niedziela, 10 kwietnia 2016

Vampire Night: rozdział XLVIII - „Spełnienie marzeń”

      - Wybacz to nagle najście, ale przyniosłam nasze ulubione ciasteczka! - powiedziała w progu Kaori, wyjmując z torebki starannie zapakowane wypieki, których czekoladowy zapach był bez problemu wyczuwalny nawet dla osób, które nie posiadały wyostrzonych zmysłów.
      - Nie szkodzi, Kao-chan, zapraszam, ty i ciasteczka to duet zawsze mile widziany! - odparła radośnie Maria Namizawa, wpuszczając przyjaciółkę do swojej posiadłości. Blondynka zrzuciła z siebie czarną marynarkę i odłożyła na bok swoje tradycyjnie zbyt wysokie jak do pracy obcasy koloru wina. Katanę schowaną za pasem ostrożnie odłożyła na komodę. Korzystając z tego, iż miała misję nieopodal, postanowiła odwiedzić wampirzycę, z którą ostatnio nie miała okazji się widywać z powodu problemów, których dostarczał jej Związek. - Shuusei jest w pracy, więc możemy sobie swobodnie poplotkować. - Puściła oko, rozpromieniona, czując się zwykle nieco samotnie, odkąd wypuścili Mamoru do Akademii Kurosu. Choć ich syn nie był specjalnie wygadany, jego obecność sprawiała, że Maria czuła się komfortowo i spokojnie. Zawsze miała się do kogo odezwać, kiedy mąż pracował dla Ayi. Teraz musiała urozmaicać sobie dnie czytaniem książek, sporadycznie uczyła się grać na pianinie, co zawsze jej się podobało. Od czasu do czasu odwiedzał ją ktoś znajomy, więc starała się czerpać z tych spotkań jak najwięcej radości.
      Maria zaprowadziła Kaori do przestronnego salonu urządzonego zdecydowanie pod wampirzycę. Lawendowe ściany przypominały Kao o oczach bliźniaków, pamiętała, że Marii od zawsze również podobał się ich koloryt. Usiadły na skórzanej sofie kolorem popadającej w beż. Gospodyni naszykowała owocowej herbaty, która dopełnić miała kosztowanie najlepszych ciastek z miasteczka.
      - Jak tam twoje zdrowie? - spytała zmartwiona Kaori, kiedy Maria po raz kolejny zakaszlała cicho.
      - W porządku. - Uśmiechnęła się ciepło. Nie lubiła przyznawać się do tego, że w istocie jest inaczej. Nigdy do końca nie umiała zaakceptować tego, że mimo nieśmiertelnego życia, musi je przeżywać w chorobie. Na szczęście znalazła kogoś, kto kochał ją taką, jaka jest i naprawdę cieszyła się, że znalazła na swojej drodze Shuuseia. Być może jego zrozumienie dla jej sytuacji brało się z własnych doświadczeń: jego matka, tak jak i Maria będąca wampirze arystokratką, zmarła przecież na śmiertelną chorobę, która na przestrzeni dziejów ziemi dopadła co najwyżej kilka osób.
      - Nie musisz udawać - oznajmiła Kao. - Załatwię ci na boku krew Ayi, poczujesz się jak nowonarodzona! - Puściła przyjaciółce oko. Irytował ją fakt, że Maria nigdy nie chciała pomocy. W końcu dzięki krwi, jaką niegdyś dostała od Kage, była zdrowa przez wiele lat.
      - Nie potrzebuję, dziękuję - odpowiedziała grzecznie Maria, ale wzrok Kaori nie pozwalał jej zmienić tematu. - Wiesz, że dla Shuuseia Aya-sama jest swego rodzaju bóstwem, kimś raczej nietykalnym, kogo nie wypada prosić o takie rzeczy… Zresztą ma wystarczająco problemów. - Jej mąż od zawsze służył rodowi Hiou i chociaż był jednocześnie jego odwiecznym przyjacielem, nigdy nie pozwalał sobie na jakiekolwiek nieodpowiednie zachowanie względem jego członków.
      - Już bez przesady, tu chodzi o twoje zdrowie, a to ono jest dla niego najważniejsze. Pewnie przy nim też udajesz, że wszystko jest dobrze? - westchnęła blondynka, niezadowolona takiego obrotu spraw. - Już ja ci załatwię drinka od siostry - zaśmiała się wesoło. - Przynajmniej poczuje się potrzebna, wiesz, jak ona lubi wszystkim pomagać. Szczególnie teraz, kiedy równowaga świata wisi na włosku. Shuusei nie musi wiedzieć - zauważyła, wzruszając ramionami.
      - Oj, Kao-chan, ty zawsze musisz kombinować. Dziękuję, ale poradzę sobie - odparła, choć wiedziała, że przyjaciółka i tak zrobi swoje, za co mogła być jej tylko wdzięczna. - Powiedz, jak tam w domu. Radzicie sobie? - spytała, ale nim Łowczyni zdążyła odpowiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. - Kogo tu dziś niesie? Kolejne odwiedziny? - zdziwiła się Maria, wstając z kanapy.
      Kaori zajęła się więc pałaszowaniem ciasteczek, czekając na rozwój wydarzeń. Zastanawiała się, co odpowiedzieć przyjaciółce. Tak strasznie martwiła się teraz o Hanashi… Brak kontaktu dawał jej się we znaki, w końcu była jej jedyną córką. Nie chciała dłużej tego znosić. Musiała wymyślić plan idealny, ale wiedziała, że Hanę ciężko będzie do czegokolwiek przekonać, tak samo zresztą jak Zero.
      - No wejdź, wejdź, naprawdę nie będziesz przeszkadzał! - usłyszała z korytarza Kao. Wychyliła głowę z pokoju i ujrzała, jak jej przyjaciółka prowadzi wyraźnie zmieszanego Suzaku. Wampir wydawał się być nawet lekko zaczerwieniony na twarzy. Zdziwiło to Kaori, ponieważ zwykle się tak nie zachowywał. Zaraz po wejściu do salonu przywitał się z nią i usiadł na fotelu naprzeciwko.
      - Coś taki nieśmiały, Suzaku-sama? - zaśmiała się Maria. Nie miała pojęcia, że tak naprawdę jest mu niesamowicie niezręcznie siedzieć w jednym pokoju z matką Hanashi, która udusiłaby go gołymi rękoma, gdyby dowiedziała się, co zrobił jej kochanej córeczce. Chociaż starał się o tym za wiele nie myśleć, codziennie nachodziły go wyrzuty sumienia. Nie było dnia, w którym nie pomyślałby o skrzywdzonej dziewczynie. Pragnął jej wybaczenia, chociaż wiedział, że prawdopodobnie ta nigdy nie będzie w stanie darować mu win, co go zresztą nie dziwiło. Wróciwszy do rzeczywistości, spostrzegł, że obie kobiety patrzą na niego pytająco.
      - O, widziałeś się może ostatnio z Haną? - spytała Kaori z nutką nadziei w głosie. Chciała znaleźć jakieś źródło informacji, a skoro jej córka miała teraz tyle czasu, to może postanowiła spędzać go z dziedzicem Shoutou?
      Suzaku zakaszlał nagle, spoglądając w bok, by uniknąć zetknięcia ze świdrującym wzrokiem Kao, który w każdym momencie mógł go przejrzeć na wylot.
      - Niestety nie… - odparł cicho i jakby ostrożnie.
      - Unikasz jej? - spytała podejrzliwie, zdecydowanie wgryzając się w ciastko i nie spuszczając z niego przenikliwego wzroku. Suzaku wyobraził sobie, jak w podobny sposób łamie mu kości. Choć oczywiście mógłby się obronić przed jakimkolwiek atakiem, na pewno by tego nie zrobił. Należało mu się jak nikomu innemu, wiedział o tym. Odkąd rany zadane przez Hanashi się uleczyły, brakowało mu zewnętrznego bólu przypominającego mu o tym, jakim jest gnojem.
      - Bardzo chciałbym się z nią spotkać, jednak w obecnej sytuacji czas mi na to nie pozwala. Hanashi zapewne też jest zajęta… - powiedział szczerze, siląc się na normalny ton. Tak strasznie chciał ją spotkać, porozmawiać z nią jak za dawnych czasów…
      - To mam dla ciebie świetne wieści! Hana ma teraz mnóstwo wolnego czasu i potrzebuje kogoś, kto postawi ją na nogi. Jesteś idealnym kandydatem! - stwierdziła pewnie Kaori i szybko przeniosła wzrok na Marię siedzącą obok niej. - Nie mam kontaktu z moim maleństwem od kilku tygodni… - powiedziała ze łzami w oczach. Suzaku miał szczęście, że w tym momencie na niego nie patrzyła. Czuł przeraźliwy ból w klatce. Dlaczego Kao mówiła to z taką nadzieją? Dlaczego wszyscy widzieli w nim dobro, którego nie ma? Kaori wierzyła, że rozmowa właśnie z nim poprawi Hanie nastrój, a on cierpiał na samą myśl o tym, jak bardzo jej matka się myli, jednak nie potrafił przyznać się do swojego czynu. Było oczywistym, że Namizawa słyszy, jak łomocze mu serce, ale wiedział, że nigdy nie odważy się spytać, co tak właściwie się zdarzyło. Jeśli chodziło o wampirzą hierarchię, była tradycjonalistką, tak samo jak jej mąż.
      - Co się stało, Kao-chan? - spytała zmartwiona Maria, na moment jednak spoglądając na Suzaku. Nie wyglądał za dobrze, choć widać, że próbował to ukryć. Kaori wtuliła się w przyjaciółkę i zaczęła szlochać.
      - Zero zawiesił ją w Związku po ślubie Ichijou. Pokłócili się o tego młodego Hanadagi, bo zatańczyli razem. Wiecie, jak to jest widziane przez społeczność… Czystokrwisty z jakąś młodą Łowczynią. Rozeszły się plotki, a Związek tego najmniej w tym momencie potrzebuje. Hana się wkurzyła, bo w końcu Zero jest z Ayą i zostało to, no, powiedzmy, zaaprobowane, a ona nic złego nie zrobiła, a dostała porządny ochrzan… Mam taki mętlik w głowie! Hanashi przestała się do nas odzywać. Na pewno utrzymuje kontakt z Keiem, ale on nie chce nam nic mówić. Ona musi być teraz tak załamana… Od Deia wiem, że odeszła z Akademii trzy tygodnie temu. Jeśli nie przemówię Zero do rozsądku, to chyba sama odejdę, żeby mieć z nią kontakt! - mówiła strasznie szybko, nie umiejąc do końca zebrać myśli. - Dlatego potrzebuję kogoś, kto by ją trochę nakierował na to, żeby wróciła do Związku… Ona jest tak strasznie uparta! To musi być przeznaczenie, Suzaku! Wiem, że tobie ufa, posłucha cię… - powiedziała pewnie, wlepiając w niego ufne niebieskie oczy.
      - Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł… Lepiej, żeby ktoś inny z nią porozmawiał - odparł na pozór spokojnie, przeczesując kasztanowe włosy. Sprawa robiła się zbyt skomplikowana. Że też dziś musiał odwiedzić Marię...
      - Proszę, Suzaku… Jesteś moją ostatnią nadzieją… - prosiła błagalnym spojrzeniem załzawionych oczu.
      Presja. To właśnie odczuwał w tej chwili, jak i przez całe życie. Kiedy wszyscy oczekiwali, że będzie się zachowywał, jak mu nakazano. Gdy musiał się zmienić, by walczyć o względy Ayi. Skończył z młodzieńczymi wybrykami, byciem wyniosłym, całe swe życie zmienił tak, by wyglądać dobrze w oczach innych. Hanashi miała rację, gdy nazwała go tchórzem i powiedziała, że nie ma osoby, która znałaby jego prawdziwą twarz. Wolał przedstawiać światu tego dostojnego, sympatycznego mężczyznę niż naburmuszonego i niezadowolonego ze świata chłopca, który wciąż w nim siedział. Małego egoistę, który od najmłodszych lat pragnął stać się prawdziwym czystokrwistym, a nie jedynie podróbką. W pełni zaakceptował sytuację dopiero wtedy, kiedy poznał Ayę - kogoś takiego jak on. W dodatku w jego oczach była przecież idealna. Musieli być więc dla siebie stworzeni i z tym przekonaniem żył wciąż, choć i tu Hanashi miała rację, że takich jak oni mogą powstać setki. Chciał to wszystko powiedzieć dziewczynie, którą tak zranił, chciał paść jej do stóp, przeprosić ją i błagać o wybaczenie. Ale przecież nie będzie chciała go słuchać…
      - Zobaczymy, co da się zrobić, ale nic nie obiecuję - odparł, chcąc po prostu zakończyć temat Hany, który na nowo otwierał niezabliźnioną ranę w jego sercu. Widok ulgi na twarzy Kaori odrobinę go uspokoił, chociaż równocześnie stał się przyczyną wbicia w niego kolejnej szpilki - otrzymał oto zaufanie, na które sobie nie zasłużył. Na szczęście wkrótce kobiety zmieniły temat na bardziej luźny. Suzaku myślał jednak tylko o tym, by szybko wymyślić wymówkę, która umożliwiłaby mu zmycie się z tego domu. Niestety, nie wypadało mu tego zrobić, dlatego siedział jak na skazaniu i starał się od czasu do czasu wtrącić jakieś zdanie, by nie wyglądać podejrzanie. Wciąż jednak rozmyślał nad tym, co dzieje się u Hanashi. Wcześniej cały czas miał nadzieję, że po tym, co jej zrobił, zatraciła się w pracy, która dawała jej wytchnienie, a tu okazało się nagle, że od kilku tygodni jest zawieszona. Jak ona mogła sobie z tym radzić? Przecież praca w Akademii, Związku i rodzina to wszystko, co miała. Została odcięta od wszystkich ważnych dla niej osób i rzeczy… Jakoś nie widział jej upajającej się tym wolnym czasem przy książce i kawie. To nie było w jej stylu. Byle nie zrobiła nic głupiego, błagał w myślach. Czuł się okropnie, wiedząc, że nie ma możliwości w żaden sposób jej pomóc.
***
      - A ta trójca jest całkowicie nie do zniesienia… W ogóle mnie nie słuchają - skończyła opowieść przejęta Katsumi. Siedziała razem z Hanashi na łóżku w pokoju w skrzydle nauczycielskim, niegdyś należącym do tej drugiej. - Chyba nie zostałam do tego stworzona, nie umiem być tak stanowcza. Nie chcesz wrócić już na stanowisko? - spytała z nutką nadziei w głosie. Hana upiła łyk ciepłej czekolady, zastanawiając się chwilę.
      - Może znajdą kogoś nowego, ja chyba z tym skończyłam - powiedziała od niechcenia.
      - Nie chcesz wrócić do Związku? - zdziwiła się porządnie Katsu. Nigdy nie podejrzewałaby o to przyjaciółki. Praca była wcześniej jej życiem, cała rodzina była w to wplątana, więc od zawsze stanowiło to nieodłączną część jej egzystencji.
      - Nie zależy mi - skłamała Hanashi. W rzeczywistości brakowało jej misji, zajęć w Nocnej Klasie oraz przygotowywania młodych Łowców do rozpoczęcia swej kariery. I choć ostatnio nie narzekała na brak wrażeń ze strony Shouty, czuła się przerażająco zwykłym człowiekiem, takim samym jak reszta tych nieświadomych niczego ludzi. - Dopiero zaczynam żyć po swojemu. Odnajdę się i stworzę swoją ścieżkę, a nie taką, którą wytyczy mi Związek - oznajmiła, chcąc w to wierzyć. Wiedziała, że nigdy nie będzie umiała być bezwzględnie posłuszną wobec prezesa czy innych osób stojących nad nią. Miała swoje zdanie i jedynym czego chciała, to móc je bez konsekwencji przedstawić. - Ale mnie rozgrzała ta czekolada! - stwierdziła, zdejmując bluzę, która przez przypadek trochę pociągnęła za sobą również top, tym samym prezentując brzuch.
      - Jeny, Hana! Co ci się stało? - szepnęła przerażona Katsumi, momentalnie podciągając jej bluzkę. Na brzuchu Hanashi widniało wiele różnobarwnych siniaków, po chwili Katsu zauważyła również liczne zadrapania na rękach.
      Hana zaśmiała się krótko, poprawiając szybko bluzkę.
      - To nic takiego - rzuciła rozbawiona. - Mam ostatnio takiego cichego wielbiciela… - Wytknęła język.
      - Cichego, ale chyba brutalnego - zauważyła Iriye, wciąż się martwiąc o przyjaciółkę. - Kto ci to zrobił?
      - On nie do końca panuje nad swoją siłą, ale mi to nie przeszkadza. Wiesz, jak jest… Ich nie da się ujarzmić - stwierdziła z uśmiechem.
      Musiał to więc być wampir. Katsumi momentalnie wykluczyła Suzaku, a niestety chyba jedynym innym kandydatem był nikt inny jak przewodniczący Nocnej Klasy. Zawahała się przez chwilę, ale postanowiła jednak spytać.
      - Hanadagi? - Hanashi z lekkim uśmiechem wzruszyła ramionami, dając tym samym przyjaciółce jednoznaczną odpowiedź. - Hana, przecież to takie nieodpowiedzialne! To czystokrwisty… - powiedziała przejęta, poważnie martwiąc się o najlepszą przyjaciółkę.
      - Katsu-chan, proszę, chociaż ty nie mów mi, jak mam żyć… - zaczęła.
      - Nie o to chodzi - zaprzeczyła Katsumi. - On nawet nieświadomie może cię skrzywdzić. Boję się o ciebie. Co jeśli on będzie chciał cię jakkolwiek wykorzystać, teraz, gdy twoje relacje ze Związkiem są, jakie są…? - szepnęła zasmucona. Ostatnimi czasy Hanashi wyraźnie się zmieniła i teraz Katsumi zastanawiała się, czy nie miało to przypadkiem nic wspólnego z czystokrwistym.
      - Związek to tylko i wyłącznie moja sprawa i Shouta się w to nie wtrąca. Właśnie to jest w nim fajne, że nie mówi mi, co mam robić. Przy nim czuję, że jestem panią własnego życia, a nie, że ktoś pisze mi scenariusz na każdy dzień mojej egzystencji. To męczące - zirytowała się odrobinę. Chciała się wreszcie komuś wygadać, że spotyka się z wampirem, ale, tak jak podejrzewała, reakcje były nieprzychylne.
      - Nie przeszkadza ci, że ma narzeczoną?
      - A co to zmienia? Przecież nie zamierzam brać z nim ślubu, a poza tym wszyscy wiedzą, że ich małżeństwo jest tylko zaplanowaną szopką dla wampirów.
      - Po prostu jest czystokrwistym i może zrobić ci krzywdę. Jesteś wobec niego bezbronna, to wszystko, czym się martwię - rzekła, chcąc kończyć już tę rozmowę. Widziała, że nie przemówi dziewczynie do rozsądku, wręcz przeciwnie, bała się, że Hana może się wściec i jedynie jeszcze gorzej nastawić przeciwko wszystkim Łowcom.
      - Jakoś nikt by nie miał nic przeciwko, gdyby to był Suzaku. Wokół niego wszyscy skaczą jak szaleni, wychwalając go pod niebiosa. Nie martw się o nic, już ja sobie ze wszystkim poradzę. Powiedz mi lepiej, czy odbyłaś jakąś ciekawszą rozmowę z Keiem. Ostatnio rzadko się z nim widuję, ale z tego, co wiem, często tu wpada do Mayumi. - Szybko zmieniła temat, widząc brak poparcia ze strony  przyjaciółki. Denerwowało ją podejście całej rodziny i przyjaciół do Suzaku. Gdyby dowiedzieli się prawdy, ciekawe, ile osób stałnęłoby po jego stronie? Był wiecznie gloryfikowany, zachwalany, ale nikt nie znał go naprawdę, a jedynie postać, jaką sobie wymyślił i której rolę od lat odgrywał. Co prawda na pewno była częścią jego prawdziwego charakteru, ale nie całością, tak jak myśleli wszyscy.
      - Spotykamy się raz na jakiś czas, ale rozmawiamy normalnie, na szczęście… Spaliłabym się ze wstydu, gdyby zaczął temat… - przeżywała Katsu, czując, jak na jej twarz wypływają rumieńce. - Byłam głupia, że to powiedziałam…
      - Kiedyś będzie trzeba porozmawiać, wiesz o tym - rzekła łagodnie i mrugnęła do niej. - Kei jest wspaniały, na pewno będzie wobec ciebie szczery. Choć póki co lepiej dać mu jeszcze trochę czasu - stwierdziła, zastanawiając się nad całą sprawą. Nie dziwiła się Katsumi, że zakochała się w jej bracie, bo w końcu sama kochała go najmocniej na świecie i doprawdy było za co go kochać. Jednak ostatnimi czasy wszystko się skomplikowało i jego życie nie wyglądało bajkowo. Hana miała nadzieję, że kiedyś otrząśnie się ze straty żony, uda mu się ją pomścić i wreszcie odzyska dawny spokój, zajmując się swoimi dwiema córeczkami, i wtedy pomyśli może o jakiejś kobiecie.
      - Wiem, jest niesamowity, ale dla mnie byłaby to strasznie niezręczna rozmowa, w końcu nie mam prawa czuć tego, co czuję, szczególnie teraz… Po tym wszystkim. To za wiele dla niego - zauważyła Katsumi, dzięki czemu Hana upewniła się, że w przyszłości Katsu będzie odpowiednią kandydatką dla jej bliźniaka.
      Dziewczyny porozmawiały jeszcze o głupotach, napawając się swoim towarzystwem, ponieważ nie wiedziały, kiedy kolejnym razem uda im się spotkać. Katsumi, mimo pracy w Akademii, miała pełne ręce roboty także w Związku, w którym atmosfera była gorąca przez wzgląd na ostatnie wydarzenia.
      - Ach, zapomniałabym! Wyobrażasz sobie, że w tym tygodniu zniknęło troje Łowców? - rzuciła Iriye, po czym wymieniła jeszcze ich nazwiska.
      - Dziwne, przecież byli filtrowani przez Nową Radę i nic u nich nie znaleziono… Myślisz, że zdradzili? - zastanawiała się Hana, zapominając na chwilę o udawaniu niezainteresowanej.
      - Wątpię… Z drugiej strony, dlaczego mieliby znikać? Niepokoi mnie to.
      - Czyżby się zaczynało? - pomyślała na głos Hanashi. Musiał istnieć jakiś powód, dla którego znikała trójka mniej ważnych Łowców. Nie umiała połączyć faktów i skleić historii w całość. Brakowało jej jakiegoś kawałka układanki.
***
      - Cześć - rzucił dość chłodno jak na niego Kei. W drzwiach jego mieszkania stał nie kto inny jak Suzaku, wyglądający co najmniej nieciekawie.
      - Mogę wejść? - spytał z lekką niepewnością. W końcu Kei mógł od razu wyrzucić go na zbity pysk za to, co zrobił jego siostrze. Jednak był jedyną poza Ayą osobą, która wiedziała o całej sytuacji. No, może poza Shoutą, ale z nim Suzaku nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać.
      Kei upewnił się, czy nie stoi gdzieś za nim Miyako. Kiedy zabrzmiał dzwonek, bawiła się beztrosko nowymi lalkami w swoim pokoju i nie wyglądała na zainteresowaną przybyszem, zagłębiając się w świecie wyobraźni. Teren był więc czysty. Łowca zacisnął pięść, zamachnął się i z impetem uderzył dhampira w twarz. Wiedział, że ten nie zrobi uniku i właśnie tego oczekiwał. Suzaku zwiesił głowę i przetarł dłonią policzek, czując zdarty naskórek. Ach, gdyby tak ból mógł trwać trochę dłużej…
      - Wchodź - powiedział Kei, przesuwając się w przejściu. Wampir spojrzał na niego ze zdziwieniem, nie spodziewając się takiego obrotu spraw.
      - Dziękuję… - szepnął, mając na myśli nie tylko zaproszenie do domu, ale także uderzenie. Ostatnio upajał się każdym bólem, nie zauważając nawet, jak masochistyczny się zrobił, zupełnie tak jak w dzieciństwie, gdy uparcie wpatrywał się w śnieżnobiały śnieg odbijający słonczne promienie i raniący jego wrażliwe na światło oczy.
      Mężczyźni weszli do kuchni, gdzie Kei nalał im obu herbaty, przygotowanej wcześniej w czajniczku. Siedzieli chwilę przy stole w milczeniu. Żaden nie wiedział, jak zacząć rozmowę. Nie mieli wcześniej okazji porozmawiać o całym zajściu.
      - Martwię się o Hanashi… - powiedział tylko Shoutou. - Słyszałem, że zawiesili ją w Związku, że odeszła z Akademii… Obawiam się, że to wszystko moja wina - stwierdził zdołowany, wpatrując się beznamiętnie w herbatę.
      - Nie wiem, czy masz prawo się martwić po tym, co zrobiłeś. Nie powinieneś się do tego mieszać… - odpowiedział Kei.
      - Ja to wszystko wiem, ale chciałbym jakoś pomóc, czuję się taki bezradny. Wiem, że zawaliłem na całej linii. To wszystko mogło się inaczej potoczyć…
      - Jak? - spytał Kei. Był ciekawy, co tak naprawdę Suzaku czuje do jego bliźniaczki, co tak naprawdę nim kierowało. Hana opowiedziała mu dokładnie cały feralny wieczór i choć sama wmawiała sobie, że Suzaku wymazał jej pamięć, bo wstydził się tego, że się jej brzydził… dla Keia sprawa wyglądała nieco odmiennie, ale musiał zaczerpnąć informacji u źródła.
      - Normalnie, dobrze… - odparł Suzaku. - Ten Shouta Hanadagi doprowadzał mnie do szału. Za każdym razem, kiedy się widzieliśmy, dawał mi do zrozumienia, że ona jest dla niego jakąś zdobyczą… Jakby się ścigał, chciał być lepszy…
      - Więc postanowiłeś odebrać mu nagrodę sprzed nosa, żeby przypadkiem nie był pierwszy? Taki pies ogrodnika? Sam nie weźmie, ale innym też nie da. Zdajesz sobie sprawę, jakie to głupie z twojej strony? - westchnął Łowca. Dlaczego on potrafił być w poważnym związku już od czasów licealnych, a tak stary wampir zachowywał się w tych sprawach na zbuntowany nastolatek?
      - To nie tak… - zaprotestował spokojnie, chociaż brzmiało to całkiem logicznie i w rzeczywistości mogło tak wyglądać.
      - Chcesz z nim konkurować czy po prostu byłeś o nią zazdrosny? - Czasem trzeba było pytać prosto z mostu, szczególnie, że Kei nie czuł się komfortowo, rozmawiając o problemach miłosnych siostry. Jednak takiego zachowania nie mógł tolerować, więc ta wymiana zdań była jak najbardziej konieczna.
      - Ja… - Suzaku chciał odruchowo zaprzeczyć, ale zdał sobie sprawę, że w ten sposób tylko okłamałby i siebie, i Keia. Jak za każdym razem. - Byłem zazdrosny - powiedział szczerze. - I nadal jestem. Chcę wiedzieć, czy ona wciąż się z nim widuje. Zeświruję z tej niewiedzy, Kei. I dziwię się, że w ogóle ze mną rozmawiasz…
      - Obawiam się, że zrobiłeś to w najgorszym momencie. Niektóre rzeczy mogą być nieodwracalne w skutkach. Zniszczyłeś ją, to logiczne, że stara się ciebie nienawidzić. I nie myśl, że rozmawiając z tobą, zgadzam się z tobą czy popieram twoje zachowanie. Wiem, że tego żałujesz i nie zrobiłbyś tego po raz drugi. - Zastanawiał się jednak, czy gdyby mógł coś zmienić, to czy w ogóle by się z nią nie przespał, czy po prostu nie usunąłby jej wspomnień. - Mam cichą nadzieję, że będzie umiała ci kiedyś wybaczyć i spojrzeć w twarz. Przydałbyś się teraz, kiedy wszystko, w co wierzyła, obraca się w pył. Jednak za wcześnie na to, rozdrapałbyś tylko jej rany. Niestety, inna osoba postanowiła ją pokrzepiać, co nieszczególnie mnie cieszy, ale musisz zrozumieć, że nie mogę zdradzić ci szczegółów. Tymczasem trzymaj się od niej z daleka. Nie jest gotowa, żeby się z tobą widzieć. To twoje brzemię, które musisz dźwigać. Miejmy nadzieję, że nie za długo - dokończył, widząc, że Suzaku jest wstrząśnięty jego wypowiedzią.
      - Zazdroszczę ci - szepnął. - Potrafisz byś tak naturalnie dobry i autentyczny, podczas gdy ja za każdym razem gubię się w swoich kłamstwach i obłudzie. Dziękuję, ale nie potrafię jej sobie odpuścić - przyznał szczerze. Zasmuciła go wiadomość, że Hana sobie nie radzi i że prawdopodobnie Hanadagi wciąż miesza jej w głowie, ale przynajmniej wiedział już, na czym stoi.
      Po rozmowie z Keiem pobawił się chwilę z Miyako, która oderwała się od swoich lalek, by z zaaferowaniem obserwować, jak gość wyczarowuje piękny, pomarańczowy kwiatek, dokładnie taki, jaki narysowała na jednym ze swoich rysunków. Suzaku podarował jej roślinkę, której zielone łodygi oplotły ramę jej łóżka. Obiecał, że kwiat nie zwiędnie, póki będzie się nim ładnie opiekować i śpiewać mu przed snem. Zaczarowana gościem Miyako przyrzekła, że dołoży wszelkich starań, by jej nowy przyjaciel czuł się jak najlepiej.
      Po wyjściu z kamienicy Suzaku zaczął bez celu pałętać się po ulicach miasteczka. Nie chciał się teleportować, czasem doceniał ludzkie zwyczaje, a spacery potrafiły go relaksować, szczególnie, że miał wiele rzeczy, nad którymi chciał się zastanowić. Po jakimś czasie znalazł się pod mieszkaniem Hany. Podszedł nieco bliżej, starając się wychwycić jakiś dźwięk. Zdawało mu się jednak, że nikogo nie było w domu. Wszedł więc na klatkę schodową i stojąc przed drzwiami, przysłuchał się jeszcze raz. Był pewien, że jest puste, więc za pomocą mocy bez problemu wszedł do środka. Nie zdziwił go bałagan: gdyby miał do użytku taką małą powierzchnię i brak służących, zapewne jego lokum nie wyglądałoby dużo lepiej. W zlewie znajdowały się nieumyte zapewne od kilku dni garnki, chociaż znając zapał dziewczyny do jedzenia, szczególnie gdy nie ma nic innego do roboty, równie dobrze mogły to być naczynia z jednego dnia. Lodówka okazała się być praktycznie pusta, poza dwoma piwami, mlekiem i kabanosami nie było w niej nic. Czy ona się głodzi, do cholery? Dopiero po chwili pomyślał, że być może roztrwoniła swoje pieniądze, a skoro nie pracuje, to nie ma już żadnych dochodów. Dziwiło go to, bo na stoliku znalazł resztki po sushi. Czyżby ktoś jej przyniósł? Hanadagi? Suzaku musiał sam z siebie przyznać, że jest zdecydowanie przewrażliwiony.
      Próbując odrobinę uspokoić sumienie, zatrzymał się w pobliskim supermarkecie i zakupił wszystkie potrzebne dziewczynie artykuły spożywcze, które zaniósł do mieszkania. Zdecydował się jeszcze wejść do pokoju Hany. Z ciężkim sercem otworzył drzwi. Jego nozdrza wypełnił zapach dziewczyny, który i tak dało się odczuć w innych pomieszczeniach, ale który tu był szczególnie wyraźny. Rzeczy leżały niedbale na krześle, podłodze i niepościelonym łóżku. Przysiadł na moment, oparł się o ścianę i zamknął oczy. Wyobraził sobie, że Hana siedzi obok niego, że wszystko między nimi jest dobrze… Od dawna nie zaznał ani chwili psychicznego spokoju. Teraz, siedząc tu wśród jej rozwalonych wszędzie ubrań, ulżyło mu. Czuł, że zdecydowanie zbyt długo był od niej odcięty. Chwile rozmyślania przerwał mu dźwięk przekręcanego w drzwiach wejściowych zamka. Zamarł na chwilę. Chciał wyjść z tego pokoju i podejść do niej, by się przywitać. Chciał wziąć ją w ramiona i przeprosić po raz kolejny. Wstał i bezszelestnie podszedł do drewnianych drzwi oddzielających go od dziewczyny. Musiała wyczuć już obecność wampira.
      - Shouta, to ty? - usłyszał zza drzwi. Poczuł, jak serce rozpada mu się na kawałki. Kogo innego mogła oczekiwać? Na pewno nie jego. Momentalnie teleportował się do swojej rezydencji. Nie mógł tego znieść. Hanadagi odwiedza ją w jej mieszkaniu, to wyszło już poza granice zdrowego rozsądku.
      - Dziwne… - powiedziała do siebie Hana, sprawdzając oba pokoje. Byłam pewna, że czuję czystokrwistego. Może tylko mi się wydawało przez to, że często tu bywa. Wzruszyła ramionami i zabrała się za sprzątanie, na które wyjątkowo tego dnia ją naszło.
***
      Kaori nerwowo stukała obcasem w drewniany parkiet w gabinecie szwagra. Przeczesała palcami blond włosy, próbując zająć sobie czas oczekiwania, który niesamowicie jej się dłużył. Spojrzała ukradkiem na męża, siedzącego obok niej jak zbity pies. Obojgu nie podobała się sytuacja, jaka wynikła kilka tygodni wcześniej, ale to Ichiru czuł się poniekąd odpowiedzialny za zawieszenie Hanashi. Mógł inaczej pokierować rozmowę, nie pozwolić jej spotkać się z Zero albo najzwyczajniej w świecie pozwolić zająć się tym żonie. Czuli się przytłoczeni faktem, że przez nierozsądny spór w pracy tak długo nie mieli kontaktu z córką, co rzutowało na ich psychice, ponieważ woleli być poinformowani o poczynaniach dziewczyny, która zwykła popadać w tarapaty. Zdawali sobie sprawę, że sytuacja Związku nie jest najlepsza, a do tego w ostatnim czasie zaginęło kilku Łowców, więc wszyscy musieli być w pełnej gotowości do ewentualnego ataku. Dlatego też oboej postanowili, że to idealny moment, żeby ponownie zjednoczyć rodzinę. Podejrzewali, że Hanashi myśli, iż stanęli po stronie Zero, jednak nie dokonywali żadnego wyboru. Zawsze wybierali rodzinę ponad wszystko. Po prostu chcieli naprawić problem od środka, do czego potrzebny był czas.
      - Wybaczcie, miałem spotkanie - rzucił na wejściu lekko zdyszany Zero. Widać było po nim zmęczenie, zdawał się być nawet starszy niż zwykle, zmarszczki uwydatniały się na jego twarzy za każdym razem, gdy był skupiony czy zmartwiony. Usiadł na swoim krześle i pytająco spojrzał na małżeństwo, choć domyślał się, w jakiej sprawie przyszli razem.
      - Myślę, że to najwyższy czas - zaczęła Kao, przenikając prezesa smutnym i jednocześnie zdecydowanym spojrzeniem. Czuł się przez to jeszcze bardziej winny. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że w ich rodzinie jest tyle silnych charakterów, których starcia nie są w stanie należeć do przyjemnych. - Przywróć Hanę do obowiązków. Wiesz, że jej potrzebujemy.
      - Nie wiem, czy to odpowiedni moment… Tyle się dzieje, musimy…
      - Musimy mieć ją z powrotem. Ona potrafi pracować za kilka osób, znasz ją - przerwała mu Kao. Miała dość tego niezdecydowania mężczyzn, a także tego, że jej mąż nie raczył jeszcze wtrącić ani słowa do tej dyskusji. Natychmiast posłała więc mu znaczące spojrzenie.
      - Kiedy jest nakręcona, potrafi cały dzień nic nie jeść i prawie nie spać, tylko pracować. Nigdy nie narzekała na ilość misji. Jest jednym z najsilniejszych obecnie Łowców, dawno mnie przegoniła. Jest pyskata, zadziorna, nieodpowiedzialna… - wymieniał, póki nie poczuł na swojej stopie bolesnego ukłucia obcasa żony. - Ale nie znam bardziej zdeterminowanej i pracowitej dziewczyny - dodał szybko. - Poza tobą, kochanie. - Uśmiechnął się do Kaori, która najwyraźniej zaaprobowała jego przemowę, dzięki czemu odetchnął z ulgą, jak gdyby udało mu się właśnie zdać wyjątkowo trudny egzamin,
      - Wiem to wszystko… - westchnął Zero, łapiąc się za głowę. Milczał przez kilkanaście sekund, bijąc się z myślami. - Wiecie, co się u niej dzieje, czy w ogóle chce już wrócić?
      - Nie mamy z nią kontaktu, ponieważ dalej pracujemy z tobą i dla niej jest to równoznaczne z wybraniem strony. Zrozum więc nas. Walczymy o coś więcej niż o Związek. Walczymy o rodzinę. To ona była, jest i będzie naszą siłą. Nie niszczmy tego już więcej - przemówiła Kaori, co jak zwykle wywarło na bliźniakach duże wrażenie. Ta kobieta mogłaby porwać tłumy swoimi przemowami, a jednocześnie jej zdecydowanie sprawiało, że bano się jej sprzeciwić.
      - Nie będzie chciała ze mną rozmawiać - zauważył prezes. - Mnie też nie spieszy się do wyjaśniania takich spraw - stwierdził, po raz kolejny wzdychając.
      Blondynka wywróciła oczami i wstała, nie mogąc wytrzymać.
      - Zero, do cholery, jesteś prezesem, to twój obowiązek. Zabijasz wampiry, reprezentujesz nas przed ich społecznością, a nie umiesz porozmawiać z dzieckiem? - spytała, zdziwiona bezradnością facetów i niepomna na fakt, że Hanashi już od dawien dawna jest pełnoletnia.
      - Ostatnio rozmowy nie poszły zbyt dobrze… - wtrącił Ichiru, przypominając sobie, jak bardzo nie potrafił przeprowadzić z córką zwykłej rozmowy.
      - Mężczyźni… Wyślijcie jej list, skoro tak boicie się starcia twarzą w twarz! - zironizowała, wyśmiewając bliźniaków. Zdziwiła się więc, widząc, jak ich miny nagle zmieniły się na radosne i kiedy oznajmili, że to świetny pomysł i tak właśnie zrobią. Cóż, ze zrezygnowaniem musiała przyznać, że każdy sposób jest dobry, jeśli tylko prowadzi do celu. - Wiadomo coś o zaginionych? - zmieniła temat, uważając poprzedni za zakończony sukcesem.
      - Wciąż nic. Wiemy tylko, że na dziewięćdziesiąt procent nas nie zdradzili. Przy badaniach nie wykazano żadnych odchyłek, nie spiskowali przeciwko nam. W dodatku nie ma między nimi żadnych koligacji, poza tym, że w jednym tygodniu byli wysyłani w podobny rejon. Posłałem tam większą grupę, ale nie znaleźli nic podejrzanego. Sam sprawdzałem to miejsce, żadnych dowodów.
      - W co oni się bawią…? - szepnęła zmartwiona Kao, łapiąc męża za rękę. Ten ścisnął ją lekko, przekazując kobiecie swoje wsparcie. Mieli nadzieję, że wraz z powrotem Hany zniknie kilka problemów i przynajmniej będą w stanie w pełni skupić się na swojej pracy.
***
      Szła zirytowana przez pół miasta. Mijała bawiące się dzieci, które swoją radością wyjątkowo ją tego dnia nie pocieszały. Była zła, odrobinę zawiedziona i niepewna. Ta niepewność najbardziej jej dokuczała. Myślała, że będzie bardziej wytrwała i nie da się tak łatwo złamać. Musiała więc jak najszybciej porozmawiać z bliźniakiem, mając nadzieję, że pomoże jej znaleźć najwłaściwsze wyjście z sytuacji. Jedyne, co odrobinę ją cieszyło, to ciepło wrześniowego słońca, które przyjemnie grzało jej opaloną po lecie skórę. Korzystała z ostatnich tygodni, w których mogła nosić krótkie spodenki, które tak uwielbiała.
      Wbiegła szybko po schodach do mieszkania Keia i zapukała dwa razy. Miała swoje klucze, ale nigdy nie chciało jej się ich wyjmować. Wolała przywitać brata od razu przy wejściu, zamiast szukać go po mieszkaniu. Otworzył jej ubrany w fartuszek do gotowania, w ręce trzymał chochlę. Od razu poczuła zapach swojej ukochanej potrawy.
      - Mam szczęście, czuję spaghetti! - powiedziała na wejściu, racząc brata całusem w policzek, po czym ruszyła do kuchni, po drodze rzucając na blat kopertę, która zdawała się wręcz parzyć ją w ręce. Szybko wyjęła łyżkę z szuflady i posmakowała gotujący się sos. - Mmm,  pyszności! - stwierdziła uradowana, dosypując odrobinę oregano stojącego obok w słoiczku. - Mam nadzieję, że przewidziałeś dodatkowego gościa? - spytała, zaglądając w garnek z makaronem, który na szczęście był pełen.
      - Miałem zamiar przynieść ci wieczorem z Miyą, ale widać wyczułaś nas na odległość - zaśmiał się radośnie, ciesząc się, gdy siostra zdawała się być taka zrelaksowana.
      - Ach, dziękuję za zakupy, które mi zrobiłeś w zeszły piątek, przydały się! Myślałam, że będę skazana na głód - rzuciła rozbawiona znad parujących garnków. Kei lekko się zdziwił i szybko zaczął analizować, co takiego robił w piątek.
      - Skąd pomysł, że to ja? - spytał ostrożnie.
      - Głupku, tylko ty masz klucze - powiedziała, odsączając makaron. Bliźniak uśmiechnął się i bąknął coś pod nosem, nie chcąc doszukiwać się tego, kto był tym tajemniczym napełniaczem lodówki.
      Po przygotowaniach do nakrycia stołu, w których Miyako pomogła Hanie, cała trójka zjadła pyszny obiad. Hanashi ubrudziła się prawie tak bardzo jak rudowłosa dziewczynka, rozchlapując dookoła resztki sosu. Kei patrzył na tę scenę rozbawiony. Ich mama zawsze nakładała córce śliniak, a później jakieś ręczniki, żeby nie pobrudziła sobie ubrań przy jedzeniu spaghetti. Ta buntowała się przeciwko temu, odkąd Kei nie musiał ich używać i robiła awantury, gdy Kao próbowała ją zmusić.
      Po jedzeniu bliźniaki puściły Miyako do pokoju, a sami wzięli się za sprzątanie. Wówczas to Kei zauważył na blacie otwartą kopertę. Spojrzał pytająco na siostrę, która machnęła ręką, by przeczytał zawartość. Okazało się, że adresatem był Związek Łowców, a w liście poinformowano ją o końcu zawieszenia i nadziejach na rychłe pojawienie się dziewczyny w siedzibie. Na dole widniała pieczątka Zero.
      - To… chyba dobrze? - spytał Kei, sam nie będąc pewnym, jakiej reakcji po siostrze oczekiwać. Musiał przyznać, że cały list był niezwykle formalny, z drugiej jednak strony, czego oczekiwać po prezesie? Nie mógł przecież napisać „Droga bratanico, wracaj, zażegnajmy spór”. Domyślał się jednak, że Hanashi nie będzie do końca usatysfakcjonowana taką formą rozejmu.
      - List, serio? Mogli wezwać mnie na rozmowę, przeprosić…
      - Hana… - wtrącił, wzdychając głośno.
      - No dobra… Może nie przeprosić, ale wyrazić ubolewanie, że stracili tak świetnego Łowcę. Dwóch miesięcy nie potrafią beze mnie wytrzymać - westchnęła. - Nie wiem, czy chcę wrócić.
      - Jak to?- zdziwił się wyraźnie. - Przecież brakuje ci tego. To było całe twoje życie.
      - No właśnie. Całe życie, które ktoś mi narzucił. Robiłam to, co inni uważali za słuszne, bo cała nasza rodzina w tym siedzi. Każdą chwilę temu poświęcałam i co dostałam w zamian za odrobinę prywatności? Nie widzisz, że tracąc Związek, straciłam nie tylko pracę, ale i rodzinę? To wszystko mnie denerwuje, chciałabym trochę się od tego oderwać…
      - Przecież uwielbiasz to robić. Pamiętasz, kiedy wybierałaś Black Butlera? Czy ktoś kazał ci to zrobić? Pamiętasz, jak pierwszy raz nim strzeliłaś? Gdyby nie to, że działa tylko na wampiry, poważnie uszkodziłabyś mistrza Ryoheia - zaśmiał się, a dziewczyna mu zawtórowała. Faktycznie, pierwszy trening z prawdziwą bronią był zabawny. Hana chciała tak szybko próbować, że wystrzeliła w kierunku mistrza kilka pocisków, kiedy Kei próbował jej wyrwać pistolet, bo najpierw mieli omówić szczegóły w teorii. - Tak, cała nasza rodzina w tym siedzi, ale z powołania. Jeśli kiedykolwiek chciałabyś iść inną ścieżką, zaakceptowaliby to. Tak jak twój wyjazd z domu. Tyle lat cię nie było, ale uszanowali tę decyzję.
      - Wiem… Ale nie potrafię być tak poddana regułom. Mam silne poczucie sprawiedliwości i nie podoba mi się to, w jaki sposób niektóre rzeczy postępują.
      - Przez takie właśnie myślenie Kyouji rozbudził w ludziach chęć rewolucji - zauważył. - Shi, jesteśmy zespołem, raz bardziej zgranym, raz mniej, ale to przecież ludzkie.
      - Może więc ta rewolucja nie jest taka zła… Gdyby prezes sam ustąpił i oddał głos ludziom, nie byłoby żadnej awantury - zastanawiała się. Bała się, że przez to, że wujek ma wrogów, jej najbliższym może się stać krzywda. Już wystarczająco dużo przeżyli. Kei stracił przez to Kiran, a Mayumi i Miyako matkę, zaś Tamakiemu porwano obiekt jego westchnień. Ile jeszcze złego się stanie?
      - Wiesz, że Kyouji nigdy nie chciał rozwiązywać tego w pokojowy sposób…
      - Muszę to przemyśleć - stwierdziła. Pragnęła znowu uczyć Nocną Klasę i chodzić na misje. Skłamałaby, jeśli powiedziałaby, że tak nie jest. Myślała jednak nad tym, co na to powie Shouta. Czy nie wyśmieje jej niezdecydowania? Czy mimo swoich poglądów ma prawo jeszcze tam pracować? Czy wciąż będą chcieli wtrącać się w jej życie prywatne? - Pójdę do Miyi, przyda mi się chwila dla siebie - oznajmiła i zostawiając brata w kuchni, udała się do salonu, w którym bawiła się jej bratanica. Postanowiły zrobić małe przedstawienie dla taty. Miya przyniosła kostiumy, wymyśliły mini scenariusz i odegrały role księcia Hana i księżniczki Miyako. Kei śmiał się przez cały pokaz, klaszcząc raz po raz i gratulując świetnym aktorkom. Po inscenizacji trzeba było posprzątać rekwizyty, więc Hanashi zaoferowała, że jako dzielny książę odniesie to wszystko naraz. Śmiechu było co nie miara, gdy dziewczyna próbowała przenieść tyle zabawek i udrać do pokoju małej. Bliźniak i jego córeczka gorąco dopingowali Hanashi, której udało doczłapać się do pomieszczenia i zrzucić swój balast na łóżko Miyako. Zaśmiała się, dumna z siebie, że udało jej się zadanie, jednak w jednym momencie zrzedła jej mina. Stanęła jak wryta, wpatrując się w boski kwiat okalający łóżko dziewczynki. Suzaku… Nikt inny nie byłby w stanie stworzyć takiego dzieła. Była pewna, że tego rodzaju kwiat nie istnieje, w dodatku na ścianie przy łóżku przyklejony był wykonany przez Miyę obrazek dokładnie takiej samej rośliny. Patrzyła jak zaczarowana, jednocześnie czując wzbierającą się w niej złość.
      - Ciociu, zapomniałaś księżniczkowej korony! - powiedziała wbiegająca do pokoju rudowłosa, po czym wskoczyła na łóżko. Spojrzała na zaaferowaną kobietę i na jej obiekt obserwacji. - Jest super śliczny! Wujek mi powiedział, że mam moc, dzięki której nigdy nie uschnie! Muszę mu tylko codziennie śpiewać. Ekstra, nie? - mówiła, delikatnie głaszcząc kwiatek.
      - Niesamowite… - powiedziała Hana łamiącym głosem, choć z całej siły próbowała zachować normalny ton. - Miya-chan, zaśpiewaj mu więc dzisiejszą dawkę i poukładaj rzeczy na miejsce, dobrze? - rzuciła cicho i zostawiła dziewczynkę, śpiewającą kołysankę, którą od zawsze śpiewała jej Kiran. Hanashi zamknęła drzwi do jej pokoju, czując, jak zbiera jej się na płacz. Była wściekła.
      - Nie zamierzałeś mi powiedzieć, że był u ciebie Suzaku?! - spytała lekko zachrypniętym głosem. W głowie jej się to nie mieściło. Myślała, że akurat oni nie mają przed sobą tajemnic.
      - Nie chciałem cię martwić, Shi - odparł, domyślając się, że znalazła podarunek wampira dla Miyako. Ciekaw był, czy to zaplanował, żeby Hana się dowiedziała, że o nią pyta. Sprytnie, przecież nie mógł odebrać magicznego kwiatka córce, w końcu zakochała się w nim momentalnie.
      - Czego od ciebie chciał? - zirytowała się. Czuła, jak po raz kolejny ktoś coś przed nią zataja. Nienawidziła tego uczucia. Nie chciała tego przeżywać już nigdy więcej.
      - Pytał o ciebie - odpowiedział Kei zgodnie z prawdą.
      - To wszystko? Pomijam fakt, że nie powinieneś go nawet wpuszczać do tego domu, ale skoro już odkryłam ten wasz mały sekret, to, cholera, powiedz mi coś więcej, bo nie wytrzymam! - wrzasnęła, porządnie zdenerwowana. Dlaczego wszyscy traktowali ją jak dziecko?!
      - Dowiedział się, że jesteś zawieszona. Spytał, czy może jakoś pomóc, wyglądał jak siedem nieszczęść. Wciąż się obwinia, jest zazdrosny o ciebie i był cały czas, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. Powiedział, że nie chce sobie ciebie odpuścić, pobawił się z Miyako i wyszedł. Koniec historii, masz, co chciałaś. Następnym razem zastanów się, czy chcesz wszystko wiedzieć. - Z oczu Hany spływał już potok łez.
      - A ty stwierdziłeś, że skoro jest taki pokorny, to zapomnisz o tym, co zrobił i zawiążecie sobie pakt solidarności plemników?! Myślałam, że mogę na ciebie liczyć, a ty zapraszasz tę szuję do domu i pozwalasz jej bawić się ze swoim dzieckiem! Masz gdzieś jego czyny, bo przekonał cię swoim zbolałym spojrzeniem?!
      - Wiesz, że gadasz bzdury. Nigdy nie wybaczę mu krzywdy, którą ci zrobił, chociaż mam nadzieję, że kiedyś będziesz potrafiła z tym żyć. Póki co chciałem ci oszczędzić informacji o nim, bo mogą ci spowodować mętlik w głowie. Przeczą wszystkiemu, co sobie wmówiłaś. Jemu na tobie zależy, cokolwiek nie myślałabyś w tym momencie - rzekł poważnie, wpatrując się w zapłakane oczy siostry. Wiedział, że w obecnej chwili nie da się mu przytulić, była zbyt zła, nie lubiła tego wtedy.
      - Widzę, że przekupił swoją gadką nawet ciebie. Nie widzisz, że on próbuje tylko zrobić dobre wrażenie? Gdyby wszyscy dowiedzieli się, co zrobił, nie miałby nikogo. Powinien być wdzięczny, że nie rozpowiedziałam tego światu i nigdy więcej nie pokazywać się nam na oczy! - Czuła, jak rany otwierają się na nowo. Kei miał rację, że wywoła to prawdziwą burzę w jej głowie. Wiedział, że wciąż gdzieś głęboko żywiła do Suzaku uczucie, którego nie powinna i właśnie ono wołało teraz o pomoc, uwierzyło, że się martwił, że był zazdrosny… Jednak nienawiść podpowiadała jej, że to tylko kolejne kłamstwo, obłuda z jego strony. - Kiedy się widzieliście? - spytała, zastanawiając się nad czymś.
      - W piątek… - odparł, wiedząc, co go czeka. Była zbyt rozchwiana emocjonalnie, by się teraz uspokoić. Aktualnie potrafiła się jedynie bardziej nakręcić.
      - Jeszcze mi powiedz, że to nie ty zrobiłeś mi zakupy! - wykrzyknęła. Widząc niewzruszoną minę brata, połączyła fakty: tamtego dnia czuła przecież w mieszkaniu wampira. - Ten cham włamał mi się do domu! Nadal będziesz go bronić?
      - No w tym chyba nie zrobił nic złego? Zrozum, że chciałby odkupić winy, choć wie, że się nie da. Prawdopodobnie popełnił największy błąd w życiu.
      - To tak jak ja, że mu kiedykolwiek zaufałam. Nie poznaję cię, Kiryuu. Zawiodłam się na tobie. Nie wracam do Związku, nie chcę z tobą rozmawiać, nie chcę z nikim rozmawiać. Mam was wszystkich dość! - oznajmiła i ruszyła w kierunku wyjścia. Kei złapał ją jednak za ramię i uniósł bluzkę, odsłaniając posiniaczony brzuch. Dziewczyna natychmiast się wyszarpnęła i poprawiła ubranie.
      - A może tego zaczniesz mieć dość? Z nim też nie będziesz rozmawiać? Nie widzisz, że on cię zmienia? Jesteś straszną egoistką! Nie chcę, żeby on cię ranił!
      - To mój czas na bycie egoistką, całe życie robiłam wszystko dla innych, starałam się o względy Suzaku, prezesa, rodziny… I co z tego mam?! Wszyscy się ode mnie odwrócili, więc wybacz, ale to będą moje decyzje. A zranił to mnie Suzaku i radziłabym ci o tym nie zapominać. A Shouta robi tyle, na ile mu pozwalam, nie ogranicza mnie. Więc nie zdziw się, jeśli będę się w jego otoczeniu pojawiać znacznie częściej - dodała i bezceremonialnie wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami, zupełnie tak jak w młodości, gdy kłóciła się z rodzicami.
      Zapłakana biegła przez szare już uliczki miasta. Nie zwracała uwagi na pojedynczych wpatrujących się w nią z zaciekawieniem przechodniów. Już tyle razy robiła coś, co według zwykłych mieszkańców miasta wykraczało poza normy, że zdążyła się do tego przyzwyczaić.
      Wbiegła do swojego mieszkania, w którym przez chwilę czuła się nieswojo, gdy tylko pomyślała, że Suzaku tu był. Dlaczego naruszył jej prywatną strefę, jej azyl, w którym czuła się bezpiecznie? Podeszła do lodówki i delikatnie przejechała po niej palcami. Musiał ją dotykać… Zganiła się od razu za tę myśl i wzięła się w garść, udając się do swojego pokoju. Pewnie tu siedział, pomyślała, ogarniając wzrokiem pokój i próbując odtworzyć, co się wtedy wydarzyło. Podeszła szybko do jednej z szafek i z samego dna wygrzebała zamknięty w szkatułce kwiat, który Suzaku wysłał jej, gdy wyprowadzała się z miasta po studiach. Bajkowy, tak jak jej imię… Chciała go zniszczyć, ale nie potrafiła. Wciąż była za słaba. Był taki piękny, że aż nie chciało się wierzyć, że stworzyła go tak wredna kreatura. Zamknęła szkatułkę i schowała ją najgłębiej jak się dało. Nie chciało jej się przebierać, więc położyła się bez tego. Owinęła się kołdrą i chłonęła jej zapach. Zegar wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą.
      Dziewczyna pogrążyła się w myślach. Co teraz byłoby dla niej najbardziej odpowiednie? Ucieczka od problemów, zostawienie Związku, bliskich i próba ułożenia sobie życia na nowo czy sprostanie ciężkiemu losowi, powrót do pracy z upokorzeniem, odzyskanie rodziny, która jednak nigdy nie pozna prawdy i to ją będzie miała za dziwną, a nie Shoutou?
      Chciałaby, żeby słowa Keia były prawdziwe, ale może gdyby to się stało trzy miesiące wcześniej, przed tym, jak Suzaku tak dogłębnie ją skrzywdził. Nie rozpamiętywała już tego, ale tego dnia wydarzyło się za dużo. Nie potrafiła sobie z tym poradzić.
      Nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła, jednak otworzyła oczy, gdy na zegarku wskoczyła trzecia. Poczuła, jak ktoś pakuje jej się do łóżka, niespecjalnie dbając o to, czy ją obudzi. Zdążyła się jednak do tego przyzwyczaić. Od razu od tyłu przywarł do niej mocno i odgarnął jej włosy z twarzy.
      - Obudź się wreszcie, jestem taki rozbudzony - szepnął jej do ucha odrobinę zbyt głośno. - Zajęcia były potwornie nudne, uczniowie jak zwykle denerwujący. Popraw mi nastrój - zarządził.
      - A idź, dla mnie to pora snu - wymamrotała, przecierając oczy. Nie chciał jednak tego słuchać, więc wpił się w jej usta. Dziewczyna zachichotała, próbując mu się wyrwać, ale na nic się to zdało. - Zawsze… musisz to wykorzystywać… Jesteś za silny - mówiła w przerwach, w których udawało jej się odsunąć.
      - Lubisz to - stwierdził, dając jej na chwilę spokój. Zadowolona zwycięstwem Łowczyni pocałowała go w nagrodę. Nie przepadał za tym, by to dziewczyna przejmowała inicjatywę, wręcz by cokolwiek robiła, dotykała go w jakikolwiek sposób.
      - Dostałam list ze Związku Łowców. Chcą mnie z powrotem. W dodatku Kei widział się z Suzaku i jeszcze ten debil uzupełnił mi lodówkę, a ja głupia myślałam, że to mój brat… - szepnęła, odwracając wzrok. Musiała się komuś wygadać. Miała wyrzuty sumienia, że pokłóciła się z bliźniakiem, nienawidziła tego najbardziej na świecie. Opowiedziała czystokrwistemu o wszystkim, nie szczędząc szczegółów. O tym, co powiedziała bratu, o tym, co myśli…
      - I co z tym zrobisz? - spytał tylko po całym jej wywodzie. Zdawał się być całkowicie spokojny, jak zawsze.
      - Suzaku wszystko zniszczył… Nie chcę tracić rodziny i pracy… To wszystko jego wina, więc chyba pokażę mu, jak umiem sobie radzić i wezmę to na barki. Nie dam się tak zmanipulować. Wrócę do Akademii i do Związku. Chociaż Kei teraz myśli, że wszystkich tam nienawidzę i popieram rebelię…
      - I tego się trzymajmy - szepnął jakby z zastanowieniem Shouta. Po chwili zacmokał niezadowolony.
      - Że co, proszę? - spytała zdziwiona, ledwo dosłyszawszy, co powiedział.
      - Lepszej wersji nie będzie, wybacz, sensei, ale to były tylko i wyłącznie twoje decyzje. Chociaż mogłoby to dłużej potrwać - stwierdził, wzruszając ramionami. - Wstawaj, idziemy na spacer - powiedział do wyraźnie zaniepokojonej Łowczyni. Wstał i wyciągnął rękę do leżącej wciąż na łóżku dziewczyny. Usłyszał jej przyspieszony oddech, niemiarowe bicie serca.
      - Nigdzie nie idę - powiedziała, siadając i próbując zachować spokój. Po raz pierwszy poczuła się tak niepewnie, nie widziała, co ją czeka.
      - Pamiętaj, że podobały mi się twoje poglądy. Zabawy z tobą też były niezłe, szczególnie jak na poziom człowieka. Ale czas wkroczyć w nowy, lepszy etap - rzekł takim tonem, że praktycznie każdy byłby mu w stanie w to uwierzyć.
      Hanashi nagle przypomniała sobie wszelkie ostrzeżenia, jakie usłyszała, gdy rozmawiała z kimkolwiek o dziedzicu Hanadagi. Ukradkiem spojrzała na szafkę nocną, na której leżał Black Butler. Spięła się ze wszystkich sił, by prędko go zdobyć, ale gdy dotknęła go opuszkiem palców, wampir złapał ją w pasie i odciągnął od broni. Podniósł ją i przygwoździł do ściany całym ciałem tak, że nie miała jak się poruszyć. Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle.
      - Spokojnie, właśnie spełniają się twoje marzenia - szepnął jej do ucha zmysłowo niskim głosem i było to ostatnie zdanie, które usłyszała, nim omdlała, osuwając się wprost w jego ramiona. 




***
      Witamy Was po zdecydowanie zbyt długiej przerwie i kłaniamy się uniżenie, ażeby Wam to wynagrodzić. Nie, dobra, co Wam po pokłonach na modłę Japończyków. Nie, nie, przybywamy z rozdziałem, pierwszym od lipca! *szok* Za ewentualne błędy logiczne i wszelakie inne przepraszamy, bo nie bardzo zdążyłyśmy ogarnąć, co się ostatnio działo, a korekta w środku nocy to nie to, w czym Aya czuje się jak ryba w wodzie… Po prostu wczoraj wypełniło nas palące pragnienia wspólnego zamknięcia się w pokoju Kao - jak za starych, dobrych czasów - i pisania. Siedziałyśmy do 2.30 w nocy, na pisaniu spędziłyśmy też CAŁY dzisiejszy dzień. Także miłego czytania, a my wracamy do Was już za tydzień (a w komentarzach jesteśmy na bieżąco)! Buziaki, dziękujemy Wam za to, że wciąż z nami jesteście i nas motywujecie! 

6 komentarzy:

  1. Kocham kiedy usuwa mi się komentarz. Ale to nic. xD Napiszę jeszcze raz. Najpierw powiem, że jestem naprawdę mocno szcześliwa, że w końcu coś dane było mi tutaj przeczytać. A jeszcze bardziej uszczęśliwia mnie to, że rozdział był praktycznie o Suzaku. Oh i ah! Miód ma moje serce, antydepresanty moje kochane. Poszłam na kolokwium dzisiaj w dobrym humorze (i czuję, ze nawet może zaliczę :D)
    Dobra, koniec tego chwalenia. trzeba przejść do rozdziału. Więc opiszę postaciami, tak mi będzie łatwiej.
    Na pierwszy ogień idzie Suzaku, jako że wyskoczył na samym początku jak gumka z majtek. Kogo jak kogo, ale nie spodziewałam się, że tajemniczym gościem Marii (oprócz Kao) może być Suzaku. Nie bardzo pamiętam jakie mieli relacje, ale to nie ważne. Moją całą uwagę przykula zachowanie Suzaku. Świetnie opisałyście te jego drugie "ja". Chociaż dobrze wiemy, że ma te jeszcze te 3, które pokazał przy samym debiucie :D Ah, miło się patrzy jak to jeszcze taki zagubiony dzieciak. Bardzo dobrze, że tak przeżywa to co zrobił. Te poczucie winy tak go uczłowiecznia(wiem, że nie ma takiego słowa), i sprawia, że ja mu wybaczam. Nawet nie pamiętam powodu dlaczego usunął te wspomienia Hanie. Właśnie o to tutaj chodzi chyba w złych uczynkach. Aby je żałować i więcej nie powtórzyć. Uważam, ze każdy zasługuje na 2 szanse (w końcu nikogo nie zabił Hanie :P). Trochę mnie też bawił ten strach Suzaku przed Kao. Chociaż jakby Kao wiedziała co mój kochany wampirek zrobił, pewnie by chodził z głową odwróconą do góry nogami. xD Potem Suzaku poszedł do Keia (chyba po Keiu odwiedził dom Hany jeśli dobrze pamiętam. Rozdział czytałam rano więc coś może mi umnknać) i tutaj znowu przedstawiacie jak Suzaku bardzo cierpi. A Kei zachował się okej - tak jak powinien. Przywalił mu w twarz i pozwolił powiedzieć dając do zrozumienia, że będzie trzymał stronę Hany. A tu Suzaku pewnie specjalnie wymyślił tą akcję z kwiatkiem. Przyznam, że nawet bym nie pomyślała, że tu chodzić mogło o to, aby dać o sobie przypomnieć Hanie. @.@ Sprytne, sprytne. No i te odwiedziny w domu Hany. To mi po prostu zmiażdżyło serce. I to, kiedy ona pomyliła go z Shoutą. Auć. Biedny Suzaku. Niby zasłużył, ale już wycierpiał swoje. W końcu ile można rozpaczać nad usuniętymi wspomieniami? xDD Powinna mu dać wszystko wyjaśnić.
    Ale dobra, teraz przejdę do Hany i powiem, że dała trochę dupy po całości. I tu powiem, o tym, że ona zachowuje się już tak, że stara się wszystkim zrobić na złość, ale nie zdaje sobie sprawy, że zaczyna siebie pogrążać. I tu dodam od razu coś o Shoucie. Uwielbiałam gościa, naprawdę, ale do momentu rozmowy Hany i Katsumi, kiedy Hana niechcący pokazała siniaki. Nie wiem czemu, ale może jakaś moja intuicja wmawiała mi coś złego, a może to dlatego, że shippuje Hazaku (nie wiem jak ich nazwać, Hazaku fajnie brzmi w sumie. Ktoś wymyślił już nazwe dla Hany i Suzaku?:D) I tu rozumiem, że ona może czuć żal do Suzaku, że usunął jej wspomienia, że załamała się bo myślała, że mężczyzna którego kochała całe życie (i nadal kocha, ja to wiem, nie potrafiła wyrzucić od niego kwiatka C: ) się jej brzydzi. Też bym się tym załamała. Chce dziewczyna odreagować, o nim zapomnieć - rozumiem. Ale czemu Shouta? Teraz jak nad tym dłużej pomyślę to może dlatego, bo Suzaku go nie lubi? A co tam, zrobić mu na złość. Zasmuciło mnie to jak potraktowała też Keia. Zaślepiona tą nienawiścią nie może rozsądnie myśleć. Odtrąca nawet bliźniaka. Nie musiała odtrącać akurat jego. I proszę w co się wpakowała? :D Co ten Shouta sobie wymyślił? Ah, Suzaku ratuj Hanę! :D Nie wiem jak inni, ale ja na to czekam!
    Wgle, powiem Wam że mistrzowska była rozmowa Zero-Ichiru-Kao i ten pomysł z listem. :D Ah biedaki, nie wiedzą jak ujarzmić młodą kobietę z większym temperamentem jak Kao :D
    Oby się wszystko dobrze skończyło. :D
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że na następny rozdział nie będzie trzeba czekać tak długo! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hey!
    Dzięki za info! :*

    Oh! Szczerze mówiąc sporo mi z głowy wyleciało! Ale w miarę czytania, pamięc wracała ;)
    Cóz, Suzaku to menda, ale żałuje. Hana w końcu to zrozumie i mu wybaczy...
    Co do Handagiego-nooo... grabi sobie chłopaczyna, oj grabi...

    Nie wiem co jeszcze, gdyż nie pamiętam rozdziału poprzedniego. No i zabieram się za nowy serial ^^

    A! Mam neta! Będę nadrabiać zaległości :D

    Pozdro i weny!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. ALLELUJA! Nowy rozdział!!!! Szczegółowy komentarz po południu ;)
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, to bez dalszych wstępów, rozdział jest spoko. Szkoda mi Suzaku jak cholera :/ A Hana zachowuje się jak najbardziej nie fair, bo o ile pamiętam (jeśli coś pokręciłam to GOMENASAI) sama mu się do tego łóżka wpakowała! Teraz odgrywa się na nim jak nastolatka z burzą hormonów... Jeszcze jak gdyby nigdy nic spotka się z Hanadagi... Chloe jest zbulwersowana *zbulwersowanie mode on* Myśli tylko i wyłącznie o sobie, fakt, całe życie pracowała, żeby inni byli szczęśliwi i wiadomo było, że będzie pracować dla Związku i ok, mogła pewnego dnia mieć tego dość. To jedyna okoliczność łagodząca w tej sprawie. Ale na rany cytrusa! Ona gdzieś w głębi tego swojego małego, drobiowego serduszka KOCHA Suzaku! I to jest kochanie przez duże K. Kłania się powiedzenie: "Stara miłość nie rdzewieje". Wiem, że Suzaku zawalił na pełnej linii, ale Hana powinna mu już trochę odpuścić, bo nam się wampir załamie do końca i jeszcze zrobi coś głupiego... I to sobie :/
    Mam złe przeczucia co do ostatniej sceny... Co Wy kobity knujecie, hmm? Gdzie ten brutal zabiera Hanę? Co on chce z nią zrobić? I CZY NA ODPOWIEDŹ BĘDĘ CZEKAŁA KOLEJNE PÓŁ ROKU?!! xD
    Kolejną rzeczą która mnie martwi to pogarszający się stan zdrowia Mari. Ona nigdy nie poprosi nikogo o pomoc. Ach ta wampirza szlachta... Dobrze, że Aya ma dobre serce i na pewno jej podaruje trochę krwi.
    What else... Hmm... *gapi się podejrzliwie w tekst* No dobra, a co z Ayą? Gdzie jest i co robi? A nasza wampirza młodzież? JA CHCĘ WIEDZIEĆ!!! xD
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny i CZASU! ;)
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  5. Na wstępie zaznaczam, że nie żyję. Byłam w szkole, zapomniałam jedzenia, łeb mi pęka i obiad jeszcze nie zrobiony, więc (tradycyjnie) nie spodziewajcie się ładu i składu.
    Aż się oplułam jak przeczytałam wiadomość o rozdziale. Co?! Jak?! Naprawdę?! A jednak życie potrafi być znośne! Gratuluję postępu!

    Nie spodziewałam się tam Marii. Jak przeczytałam, że Kao + ciasteczka, w równaniu od razu wyszedł mi Hanabusa (if you know what i mean…). A tu taka niespodzianka. Ale nie powiem, całkiem miła niespodzianka, tylko potem tak zepsuta… no, ale to potem.
    Lubię Marię. Szkoda mi jej, bo musi się czuć okropnie nie mając się nawet do kogo odezwać (mi by pasowało :3), ale nie skarży się, więc jest naprawdę w porządku. A w dodatku uczy się grać na pianinie – high five, Maria! A, i jeszcze coś: uważam, że jest głupia, nie chcąc przyjąć krwi Ayi ( „drink od siostry”, awww <3). Ja rozumiem, w życiu swoją godność trzeba mieć, nie wypada i w ogóle… Ale po co cierpieć jak można nie cierpieć? A Kao kochać i wielbić będę po wsze czasy! <3
    No kogo me cudne oczy widzą?! Jaśnie pan książę idiotów! Zapraszamy, zapraszamy! To to jest dopiero przekręt! Ja nie wiem co ten człowieko-wampir ma we łbie! Bezczelny! Powiedziałby, że żelazko zostawił włączone, mleko na gazie wykipi, pieczeń w piekarniku już pewnie dymi… cokolwiek, byle tylko wyjść! To nie. Chociaż miał na tyle przyzwoitości, że mu głupio było. Mam nadzieję, że nadejdzie wiekopomna chwila, w której Kao dowie się o tych wszystkich zberezeństwach i podłym postępowaniu tego idioty. A wtedy skróci o głowę! :3 Ale póki co niech cierpi męki, dewiant jeden, popieprzony maso-książę!
    I w ogóle, co to ma znaczyć: „Tak strasznie chciał ją spotkać, porozmawiać z nią jak za dawnych czasów…”?! No chyba nie! Trzeba było myśleć wcześniej, gamoniu, a teraz to już po ptakach… Wkurzył mnie.
    Ech, gdyby tylko Kao wiedziała o wszystkim! Mogłaby jakoś sama działać, a tak co? Prosi o rozmowę z córką najmniej odpowiednią do tego osobę. To naprawdę przykre, że tak wierzy w to, że Suzaku może coś zdziałać…

    I mamy Hanę z Katsumi. W sumie, to nie zazdroszczę Katsu. Nie chciałabym być na jej miejscu. Nie dość, że musi uczyć rozwydrzone wampiry z tą trójcą z piekła rodem na czele, to jeszcze takie ją dylematy sercowe nachodzą. No dramat. Ale, kiedy Kei już będzie gotowy na to, żeby się z kimś związać, to mam nadzieję, że jej się powiedzie. No, chyba że wcześniej umrze. Z Wami nic pewnego.
    A Hana? Moja biedna! Dlaczego ona też cierpi na syndrom sztokholmski?! Ten ją tłucze na umór, a ta jeszcze go broni! Kao nie bez powodu się martwi! Ludzie, kto to widział?! Zamiast wyjść za kochanego, troskliwego kociarza, to ona urządza sobie potajemne schadzki z sadystycznym psycholem. I moje ukochane „nie mów mi jak mam żyć”. No prawie jak zbuntowana dwunastolatka! Skoro sama nie wie, co dla nie dobre, to ktoś jej musi powiedzieć, bo się chyba zapędza trochę. Ja rozumiem, żal do wszystkich, nienawiść wobec Suzaku, Weltschmerz, bunt, bo Związek taki do d. i w ogóle, ale bez przesady może, co? Niech sobie gdzieś jedzie, wda się w przelotny romans z jakimś mniej szkodliwym osobnikiem, poogląda „Pamiętniki z wakacji” – cokolwiek, ale niech da się na spokój z Hanadagi! I, o zgrozo, rozumiem, że się złości, że jakby to był Suzaku, to wszystko spoko, a jak Shouta, to już nie. No ale z dwojga złego…

    I że jej niby na związku nie zależy? Mhm, jasne. A będą smoki w tej bajce? Przecież ona to kocha. To nie przymus – to powołanie. A zasady? Zasady są wszędzie i choć tym razem została potraktowana naprawdę niesprawiedliwie, to nie powinna rezygnować z tego, co się dla niej naprawdę liczyło, bo Związek to nie tylko jej praca, ale też rodzina i przyjaciele… Ale mi się mądrze napisało, aż jestem z siebie dumna! :D
    A co do tych zaginionych Łowców… no to ja mam jakieś bardzo złe przeczucie. Eony temu, kiedy do Akademii chodziły Aya i Kao miały miejsce dziwne zaginięcia. Przypadek? Nie sądzę. Wieszczę klęskę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kei, mordo ty moja! :D Aż się wzruszyłam, tak piękne to było, już widzę ten idealny, zamaszysty prawy sierpowy lądujący na twarzy tego durnia! Ale co to daje, skoro on chce cierpieć? Jestem niepocieszona!
      *wstaje i teatralnie zaczyna bić brawo* Owacje na stojąco! W końcu dochodzimy do punktu, w którym emo-książę przyznaje się do zazdrości, mamy to! Bez jaj… nie można tak było wcześniej? Zanim postąpiło się jak ostatni kretyn, skrzywdziło Bogu ducha winną dziewczynę i wkurzyło czytelników? No, ale trudno.
      Chce to wszystko jakoś naprawić? No chyba nie. Niech się jej na oczy nie pokazuje i na nic nie liczy. To, że Hanadagi ją tak omotał jest tylko jego winą. Chociaż może... nie, nieważne.
      A Kei jest najlepszy. Kurczę, gdybym nie kochała Tamakiego, kochałabym jego (ze skrajności w skrajność – a co mi tam!). Najpierw przyłożył mu w mordę, a potem po męsku się z nim rozmówił. Prawdziwi facet a nie jakieś ciepłe kluchy. *znaczące spojrzenie w stronę pewnego idioty*
      Spodziewałam się, że polezie do Hany. Bo jakżeby inaczej? Nie spodziewałam się tylko, że zrobi jej włam na chatę i „uczynnie” napełni lodówkę. Chociaż tyle z niego pożytku. Ale... było mi go odrobinkę szkoda jak tak stał za tymi drzwiami, a Hana wołała Shoutę. Żal mi go było... Ale już mi przeszło. xD

      Kao oczywiście niszczy system. Kocham ją! Ta stanowczość, ta ironia... Wchodzi, mówi jak ma być i bez dyskusji! No, ale w końcu ktoś musi tam decydować w ważnych sprawach!
      Nie wierzę w życie. Matko, list? Serio? Kokardy opadają...

      SPAGHETTI!!! <3 W tej kwestii doskonale rozumiem Hanę... nie ma nic lepszego od spaghetti. Chyba, że kabanosy... chociaż nie, spaghetti wygrywa nawet z kabanosami.
      Matko, oni serio wysłali ten list... ło borze liściasty... No, ale z drugiej strony, to może lepsze niż starcie z Haną twarzą w twarz, w trakcie którego mogłoby wyniknąć kolejne, że tak to ujmę, nieporozumienie. ^^”
      Kurczę, przykro trochę. Kei ma rację, ale ciężko nie rozumieć Hany. W końcu z jednej strony robi to, co kocha, ale z drugiej, to właściwie od dziecka realizuje czyjś plan na swoje własne życie – a to nie jest fajne. Miałam nadzieję, że jakoś to się da rozwiązać... Ale teraz nie jestem już tego aż taka pewna.
      No i co? Książę idiotów znowu wszystko popsuł nawet nie będąc obecnym! To się nazywa talent! Niech on się leczy na nogi, bo na głowę, to już za późno! Ech... liczę na to, że Hana się ogarnie i dojdzie do niej w końcu, że ani Kei, ani reszta jej rodziny nie są przeciw niej. Ona jest taka zagubiona...
      Shouta, no gdzie mi z tymi łapami?! Uch, gdybym mogła ucięłabym mu je przy samej... Jest frajerem. Kocham go. I nienawidzę. Niech zgnije w piekle. Jak już wykończy wszystkich innych. <3
      Nie no, nie wytrzymam, co za frajer! Jak on śmiał...?! A Hana mu tak ufała... chociaż to było do przewidzenia. Wszyscy ostrzegali, ale tak to jest jak się nikogo nie słucha. Nie można jej winić, chociaż... ach, sama nie wiem! Mam nadzieję, że jakoś z tego wyjdzie... Jeśli Shouta coś jej zrobi, nałożę na niego wiekuistą klątwę!

      No, może starczy tych wywodów. Więcej dziś już nie napiszę. Przede wszystkim, cieszę się, że w końcu przerwałyście milczenie! Oby dalej pisanie szło Wam tak dobrze, bo Wasze opowiadanie to balsam dla mej biednej duszy! Weny, czasu, chęci do pisania i wszystkiego co najlepsze, Dziewczęta!

      Pozdrawiam - Andzik

      Usuń