- Jak mniemam, to Suzaku zamierzasz
zaszczycić wizytą, prawda, Aya-san? - Isaya uśmiechnął się lekko pod nosem. Jak
zwykle ubrany był wytwornie, Aya wątpiła, by miał ubrania inne niż koszule,
garnitury, eleganckie spodnie czy ewentualnie tradycyjne japońskie kimona. Nie
była wręcz w stanie wyobrazić sobie go na przykład w dresach czy T-shircie.
Suzaku na swój sposób nie ustępował wujowi - on również zawsze wyglądał
szykownie.
- Tak - przyznała po chwili, kłaniając mu
się, jak nakazywała etykieta. Uśmiechnęła się łagodnie. - Gdzież to on się
podział?
- Pewnie znów chadza po polach - wysunął
przypuszczenie. - Często to robi.
- W takim razie poszukam go, bo pewnie
nieprędko wróci.
Pożegnała się grzecznie, po czym opuściła
posiadłość czystokrwistego rodu Shoutou. Oddaliła się odrobinę od domu, idąc w
stronę pól i łąk, by zapachy i aury wampirów z pobliskiego dworu nieco osłabły.
Wówczas przystanęła, zamknęła oczy i wytężyła zmysły. Skupiła się na
wspomnieniu zapachu Suzaku i po kilku minutach udało jej się go umiejscowić.
Nie miała całego dnia, więc przeteleportowała się trochę, by szybko zmniejszyć
dzielący ich dystans.
Siedział pod zupełnie ogołoconym z liści
samotnym na owej łące drzewem. Wyglądał jak standardowy bohater romantyczny
cierpiący na ból istnienia. Gdyby nie wiedziała, dlaczego jest taki zasmucony,
być może nawet roześmiałaby się z takiego porównania.
- Co tu robisz? - zapytał nieco zdziwiony,
podnosząc na nią wzrok, gdy trochę się zbliżyła.
- Widziałam się wczoraj z Kaori -
powiedziała. Zgrabnie przycupnęła naprzeciwko niego. - Podobno wpadliście na
siebie, gdy odwiedziła Marię.
Szczerze mówiąc, nieco zestresowała się,
gdy Kao opowiadała jej, jak prosiła Suzaku o przysługę, jaką miała być rozmowa
z Hanashi i przekonanie jej do powrotu do Związku. Pewna, że Shoutou musiał to
nieźle przeżyć, koniecznie chciała się z nim zobaczyć, choć od tamtej rozmowy
Kao i Suzaku minęło już ładnych parę dni.
- Taak - przyznał, po czym opowiedział jej
pokrótce o spotkaniu. Był świadom, że Aya musiała to już usłyszeć od Kaori,
lecz pewnie chciała poznać też jego wersję. - Oczywiście nie mogłem spełnić jej
prośby. Zaniepokoiłem się jednak i poszedłem zobaczyć się z Keiem…
- Och, i przeżyłeś to spotkanie -
stwierdziła fakt, przyjemnie zaskoczona tym, że Suzaku wyszedł z tego cało.
Obawiała się, że Kei gorzej zareaguje, gdy spotka księcia, który tak zranił
jego najdroższą siostrę bliźniaczkę.
- Uhm. - Skinął głową. - Potraktował mnie
tylko prawym sierpowym. Choć zasłużyłem na coś o wiele gorszego.
- Dobra, dobra, skończ, masochisto -
przerwała mu, podnosząc rękę. - Chciałam ci przekazać, że mój głupi mąż
wreszcie raczył wyciągnąć rękę do zgody. Wierz mi lub nie, ale on i Ichiru
napisali do Hany list, żeby przekonać ją do powrotu. Dawno nie słyszałam o
większym idiotyzmie, ale cóż, grunt, że wreszcie poszli po rozum do głowy…
Gdyby wcześniej logicznie pomyśleli, ten cały cyrk by się nie wydarzył. Za dużo
w naszej rodzinie nerwusów - westchnęła.
- Serio, list? - Uniósł brew. W pierwszym
odruchu miał ochotę się roześmiać, ale potem… Potem przeszło mu przez myśl, że
list to świetna forma komunikacji, kiedy nie można było pozwolić sobie na
konfrontację twarzą w twarz, więc może i on powinen skorzystać z tego sposobu?
Spojrzał na Ayę, chcąc ją zapytać o zdanie, ale od razu zorientował się, że ta
czyta mu w myślach i zdecydowanie jest przeciwna tego rodzaju ucieczce od
problemów.
- Mężczyźni… - szepnęła, z politowaniem
kręcąc głową. - Bądź cierpliwy. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, Hanashi wróci do
Związku i do Akademii, a po jakimś czasie na pewno poukłada sobie również inne
sprawy. W końcu będzie gotowa na rozmowę z tobą, ale jej nie poganiaj. Nie
wolno ci tego robić, bo tylko ją rozjuszysz.
- Sęk w tym, że ten cały Hanadagi przyczepił
się do niej jak rzep psiego ogona! - wybuchnął nagle. - Aya, ja naprawdę boję
się, że on jej coś zrobi. Czuję to w kościach - mruknął, przegryzając wargę. -
Jemu nie można ufać.
- Wiem, już to mówiłeś…
- Słuchaj, może poprosiłabyś Kairena, żeby
miał na niego oko, co? - zapytał z nadzieją wymalowaną na twarzy. W takich
chwilach nieodmiennie wyglądał jak dziecko.
- To nie problem - odparła. - Obawiam się
jednak, że Kai niewiele będzie mógł zdziałać. Nie może przecież rozkazywać
Hanadagiemu. Ale porozmawiam z nim i z Deiem - obiecała. - Może wspólnie coś wymyślą.
- Dziękuję. - Skinął jej głową,
uśmiechając się blado. Wiedział, że był okropny, ale strach o Hanashi był
autentyczny i nie potrafił się go pozbyć. Oczwiście dochodziła do niego ogromna
zazdrość, niemniej próbował ją stłamsić na tyle, by móc myśleć logicznie.
Najważniejsze było bezpieczeństwo Hany, a nie jego ego. - A co do Kaori… Nie
domyśla się? - spytał niepewnie.
- Cóż, wymyśliła już kilka scenariuszy,
ale podejrzewa raczej jakąś małą sprzeczkę, a nie… coś takiego - odpowiedziała
szczerze Aya. Widziała niepokój Kao, ale nie mogła przecież wyznać jej prawdy,
choć jednocześnie źle się z tym czuła. Przypomniała sobie, jak niegdyś ukrywała
przed Kaori dosłownie wszystko, z tym, kim jest, włącznie. Potem przyrzekły
sobie, że nie będą się już nawzajem okłamywać. Z drugiej strony, Aya nie mogła
też zdradzić Suzaku. To była sprawa między nim a Hanashi i tylko tych dwoje
mogło decydować, komu powiedzą o sprawie. Suzaku wybrał ją, Hanashi Keia, a
może i kogoś z przyjaciół? Tego nie wiedziała.
- Gdyby poznała prawdę, pewnie by mnie
zabiła - zauważył z ponurym uśmiechem. Właściwie nawet nie miałby do niej o to
żalu. Zasługiwał na to. - Ichiru też.
- Fakt - musiała przyznać.
- Mogę zadać ci osobiste i smutne pytanie?
Skinęła głową, domyślając się, o co Suzaku
chce spytać.
- Gdyby Kaname Kuran żył, zemściłabyś się
na nim za to, co stało się Mariko? Chciałabyś go za to zabić? - zapytał cicho,
bojąc się na nią spojrzeć.
Przez chwilę milczała, patrząc w szare
niebo, po którym krążyło kilka samotnych ptaków. Było tak ponuro… Pogoda dobrze
odzwierciedlała nastrój Suzaku oraz ten, który nawiedzał Ayę, gdy mówiła o
zmarłej przed laty córce, której wizerunek obecnie niecnie wykorzystywano jako twarz
rewolucji.
- Może i bym chciała… ale nie potrafiłabym
nikogo zabić - stwierdziła. Dopiero wtedy opuściła głowę i spojrzała na Suzaku.
- Ale Zero by się nie powstrzymał. Znalazłby go nawet na końcu świata i zadałby
mu śmierć najgorszą z możliwych. Nigdy nikogo nie nienawidził aż tak jak jego.
Nawet Shizuki.
Choć to Shizuka Hiou zamordowała mu
rodziców, przekabaciła Ichiru na swoją stronę, a jego samego przemieniła w
przedstawiciela gatunku, którym Zero przez tyle lat gardził, ta nienawiść przez
lata zdążyła nieco ostygnąć. Jednakże uczucie, jakie żywił do Kaname Kurana,
nienawiść tak ogromna, że aż niezmierzona, nigdy nie wygasła. Nie dość, że
Kuran wykorzystywał go do własnych celów, posługując się nim jak pionkiem, gdy
byli jeszcze w liceum, nie dość, że odebrał mu „siostrę”, za jaką swego czasu
uważał Yuuki, to jeszcze wykorzystał niewinną Mariko w najgorszy możliwy
sposób, a do tego - i to być może bolało go nawet najbardziej, choć pewnie by
się do tego nie przyznał - rozkochał ją w sobie, tak jak niegdyś zrobił to z
Yuuki. Dla Zero była to osoba bezczelnie wykorzystująca innych i odbierająca mu
tych, na których bardzo mu zależało. Nie byłby w stanie mu tego wybaczyć.
Nigdy, przenigdy.
- Zabiją mnie - stwierdził, wzdychając
lekko. Co prawda w razie czego byłby w stanie bez trudnu obronić się przed
Ichiru i Kaori (problem mógłby mieć co najwyżej z Zero), niemniej raczej dałby
się zamordować, bo czuł, że taki pacan jak on na to zasłużył.
- No, bez przesady, wymazanie pamięci to
nie to samo co zabicie rękami córki kilku osób - rzekła na to, próbując się
uśmiechnąć.
- Przepraszam - szepnął. Ujął jej dłoń i
uścisnął ją lekko. Nie potrafił sobie wyobrazić, co ona musiała czuć, kiedy
straciła córkę i teraz, gdy wykorzystywano ją jako twarz rewolucji, która tak
bardzo celowała przecież w jej rodzinę.
- W porządku - odparła, również lekko
zaciskając rękę. Popatrzyła mu prosto w oczy. - Powiedzmy, że się z tym
pogodziłam. - To nie do końca było prawdą, nadal tęskniła za Mariko i nie mogła
sobie wybaczyć tego, że nie potrafiła jej w żaden sposób pomóc, ale mimo
wszystko miała świadomość, że Mari ma się dobrze. - Kairen widuje się z nią od
czasu do czasu - dodała. - Podobno jest tam względnie szczęśliwa. Razem z moimi
rodzicami…
- Wiesz, trochę mu zazdroszczę -
powiedział. - Kairenowi. Że może widywać się ze zmarłymi. Czasami tak bardzo
brakuje mi matki… Ojca zresztą również, choć można powiedzieć, że na swój
sposób zastępuje mi go wuj. Niemniej bardzo chciałbym ich oboje zobaczyć. Pod
tym względem śmierć wcale nie byłaby taka zła. Chyba nawet się jej nie boję -
wyznał. - Byłbym tylko niepocieszony, że nie zdążyłem wyprostować tej sprawy z
Hanashi i uzyskać jej przebaczenia. Choć z drugiej strony, nie wiem, czy
kiedykolwiek się tego doczekam.
- Doczekasz się, doczekasz. - Uśmiechnęła
się leciutko. Naprawdę w to wierzyła. Hana była co prawda uparta jak osioł -
zresztą nie ona jedna w rodzinie - ale kochała Suzaku, czy tego chciała, czy
nie, więc prędzej czy później zda sobie sprawę z tego, że on naprawdę żałuje tego,
jak ją zranił. - Nie umieraj mi jeszcze, zgoda?
- Spróbuję - obiecał, posyłając jej ponury
uśmiech.
Zawiał wiatr na tyle mocny, że aż ją
zmroziło. Opatuliła się szczelniej płaszczem. Większość wampirów była bardziej
odporna na zmiany temperatury niż ona. A może to tylko przyzwyczajenie z
okresu, gdy bardziej przypominała człowieka niż wampira? Sama nie wiedziała.
Patrzyła na przyjaciela, nie będąc w
stanie wyznać mu, że sama niejednokrotnie myślała o śmierci. To by go tylko
zmartwiło. Ale ona i Zero naprawdę byli na skraju wytrzymałości. Już sama
zdrada była trudna do przełknięcia, lecz ich najbardziej bolał fakt
wykorzystania do tego wszystkiego Mariko. Oboje byli okropnie wrażliwymi
osobami - choć nie zawsze było to po nich widać, a już szczególnie po Zero -
przez co ledwie dawali sobie radę. Gdyby nie to, że mieli siebie nawzajem, a
także rodzeństwo, syna i resztę rodziny i przyjaciół, prawdopodobnie już jakiś
czas temu po prostu by ze sobą skończyli. Tyle że to byłaby ucieczka,
zostawiliby z problemami innych, a to byłoby nie w porządku. Jednak ta opcja
była tak bardzo kusząca… Choć o tym nie rozmawiali, znali się na tyle dobrze,
by wiedzieć, co siedzi w głowie tego drugiego. Chęc skończenia z tym wszystkim,
pragnienie oderwania się od rzeczywistości, a do tego wszystkiego możliwość
zobaczenia się z najdroższą córeczką, a także z rodzicami, których stracili tak
dawno temu…
Pokręciła lekko głową, by odpędzić od
siebie te myśli. Znów skupiła się na Suzaku i zagadnęła go, zmieniając zupełnie
temat w celu odprężenia zarówno jego, jak i samej siebie.
Jeszcze tego samego dnia udała się do
Akademii Kurosu. Jak za każdym razem poczuła niesamowitą nostalgię. Nie
potrafiła nie wspominać w tych murach wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat.
Jednocześnie czuła się przy tym niesamowicie staro.
Skierowała się do domku dyrektora, tym
razem głównie do Deichiego, a nie do Suzue. O dziwo, nie zastała jej zresztą,
bo podobno wyszła na zakupy do Mumei. Dei od razu zaproponował herbatę.
Oczywiśnie nie odmówiła. Usiadła przy stole w kuchni, razem z przybranym bratem
czekając, aż woda się zagotuje. W międzyczasie zastanawiała się w duchu, czy
Suzaku, z którym widziała się kilka godzin temu, umiał w ogóle zaparzyć kawę
czy herbatę. Mogło się to wydawać głupie i śmieszne, ale przecież zawsze
wszystko robili za niego służący…
Uśmiechnęła się sama do siebie. Cóż to za
głupoty chodziły jej po głowie, kto by pomyślał!
- Czemu więc zawdzięczam tę niespodziewaną
wizytę? - zaśmiał się Dei, wlepiając swe niebieskie ślepia w Ayę. - Nie jesteś
specjalnie towarzyska, więc obawiam się, że coś się za tym kryje, siostrzyczko.
- Za dobrze mnie znasz - stwierdziła,
lekko zawstydzona. - Przepraszam. Powinnam częściej do was wpadać.
- Owszem. - Deichi z powagą skinął głową.
- I Suzu, i mnie bardzo by to cieszyło. Ale nieważne. O co chodzi?
- O Shoutę Hanadagi - odparła prosto z
mostu. - Wiesz, że przyczepił się do Hany-chan. Boję się, czy nie zrobi jej
jakiejś krzywdy - rzekła. Wolała nie mówić o Suzaku, żeby Dei nie zaczął jej
wypytywać, tak jak potrafiła to robić Kaori. - Ufasz mu?
- Jemu nie da się ufać - westchnął.
Odsunął krzesło i wstał, bo czajnik właśnie zasygnalizował zagotowanie się
wody. - Ale co mam zrobić? Przecież nie wywalę go i paru innych nicponi na
zbity pysk. Potrzebny nam czystokrwisty, żeby Nocna Klasa dobrze prosperowała.
Zależy nam przecież na zaciśnianiu więzi między ludźmi i wampirami. Poza tym
oficjalnie on nie robi nic złego, a do tego otacza szkołę czarem ochronnym. A
właśnie, jak tu weszłaś? - Na moment odwrócił się od blatu i spojrzał na Ayę.
- Mam swoje sposoby - wymigała się od
odpowiedzi. - Tak szczerze, to czystokrwisty nie miałby większych problemów ze
sforsowaniem takiej obrony.
- Ale czasy mamy takie, że to głównie
Łowców się obawiamy - zauważył ze smutkiem Dei.
- Nie da się ukryć… - mruknęła.
- W każdym razie… Cóż, po prostu mam
nadzieję, że Shouta-san niczego nie wywinie - oznajmił, zalewając herbaty.
- Mimo wszystko miej go na oku, dobrze? -
poprosiła.
- Jasne - obiecał.
Zdążyli porozmawiać chwilę przy herbacie,
gdy dołączył do nich Kairen. Najwidoczniej już się obudził i wyczuł, że na
terenie Akademii zjawiła się jego matka. Aya czule go przytuliła - a właściwie
bardziej on ją, bo był od niej wyższy i tonęła w jego ramionach - i ucałowała
go w policzek. Tak bardzo go kochała…
Wyjaśniła mu sprawę i poprosiła, by uważał
na Shoutę. On też mu nie ufał, do czego otwarcie się przyznał. Zapytany, czy
Mayumi nie miała przypadkiem jakiejś wizji z jego udziałem, zaprzeczył. Czuł
jednak, że trzeba mieć oko na Hanadagiego, lecz miał nieco związane ręce, bo
przecież nie mógł go siłą zatrzymać w Księżcyowym Akademiku.
- Od czasu do czasu gdzieś znika -
przyznał. - Nie wiem, czy widuje się wtedy z Haną, ale szczerze mówiąc, nie
zdziwiłoby mnie to. Niemniej za każdym razem, gdy mu przypominam, że nie
powinien tego robić, bo to niezgodne z regulaminem i takie tam, on oświadcza
tylko, że póki nie jest potrzebny w Akademii i utrzymuje barierę, nikomu nie
dzieje się krzywda z powodu jego obecności, więc nie musi wciąż siedzieć na
miejscu.
Deichi westchnął.
- Same z nim problemy. Zaczynam tęsknić za
Toshiko Hanadagi, serio…
- Nie da się ukryć, że Shouta to niezłe
ziółko - przyznał Kairen. Chciał coś jeszcze dodać, ale wtedy do domu wparowała
Kanaru. Zarumieniona od biegu z dormitorium przywitała się z ciocią i tatą.
Kairen wstał i po powitaniach objął ją od tyłu i ucałował w policzek.
- Musimy cię niemal zmuszać, byś tu
częściej wpadała, a gdy tylko Kai tu zawita, od razu się zjawiasz - marudził
Deichi, po czym wstał, podszedł do Kairena i konspiracyjnym tonem szepnął mu na
ucho: - Przychodź częściej.
Zaśmiali się wszyscy, bo naturalnie każdy
to usłyszał.
- Och, tatku, nie przesadzaj, przychodzę
tu prawie codziennie! - oświadczyła zgodnie z prawdą Kana. Od kiedy dowiedziała
się, że mama jest w ciąży, starała się jej pomagać, w czym się dało, niemniej
tacie zawsze było mało. Była jego oczkiem w głowie. Momentami zastanawiała się
jednak, czy po narodzinach młodszego dziecka to nie ulegnie zmianie…
Deichi chiał coś powiedzieć, ale Kanaru
miała rację, więc nie potrafił znaleźć żadnego sensownego argumentu, który
mógłby ją przekonać do tego, by dłużej przesiadywała w domu. I tak na swój
sposób poświęcała się, przychodząc tu w ciągu dnia, który był przecież
przeznaczony na jej sen. Ponadto trenowała się na Łowczynię, więc w rezultacie
naprawdę nie miała wiele czasu na odpoczynek. Właściwie porządnie go to
martwiło - Suzu zresztą też - ale z drugiej strony, córka wcale nie wyglądała
na nieszczęśliwą. Wręcz przeciwnie - od kiedy zeszła się wreszcie z Kairenem,
wprost promieniała. Podobnie było z Tamakim, którego spotykał od czasu do
czasu. Był z Aiką Akayamą tak przeszczęśliwy, że przypominał słońce. Deichi był
zachwycony tym, że dzieciaki tak świetnie się dogadują, choć w międzyczasie nie
omieszkał przeprowadzić z Kaiem poważnej męskiej rozmowy na temat tego, jak ma
się obchodzić z Kanaru. Był przy tym wielce poważny, chociaż wiedział, że kto
jak kto, ale Kairen w życiu nie skrzywdziłby Kany ani nie zrobił nic wbrew jej
woli, momentami bał się jednak, że to Kanaru coś odbije, a Kairen, jak to
chłopak, po prostu ulegnie. Mimo wszystko postanowił więc trzymać rękę na
pulsie.
Przez jakiś czas siedzieli wspólnie,
rozmawiając. Niebawem dołączyła do nich Suzue. Ostatecznie Aya opuściła domek
dyrektora Akademii dopiero wieczorem.
Koło pierwszej w nocy przysnęło mu się,
jako iż nie miał akurat nic ważnego do roboty. Raz żył jak człowiek - w ciągu
dnia, raz jak wampir, przez co ostatecznie sypiał o różnych porach.
Tym razem między trzecią a czwartą obudził
go strach. Gwałtownie uniósł powieki, a jego prawa ręka niekontrolowanie
zacisnęła się na koszuli w okolicach serca. Przez moment nie mógł do końca się
rozbudzić i dojść do tego, co się stało.
Kiedy zorientował się, że to TEN rodzaj
niepokoju, natychmiast zerwał się na równe nogi. Zasnął w ubraniach, ale nawet
gdyby zrobił to w piżamie, i tak nie marnowałby czasu na przebieranie się.
Niczym strzała wypadł ze swojej komnaty, przebiegł przez korytarze, zbiegł po
schodach, by wreszcie wydostać się na świeże powietrze. Mijana służba
spoglądała na niego w zdumieniu, niektórzy pytali, co się stało, ale nie miał
czasu ani ochoty na to, by im odpowiadać.
Do licha, sam zresztą chciałby wiedzieć,
co się właściwie działo!
Nie znosił tego uczucia. Tego
paraliżującego strachu, który sygnalizował istotom nocy, że coś jest nie tak z
tymi, których najbardziej kochają. Ponieważ uczucie było szczególnie wyraźne i
bolesne, wiedział, że musiało dotyczyć Ayi. Obecnie była przeciaż najważniejszą
dla niego osobą. Przyjaciółką, bratnią duszą i tą, którą wiele lat temu
pokochał. On, wieczny egoista. To dla niej się zmienił. To dla niej tyle
poświęcił. To za nią oddałby życie.
Pędem skierował się ku bramie. Gdy ją
przekroczył, mógł wreszcie się teleportować. Nie wiedział, gdzie jej szukać,
ale logicznym było, że pierwsze miejsce, do którego powinien się udać, to jej
dom. Znalazł się pod nim po kilkunastu sekundach - tyle wystarczyło, by pokonać
dziesiątki bądź setki kilometrów poprzez teleportację, a następnie
przebiegnięcie dystansu dzielącego go od drzwi leśnego dworku Ayi i Zero.
Niecierpliwie zapukał do drzwi. Czuł, że
ona tam jest. Zero nie było, pewnie siedział w pracy, choć jeśli Ayi coś było,
on na pewno to wyczuł i gnał tu już w te pędy…
Gdy tak myślał i zastanawiał się już, czy
nie wyważyć drzwi, te nagle się otworzyły. Wyjrzała zza nich zaspana Aya.
- Suzaku, co ty tu robisz? - zdziwiła się.
Powiódł spojrzeniem po całej jej sylwetce,
by przekonać się, że wszystko z nią w porządku. Jednocześnie nie mógł nie
zauważyć, że jest w samej koszuli nocnej, w której, nawiasem mówiąc, wyglądała
prześlicznie. Zresztą ona zawsze była idealna. W jego oczach. I pewnie jeszcze
w oczach Zero. Nie, nie „pewnie”, lecz „z całą pewnością”.
- Jak dobrze, nic ci nie jest… -
wyszeptał, po czym, nie panując nad sobą, przytulił ją mocno. Poczuła, jak
mocno wali mu serce. Odczekała chwilkę, po czym odsunęła się od niego
subtelnie.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona.
Na jej czole ukazała się zmarszczka zmartwienia. Dopiero co kilkanaście godzin
temu z nim rozmawiała. Był wówczas zdołowany, owszem, ale nie tak spanikowany
jak teraz.
- Poczułem, że coś ci się stało - odparł.
- Nie bardzo rozumiem. To takie wyraźne uczucie, ale z tobą wszystko w
porządku, tak?
- Oczywiście.
- W takim razie czemu…? - zaczął, ale
wówczas szeroko otworzył oczy. Gdy uzmysłowił sobie, co to oznaczało, serce
niemalże mu stanęło. - O, nie. Błagam, nie… - Złapał dłońmi głowę i pokręcił
nią z niedowierzaniem. Cholera! Dlaczego wciąż popełniał same głupoty?! Nadal
nie przyzwyczaił się do myśli, że Hanashi zawładnęła jego sercem w niemal
równym stopniu co Aya. Nie, chwila… W równym. Gdyby było inaczej, nie czułby
tak wielkiego przerażenia. - Aya, Hana…
Skinęła głową. Doskonale już wiedziała, o
co chodzi. Pobiegła coś na siebie włożyć. W tym czasie Suzaku oparł się o
ścianę budynku.
Idiota, idiota, idiota! Poczuwszy, że
bliska mu osoba jest w niebezpieczeństwie, od razu pomyślał o Ayi. Tymczasem
jego pokręcone serce musiało już od pewnego czasu kochać równie mocno Hanashi.
Do licha, inaczej przecież by się z nią nie przespał. Kogo jak kogo, ale jej by
nie wykorzystał, nie zraniłby jej w ten sposób. Ale za to zranił w inny, kto
wie, czy nie gorszy? Nie miał szansy, by odkupić swoje winy. Nie miał szansy,
by uzyskać od niej przebaczenie. Jeśli teraz okaże się, że ją straci, nigdy
sobie nie wybaczy. Już i tak miał wielkie wyrzuty sumienia, wydawało mu się
nawet, że większych mieć nie można, ale okazało się, że to nieprawda. Gdyby
Hanashi zginęła, nie wybaczywszy mu, umarłby chyba z rozpaczy. Nie, moment.
Nawet gdyby mu wybaczyła, a potem umarła, też by nie wytrzymał. Do licha, czy
on w ogóle umiał jeszcze bez niej żyć? Nie był pewien. Wiedział tylko, że chce
ją znaleźć, przekonać się, czy wszystko z nią w porządku, boleśnie ukarać tego,
kto był sprawcą jego strachu o nią, a następnie porwać ją w ramiona i nigdy już
nie puszczać…
Aya przybiegła do niego, ubrana w zwykłe
dżinsy i bordową bluzkę z krótkim rękawem, po czym skinęła mu głową, gotowa do
działania. Złapali się za ręce, choć mogliby teleportować się osobno. Mgnienie
oka później stali pod drzwiami mieszkania Hany. Były zamknięte. Zapukali, ale
nikt nie odpowiedział. Nie zdziwiło ich to, bo czuli już, że nikogo w środku nie
ma. Nie marnując czasu na zastanawianie się, czy to przypadkiem nie jest złe (o
ile Suzaku nie miał takich skrupułów, Aya raczej nie włamywała się do niczyich
mieszkań), przeteleportowali się do przedpokoju. Na wszelki wypadek sprawdzili
każde pomieszczenie, ale w żadnym nikogo nie było, tak jak się spodziewali. W
sypiali wyczuli jednak mgliste wspomnienie aury czystokrwistego. Na szafce
nocnej leżał Black Butler Hany. Wyglądał, jakby ktoś chciał po niego sięgnąć,
bowiem część pistoletu wystawała poza krawędź stolika.
- Hanadagi - warknął przez zaciśnięte zęby
Suzaku, jednocześnie zaciskając ręce w pięści.
***
W całym domu rodzinnym Kiryuu
unosił się zapach aromatycznej pieczeni przygotowywanej przez Reiko na
specjalne okazje. Gospodyni wraz ze swoją córką radośnie pichciły obiad,
podczas gdy reszta rodziny wraz z wyjątkowym gościem zajmowała się rozmowami w
salonie. Tego dnia po raz pierwszy odwiedziła ich nowa dziewczyna Tamakiego.
Kaori od samego progu skakała wokół niej rozanielona, poniekąd dziwiąc się, że
jej szalony syn oddał serce tak spokojnej i zrównoważonej młodej kobiecie, ale
to tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że wybór był dojrzały i właściwy, nawet
jak na wiecznie nierozgarniętego Tamakiego.
Aika wyraźnie czuła się
przytłoczona rodziną chłopaka, mimo że nie pojawili się bliźniacy. Trzeba było
jednak przyznać, że potencjalna teściowa pod względem energii mogła uchodzić za
kilka osób, tak samo jak dziadek Tamakiego, Kaien. Nie wspominając o rudowłosej
bratanicy blondyna, Mayumi, która przyszła razem z nimi z Akademii. Babcia
również wydawała się żywiołowa, choć chyba jako jedyna odczuwała już skutki
swojego wieku. Ojciec jej wybranka zdawał się siedzieć lekko na uboczu, jednak
dziewczyna wiedziała, że on też do najspokojniejszych nie należał. Miło było
jej zobaczyć, po kim Tamaki otrzymał te nieziemskie oczy, musiała przyznać, że
u jego taty też robiły niemałe wrażenie. Siedząc tak pomiędzy nimi wszystkimi,
po części miała wrażenie, jakby już ich znała. W końcu tyle się o nich naczytała
w kronikach pióra Mariko! Aż głupio było jej przy nich siedzieć, czuła się jak
wśród bohaterów ulubionych książek. Jej głowę nachodziło wiele pytań, lecz
wiedziała, że nie wypada wypytywać ich o rzeczy z przeszłości (w dodatku dla
niektórych bardzo tragicznej), szczególnie iż w większości przypadków było to ich
pierwsze spotkanie i nie chciała wyjść na nachalną. Jedna rzecz nie dawała jej
jednak spokoju. Niby już się do tego przyzwyczajała, ale… jak oni mogli wszyscy
tak młodo wyglądać? Rodzice Tamakiego wyglądali jak starsze rodzeństwo
bliźniaków. Jej rodzice, choć wiele lat młodsi, mogliby być uważani za ich
rówieśników bądź nawet starszych. Nie wspominając o niesamowitej figurze mamy
Tamakiego, która dodatkowo wyeksponowała ją idealnie dopasowaną do sylwetki czarną
sukienką.
- Gdzie Kei z Miyą? - spytał
matkę Tamaki, wkradając się do kuchni. - I Hana…?
- Rozmawiałam wieczorem z Keiem,
miał się rano spotkać z Haną i namówić ją do przyjścia. Sam się deklarował,
więc nie wiem, co go zatrzymało. Był w kiepskim nastroju, pewnie pokłócił się z
siostrą, ale oczywiście nie chciał nic powiedzieć... Same kłopoty z tymi
dziećmi - zirytowała się Kao i machnęła łyżką w stronę najmłodszego syna. -
Chociaż ty mi już nie rób pod górkę, zrozumiano? Niedługo przez was osiwieję -
rozpaczała, ignorując fakt, że w jej wieku wszystkie kobiety świecą już na
głowie siwizną.
- Zawsze będziesz piękna, mamuś
- odparł słodko blondyn i wrócił do pokoju z lekko posępną miną. Miał bowiem
nadzieję, że Aika pozna dziś lepiej całą jego najbliższą rodzinę. Domyślał się,
że ciężko będzie namówić Hanashi, jednak myślał, że ze względu na niego postara
się na chwilę zapomnieć o rodzinnych sprzeczkach. Kątem oka dostrzegł, że jego
wybranka serca zauważyła jego smutek, więc uśmiechnął się prędko, by nie dawać
jej powodu do zmartwień. Ta jednak położyła mu rękę na ramieniu i posłała
pokrzepiający uśmiech, jakby wiedziała dokładnie, co leżało mu na sercu.
Ichiru patrzył z rozrzewnieniem
na tę scenę, wspominając czasy młodości z Kao. Zawsze robiło mu się ciepło na
sercu, gdy przypominał sobie, ile ta blond dziewczyna zmieniła w jego życiu.
Jakie to szczęście, że obaj z Zero poznali tak wspaniałe uczennice Akademii
Kurosu! Gdyby nie one, ich historia mogła się potoczyć zupełnie inaczej, a
Ichiru zdawał sobie sprawę, że zapewne nie byłoby go wśród żywych. Patrząc
teraz na ich wspaniałą rodzinę, wiedział, że dokonał właściwego wyboru, walcząc
o oddech do końca. Z rozmyśleń wyrwała go żona, głośno oznajmiając, że obiad
gotowy. Kiedy ich wzrok się zetknął, poczuł, że w tych niebieskich oczach jest
całe jego życie.
- Nie ma co czekać na
spóźnialskich, wystygnie, jeśli nie zaczniemy, więc siadajcie, kochani! -
zawołała Kaori, kładąc na stole sałatki. Po chwili dotarła do nich Reiko z
pieczenią i wszyscy zaczęli jeść.
Aika była pozytywnie zaskoczona
rodziną Kiryuu. Wszyscy zdawali się być tak ze sobą zżyci, przy stole wciąż
trwały jakieś śmieszne pogawędki na przeróżne tematy, jakby na jeden dzień
zapomnieli o troskach życia codziennego. Dziewczyna wiedziała, że to nie jest
łatwy dla nich czas, a jednak jakby czerpali siły ze swojej rodziny i z czasu
spędzonego razem. To sprawiało, że nie dało się ich nie polubić. W dodatku
obiad był wyśmienity, co dodatkowo procentowało.
Po zjedzonym posiłku Kaien
zaproponował Aice, że pokaże jej swoją wiekową katanę. Co prawda Reiko
wzburzyła się i oznajmiła, że przecież nie wypada tak się narzucać młodej
damie, ale dziewczyna zapewniła, że z przyjemnością pozna trochę historii tej
broni. Były dyrektor Akademii ucieszył się niezmiernie i zaciągnął dziewczynę
do pokoiku, w którym trzymali broń. Z pewnością to była nowość, raczej
niespotykana w normalnych domach. Jednak dzięki temu Aika była jeszcze bardziej
zafascynowana i ciekawa, czym jeszcze zaskoczy ją ta familia.
W tym czasie Tamaki pomógł mamie
zbierać talerze ze stołu. Przy okazji porozmawiali sobie trochę w trójkę z tatą,
bo ostatnio nie mieli do tego wielu okazji. Reiko za to zaczęła przygotowywać
ciasto na później. Blondyn zapytał rodziców o zdrowie, zarówno ich, jak i
dziadków. Starał się nie wypytywać o siostrę, bo wiedział, jak ciężko było im
tak długo żyć bez kontaktu z córką. Widział to po ich twarzach, choć próbowali
ukryć smutek. Zaczął więc opowiadać im o Aice i dopytywać, czy im się
spodobała. Mógłby o niej opowiadać godzinami, więc tematu starczyło im na cały
czas składający się na nieobecność jego miłości.
Podczas podwieczorku nastroje
dopisywały wszystkim. Aika nawet zebrała w sobie odwagę na tyle, by kilka razy
zacząć jakiś temat czy spytać o nurtujące ją rzeczy. Na szczęście każde takie
zachowanie było pozytywnie odbierane przez rodzinę Tamakiego, więc łatwiej było
jej się otworzyć i opowiedzieć też co nieco o swojej rodzinie, ponieważ rodzice
chłopaka byli bardzo ciekawi, skąd wywodzi się ich potencjalna przyszła synowa.
Najwięcej pytań zadawała jej jednak Mayumi, zainteresowana jej urodą, ubraniami
i innymi dziewczyńskimi sprawami.
Beztroski
nastrój rozbił dzwonek do drzwi. Kaori wykręciła oczyma, mówiąc pod nosem, że
jeśli to spóźniony Kei, to da mu nauczkę, więc sama ruszyła w stronę drzwi
wejściowych. Zdziwiła się lekko, widząc w progu Matsuo, od razu zauważyła też
opuchnięte oczy chłopaka. Szybko jednak odwrócił spojrzenie, jakby nie miał
siły patrzyć w jej oczy. Obok niego stał ze zwieszoną głową Kei, którego
poznała po szarej czuprynie, wyglądającej, jakby nikt jej od kilku dni nie
czesał. To jednak nie było ważne w tym momencie. Wystarczyła krótka chwila, by
Kaori wyczuła, że coś się stało. Jej serce gwałtownie przyspieszyło. Bała się
jednak spytać, o co chodzi. Mając już łzy w oczach, położyła dłoń na głowie
syna. Kiedy ten ją podniósł, łzy natychmiast wydostały się z jej oczu. Nagle
radosny gwar dobiegający z salonu zdawał się przestać istnieć. Widziała tylko
te puste, zapłakane oczy koloru nieba, które wyglądały, jakby ktoś im odebrał
wcześniejszy blask. Pokręciła tylko głową, jakby chciała się upewnić, że to nie
jest prawda. Niewiele rzeczy było w stanie doprowadzić jej syna do takiego
stanu. Widziała go w podobnym tylko dwa razy w życiu, a tym razem miała
wrażenie, że jest najgorzej. Wprowadziła chłopców do środka. Chwilę stali tak
bez słowa, gdy do holu wszedł uśmiechnięty Kaien, interesując się, co tak długo
nic nie słychać. Od razu stanął jak wryty i przybrał zbolałą minę, jednak o nic
nie pytał.
- Tato…
- powiedziała łamiącym się głosem Kaori. - Weź z mamą dzieciaki, proszę… -
szepnęła, patrząc przerażona na ojca. Ten skinął tylko głową i wrócił do
salonu, w którym natychmiast ucichły wszelkie rozmowy i śmiechy. Dawało się
słyszeć jedynie wyraźnie zmartwione szepty domowników i gości. Po chwili, kiedy
Kao upewniła się, że jej rodzice zabrali Mayumi, Tamakiego i Aikę, zaprowadziła
przybyłych do salonu, gdzie czekał na nich zmartwiony już Ichiru. Stali chwilę
w ciszy, która dłużyła im się w nieskończoność. Jednak Matsuo się przemógł i
zaczął.
- My… W
nocy Kei poczuł, że… że z Haną dzieje się coś złego - mówił z trudnością, co
chwila zaciskając zęby. Kaori patrzyła w niego wielkimi, zaszklonymi oczyma,
zapominając nawet mrugać. Ichiru szybko podszedł do niej i objął ją ramieniem,
próbując utrzymać na duchu zarówno ją, jak i siebie. W rzeczywistości bowiem
ich serca zdawały się wyrywać z piersi. - Pokłócili się wcześniej, powiedziała,
że nie chce wracać do Związku, że ma wszystkich dość… Nie było jej w
mieszkaniu. Wpadłem tam zresztą na pani siostrę i Suzaku. Szukaliśmy jej dziś
przez cały dzień, nigdzie jej nie ma, nikt jej nie widział. Przed chwilą
wróciłem z Akademii, Hanadagi zniknął po wczorajszych zajęciach… My… nie mamy
pojęcia, gdzie ona jest - szepnął. - Kei mówi… - nie zdołał utrzymać łez
wypływających mu z oczu.
- Ona
nie żyje… - powiedział ledwie dosłyszalnie Kei, jednak wszyscy i tak wyłapali
to zdanie, którego słowa odcisnęły od razu bolesne piętno na ich sercach. Kei podniósł
wzrok na rodziców, ale nie były to oczy, które znali. Były puste, niczym
człowieka, który stracił wszystko. Spuchnięte powieki od wielu godzin płaczu.
Przez cały dzień nie był w stanie wstać i przyjść do domu rodzinnego. Po nocy
spędzonej na podłodze dał radę tylko zawiadomić Matuso, który oddał śpiącą
jeszcze Miyako pod opiekę Katsumi, a sam z Shuujim szukali Hanashi przez cały
dzień. Równolegle to samo robili Aya i Suzaku. - Czuję to… Było źle, a potem…
nagle pustka… - Był tak otępiały, że nawet już nie płakał. Stracił serce,
stracił powód do życia. Jego światełko, jego promyk słońca zgasł. Zawsze mieli
tajemniczą więź, która pozwalała im odczuwać troski drugiego. On czuł jednak,
że więź się zerwała. Stracił ją na zawsze. Jak bardzo mógł jeszcze cierpieć?
Stracił trzy kobiety swego życia, w tym swoją drugą połowę, która żyła z nim
dziewięć miesięcy, jeszcze nim wyszli na świat, by poznać swoich rodziców. Była
jego radośniejszą częścią, jego uśmiechem każdego dnia, częścią jego serca,
która teraz, choć obumarła, bolała jak nigdy dotąd. Stracił siostrę,
przyjaciółkę, bratnią duszę, swojego anioła stróża, który zawsze nad nim
czuwał, tulił do snu, uspokajał w ciężkich chwilach. Stracił siebie. Nie chciał
już żyć. Gdyby nie dziewczynki, nie przeżyłby tej nocy. Poszedłby za nią, byle
znów móc trzymać ją w ramionach. Przeprosić za kłótnię, cofnąć czas i wyrzucić
Suzaku z mieszkania, pozwolić Hanie podejmować własne decyzje i być z nią w
każdej minucie.
Kaori
osunęła się na ziemię i zaczęła głośno szlochać. Ichiru usiadł obok niej na
podłodze i płacząc równie mocno, przytulił ją tak mocno jak umiał. Oboje mieli
teraz wyrzuty sumienia. Jak mogli odciąć się od kontaktu z córką przez głupią
pracę? Jak mogli wypiąć się na nią przez jej zachowanie? Powinni z nią więcej
rozmawiać i zrozumieć jej postępowanie, a nie z góry oceniać. Wiedzieli, że
nigdy nie wybaczą sobie straconego czasu. Bali się, że już nigdy nie będą mogli
złapać jej w ramiona i powiedzieć, jak bardzo ją kochają, jak żałują tego
straconego czasu. Bezgranicznie ufali Keiowi w sprawie jego bliźniaczki,
dlatego nie umieli się pozbierać po takiej informacji.
- Nie
mamy pewności - odparł głośniej Matsuo. - Nie znaleźliśmy jej jeszcze, więc
wszystko jest możliwe - mówił, chcąc nabrać choć odrobinę nadziei. Wciąż
wierzył, że odnajdzie się cała i zdrowa. Była jego najlepszą przyjaciółką, jego
druhem w pracy, to ona zmieniła jego życie, sprawiła, że przeprowadził się do
Mumei, zaczął nowy rozdział. Wiedział, że dziewczyna nie podda się tak łatwo,
życie było dla niej tak wielkim darem, że będzie walczyć o nie z całego serca.
Nie znał nikogo, kto pomimo tylu porażek i zranień tak bezwarunkowo kochał
życie.
- Już
jej nie ma, zrozum to wreszcie - wtrącił Kei z lekką złością. Nie miał żadnych
złudzeń, że jest inaczej.
- Ja
nie uwierzę, póki jej nie znajdę, rozumiesz? - powiedział pewnie Matsu, na co
Kei zareagował dość gwałtownie, rzucając się na Łowcę i szarpiąc go za koszulę.
- Zresztą Suzaku powiedział…
- Nie
ma! ZROZUM! Ona nie żyje! Moja siostra NIE ŻYJE! - krzyczał, a z jego oczu na
nowo wyciekł potok łez.
-
Przestańcie, to nie jest czas… - rzucił Ichiru, chcąc choć trochę uspokoić
chłopaków. Wciąż głaskał po głowie szlochającą żonę, która drżała w jego
objęciach.
- To
niemożliwe… - powiedział zziajany Tamaki, który właśnie wszedł do
pomieszczenia. Uciekł dziadkom, ponieważ wiedział, że sprawa dotyczy jego
rodziny. Miał prawo uczestniczyć w tej rozmowie. Przez krzyki brata o wszystkim
się dowiedział. Zaniósł się płaczem. - Hana jest niezniszczalna! Nie możesz
mieć racji… - dorzucił powoli łamiącym się głosem.
Kaori
jak na sygnał wstała i podeszła do najmłodszego syna. Musiała być silna,
szczególnie dla swych synów.
- Tama,
nie powinno cię tu być… - szepnęła, przytulając go do siebie. Wtulił się w nią
jak dziecko, choć zdążył już ją przerosnąć. Po chwili odsunęła się od niego i
zostawiła go przy ojcu, a sama podeszła do Keia. Nie miała siły wcześniej tego
zrobić. Patrząc na niego, wciąż widziała Hanę. Byli jak kalki. Nie mogła znieść
myśli, że nie zobaczy już swojego pierworodnego dzieciątka. Przytuliła syna,
który tak skulony położył głowę na jej ramieniu. Gładziła delikatnie jego włosy
jak wtedy, kiedy byli z Hanashi dziećmi.
-
Znajdziemy ją, bez względu na wszystko… - obiecała. - Dowiemy się, co się
stało, wrogów zabijemy z zimną krwią, nie pozwolimy sobie zabrać nikogo więcej.
Wytrzymaj jeszcze trochę, Kei. Dla dziewczynek…
Mieli
świadomość, że przed nimi ciężki okres. Najpierw trzeba było poinformować
rodzinę, choć, jak już usłyszeli, Aya, Suzaku, a także w międzyczasie Zero
zdążyli już się dowiedzieć. Potem wspólnie muszą przemyśleć wszystko i
zdecydować się na jakiś plan. W tym stanie było im jednak bardzo ciężko ruszyć
do pracy. Mimo wszystko wiedzieli, że czas nagli. W takiej sytuacji nie mogli
pozwolić sobie na zwłokę.
Kolejny rozdział ->
***
Cześć! Udało nam się napisać na dziś ten rozdział, więc macie. Przy czym zaznaczamy, że dwie pierwsze scenki wydarzyły się przed ostatnią sceną ze „Spełnienia marzeń”. Enjoy!
Dedykacja dla Karo, Kiran,
Chloe i Andzika, które skomentowały poprzedni rozdzialik VN. Dzięki,
dziewczyny!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny<3 Nie wiem co jeszcze mogę dodać, więc do kolejnego ;**
OdpowiedzUsuńLena
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńI dedyk! :*
Jezu, przepraszam, ze dzisiaj, ale wczoraj na śmierć zapomniałam! Przypomniałam sobie dopiero w pracy!
Eh... Jak to Hanashi NIE ŻYJE?!?!!??!?!!??!?!!?! Ja się nie zgadzam, jasne? Nie zgadzam!!!
I nie wierzę, że to Handagi ją zabił, ale z drugiej strony wszystko jest możliwe ;/
Boże, dziewczyny, zaskoczyłyście mnie, choć po tytule rozdziału podejrzewałam coś...
Rozdział super! Czytało się szybciutko!
Pozdro i weny!
K.L.
O nie... nie, nie, nie!!!!! Nie Hana. We wszystko uwierzę, ale nie w to, że Hana umarła!
OdpowiedzUsuńAle przyznaje, że przeczytałam to z szybko bijącym sercem.
Umiecie zaskoczyć i za to Was lubię ^^
Czekam na kolejne VN. Liczę, że szybko się pojawi. A jeśli nie to chociaż nowa wersja VK mi od łodzi moje ciężkie życie :)
Weny życzę i pozdrawiam :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam, witam i o zdrowie pytam!
OdpowiedzUsuńHANA NIE ŻYJE?!!!!! CO TU SIĘ KURKA WODNA WYRABIA?!!!! O.O Wkurzała mnie tą złością na Suzaku jak nie wiem, ale nie życzyłam jej śmierci!!! Masakra... Biedny Suzaku, biedna Kao i Ichiru, biedny Kei i cała reszta ;-; Mam nadzieję, że to tylko (ponury) dowcip i wszystko się ułoży!
Co do Ayi i Zero, to trzeba im czegoś co podniesie ich na duchu, nie chcę samobójstwa!!! ;-;
Dzięki za dedyk, pozdrawiam i życzę weny twórczej! :*
A naszej kochanej Ayi gratuluję zrobienia licencjatu! Ja sama w październiku zacznę studia, więc życzta mi szczęścia ;)
Chloe
Kaori, jestem z ciebie dumna!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJak debil przeczytałam najpierw komentarze, bo planowałam nadrobić jutro rano. Ale cóż. Słowa "Hana nie żyje" nie pozwoliły mi na to. xDDDDD Już ciśnienie podniesione,czytam by Wam wygrażać że stracicie czytelnika za zabicie Hany, ale tak naprawdę nie znaleźli ciała.
OdpowiedzUsuńNie ma ciała. Nie ma trupa. :) Proste.
Ja myślę, że ona mogła stać się wampirkiem. O tak. Jeśli przeżyła. Więź mogła zostać z Keiem zerwana bo w sumie umarła... i stała się wampirem! Jedyne sensowne rozwiązanie. Chyba, że ją jakoś jeszcze magicznie w trans senny wprowadzili. No albo nie żyje. :) Niech tylko umrze, a będę wygrażać.
To pochłonęło cały rozdział. Wiedziałam że Suzaku-Masochista będzie siebie wyzywał od idiotów (ewentualnie debili xD) jak pojmie że nie do tej dziewuszki co trzeba polazł. Ciekawe czy gdyby nie czekał na Aye tylko sam szybko pobiegł do domu Hany, to czy by zdążył uratować Hanę przed Suzaku? To mnie bardzo ciekawi...Bo chyba dużo czasu nie stracił teleportując sie do domku Ayi.
A z tym listem to śmieszne było. xDD I podsumowanie "faceci" XDDD
Bardzo fajnie była przedstawiona sielanka w domu Kao. Obiadek, pogaduszki i tak dalej. Wygląda jakby się im układało. A tu nagle taka bomba spada! BUM!
Ale ja w Was wierzę. Wierzę, że nie zabiłyście Hanashi. Nie mogłybyście tego zrobić. Bez przesady, Mariko, Hanashi... Nawet Martin tak bohaterów nie wybija... No dobra wybija. Nie bądźcie jak Martin :<
I łuhu! Dziękuję za dedykt <3
Dobra wiem że zapewne macie mi za złe że dopiero teraz komentuj ale nooo komp mi padł, czasu brakowało więc mam nadzieje że rozumiecie i wybaczycie ^ ^" W każdym bądź razie... O radości WRESZCIE mamy coś NOWEGO z VN! Q.Q No normalnie nie mogłam w to uwierzyć ! Nooo serduszko rośnie z radości <3 Dziękuje wam obydwu Q.Q
OdpowiedzUsuńNooo i mamy spotkanie Aya&Suzaku...
Ech no co ja wam mogę powiedzieć... Noooo po tej rozmowie Ayi z tym cymbałem, idiotą draniem, irytującym bachorem udało wam się złagodzić nieco mój gniew na niego ^ ^" Ech noooo ta jego masochistyczna natura naprawdę mnie nieco ujęła za serducho ^ ^" "Potraktował mnie tylko prawym sierpowym. Choć zasłużyłem na coś o wiele gorszego.", "- Gdyby poznała prawdę, pewnie by mnie zabiła - zauważył z ponurym uśmiechem. Właściwie nawet nie miałby do niej o to żalu. Zasługiwał na to. - Ichiru też.", "- Zabiją mnie - stwierdził, wzdychając lekko (...) raczej dałby się zamordować, bo czuł, że taki pacan jak on na to zasłużył." <- noooo kocham to ^ ^" Serio jakoś tak jego samobiczowanie mnie obłaskawia xD Swoją drogą seeerio nie wiem czy się śmiać czy płakać nad tym że i Suzaku myślał nad napisaniem list ^ ^" Boooooż faceci -.-" Ech Suzaku nieco za późno z tą prośbą do Ayi ;]
Nie nooo następna scenka jest iście zabawna xD Serio ilekroć o niej czytam śmiać mi się chce xD Jest tam taaaaaka radosna atmosfera xD Noooooooooooooooooi mój kochany Dei-chan *.* <3 Noooooooooooooooooooooooooooooooooo normalnie kooooooocham gooooooo Q.Q Hahahaha i jaki z niego zazdrosny tatuś xD Noooo normalnie niewierze xD Uwielbiam facet xD
Heh trochę za późno się wszyscy obudzili z tym pilnowaniem Hanadagi... Cóż jakby to powiedzieć już po ptokach ^ ^ Tak w ogóle jak można nie tęsknić za Tosh ona jest zacna <3 Wciąż nie wiem czemu tak bardzo ją lubię xD
Taaa i kojena scenka pt "Ja Suzaku-idiota" :]
Noooo tak więc wiemy że coś się dzieje u Hany D: Nie noooo po prostu strach się baaaać Q.Q Nooo i kurdę Suzaku co robi jak na cymbała przystao...? No oczywiście myli osoby którym trzeba pomóc bo czemu by nie ^ ^ Wszak to człek który nie potrafi zrozumieć że kocha pewną szaloną Łowczynie ^ ^ Normalnie żaaaaaal -.-" Ech ale co zrobić jak nic nie zrobisz...?
Kaaaaaaaaaaooooo zanim zajmę się opisem następny scenek muszę ci powiedzieć jedno... Noooormalnie chwała ci za nie! Ach tyle emocji! Nie noooo po prostu brak mi słów no ale dobra wracając do fabuły rozdziału!
UsuńJeeeeejku jaka radosna i rodzina atmosfera! Q.Q Kurczę noooo po prostu aż serducho rośnie Q.Q Nie noooo że się tak wyrażę od razu czuć że ta radosna atmosfera zostanie rozwalona :] Noooo ale dobra po kolei bo za bardzo wybiegam w przyszłość... Kao jako matko jest po prostu nieziemska xD "- Rozmawiałam wieczorem z Keiem, miał się rano spotkać z Haną i namówić ją do przyjścia. Sam się deklarował, więc nie wiem, co go zatrzymało. Był w kiepskim nastroju, pewnie pokłócił się z siostrą, ale oczywiście nie chciał nic powiedzieć... Same kłopoty z tymi dziećmi - zirytowała się Kao i machnęła łyżką w stronę najmłodszego syna. - Chociaż ty mi już nie rób pod górkę, zrozumiano? Niedługo przez was osiwieję - rozpaczała, ignorując fakt, że w jej wieku wszystkie kobiety świecą już na głowie siwizną." <- no po prostu ilekroć razy to czym wybucham śmiechem xD Uwielbiam xD Nie nooo Kaori jest jak zawsze niezastąpiona xD Co do Aiki nie dziwie się że dziweczyna tak się czuła w obecności takich zacnych osobistość i na dodatek taaak żywiołowych xD Noooo cóż nasz drogi Ichiru ma racje gdyby nie nasze wspaniałe dziewczęta a ich żonki byłoby z nimi ciężko ^ ^ Ach ci faceci cóż on zrobiliby bez kobitek...? Ach szkoda gadać zginęliby marnie!
Wszyscy zadowoleni, uśmiechnięci, imprezka na całego i wydawałoby się że wszystko jest cacy a tu nagle dzwoni dzwonek do drzwi i... i rozwala cały system! ^ ^ Nooooż czegoż innego mogłam się spodziewać jak nie tego w kocu to wy piszecie a u was za dobrze to nie ma! Nie nooo nie jestem wstanie opisać jak bardzo ta scena z Keiem rozdarła moje serce i moją duszę... Powiem ci Kao jedno któregoś dnia ty i twoja siostrzyczka spowodujecie u mnie roztruj nerwów albo depresje serio! Noż po prosu jak czytałam to wszystko chciało mi się wyć do księżyca! Biedny po stokroć biedny Kei! Nie nooo ja to widziałam przed oczami i serce moje rozbiło się na milion kawałeczków! Taaaaaaaaaki mi tam żal wszystkich że nie sposób tego opisać ;( A Hana nie może umrzeć i już! Tylko co z więzią bliźniaków! Oni przecież są jedną całością jak mają sobie dać radę! ;(
No ale dobra muszę ochłonąć bo znów wpadnę w deprechę *wdech, wydech, wdech, wydech* W każdym bądź razie Kao doskonale poradziłaś sie z opisem uczuć, sytuacji i w ogóle atmosfery! Nooooż ja nie mogę idę się chyba pociąć ;(
Dooooobra kochane mam nadzieje że kom zmotywuje was do pracy :p Świetny rozdział jak zawszę jak się już wreszcie bierzecie do pracy to klękajcie narody :p
Buuuuuziaki
Suzu-chan