nią w porządku? - zapytał na progu.
      - Proszę ciszej, dyrektorze - odezwała się. Pragnęła, by Aya spała jak najdłużej. Musiała odzyskać siły, tak brutalnie jej odebrane.  - Gdzie jest ten dupek?
      - Masz na myśli Zero-kuna? Cóż, kazałem mu iść na patrol - przyznał. Gdy chłopak wpadł do jego domu i wyznał mu, co zrobił, Kaien uznał, że najlepiej będzie czymś go zająć. Był tak rozgoryczony i roztrzęsiony, że nie powinien być pozostawiony negatywnym myślom. Jeszcze znowu ubzdurałby sobie coś na temat samobójstwa.
      - Muszę na chwilę wyjść. Może pan iść albo zostać, jak tam się panu podoba - powiedziała Kaori, zmierzając ku drzwiom. Nie zauważyła nawet, że nie zwraca się do dyrektora tak, jak powinna.
      - Ale… Kaori-chan!
      Nie słuchała go jednak. Obecnie miała gdzieś wszelkie autorytety. Czym prędzej wybiegła na dwór, ignorując mijane koleżanki chcące dowiedzieć się, czy coś się stało.
      Noc była ciemna i dziwnie chłodna. A może tylko tak jej się wydawało? Tak, pewnie tak. To wina targających nią emocji.
      Jakby wiedziona nienawiścią, już w ciągu kilku minut zauważyła prefektów, stojących na czymś w rodzaju tarasu.
      - KIRYŪ! Złaź tu natychmiast! - wrzasnęła.
      Chłopak spojrzał na nią. W jego oczach malowały się wielkie cierpienie i udręka, jednak nie obchodziło jej to zupełnie. W tej chwili miała serce z kamienia.
      Zero zeskoczył posłusznie i podszedł do niej. Yūki patrzyła na nich ze zdziwieniem, ale, o dziwo, nic nie powiedziała.
      Kaori z całej siły uderzyła prefekta w twarz. Ten nie śmiał podnieść na nią wzroku. Pewnie ledwo poczuł cios, ale jako śmieć i zdrajca nie powinien nawet patrzeć na siostrę tej, którą tak skrzywdził.
      - Już nigdy… przenigdy z nią nie rozmawiaj - szepnęła ze złością Kaori. Cała drżała z powodu furii. - Od teraz… nienawidzę cię jeszcze bardziej. Z całego serca. Jesteś skończonym dupkiem. I jeśli… jeśli choć zbliżysz się do nēsan, to… to cię zabiję.
      To rzekłszy, odwróciła się na pięcie i odeszła.

      Nie wróciła do damskiego akademika, bo czuła potrzebę zrobienia czegoś jeszcze. Skierowała się w stronę dormitorium chłopaków i bez wahania do niego weszła. Błądziła chwilę po korytarzach, nie wiedząc, w którą stronę iść.
      - Hej! Dziewczynom nie wolno tu wchodzić! - krzyknął ktoś.
      Kaori odwróciła się i spostrzegła przewodniczącego męskiego akademika.
      - W którym pokoju mieszka Kiryū-kun? - zapytała, nie zważając na jego wcześniejsze słowa.
      - Który? - wyrwało cię chłopakowi. - To znaczy… Proszę natychmiast stąd wyjść.
      Blondynka podeszła powoli do przewodniczącego.
      - Senpai, proszę - powiedziała melodyjnie, próbując zrobić zarazem słodki, jak i stanowczy oraz błagalny wyraz twarzy. - Chyba możesz pomóc biednej dziewczynie, prawda? Muszę zrobić coś naprawdę ważnego.
      - Ehm… - zaczął chłopak, oczarowany już śliczną dziewczyną. - To którego…
      - Tego nowego. - Uśmiechnęła się uroczo, jednocześnie dziwiąc się w duchu, że stać ją na coś takiego w takiej sytuacji. Wiedziała jednak, jak słodkie minki działały na chłopców w tym wieku. Zdecydowała się więc wykorzystać każdy możliwy sposób na osiągnięcie celu.
      - Ech, no niech ci będzie. Chodź, zaprowadzę cię.
      - Nie trzeba, sama sobie poradzę. Rozkład pomieszczeń jest tu taki jak u nas, powiedz tylko, w którym pokoju mieszka.

      Trafiła bez problemu. Zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi, ale mimo tego weszła. Ichiru leżał w łóżku i spał. Światło księżyca oświetlało jego przystojną twarz. To dziwne. Niby wyglądał tak samo jak Zero - mieli tylko inne fryzury - ale nie czuła obrzydzenia ani nienawiści, gdy na niego spoglądała. Jakoś nie miała problemu z rozdzieleniem tych dwóch pozornie identycznych istot.
      Weszła w głąb pomieszczenia i usiadła na podłodze, tuż przy łóżku.
      - Miałeś rację. Z początku myślałam, że kłamiesz, nie chciałam uwierzyć w te niedorzeczne słowa… Ale powiedziałeś prawdę. Twój brat rzeczywiście jest wampirem. Potworem. I Aidō-senpai również. A skoro on, to Nocna Klasa także - wyszeptała. - Wiesz… przyszłam tu, by ci podziękować. Może… może powinnam być zła albo mieć do ciebie żal, ale… otworzyłeś mi oczy. Sprawiłeś, że powoli… powoli będę poznawać prawdę. I teraz być może będę mogła choć odrobinę chronić siostrę. Chociaż nie udało mi się obronić jej dzisiaj…
      Samotna łza spłynęła jej po policzku. Przymknęła oczy, wzięła głęboki wdech, po czym wstała po cichu i skierowała się ku wyjściu. Wtedy jednak coś ją tknęło.
      Zaraz… Skoro Zero jest wampirem, to czy on także…?
      Podeszła powoli do śpiącego chłopaka. Jakby bezwiednie wyciągnęła dłoń, próbując odchylić nieco jego wargi, by spojrzeć na to, czy jego kły są ludzkie, czy wampirze. Logicznym wydawało się przecież, że skoro Zero był wrednym krwiopijcą, to i Ichiru zalicza się do tego gatunku. Prawda? W końcu to rodzeni bracia, do tego bliźnięta jednojajowe.
      Zaledwie jednak dotknęła jego ust, Ichiru otworzył oczy i równocześnie złapał ją mocno za nadgarstek. Zrobił to tak błyskawicznie, że nawet nie zauważyła tego ruchu.
      - Czy to jakiś twój zwyczaj, że wkradasz się w nocy do obcych? - wycedził rozeźlony.
      Kaori pobladła z przerażenia. Próbowała wyrwać rękę z uścisku, ale chłopak był zdecydowanie zbyt silny.
      - Ja… Słyszałeś, co mówiłam? - spytała cicho.
      - Może. - Przeszył ją uważnym spojrzeniem. - To jak? Odpowiesz mi?
      - Chciałam tylko… zobaczyć… czy ty też jesteś wampirem - szepnęła szczerze, ale z lękiem.
      - Cholera! - zdenerwował się chłopak. Podniósł się gwałtownie. - Nie! Nie jestem! Nie byłem! I pewnie nigdy już nie będę!
      Kao drżała ze strachu i zażenowania.
      - Przepraszam… - powiedziała cicho, odrobinę się cofając.
      - Przepraszasz? Mnie? Dziewczyno, przeze mnie twój świat został zrujnowany! Zburzyłem wszystko, w co wierzyłaś! A ty mnie przepraszasz?! Zastanów się…
      Kao nie wytrzymała już i zaczęła płakać. Trzęsła się jak głupia. Czuła, że właśnie osiągnęła limit. Wcześniej starała się trzymać, ale teraz… zwyczajnie już nie mogła.
      - To wszystko jest… - zaczęła.
      Chłopak wstał i zaczął zbliżać się do dziewczyny. Ta z kolei cofała się tak długo, aż natrafiła na ścianę.
      - Straszne? Okropne? Niemożliwe?
      Stał już tuż przed nią. Miał na sobie tylko spodnie od dresu, a światło księżyca oświetlało jego nagi tors.
      - Odpowiesz wreszcie?! - krzyknął, równocześnie opierając rękę na ścianie, wprawiając tym samym Kaori w porządne zakłopotanie.
      Nie odpowiedziała. Spuściła wzrok. Drżała i płakała, nie potrafiła się powstrzymać. Tego wszystkiego było po prostu zbyt wiele jak na jedną noc.
      Ichiru, jakby dotknięty jakimś ludzkim odruchem, przygarnął do siebie roztrzęsioną dziewczynę. Uspokoił się już i odczuwał w tej chwili jedynie smutek.
      Jest taki ciepły… Kaori przestała drżeć, poczuła ogarniającą ją senność. Nagle poczuła się bezpiecznie. Dziwne…
      Po chwili, wciąż przytuleni, osunęli się po ścianie.

      Kaori obudziła się wreszcie. Spuchnięte oczy piekły ją lekko.
      Przez chwilę nie bardzo wiedziała, gdzie się znajdowała. Ze zdziwieniem zauważyła, że siedzi na podłodze, w dodatku wtulona w Ichiru. Wówczas wszystko sobie przypomniała.
      Dbając o to, by go nie zbudzić, delikatnie wysunęła się z jego objęć.
      Spojrzała jeszcze na jego twarz.
      - Przepraszam i… dziękuję - wyszeptała, po czym wyszła z pokoju, po cichu zamykając potem drzwi.
      Wybiegła z akademika chłopców i skierowała się w stronę swojego.







***
      Dobry wieczór!
      Troszku mi się zapomniało o rozdziale. Bo wiecie, książka pochłania czas. Simsy pochłaniają czas. A jedno i drugie naraz? Katastrofa! A to właśnie robię od dwóch dni. Choruję sobie, nie mam siły na nic pożytecznego, dlatego nadrabiam czytanie i granie, a co.
      Dedykacja dla Kiran, Tasary i Oleeny. Dzięki, że jesteście, że się odzywacie!
      Kolejny rozdział za półtora tygodnia, w ostatni dzień stycznia. Do napisania!

2 komentarze:

  1. Nie ważne ile lat upłynie, wciąż podobają mi się te sceny, ta historia :D Nie wiem czy to już spaczenie, ale no...chcę więcej, już, teraz! Haha, a tak na serio, to mimo że znam tę historię, to po takim czasie odkrywam ją na nowo, odkrywam więcej mam wrażenie, a to chyba dobrze :)
    Weny, więcej pisania, czytania i grania (czy tak się da?! xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam do tej historii sentyment. Jak widać. xD
      Nie wiem, czy się da, ale może spróbuję, gdy już wyzdrowieję i będę w stanie robić coś wymagającego myślenia. ^^'

      Usuń