sobota, 8 września 2012

Vampire Night: rozdział II - "Sekrety wychodzą na jaw"



      Mariko obudziła się nagle. Czuła, jak serce tłucze jej się w piersi. Podejrzewała, że przyśnił jej się jakiś koszmar, aczkolwiek nic podobnego nie pamiętała.
      Odetchnęła głęboko kilka razy, aż wreszcie nieco się uspokoiła. Przeszło jej przez myśl, że może to i dobrze, że nic nie zapamiętała.
      Była okropnie zmęczona. Zerknęła na zegar - dochodziła jedenasta, nic więc dziwnego, że się nie wyspała. Powinna pospać jeszcze przez ładnych parę godzin, tym bardziej, że całą noc spędziła na szkolnym balu.
      Przekręciła się na bok i rozpoczęła próby ponownego zapadnięcia w sen. Niestety, spełzły one na niczym. Nieco zirytowana, Mariko postanowiła wstać.
      Przeszła przez niemały akademicki pokój i weszła do łazienki. W przeciwieństwie do dziennych dormitoriów, tutaj każdy pokój miał też łazienkę, co było wielkim udogodnieniem. Poza tym każdy uczeń posiadał własną komnatę. Do dyspozycji wampiry miały również służbę, choć nie tak liczną jak w większości arystokrackich posiadłości. Ogółem uczniowie Nocnej Klasy mieszkali jednak wygodnie w świetnych warunkach. Z jednej strony Mariko uważała, że to trochę niesprawiedliwe względem Dziennego Wydziału, z drugiej jednak zdawała sobie sprawę, że gdyby nie zadowalające warunki, ważne osobistości wampirzej społeczności nie posłałyby swoich pociech do Akademii Kurosu. I, musiała to przyznać, takie wygody bynajmniej jej nie przeszkadzały, przywykła do nich, choć nie marudziła też, gdy przychodziło jej pomieszkiwać w mniej ekskluzywnych miejscach.
      Odbyła poranną toaletę, choć jako wampir powinna to zrobić wieczorem zważywszy na nocny tryb życia.
      Rozczesała długie, czarne włosy, po czym związała je w kitkę. Następnie założyła normalne ubrania, w końcu był weekend. Wybrała ładną bluzkę z długim rękawem oraz wygodną spódniczkę - w przeciwieństwie do matki, nie miała nic przeciwko nim, była do nich przyzwyczajona, jako iż nosiła je od dziecka.
      Po cichu wyszła na korytarz. Przystanęła na chwilę i wytężyła zmysły. Szybko upewniła się, że wszyscy jeszcze śpią, postanowiła więc pójść na spacer.
      Uwielbiała samotne przechadzki, podczas których bez problemu i skrępowania mogła zatopić się w swoich myślach i na spokojnie przeanalizować jakieś zdarzenia, sytuacje, czyjeś zachowanie i tym podobne sprawy. Z reguły jednak trudno było jej wyrwać się samej na dłużej. Rodzice momentami przejawiali wobec niej pewną nadopiekuńczość, a i przyjaciele, którym Aya i Zero ją powierzali, woleli nie spuszczać jej z oczu. Czasami naprawdę ją to denerwowało. Naturalnie nie ograniczano jej prywatności na tyle, by czuła się nieswojo ani nic z tych rzeczy, niemniej jednak czuła się, jakby w każdej chwili i za każdym zakrętem miało czyhać na nią potencjalne niebezpieczeństwo. Czy rzeczywiście takowe jej zagrażało? Miała nadzieję, że nie. To nie tak, że była tchórzem - choć samej zdarzało się o sobie tak myśleć, w istocie byłaby w stanie zrobić wiele, by obronić bliskie jej osoby. Ale gdyby to ona sama znalazła się w niebezpieczeństwie...
      Mimo wszystko minął prawie rok od czasu przybycia do Akademii Kurosu i nic złego się nie wydarzyło. Oczywiście i Dzienna, i Nocna Klasa miały za sobą kilka mniejszych czy większych konfliktów, ale mimo wszystko nigdy nie było to nic szczególnie poważnego i nikomu nie groziło niebezpieczeństwo. Mariko zastanawiała się, czy w podobny sposób miną kolejne dwa lata.
      Weszła do lasu. Kluczenie między drzewami i wsłuchiwanie się w odgłosy życia leśnych zwierząt było czymś, co naprawdę lubiła. W końcu wychowywała się w dworku skrytym pośród drzew. Może geny też zrobiły swoje - z tego, co Mariko słyszała, a także sama zdążyła zaobserwować, jej rodzice również uwielbiali przechadzki po lesie.
      Chodziła tak przez co najmniej godzinę. Osiągnęła stan pełnego wyciszenia i poczuła się niemal błogo. Żałowała, że tak rzadko ma sposobność do podobnych spacerów.
      Za pomocą wyostrzonych zmysłów znów sprawdziła, czy ktokolwiek w Księżycowym Akademiku już wstał. Okazało się, że nie. Cóż, gdyby tylko mogła, sama też chętnie wciąż by jeszcze spała. Po chwili zastanowienia zlustrowała też dom babci i dziadka. Usłyszawszy znajome krzątanie się po kuchni, ruszyła ku budynkowi, w którym czasami zdarzało jej się spędzać część wakacji.
      Reiko zauważyła ją przez kuchenne okno i zaproponowała, żeby Mariko od razu weszła, nie czekając na nią. Wnuczka tak też uczyniła. Zaraz po zdjęciu butów udała się do kuchni, przywitała z babcią zajętą przygotowywaniem obfitego śniadania, a następnie zabrała się do pomocy.
      - Dziadek i Dei jeszcze nie wstali? - zapytała.
      - Kaien już się obudził, ale jakoś nie może zwlec się z łóżka - zaśmiała się Reiko. - Za to Dei śpi jak zabity.
      - Cóż, właściwie trudno im się dziwić - ziewając zauważyła Mariko.
      - Oj, chyba się nie wyspałaś, co?
      - Taak... - przyznała dziewczyna. - Obudziłam się tuż przed jedenastą, wydaje mi się, że śnił mi się jakiś koszmar, choć nie jestem pewna... W każdym razie potem nie mogłam już zasnąć. Postanowiłam więc wyjść na spacer - wyjaśniła z delikatnym uśmiechem.
      Reiko zaśmiała się cicho.
      - Twoja mama też tak często robiła - rzuciła, wpadając na chwilę w stan zadumy. - Wiesz, często wspominam różne wydarzenia z przeszłości... Tyle się wydarzyło, zarówno podczas mojej młodości, jak i w życiu moich dzieci, że w rezultacie momentami czuję się, jakbym była dużo starsza niż jestem - powiedziała wolno. - To niesamowite, jak wiele zdarzyło się przez tych sześćdziesiąt kilka lat.
      Mariko zamyśliła się. To rzeczywiście musiało być dziwne uczucie. Sama nie wyobrażała sobie, że mogłaby bezsilnie patrzyć na śmierć najlepszej przyjaciółki, samotnie wychowywać córkę zarówno jej, jak i swoją własną, upozorować swą śmierć1, brać udział w wielu zagrażających życiu walkach, przyglądać się intrygom Łowców i wampirów, niemal bezustannie drżeć ze strachu o bliskie osoby czy wraz z synem być zakładniczką sługusów czystokrwistego sadysty...2 Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Babcia nie miała lekkiego życia, o nie. Przeżyła nie mniej niż jej rodzice. A mimo tego raczej nie traktowano jej jak bohaterkę. Co prawda Reiko nie wyglądała na kogoś, komu by to przeszkadzało, ale Mariko i tak poczuła się nieswojo z tą myślą. Nieraz słyszała bowiem pochwały na temat odważnych czynów rodziców czy innych czystokrwistych albo Łowców, a przecież zasługi Reiko czy Kaiena wcale nie były mniejsze.
      - Nie wyglądasz na kogoś, kto łaknie przygód - powiedziała nagle Reiko. Mariko, otrząśnięta z zamyślenia, utkwiła wzrok w babci i zauważyła, że ta wpatruje się w nią z pewnym zrozumieniem i znaną czułością.
      - Szczerze mówiąc, nie wiem, jak można ich pragnąć - przyznała, myśląc o swojej zwariowanej kuzynce. - Czy moja mama w jakikolwiek sposób ich pożądała?
      - Och, nie, Aya wolała mieć święty spokój i w nic się nie mieszać. Ale... Cóż, nie miała szans na to, by wieść spokojne życie. Z taką przeszłością, a do tego podpadając czystokrwistym... - Pokręciła głową ze smutkiem. - Inna sprawa z Kao - westchnęła z rezygnacją. - Ta to mogłaby podbić świat, gdyby się tylko postarała i gdyby nie przeszkadzało jej w tym wrodzone lenistwo - zaśmiała się. - Całe szczęście czasami słuchała zdrowego rozsądku. - Uśmiechnęła się zadziornie i puściła oko. - Ale co będzie z Haną-chan... - Pokręciła głową. - Obawiam się, że prędzej czy później w coś się wpakuje. Mam wrażenie, że nie do końca pozytywne cechy Kaori odziedziczyła... spotęgowane.
      - O tak, bez dwóch zdań... - mruknęła Mari.
      - Mam nadzieję, że tobie i Keiowi uda się jakoś odciągnąć ją od większych kłopotów.
      - Boję się, że może się to okazać niemożliwe.
      - Co może okazać się niemożliwe? - zapytał Kaien, wchodząc do kuchni. Z uśmiechem przywitał się z żoną i przybraną wnuczką.
      - Zapobiegnięcie kłopotom, w które w przyszłości na pewno wpadnie Hana-chan - odpowiedziała po chwili Reiko. Zanim jej mąż zdążył się odezwać, zmieniła temat. - Wielkie nieba, prawie trzynasta. Zbliża się pora obiadu, a my nie zjedliśmy nawet śniadania. Może obudzimy już Deichiego?
      - Pójdę do niego - zaoferował się mężczyzna, po czym zniknął z pomieszczenia. Mari i Reiko zamieniły ze sobą kilka słów, gdy wrócił Kaien. - Nic z tego - oznajmił. - Nie da się go dobudzić - dodał z rozłożonymi w geście bezradności rękoma.
      - Yare, yare - westchnęła Reiko. - No nic, w takim razie zjemy sami. Ty oczywiście zostajesz, kochanie - zwróciła się do wnuczki, na co ta odpowiedziała uśmiechem.

      Kei nerwowo poczochrał lekko poskręcane włosy. Obejrzał się po swoim akademickim pokoju, w którym póki co stało tylko jedno łóżko.
      - Więc już wiesz - rzucił lekko zdenerwowanym tonem, patrząc na swojego o rok starszego kolegę, Akihirę Katsurę. Chłopak był również przyjacielem Kiran, która zdradziła mu już, że związała się z prefektem. W tym momencie patrzył z rozbawieniem na szarowłosego, a jego jadeitowe oczy iskrzyły.
      - Czyli rozumiem, że jeszcze nie powiedziałeś Hanashi? - zaśmiał się cicho, zdając sobie sprawę, że to nie lada wyczyn ją o tym poinformować. - W sumie można się domyślić, skoro jeszcze jesteś w jednym kawałku - powiedział z uśmiechem, wytykając język.
      - Taak - przeciągnął Kei, zdając sobie sprawę z tego, że musi jak najprędzej poinformować siostrę. Musiała się przecież dowiedzieć od niego, a nie od osób trzecich. Wtedy byłoby jeszcze gorzej. - Pewnie jeszcze dziś z nią o tym pogadam. Od dwóch dni patrzy na mnie badawczym wzrokiem, jakby czegoś oczekiwała - westchnął, stwierdzając w duchu, że okłamywanie bliźniaczki sprawia mu wielką trudność. - A Miya-chan pewnie się niecierpliwi.
      Oparł się o krzesło, patrząc na swojego rozmówcę. Domyślił się, że Kiran go tu przysłała, aby ponaglić rozmowę z Hanashi.
      - Nawet nie wiesz jak. Chociaż myślę, że powinna cieszyć się ostatnimi chwilami swobody - rzucił z lekkim rozbawieniem Akihira.
      - Może nie będzie tak źle? W końcu moje szczęście powinno być dla Shi najważniejsze - powiedział, samemu próbując się pocieszyć.
      - Znasz ją najlepiej... - rzekł Łowca, powoli wstając z krzesła.
      - Wiem... To będzie katastrofa - stwierdził dobitnie Kei, pozbawiając się ostatków nadziei.

      Osób, które jeszcze się nie obudziły, było mniej więcej tyle samo, co tych, które już wstały i teraz przeważnie dzieliły się swoimi wspomnieniami na temat minionego balu. Dla większości była to pierwsza tak bliska styczność ze zwykłymi ludźmi. Niektórzy z tych, którzy bez skrępowania tańczyli z przyszłymi Łowcami, trochę się przechwalali, jakby był to jakiś bohaterski wyczyn. Słuchając takich pogawędek, Suzaku uśmiechał się pod nosem. Wampiry potrafiły być zarówno okropnie nudne i poważne, jak i przypominać stare plotkary, szukające sensacji lub podniecające się byle czym. Ale czyż inaczej było w kręgach ludzkich bądź łowieckich?
      Shoutou miał zamiar porozmawiać z Mariko, ale nie znalazł jej we wspólnym salonie. Ruszył więc ku tej części akademika, w której znajdowały się komnaty dziewcząt. Pokój jego zastępczyni był jednak pusty.
      - Wiesz, gdzie jest Mari-chan? - zapytał, gdy ujrzał zbliżającą się Suzue. Zajmowała ona komnatę po prawej stronie Mariko. Z drugiej strony pokoju wiceprzewodniczącej mieszkała Maria Kurenai, z kolei naprzeciwko Eva Shiro.
      - Nie wiem, Suzaku-sama - odparła. - Właściwie sama jej szukam - przyznała.
      - Soka... Cóż, pewnie poszła spotkać się z kuzynostwem albo babcią i dziadkiem - powiedział. - Nieważne, ile razy jej mówię, żeby powiadamiała mnie, gdy się dokądś wybiera, prawie nigdy mnie nie słucha - mruknął zrezygnowany.
      - Cóż, taki los rycerza... - Suzu uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami.
      - Ech... - Chłopak machinalnie zmierzwił sobie włosy. - Lepiej jej poszukam. Może to głupie, ale denerwuję się za każdym razem, gdy znika mi z oczu na zbyt długo.
      - Skąd ja to znam - westchnęła Namizawa.
      - Chcesz iść ze mną? Będzie raźniej.
      Suzu zgodziła się ochoczo. Zapytana, czy Shuusei też chciałby pójść, odpowiedziała, że wyszedł na spacer z Marią. Z akademika wyszli więc sami, uprzednio upewniając się, że w razie jakichkolwiek problemów ktoś niezwłocznie ich zawiadomi.

      Hanashi zamierzała właśnie pójść do dormitorium chłopców, by zobaczyć się z Keiem, jednak gdy w oddali ujrzała znajome postaci, zaśmiała się groźnie pod nosem i cicho zaczęła się za nimi skradać. Naturalnie mogliby ją wyczuć i usłyszeć, zajęci byli jednak rozmową, a w takich sytuacjach nawet wampiry traciły czujność.
      Dziewczyna od tyłu zarzuciła ręce za szyję Suzaku, śmiejąc się wesoło. Wyszczebiotała jakieś powitanie, wspaniałomyślnie pozwalając chłopakowi się uwolnić, zanim by się udusił. Hanashi posłała Suzue triumfalny uśmieszek.
      - Konnichi wa, Suzu! - zawołała.
      Namizawa z trudem powstrzymywała wybuch śmiechu. Suzaku z kolei spojrzał z naganą na Hanashi.
      - No co? - spytała z miną niewiniątka.
      - Jesteś szalona - odparł tylko, wznosząc oczy ku górze.
      - Bez osób takich jak ja świat byłby nudny - rzekła, wzruszając ramionami. - Dokąd to się wybieracie?
      - Szukamy Mari-chan - wyjaśnił młodzieniec. - Myśleliśmy, że może jest u ciebie...
      - Ale jej nie ma - uzupełniła Hana. - Do akademika chłopców z reguły nie wchodzi, wiecie, zasady i te rzeczy, więc pewnie siedzi u babci i dziadka.
      - Więc złóżmy im wizytę - rzucił książę.
      - Hai! - zawołała Hanashi, podskakując lekko. - Idziemy? - zwróciła się do Suzue.
      - Nie wiem, czy... - zaczęła, ale Hana jej przerwała, łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą. Nie mając nic do gadania, powlekła się za kuzynką Mariko.

      Na wieść, że Dei wciąż śpi jak suseł, Suzue poczuła zarówno ulgę, jak i zawód. Okropnie chciała go zobaczyć, ale zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Czy powinna odpowiedzieć na jego pytanie już dzisiaj? Gdy tak myślała o wczorajszych - a właściwie dzisiejszych - wydarzeniach, chwilami nie chciało jej się wierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę. Już kilkakrotnie przechodziło jej przez myśl, że to wszystko tylko jej się przyśniło. Jeśli jednak nie, to co ma zrobić? Gorączkowo próbowała wymyślić jakieś wyjście z tej sytuacji.
      Przede wszystkim powinna się dowiedzieć, co dokładnie czuje do Deichiego. To, że go bardzo lubiła, było pewne, ale czy go kochała? Główkując intensywnie i przypominając sobie nocne doznania, doszła do tego, że taka ewentualność jak najbardziej wchodzi w grę. Obawiała się jednak tego, iż może podjąć decyzję pod wpływem chwili, a potem coś w jej stosunku do Deichiego albo związku z nim się zmieni. Poza tym... Nieraz przyłapywała się na myśli, że ma wrażenie, iż zakocha się w pierwszym chłopaku, który zakocha się w niej. Żyła przecież tyle lat, ale za nic nie mogła znaleźć przeznaczonej jej osoby... A incydent z przeszłości związany z pewnym arystokrackim egoistą, dla którego najciekawszym zajęciem było chyba łamanie niewieścich serc sprawił, iż zaczęła się bać, że nie istnieje dla niej szansa na szczęście w jakimkolwiek romantycznym związku.3
      Zakładając, że się zgodzi: co będzie, jeśli Dei szybko się nią znudzi albo uzna, że źle wybrał, że był po prostu zaślepiony tym swoim wyobrażeniem o niej jako jego bohaterce? Albo jeśli ona się zaangażuje, a on tymczasem, choćby nieoczekiwanie, zakocha się w innej? Albo...
      - Konnichi wa! - zawołał wesoło Deichi, wchodząc do saloniku, w którym siedzieli wszyscy zebrani. Serce Suzue niemal stanęło. Z trudem powróciła do rzeczywistości. Zauważyła, że od dawna nie zwracała uwagi na słowa zgromadzonych, zatopiona była w swoich myślach i wątpliwościach. O czym właściwie rozmawiali? Czy było to coś ważnego? Coś, o czym powinna wiedzieć? Od czasu przyjścia do domku dyrektora słyszała tylko, jak Suzaku daje lekką reprymendę Mariko, ale potem, gdy wszyscy przeszli do nieoficjalnego salonu, Suzu straciła kontakt ze światem.
      - Spać do piętnastej - westchnęła Reiko. - Masz talent, synku.
      Dei zaśmiał się niezrażony.
      - Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na taki luksus - uznał. - Tym bardziej, jeśli wcześniej nie spało się przez przeszło dobę, a przez ostatnich kilka tygodni uczyło się do najważniejszych egzaminów w życiu - dodał z uśmiechem.
      - Och, jakiś ty biedny! - rzuciła teatralnym tonem Hanashi. - Cóż, my też nie mieliśmy lekko - uznała, z powagą kiwając głową.
      - Taak, pierwsza liceum to okropnie wymagający rok - powiedział Deichi, udając zgodę. On i Hana zaczęli się przekomarzać, a cała reszta traktowała to jak komedię oglądaną na żywo.
      Namizawa przyglądała się temu z ciepłym uczuciem w sercu. Choć nadal nie była pewna, co powinna uczynić, wiedziała jedno: uwielbiała całą tę rodzinkę i byłoby czymś cudownym stać się jej częścią.

      Jak zwykle, gdy nie widziała się i nie rozmawiała z bratem bliźniakiem dłużej niż przez godzinę (nie licząc nocy), Hanashi czuła się nieco pusto czy nieswojo. Miała nadzieję, że Kei dołączy do gromady siedzącej w domu babci i dziadka, ale, niestety, tak się nie stało. Dlatego więc opuściła zabranych, by ruszyć do męskiego akademika i, być może, wreszcie wyciągnąć od brata, co też dokładnie łączy go z Kiran Takamiyą.
      Po drodze zastanawiała się, jak wydusić z brata prawdę. Rozważała, czy lepiej oznajmić mu, że podejrzewa jego związek z Kiran, spytać go, czy może chce jej coś powiedzieć, a może po prostu siedzieć i czekać, aż sam powie? To by było najlepsze, jednak nie mogła być pewna, że Kei zechce właśnie teraz się jej zwierzać. Hana wiedziała jednak, że chłopak nie umie zbyt długo czegoś przed nią ukrywać, bo albo on nie wytrzyma, albo ona to z niego wyciągnie.
      Postanowiła jednak pójść na żywioł, coraz bardziej wątpiąc w to, że jej przypuszczenia nie okażą się prawdą. Póki co zajęła się odprężającym oglądaniem natury powoli budzącej się do życia po zimie. Mimo że jej ulubionym żywiołem był ogień, miała to bowiem za matką, przez miłość, którą obdarzyła Suzaku, zmuszona była również do bliższego zaznajomienia się z prawami natury. Już jakiś czas temu stwierdziła, że jeśli dłużej się ją poobserwuje, może wydać się naprawdę piękna. Wolała jednak, aby ktoś ją oprowadził po świecie flory, tęskniła za wytwarzaniem pięknych roślin przez księcia, kiedy była jeszcze dzieckiem i bawiła się razem z Keiem u Mariko.
      Przed budynkiem wzięła kilka głębszych oddechów. Nim otworzyła drzwi do akademika, ktoś zrobił to za nią. Kiedy zobaczyła Akihirę, poczuła, że to znak, który nie wróży nic dobrego. Do tego pogoda zaczynała się psuć. Marcowe niebo w większości pokryte było chmurami, do tego wiatr nieprzyjemnie się wzmagał. Jednym słowem, to niedobry omen.
      - Jestem przygotowana na najgorsze - powiedziała przesadzonym tonem na powitanie. Zobaczyła ciepły uśmiech kolegi, ale nie zatrzymała się przy nim. Machnęła ręką na pożegnanie i energicznie wbiegła na pierwsze piętro, kierując się w stronę pokoju brata. Kiedy tylko skręciła w prawo, zwolniła widząc, że stoi on przed swoim pokojem, opierając się o ścianę, i uśmiecha się delikatnie, widocznie na nią czekając.
      Nie witając się z nim, przekroczyła próg jego pokoju, czekając, aż wejdzie za nią. Miała minę wojowniczki, nie chciała przegrać tej bitwy. Kiedy chłopak zamknął za nimi drzwi, szarowłosa stała przed nim z poważną miną. Miał ochotę się uśmiechnąć, ponieważ wyglądała strasznie zabawnie, zdawał sobie jednak sprawę, że ona traktuje całą tę sprawę bardzo poważnie, więc się powstrzymał.
      - Mów, przeżyję... - oznajmiła, patrząc z oczekiwaniem w stronę brata.
      - Od tygodnia spotykam się z Mi... - zaczął spokojnym tonem, kiedy bliźniaczka wbiła mu się w środek zdania.
      - Nie przeżyję! - wybuchła, zaczynając nerwowo maszerować po pokoju i powtarzając sobie w kółko słowo „wiedziałam”.
      - Przeżyjesz, przeżyjesz. Przecież to nic złego, że mam dziewczynę - dodał z uśmiechem, mając cichą nadzieję, że obejdzie się bez rękoczynów.
      - Nie no, oczywiście! Wspaniale, że chodzisz z kimś, kogo najbliższa dla ciebie osoba nie toleruje! Doprawdy skaczę z radości! - rzuciła zdenerwowana, z trudem powstrzymując drżenie ze wściekłości.
      - Nigdy nie wspominałaś, że jej nie znosisz, zresztą zawsze mówiłaś, że jest okej - zauważył, przypominając sobie dawne wspólne treningi z Kiran i Hanashi.
      - To właśnie ci wspominam! Nie to-le-ru-ję jej i nie chcę, żebyś się z nią spotykał! - krzyczała tak, że zapewne pół męskiego akademika ją usłyszało. - Nawet jeśli tak kiedyś było - przypomniała sobie o ostatniej części wypowiedzi brata - to już tak nie jest.
      - Już za późno. Jestem z nią i nie zamierzam zrywać. To naprawdę świetna dziewczyna, zresztą dobrze o tym wiesz. Nie bądź zazdrosna. Przecież ona nie ma zamiaru mnie tobie odbierać - zapewnił, wiedząc, co chodzi siostrze po głowie.
      - Nie obchodzi mnie to! Po prostu o ciebie dbam i nie chcę, żeby zniszczyła ci życie - skłamała, w rzeczywistości wiedząc, że brat zapewne dobrze wybrał sobie dziewczynę.
      - W tym momencie ty mi to robisz, Shi - odważył się powiedzieć bliźniak, raniąc tym dogłębnie uczucia siostry. Spojrzała na niego nienawistnie, tak że jej oczy iskrzyły się w niebezpieczny sposób. - Ranisz mnie, nie akceptując tego, że jestem szczęśliwy - powiedział zgodnie z prawdą.
      - Przesadziłeś. Nie masz prawa tak do mnie mówić! Widzisz, ona już cię zmienia! - krzyczała, gdy do oczu cisnęły się jej łzy wściekłości i bezradności.
      - To twoja zazdrość cię zaślepia, Shi - odparł miłym dla ucha głosem, podsycanym jakimś dziwnym smutkiem.
      - Skończ. Więcej się do ciebie nie odezwę! - postanowiła. Chociaż pewnie długo nie wytrzymam...
      I tak długo nie wytrzyma, pomyślał Kei, mijając siostrę i siadając na łóżku.
      - Pomyśl, czy chcesz... - zaczął, ale dziewczyna nie usłyszała reszty zdania, ponieważ wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami z takim impetem, że o mało nie wyleciały z zawiasów. Na szczęście były dość wytrzymałe, przeżyły bowiem już kilka takich kłótni.
      Hanashi, wrząca w środku ze wściekłości, opuściła budynek, mijając przewodniczącego męskiego akademika, którego zmierzyła lodowatym spojrzeniem, kiedy odważył spytać, czy coś się stało. Wybiegła na zewnątrz, łapczywie wciągając chłodne powietrze do płuc. Jako iż to jej nie pomogło, ruszyła szybkim krokiem w kierunku piwnic, które zostały jeszcze z dawnych czasów, kiedy teren Akademii był własnością Łowców.
      Po kilku minutach znalazła się w strzelnicy. Wyjęła spod bluzy Black Butlera, swój czarny rewolwer, którego na krok nie opuszczała, mimo że póki co nie przydał jej się w żadnej konkretnej sytuacji poza wyładowywaniem emocji.
      Załadowała kartki z celami i przyjmując bojową pozycję, tak jak uczyła się kilka lat temu, zaczęła strzelać do celu. Wystarczyło kilka strzałów, by wszystkie punkty witalne papierowego przeciwnika zostały przestrzelone. Chociaż dziewczyna starała się skupić na celu, robiła to raczej machinalnie, w myślach cały czas ganiąc się za zachowanie przy bracie. Wykrzyczała sobie na głos wszystko, co ją dręczyło. Było jej strasznie głupio, że zrobiła to, co zrobiła. Nie zamierzała zaakceptować jego związku, ale niepotrzebnie tak na niego nakrzyczała. Wiedziała, że w tym momencie pewnie dręczą go wyrzuty sumienia przez to, że powiedział to, co tak ją zabolało.

      Kei rzucił się na łóżko, przykrywając twarz poduszką. Nienawidził się za tych kilka słów bolesnej prawdy, którą wyrzucił siostrze prosto w twarz. Mimo że miał rację, mógł jej tak dobitnie nie przedstawiać.
      No i było gorzej niż myślałem, stwierdził, analizując spotkanie. Miał nadzieję na chociażby znikomą zgodę na związek. Nie dość, że owej nie otrzymał, to jeszcze się z nią pokłócił. Posiadanie dziewczyny przy tak nadgorliwej bliźniaczce było chyba doprawdy niemożliwe. Chłopakowi jednak zależało na Kiran tak bardzo, że postanowił, iż tym razem udowodni siostrze, że jego uczucie jest na tyle silne, by przetrwać jej humorki i dogryzki.
      Teraz pozostało mu tylko czekać, aż bliźniaczka zmądrzeje i wszystko zaakceptuje.

      Hanashi wyszła już jakiś czas temu, z kolei Suzaku i Mariko też powinni już wracać. Suzue naturalnie chciała wymknąć się wraz z nimi, ale Dei postanowił ją zatrzymać.
      - Możemy porozmawiać? - wyszeptał jej do ucha zamiast się z nią pożegnać. Poczuł, że się spięła. Miał nadzieję, że to zwykły stres związany z poważną rozmową, a nie przejaw niechęci do niego.
      Momentami nie mógł uwierzyć, jak bardzo był od niej uzależniony. Uwielbiał ją od dawna, ale to, co czuł teraz, było uczuciem... wyższym. Nie miał wątpliwości co do tego, że ją kocha i chciałby z nią być. Wyglądało jednak na to, że Suzu ma wątpliwości - i to zapewne całe mnóstwo.
      Choć uparcie próbował przygotować się na odmowę i wierzyć, że szanse na powodzenie są znikome, nie mógł pozbyć się cisnącej mu się do serca nadziei. Zawsze tak miał, a teraz bał się, że ten fakt może stać się przyczyną jego zawodu, a nawet cierpienia. W końcu... Niby czemu Suzue miałaby związać się z takim dzieciakiem jak on? Może i był dorosły już od paru lat, ale jego doświadczenie życiowe porównane z doświadczeniem Suzu było wprost żałośnie małe, żeby nie powiedzieć znikome. Byli też przedstawicielami ras, które czysto teoretycznie powinny być wrogami, niemniej jednak to chyba powinno stanowić najmniejszy problem, skoro oboje nie znali uprzedzeń z tym związanych, a do tego szczerze popierali wszelkie dążenia do współpracy Łowców i wampirów. A co, jeśli Suzue w ogóle nie zamierzała z nikim się wiązać? Są osoby, które z założenia chcą pozostać „wolne”. Mogła należeć do tej grupy, skoro wciąż nie miała partnera, a była taką świetną dziewczyną. Ale... Gdyby tak było, to skąd ten wyraźnie wyczuwalny smutek w jej głosie, gdy mowa była o jej potencjalnym chłopaku? To nie pasowało. Więc może ktoś ją kiedyś skrzywdził i teraz boi się, że to się może powtórzyć...? Deichi zadrżał lekko. Nie, on nigdy by jej nie zranił, nie ma szans. Mimo wszystko dobrze by było, gdyby znał prawdę. Czy może spytać o to wprost?
      Zastanawiał się nad tym wszystkim, idąc powoli jedną z akademickich ścieżek. Suzue szła w niewielkim oddaleniu od niego i również wyglądała na zamyśloną.
      - Przepraszam - powiedział nagle. - Chyba jestem dla ciebie źródłem niepotrzebnego stresu. - Próbował się uśmiechnąć, ale średnio mu to wyszło.
      - Wcale nie - odparła szybko, choć gołym okiem widać było, że się denerwuje. Gdyby tylko znał tego powód!
      Spojrzał na nią uważnie, a ona tylko się zarumieniła i speszona odwróciła wzrok. Wyglądała tak ślicznie, że najchętniej bezzwłocznie by ją do siebie przytulił. Musiał wykorzystać całą siłę swojej woli, by tego nie zrobić. Wtedy to by ją dopiero przestraszył... Choć kiedy objął ją w nocy, by nie marzła, mimo pewnej nieśmiałości nie skarżyła się, a nawet po chwili niemal odprężyła. Czuł się wtedy cudownie i całym sobą pragnął, by to się powtórzyło. Albo żeby mógł cofnąć się w czasie. Choć nie, to by do niczego nie prowadziło. Trzeba iść naprzód... Tylko jak to zrobić...?
      - Więc... Eeto... Myślałaś o... o tym wszystkim? - zapytał niepewnie. Dlaczego w każdej możliwej sytuacji rozpierała go pewność siebie i zdecydowanie, a kiedy przychodziło do tak poważnej kwestii, jaką jest miłość, czuł takie wielkie onieśmielenie? To zdecydowanie nie ułatwiało sprawy.
      Kątem oka zauważył, że Suzue uśmiechnęła się leciutko pod nosem, gdy owo onieśmielenie zauważyła. Może uważa to za słodkie? Czy to by mi pomogło? Nie wiedział.
      - Myślałam... - zaczęła cicho. - Ale chyba nadal nie jestem pewna... Ja... Po prostu mam wiele wątpliwości - szepnęła. Dei dziękował w duchu za to, że miał dobry słuch, niełatwo było ją bowiem zrozumieć, gdy tak szeptała. Była przyzwyczajona do towarzystwa wampirów wyczulonych na każdy dźwięk, gdzie nawet szept mógł być usłyszany na niemałą odległość.
      - To zrozumiałe - odparł. - Mogę ci jakoś pomóc?
      Czy to było w ogóle możliwe? Taką sprawę pewnie powinno się przemyśleć w samotności albo... Cóż, obgadać z przyjaciółką. Dei wolał nie myśleć, jak by taka rozmowa wyglądała. Był świadkiem podobnych zwierzeń między dziewczynami i nigdy nie mógł się nadziwić, jak można komuś tak dużo mówić na temat swojego prywatnego życia. Dziewczęta miewały dziwne zwyczaje.

      Strzelała w przeróżne cele przez kilkanaście minut, póki całkiem się nie zmęczyła i wyładowała. Dopiero wtedy stwierdziła, że jest gotowa okazać jakąkolwiek skruchę wobec brata. Odłożyła więc broń i biegiem ruszyła z powrotem w stronę akademika, obawiając się, że zaraz się rozmyśli.
      Wbiegła po schodach i skierowała się do odpowiedniego pokoju. Chłopak siedział na łóżku zatopiony w czytaniu jakiejś lektury na zajęcia łowieckie.
      - Gomen, Kei... - zaczęła, zmuszając go do podniesienia wzroku znad książki. Nadal stała kilka kroków od niego, bojąc się podejść bliżej. - Nie powinnam tak krzyczeć i się wściekać. Masz przecież swoje życie - rzuciła. - Ale nie pozwolę jej zajmować jego większości! - oznajmiła pewnie.
      - Przecież nikt ci mnie nie zabiera, Shi - zapewnił, wstając z łóżka i przygarniając do siebie siostrę.
      - Tak, tak... Między nami już wszystko dobrze, co nie? - spytała i kiedy zobaczyła potaknięcie, uśmiechnęła się promiennie i uwiesiła się na bracie. - Ale to nie oznacza, że ją akceptuję. Pokażę jej, jak to miło jest być pomiędzy bliźniakami - zaśmiała się złowrogo, obmyślając pierwsze plany dręczenia koleżanki.
      - W to naprawdę nie wątpię - powiedział cicho, uśmiechając się do siebie i głaszcząc ukochaną siostrę po głowie.
      Po chwili zmienili temat i zagłębili się w opowieściach o wczorajszym balu. Hanashi z entuzjazmem opowiadała, ile to musiała czekać na taniec ze swoim księciem i kilka razy upewniała się, czy na pewno widział, jak razem tańczyli. Po godzinnej rozmowie oboje zapomnieli o sporze. Następnie Hanashi oznajmiła, że obiecała spędzić wieczór z Iness, więc zebrała się i wyszła.
      Kiedy wychodząc spotkała na schodach Kiran, rzuciła w jej stronę irytująco przesłodzony uśmieszek, który bynajmniej nie zwiastował nic dobrego.

      Suzue milczała przez chwilę, zapewne nad czymś się zastanawiając.
      - Mam być z tobą szczera? - zapytała, znów bardzo cicho.
      - Oczywiście - odpowiedział Deichi. Posłał jej zachęcający uśmiech, ale ona chyba go nie zauważyła, bo patrzyła raczej pod nogi.
      - Ufam ci, bo znamy się od kiedy byłeś niemowlęciem i jesteśmy przyjaciółmi - rzekła najpierw. Deia ucieszyło to wyznanie. Zaufanie to poważna rzecz, to dobrze, że Suzue go nim obdarza. - Wiem, że bardzo cię lubię, i może to uczucie jest pewnym rodzajem miłości, a jeśli nie, to może się w nie szybko przekształcić, ale... Po prostu się boję.
      - Czego dokładnie? - spytał delikatnie. Zauważył, że stali w miejscu pośrodku ścieżki. Na szczęście w pobliżu nie było żywej duszy.
      Przegryzła wargę i milczała, widocznie bijąc się z myślami. Wiedział, że jest raczej zamknięta w sobie, a do tego bardzo wrażliwa i okropnie nie chciał jej w żaden sposób przestraszyć. Cóż więc mógł zrobić, by do niej dotrzeć? Czy może miał czekać, aż sama odważy się przed nim w jakiś sposób otworzyć?
      - Suzu, mogę cię o coś spytać? - Sposób, w jaki zadał to pytanie, dobitnie wskazywał, że ma na myśli coś prywatnego, dlatego dziewczyna zawahała się porządnie, zanim powoli skinęła głową. - Czy... Czy byłaś kiedyś zakochana? I czy ten chłopak cię skrzywdził? - zapytał cicho, niepewnie na nią patrząc.
      Drgnęła, a on przeklął w duchu swoją wścibskość. Już miał ją przeprosić, gdy nieoczekiwanie Suzue się odezwała.
      - I tak, i nie - odparła na pierwsze pytanie. Usta jej zadrżały, nie rzekła nic na temat drugiego, ale odpowiedź była oczywista.
      Zabiję chama!, zagroził w duchu, czując, że wypełnia go gniew i chęć zemsty. Zacisnął dłonie w pięści.
      - Powiedz, kto to taki, a spuszczę mu taki łomot, że popamięta! - krzyknął hardym tonem, w wyobraźni zbijając jakiegoś nieznajomego idiotę na kwaśne jabłko. Nieważne, kim on był, mógł się nawet okazać czystokrwistym, a i tak bez zastanowienia by się na niego rzucił, doskonale wiedząc, że w takim przypadku raczej przypłaciłby to życiem zanim zdążyłby go choćby dotknąć.
      Kącik ust Suzue uniósł się nieznacznie.
      - On już nie żyje - oznajmiła cicho.
      Deichi przeraził się. Czyżby właśnie popełnił największy błąd swojego życia? Czy ten chłopak skrzywdził ją... umierając i w ten sposób ją opuszczając…? Jeśli tak, to Suzue mogła go właśnie znienawidzić.
      Namizawa zauważyła jego strach i szybko dodała:
      - Ale chętnie popatrzyłabym, jak dajesz mu wycisk.
      Spojrzał na nią lekko zdezorientowany. Ta zaś westchnęła głęboko i nie patrząc na niego, zaczęła mówić.
      - Nazywał się Akira Dan. Spotkałam go na pewnym balu i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. - Powoli ruszyła naprzód. - Zaczęliśmy się spotykać, choć moja rodzina niechętnie patrzyła na ten związek, ród Dan był bowiem poddany Radzie oraz, jak się potem okazało, Rido Kuranowi. To było... dziwne. Targały mną sprzeczne uczucia, choć tak naprawdę zdawałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy przez jakiś czas nie widziałam się z Akirą. Kiedy zaś byłam z nim... Byłam kimś zupełnie innym, właściwie nie wiem nawet, jak to wyjaśnić. - Zamilkła na moment. - Któregoś dnia on... chciał posunąć się dalej, niż bym sobie tego życzyła - powiedziała tak cicho, że Dei ledwo to dosłyszał. - Udało mi się wtedy wyrwać, ale on szybko się zemścił. W rezultacie prawie mnie zabił. Gdyby nie Shuusei, prawdopodobnie nie byłoby mnie dzisiaj tutaj.
      Serce Deichiego prawie stanęło.
      - Niisan wyjaśnił mi wszystko. Dlaczego ten związek był tak dziwny, tak... nienormalny i bolesny. Dowiedział się, że... że byłam pod działaniem mocy Akiry. Jego zdolnością było rozkochiwanie w sobie dziewcząt, władza nad pewną częścią ich uczuć. Bawił się wieloma, a ja miałam nieszczęście stać się jedną z nich. - Stanęła i odwróciła się do towarzysza, który szedł kilka kroków za nią. Uśmiechnęła się smutno. - To by było na tyle. Zginął podczas ataku Rido-sama na Akademię. Był jednym z jego popleczników.
      Dei, oniemiały, przez chwilę siedział cicho, nie wiedząc, jak się zachować. W myślach porządkował sobie te wszystkie informacje. Było mu okropnie żal Suzue. Mógł tylko wyobrażać sobie, jak się czuła, gdy została tak dogłębnie zraniona.
      - Dziękuję - powiedział poważnym tonem, lekko jej się kłaniając. Patrzyła na niego zdumiona. - Wiem, że opowiadanie o tym musiało być dla ciebie bardzo trudne. Jestem zaszczycony, że zaufałaś mi na tyle, by wyznać mi to wszystko. Naprawdę jestem ci wdzięczny. - Podszedł do niej i uroczyście rzekł - Bez względu na to, czy zdecydujesz się ze mną związać, przyrzekam, że nie dopuszczę do tego, by ktokolwiek cię skrzywdził. Będę się tobą opiekował, czy tego chcesz, czy nie - dodał, uśmiechając się przyjaźnie i nieco zawadiacko.
      Suzue przez kilkanaście sekund patrzyła na niego w milczeniu, aż wreszcie jej twarz rozjaśnił uśmiech, który sprawił, że serce Deia radośnie podskoczyło.
      - W takim razie oddaję się w twoje ręce, mój rycerzu - powiedziała z nutką onieśmielenia, ale z uroczym uśmiechem.
      Nie zastanawiając się nad tym, co robi, Dei porwał Suzu w swoje ramiona. Przytulił ją mocno, szczęśliwy jak nigdy. Ona zaś odwzajemniła gest, co sprawiło, że Deichi pomyślał, że mógłby w tej chwili umrzeć.





Odświeżacz pamięci:


<- Poprzedni rozdział                                                                                            Kolejny rozdział ->



***
      Yo.
      Rozdział dedykuję tym, którzy skomentowali poprzedni, a szczególnie Suzu za to, że nie wyrzuciła mnie jeszcze z domu... "Błądząc we mgle" pojawi się 22.09.12, w sobotę, zapraszam!
      Pozdrawiam,
      Aya

   /dopisek od Suzu-chan/
    Jako iż Aya nadmieniła, że obecnie zamieszkuje u mnie, ośmielę się wtrącić kilka zdań xD
    Oczywiście rozdzialik jak zawsze (co większość czytelników zauważyła) boski *.* Ech, no i Dei-chan jest w nim taaaaaaaaaaaki kochany <3  <promieniuje z niej różowa aura, a wokół latają kwiatki> 
    A w ogóle to Aya ma dziś imieninki (08.09!) ^.^ Aa, no i jestem z niej dumna, bo jeszcze nie śpi, choć gdy to piszę, jest prawie PÓŁNOC! AKIRA SZOK O.O
   Dobra koniec mojego ględzenia, bo zwariujecie.
   Paaa :* 

      Aya: Yare, yare <ton otona Lambo> Arigato, Suzu-chaaan <ton Fuuty> xD

6 komentarzy:

  1. No cóż poważniejszy komentarzyk napiszę jak będę miała czas więc na razie powiem dwie rzeczy
    1)Rozdział cud, miód i orzeszki
    2)Dei jest świetny <3

    Suzu-chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Heej! Arigato za nowy rozdział ;* Sorki, że nie skomentowałam poprzedniego, ale tak się jakoś złożyło, że wczoraj miałam tak mało mocy, że już tylko nadrobiłam zaległości i bęc! - Leżę na łóżku i śpię!

    Tak czy inaczej, zacznijmy komentowanie!

    Och... poranne wstawanie po nieprzespanej nocy... Skąd ja to znam... :D W czasie wakacji sama się przestawiłam na nocny tryb życia, więc... ciężko mi było wstać na 6:00 na śniadanie :/ [Kto normalny budzi się o 6, gdy ma na 9 do szkoły?!]
    Och! Wycieczki do babci w weekendy! *.* Jak mi tego brakuje! Kiedyś to ja mogłam wychodząc ze szkoły po prostu przejść na drugą stronę ulicy i już byłam na babcinym podwórku a teraz... x_x

    Tak czy inaczej, przechodzimy do następnej sprawy. Kei to ma pod górkę... Ale fakt, Hanashi powinna zaakceptować osobę, którą kocha jej słodziutki braciszek :P Trzeba tylko tak to powiedzieć, aby jej nie zdenerwować... Co mu się nie udało ;/ Na szczęście, jak już Hanashi ochłonęła, jako mądra dziewczynka poszła przeprosić brata :D I wszystko dobrze się skończyło :P

    O! A teraz Dei - chan i Suzu! :D Ach! Dei - chan jest tutaj taki słodziutki i uroczy! Chciałabym mieć takiego chłopaka... Ale jako postać w tle go nie potrzebuję ;P
    Tak czy inaczej, Jestem szczęśliwa, że Suzu znalazła sobie kogoś, kto ją kocha i mam nadzieję, że szybko z nim będzie :D ;*

    Najgorsze w tej sytuacji jest to, że jak już będzie w miarę rozwinięty wstęp do tego świata i człowiek się wkręci, zaraz stanie się coś, co ten klimacik zrujnuje :/

    Sorki, że tak nie rozwinęłam moich wywodów, ale jeszcze do siebie nie doszłam... Plus, czeka mnie jeszcze praca domowa i czytanie lektury z polaka (POTOP!!! O_O) T^T

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć. : D

    Jestem dziś kompletnie wykończona i w gruncie rzeczy nie mam siły komentować rozdziału, ale postanowiłam się zdobyć na ten trud i skrobnąć parę słów.
    ~*~
    Ech.. Nie dziwie się, że Mariko nie chciało się wstawać o 11 po przetańczonej nocy. W ogóle nie rozumiem jak można wstawać przed 13 w weekendy. Co prawda, nie każdy lubi sobie poleniuchować tak, jak np. ja, ale i tak uważam to za dziwne...
    ~*~
    Współczuję Keiowi - mając tak zazdrosną, wredną, zaborczą siostrzyczkę, która co chwilę coś kombinuje, nie wytrzymałabym nerwowo. A poza tym, Hana chociaż powinna spróbować zaakceptować Kiran. A ta od razu ją skreśliła na starcie. I jeszcze pokłóciła się z Keiem i trzasnęła drzwiami. No ale pierwsza do niego poleciała.. Haha! Zachowałabym się chyba tak samo na jej miejscu. :D
    ~*~
    Dei i Suzu... Jakoś ciepło na serduchu mi się robi, kiedy czytam o tej parce. ^^
    Nie mogę się już doczekać, aż Suzue w końcu przejrzy na oczy! Tzn., z epilogu wiemy, że i tak będą razem, ale mam nadzieję, że długo nie będę musiała czekać. ;p
    ~*~
    Ogólnie rzecz biorąc, rozdział(jak każdy)bardzo mi się podobał. Tylko nie napisałabym
    „ziewając zauważyła Mariko.”, a „zauważyła Mariko, ziewając”, ale(poza brakiem przecinka po imiesłowie)nie ma żadnych błędów(a przynajmniej moja skromna osoba nic nie zauważyła. ;))

    Pozdrawiam,
    Shiori.

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boże, o Boże!!!!! Dei jest takie... ah! Oficjalnie: Deichi Kurosu jest na liście najbardziej zajefajnych i mega słodkich chłopaków!!! Tuż obok Suzaku, oczywiście ^^
    Ah, nie wiem czy rozdział był krótki, czy mi się po prostu szybko czytało... W każdym bądź razie: przerażająca jest Hanashi! One mnie nienawidzi!!!! A raczej: nienawidzi Kiran ^^" Czy kiedykolwiek zmieni zdanie?? Bo Kei jest kolejny na liście super facetów :D Oczywiście, zależy mi po prostu na ich szczęściu, dlatego się martwię... Mam nadzieję, że jakiś rozdział im poświęcicie, bo chętnie bym coś takiego przeczytała... ;) Poza tym czemu Hana jest aż taka zaborcza? W końcu powinna pragnąć szczęścia brata! (mówię tu z własnego doświadczenia, jako iż posiadam trzech młodszych braci... Choć może to nie to samo... W końcu żaden nie jest moim bliźniakiem...)
    Choć nadal Deichi siedzi mi w głowie, to nie mogę zapomnieć wspomnieć o Mariko... Ciekawe kiedy dowie się prawdy o swoich snach... Z Kaname w roli głównej... Jezuuu jak to zdanie brzmi!
    Dziękuję za info i dedyk ;*
    Życzę udanego roku szkolnego (co poniektórym), a całej reszcie świetnych, trwających nadal wakacji!
    Ave!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra... czas na komentarz!

    Ja tam na przykład nie uznałabym snu Mariko za koszmar *cieszy ryja do zdjęcia swego męża*, chociaż dla niej faktycznie mógł być nieprzyjemny...
    Ułła... wstawanie po imprezie... bolesne przeżycie (pomimo, że niemalże nigdzie nie wychodzę, to parę razy zdarzyło mi się wrócić z imprezy ledwo żywą)a najgorzej jest, jak już usiądziesz na łóżku i okazuje się, że nie masz siły, żeby opuścić nogi i iść.
    Hm... Hana została oficjalnie wpisana na listę moich ulubionych bohaterek. Uprzykrzanie życia koleżankom (a zwłaszcza dziewczynom braci) jest baaardzo interesującym zajęciem xD Dei i Suzu... uwielbiam tą parę *o* Deichi jest taki opiekuńczy i w ogóle... kurczę, no! Cudny jest! Ja chcę takiego na urodziny *wzrok szczeniaczka*

    To na tyle, bo jakoś specjalnie nie mam weny.

    Pozdrawiam- Andzik

    OdpowiedzUsuń
  6. Lale szalone jak zwykle :D
    Wracać mi tu do domu, bo nie się słuchać Waszych wygłupów przez telefon.

    Jako współautorka nie będe się wypowiadać na temat rozdziału, mogę tylko powiedzieć, że kocham Suzaku, Keia, Deia, Hanę <3 i innych moich kochanych! <3

    Jak miło jest się wypowiedzieć pod swoim opowiadaniem :D

    OdpowiedzUsuń